wtorek, 21 kwietnia 2015

Jeden dzień bez zegarka

Wszyscy wiemy, że Pan Bóg jest poza czasem. A gdyby tak spróbować przeżyć choć jeden dzień bez zegarka?









W znakomitym felietonie angielskiego dziennikarza Toma Hodgkinsona czytam, że czas przestał być darem Bożym. Jest pieniądzem, aktywnością, działaniem. Niemal każdy chce mieć drogi zegarek, a rzecz, która w rzeczywistości stanowi symbol niewolnictwa, urosła nagle do roli symbolu statusu.

Ludzie mówią, że nie mają czasu, żeby iść na spacer, poczytać, wyglądać przez okno. Ale na ogół mają czas, żeby godzinami siedzieć w internecie czy przed telewizorem. W rzeczywistości czas mają, ale wyznaczyli sobie inne priorytety. 

Bo troska o czas wymaga pewnej dyscypliny. 

Wszyscy wiemy, że Pan Bóg jest poza czasem. A gdyby tak spróbować przeżyć choć jeden dzień bez zegarka? Dzień, w którym nie umawia się na spotkania, a po prostu się one zdarzają. Umawianie się byłoby czymś dziwacznym, ponieważ życie jest nieprzewidywalne. 

Trochę tak sobie marzę o innym świecie, w którym utrata poczucia czasu nie jest niczym złym. To wspaniałe uczucie pozwala każdemu zapomnieć o krępującej rachubie godzin i swobodnie popłynąć. Dać się ponieść temu, co jest. Doświadczyłem tego cztery dni temu, kiedy zupełnie nieoczekiwanie rozłożyła mnie choroba i na półtora dnia wylądowałem w łóżku. Po raz pierwszy od ośmiu lat... Nie byłem w stanie odebrać żadnego telefonu, komputera nawet nie włączałem. Spałem, a kiedy budziłem się, piłem wodę, coś próbowałem zjeść, a resztę czasu zapełniałem lekką książką. Leków staram się nie używać, więc ten nieco uciążliwy stan musiałem zwyczajnie przetrzymać. 

Wstyd się przyznać, ale zatęskniłem, by trwał on dłużej. 


I choć w niedzielę chodziłem jeszcze półprzytomny, a co kilka minut odzywał się kaszel, to musiałem zdystansować się do choroby. Zbyt dużo nazbierało się zajęć, których nie mogłem już przełożyć.

Tęsknota za byciem "poza czasem" jednak pozostała. 

Podczas dzikich, autostopowych podróży to także jedno z moich cenniejszych przeżyć. Moi współbracia, z którymi miałem przywilej podróżować, kochają ten stan podobnie jak ja. Nikt w rozmowach z napotkanymi ludźmi nie stawia nam wówczas żadnej bariery. Mówimy, kiedy odczuwamy taką potrzebę, milczymy, kiedy słowa się kończą. Komórki także mamy wyłączone. 

Jasne, nie jest możliwe całkowite wyzwolenie się od zegarków i czasu. Zegar to wielki napominacz, ciągle nam coś wy-tykający.  Ale dlaczego by tak nie spróbować? Przynajmniej jeden dzień w roku.

Czas zawsze ciśnie, zmusza do spieszenia się, do robienia jeszcze więcej, do większej organizacji.  Jednak kiedy zbyt mocno się o nim pamięta, człowiek przestaje żyć chwilą obecną, ponieważ stale planuje następny ruch. Traci ten wspaniały smak wolności, poczucie utraty rachuby czasu. A to przecież najbardziej twórczy moment. 

Hodgkinson stwierdza, że istnieją dwa rodzaje ludzi: ci, którzy czerpią przyjemność z opóźnień, oraz ci, których one stresują, tak że zaczynają się stroszyć, jakby miało to cokolwiek zmienić. 

Przyznam się, że od lat kompletnie nie potrafię się nudzić. 

Kiedy słyszę, że pociąg się spóźnia, i mam spędzić dwie dodatkowe godziny na stacji, nie jest to dla mnie problemem. Zyskuję okazję, aby leniwie powłóczyć się po dworcu, poczytać w spokoju książkę, popatrzeć na ludzi.  Nie boję się nadmiaru czasu.

Dzięki temu mogę poszerzyć przestrzeń.



26 komentarzy:

  1. świetny pomysł z dniem bez zegarka! skorzystam. jak znajdę czas ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pokochałam Ojca za ten wpis:)

    OdpowiedzUsuń
  3. To mi przypomniało, że w czasach mojego dzieciństwa (gdy telefon stacjonarny był zjawiskiem samym w sobie) istniał zwyczaj "wpadania" do rodziny/ znajomych ot tak, bez zapowiedzi. Nikogo nie dziwilo pukanie do drzwi, żaden moment na odwiedziny nie był zły. Teraz gdy ktoś dzwoni do drzwi bez wcześniejszej zapowiedzi/ umówienia się... to zazwyczaj świadkowie Jehowy ;-)
    Jak słyszymy dzwonek do drzwi to spoglądamy z mężem na siebie ze znakiem zapytania w oczach...
    Może to nie do końca na temat... ale tak mnie zainspirowało :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. też tak mam i lubię, bardzo. Zdrowia Ojcze, taki paraliż to znak, że trzeba częściej sobie takie dni robić :). pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dlaczego "Leków staram się nie używać"?

    OdpowiedzUsuń
  7. Wyłączyć się na jeden dzień to możliwe (trzeba by wszystko zaplanować: obiad, dowóz dzieci do szkoły:), ale jak to zrobić gdy się po prostu odczuwa taką potrzebę, teraz, nagle?
    Praca, dzieci, dom nie pozwalają na wyłączenie się na cały dzień, a bez zegarka ...Fajnie byłoby się wyłączyć, ale skutki zaniedbania obowiązków byłyby widoczne przez następne kilka dni.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Aneta Makar: może na wakacjach się uda? Tego serdecznie życzę :)
    @Mtevent: to moje wewnętrzne dziwactwo, które akurat w moim życiu przynosi owoce. Nie trzeba się tym sugerować.

    OdpowiedzUsuń
  9. Z tym nie braniem leków, to jest dobra intuicja. Dziś, przy byle bólu który można przetrzymać, od razu faszerujemy się lekami. Bo boli, to trzeba natychmiast coś na to poradzić. Też staram się brać leki jedynie w przypadku, kiedy jest to konieczne. Organizm, jest w stanie poradzić sobie sam w niektórych chorobach. I wychodzi mu to na dobre. Inna sprawa, kiedy stan jest poważniejszy. W takiej sytuacji niemądrze byłoby nie brać leków które przepisał lekarz.

    OdpowiedzUsuń
  10. Prawda to z tym czasem i z bardzo głupim wytłumaczeniem "nie mam czasu" na spacer, lekturę, na zwyczajne bycie ze sobą, lub z drugim. Kiedyś złapałam się na tym,że dałam się zapędzić w "kozi róg" i od tego momentu właściwie wyeliminowałam ze słownika frazę "nie mam czasu" - staram się go mieć.

    OdpowiedzUsuń
  11. Zastanawiałam się, kiedy ogarnia mnie "bezczasie"; w dużej księgarni i w prawie pustej kaplicy (tylko siostry) przy adoracji Jezusa w Radoniach.

    OdpowiedzUsuń
  12. https://youtu.be/88gxwm35iQw

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziękuję. Planuję iść z najmłodszą córką camino Primitivo do Santiago. Musi się udać:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Aneta Makar Camino Primitivo? A kiedy? bo ja też idę w lipcu :) może się spotkamy.

    OdpowiedzUsuń
  15. Dokładnie 28.06 z Oviedo. Zobaczymy czy damy radę bez zegarków i telefonów:)

    OdpowiedzUsuń
  16. O, to chyba się miniemy jednak. U mnie w planach około 10 wylot do Madrytu, stamtąd do Oviedo jakoś, i dalej piechotą. Chcemy być 25 lipca w Santiago. Zegarek i telefon biorę, ale nie zamierzam się nimi zbytnio przejmować :) Buen Camino :)

    OdpowiedzUsuń
  17. A my w tym roku kończymy camino francuskie i jeszcze chcemy zawędrować do Muxii. Finał 07.07. Zapachniało wakacjami. :-) Czas rzeczywiście płynie tam inaczej... Buen camino

    OdpowiedzUsuń
  18. stokrotki
    ostatnio rosną i kwitną zimą, jesienią, wiosną. bez zegarka. pogubione słońcem

    OdpowiedzUsuń
  19. Nic do dodania, milknę z miłości do tego artykułu. Czas stop.

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie noszę zegarka od roku, i wreszcie odczułam wolność co do czasu, jakoś nigdy się nie spóźniam i zawsze gdzieś ktoś lub coś ten zegar ma :) zatem można bez niego żyć w wolności, szanować siebie i innych. :) polecam :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Może zatem warto uciekając od zegarka dać się zamknąć od czasu do czasu w jakiejś medytacyjnej lub kontemplacyjnej celi gdzie mijające godziny zmieniają swój wymiar i ciężar. Jedyne do czego musimy wtedy "spieszyć" to modlitwa serca, zatrzymanie i bezczas. A kolejne pory dnia czy kolejne nabożeństwa przypomina raczej niż wzywa bijąca gdzieś z głębi klasztornego korytarza kołatka ...
    Czy to czasowa niewola i klasztorny reżim czy tez wolność wyboru rodzaju modlitwy ? Ale to już nasze osobiste rozeznanie i potrzeba. Piękno tego doświadczenia polega wszakże na tym, że czas i godzina nie jest tak krytycznie ważna.

    OdpowiedzUsuń
  22. Zapytałam o leki bo to ciekawa kwestia. Niektórzy święci twierdzą, że ulga w bólu jest niekoniecznie zgodna z wolą Bożą.

    OdpowiedzUsuń
  23. Ale chory chorujący publicznie jest źródłem kichania dla wszystkich wokół.
    Ojciec wybaczą? no bo wtedy trzeba w infirmerii z dala od. Tak zdrowiej.
    Ja z tych faszerowanych. Dziś o połowę mniej bo jakoś pusto w łebku się zaczęło robić. Jasno, fakt.
    I jednak nie dzień bez zegarka. Bo to jak kropla wody na rozgrzanej patelni.
    Rok na odludziu. Takim całkiem bezludziu księdza jakiegoś nie licząc bo bez mszy i spowiedzi to co to za życie. Może nie być wilków. Ale dom na spokojnym zielonym odludziu. Popatrzeć na drzewa, na ziemię, na niebo. Sobie się przyjrzeć uczciwie na spokojnie.Pomarzyć czasem to jest dobra rzecz, tylko potem serce pęka z żalu.

    Wszystkiego dobrego ojcze.

    OdpowiedzUsuń
  24. Szczęśliwi którzy nie liczą czasu... szczęśliwsi ci którzy nie muszą go liczyć

    OdpowiedzUsuń
  25. Pamiętam jak pewnego dnia jeszcze w trakcie wakacji zgubiłem telefon... I o ile na początku byłem na to wściekły to po paru dniach juz wcale nie chciałem go odzyskiwać. Dopiero wyjazd na studia zmusił mnie do tego by jednak mieć telefon. Ale wciąż czasem pozwalam sobie na jego "zgubienie".
    Świetny tekst. Aż się dziwię że nie trafiłem wcześniej na tego bloga:)

    OdpowiedzUsuń