niedziela, 13 grudnia 2015

Co tracimy, gdy nie jesteśmy sami?

Dla Mistrza Eckharta odosobnienie było postawą wewnętrzną. Oznacza ono bycie wolnym od spraw świata. Odosobnienie jest warunkiem tego, że Bóg do nas przybędzie.






Amerykański socjolog Dalton Conley  opisując aborygenów zauważył, że przed wejściem w dorosłość każdy z nich musiał samotnie spędzić pół roku w buszu. W naszej kulturze drapieżnego indywidualizmu tym "przejściem" była natomiast letnia podróż po Europie, kilkutygodniowy trekking w górach albo wyprawa rowerem wzdłuż wybrzeża. Nieważne, jak daleko wyjeżdżałeś, chodziło o to, żeby odseparować się od dotychczasowego środowiska, przeciąć pępowinę, zatracić się. Tak, żeby później mieć co opowiadać dzieciom. - Czy faktycznie samotny na górskim szlaku, czy tylko mentalnie, sam na ławce w obcym mieście, potrzebujesz chwili samotności, z dala od swojego środowiska, żeby zrozumieć, kim jesteś, uprzytomnić sobie relacje łączące cię z innymi ludźmi - stwierdza Conley. - Bez tego nigdy nie będziesz twórczy, ani pomysłowy. Nigdy nie będziesz w pełni sobą. 

Ludzie, którzy narzekają z powodu samotności, wyrażają tym samym, że nie są w zgodzie z samym sobą. 

Może właśnie dlatego niektórzy chrześcijanie uciekają w samotność, ponieważ chcą ocalić samych siebie. Mają w sobie poczucie, że życie to coś więcej. 

Kiedy w drugim człowieku szuka się wypełnienia, staramy się wówczas bardziej i bardziej, aby otrzymać kolejne dowody uznania. Komfort występuje, ale tylko na chwilę, a potem znowu dopada pustka.  

Najpierw jednak należy nauczyć się żyć ze sobą, aby móc żyć z innymi ludźmi. Dzięki temu będziemy potrafili uszanować wyjątkowość drugiego człowieka, nie będziemy chcieli go zawłaszczyć. Tylko człowiek, który jest w stanie być sam, przyciąga innych ludzi. Nie musi ich w ogóle szukać, przychodzą sami, co więcej są to ci, których też i on potrzebuje. 

***

Dla Mistrza Eckharta odosobnienie było postawą wewnętrzną. Oznacza ono bycie wolnym od spraw świata. Odosobnienie jest warunkiem tego, że Bóg do nas przybędzie.

Samotność może być naszym przyjacielem. Jesteśmy nią „podszyci” przez sam fakt osobnego – od innych – istnienia. Samotność jest jak druga skóra, nieusuwalna, a jej posmak wyczuwamy nawet w chwilach najgłębszej intymności z drugim człowiekiem.

Nigdy nie doświadczając całkowitej samotności, nie będziemy umieli przeżywać prawdziwej bliskości. Bez momentów odosobnienia, nasze społeczeństwo stanie się mniej pomysłowe i kreatywne.

fot. Piotr Szymczyk

24 komentarze:

  1. Drugą stroną medalu jest to że człowiek potrzebuje wspólnoty. Potrzebuje tego żeby mieć poczucie bycia u swoich. Co można zbudować na poczuciu - nie jesteś stąd, nie jesteś swój, nie należysz do przyjaciół.
    Fakt, dobrze jest znać swoje miejsce i nie pchać gdzie nie potrzebują.
    Prawdziwsze i pewne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Od urodzenia żyję we wspólnocie rodzinnej, gdzie panuje miłość i akceptacja.Mimo tego, co pewien czas potrzebuję samotności, ciszy, bycia tylko ze sobą. Takie chwile sprawiają, że człowiek nabiera sił i słyszy, co mówi do niego Bóg...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnio gdzieś przeczytałam, że jeśli nie będziemy szczęśliwi w samotności to na pewno nie będziemy szczęśliwi w związku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm jako człowiekowi często udającemu się na samotne wędrówki po beskidzkich szlakach, trudno mi się nie zgodzić.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojcowie pustyni mieli racje - właściwie jak w większości prawd życiowych - jeżeli świadomie wkraczam we własne osamotnienie i rezygnuje ze wszystkiego co mogłoby odciągnąć moja uwagę, wychodzi mi naprzeciw Bóg w swojej tajemnicy.

    OdpowiedzUsuń
  6. dobrze Cię ojcze czytać
    ale jeszcze milej było Cię słuchać i widzieć
    dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  7. "Kiedy w drugim człowieku szuka się wypełnienia, staramy się wówczas bardziej i bardziej, aby otrzymać kolejne dowody uznania. Komfort występuje, ale tylko na chwilę, a potem znowu dopada pustka."
    Piękne myślenie.
    Od pewnego czasu zrozumiałam, że uzależniłam się od innych ludzi.
    Dzięki jednej rozmowie i przeczytaniu "Przebudzenia"
    A de Mello
    Tylko czy da się tak naprawdę w 100 % być niezależnym
    i nie potrzebować niczyjej miłości.

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoła Wiary. Gdańsk
    Dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  9. @E - oczywiście, ze nie da sie żyć bez Miłości. Ale tylko tej potrzebujemy tej przez duże "M", tej prawdziwej, a taka Miłość ma tylko On. Zawsze sobie tylko stawiam pytanie: "czy ja w ta Miłość wierze?"
    A generalnie to zgodnie z myślami ojców pustyni: "Aby żyć w samotności, trzeba najpierw nauczyć sie żyć wsród ludzi". Można to także zrozumieć tak: aby uwierzyć w Jego Miłość, trzeba tez stać sie Miłością w stosunku do drugiego człowiek i samego siebie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czyżby zmęczyła ojca wspólnota? ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. @Anonimowy: Przeciwnie, bardzo lubię, choć w adwentowo-rekolekcyjnych rozjazdach jest jej mniej.

    Pozdrawiam Gdańsk :))

    OdpowiedzUsuń
  12. @P Dotknąłeś istoty wszystkiego w ostatnim zdaniu.
    Tylko ja ostatnio już chyba nie potrafię kochać.

    OdpowiedzUsuń
  13. @ o. Krzysztof
    Też lubię :) niestety u mnie same rozjazdy. Ale zaglądam czasem na Służew i na Freta. Wspólnota z doskoku, dobre i to.

    OdpowiedzUsuń
  14. Okroić się z mięsa wszelkiej ludzkiej obecności. Niech sobie Bóg dotknie serca w odsłonięciu kości. Niech sobie Bóg przyjdzie i dotknie, żywego bijącego.

    OdpowiedzUsuń
  15. Bóg przychodzi w samotności
    odcina ludzi by spotkać się z Tobą bardziej
    nie potrzebuje Twoich kości
    jest Pełnią Miłości i Wszystkiego
    Pociąga głębiej, by leczyć zranienia
    i dać nowe "ciało",
    nowo ubrać duszę.
    Przyjdzie czas da wspólnotę
    z kimś, z czymś...
    Przyjmować co przychodzi,
    to jest (dla nas) najlepsze
    to jest (nam) potrzebne!
    Powodzenia+

    OdpowiedzUsuń
  16. anonimowy 4:18
    wymowne, bardzo, bardzo.
    Tego samego, chciałoby mi się.
    Niech sobie Bóg przyjdzie, i dotknie żywego bijącego serca...w odsłonięciu kości.
    Wstajesz wcześniej ode mnie :) ?

    OdpowiedzUsuń
  17. Czy przyjdzie nie wiem.Dziękuję za słowa
    Tego nie wiem. Wstaję w pięknej porze

    OdpowiedzUsuń
  18. co tracimy,gdy jesteśmy sami?

    OdpowiedzUsuń
  19. Realną odpowiedzialność za drugiego, tęsknotę za współdzieleniem, poznawanie siebie.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ojcu oraz Wszystkim, z którymi tu przebywam, dyskutuję, wymieniam myśli życzę świąt spędzonych. Hmm... No właśnie jak? To dni, które mijają w różnych atmosferach. Nieraz mijają szybko, nieraz się dłużą. Nie zawsze są łatwe dla wszystkich. Życzę, żeby Wasz ulubiony święty albo sam Bóg czuwał nad Wami, nie pozwolił na smutek, na przesadę w jedzeniu:). Niech te dni miną normalnie, swobodnie, z poczuciem, że jesteście zaopiekowani. Na maksa:)

    OdpowiedzUsuń
  21. Dzięki Kasiu, niech ten czas Bożego Narodzenia będzie dla Ciebie błogosławiony! Na maksa :)
    pozdrawiam, i sorry że znów z anonimowego, jakoś nie wychodzi mi z tymi logowaniami się tu. Za dużo już kont mam, i zapominam do nich haseł ;D
    Wszystkim, bardzo dobrych Świąt Bożego Narodzenia, i Nowego Roku pełnego obecności Bożej

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja czekam...cały rok czekam na ten czas Bożego Narodzenia, bo dla mnie to jest szczególny czas...nie dość, że Jezus urodził się by Zmartwychwstać, to w tym dniu urodził się mój syn, są moje imieniny i w tym roku parę dni temu mój syn obronił doktorat i...rocznica zatwierdzenia Zakonu Dominikanów...i relikwie św. Dominika...i Jego nowa Kaplica i o. Krzyś , który stał tuż obok na poświęceniu tej Kaplicy...tyle prezentów, a TEN DZIEŃ dopiero jutro JEST...
    Braciom Dominikanom i ich przyjaciołom WSPANIAŁYCH ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA i ŁASKI OD BOGA

    OdpowiedzUsuń
  23. tylko radość, spokój, siły, punkty odniesienia. same drobiazgi

    OdpowiedzUsuń
  24. Trudne to. I straszne zarazem.

    Jakie tam odcinanie ludzi (brrr?)? A jak się tej przez duże M. nigdy nie doświadczyło i już się nie wierzy,że się doświadczy?

    @ E - mogłabym się popisać pod sporą częścią Twojego pierwszego wpisu w tym wątku.

    OdpowiedzUsuń