Pewien ksiądz opowiadał, że gdy odwiedził Matkę Teresę zapytał
ją jak przeżywać swoje powołanie kapłańskie. Święta z Kalkuty odpowiedziała po
prostu: „Spędzaj jedną godzinę dziennie na adoracji twojego Pana i nigdy nie
rób niczego, o czym wiesz, że jest złe, a będziesz w porządku”.
Być może powiedziałaby coś innego osobie żyjącej w
małżeństwie i mającej małe dzieci, a jeszcze coś innego komuś, kto żyje w
większej wspólnocie. Wyraziła jednak starą prawdę, że posługiwanie może być
owocne tylko wtedy gdy wyrasta z bezpośredniego i intymnego spotkania z naszym
Panem.
Tym czego trzeba strzec jest życie Ducha w nas, a pierwszą
rzeczą, od jakiej należy zacząć, jest przeznaczenie pewnego czasu i miejsca na
przebywanie z Bogiem i tylko z Bogiem.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńA po co sobie butki paprzesz?
OdpowiedzUsuńI mając przed sobą suchy asfalt idziesz w błotniste pobocze.
Pierwsze znaczenie to bardzo osobisty, sfera do której mają dostęp tylko najbliżsi. Intymny to odcień dalej niż osobisty.
A człowiek jest jak TARDIS większy i rozleglejszy wewnątrz niż się z zewnątrz wydaje.I gdzieś w tym terenie gdzie serce to nie kawałek mięśnia a rozległa dolina, gdzieś tam jest miejsce do którego nie ma w Tobie dostępu nikt. Tylko Ty i Bóg.
Źle? Chyba nie.
Tak sobie przypuszczam bo co ja tam wiem.
Serdecznie Cię pozdrawiam
Nie rozumiem ani jednego, ani drugiego komentarza z powyższych komentarzy. Za to wpis Ojca rozumiem, uff :)
OdpowiedzUsuńAdoracja ❤️Kocham ten moment w ciagu swojego dnia
OdpowiedzUsuńA szatan pcha do nadaktywności pod pozorem dobra , by ukraść to właśnie najważniejsze ....
OdpowiedzUsuńAle patrząc na Świętych czynnych ( np Matka Teresa i Jan Paweł II ) można być czynnym i zawsze w NIM zanurzonym , ale zawsze start od wyłącznego z NIM spotkania na modlitwie. Daj Boże wszystkim tu zaglądającym...
OdpowiedzUsuńOj...daj Boże..godzina adoracji codziennie..nie robię tak. Tego akurat nie robię....
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Adorację przed Najświętszym Sakramentem tak w ciszy. Najbardziej pamiętam i udawały nam się na wyjeździe z grupą takie Adoracje w małym gronie w kaplicy, wtedy tak było cicho. Była długa cisza ale tak w kościele nie zawsze się uda i jak sobie ułożę plan że pójdę i będzie cicho nigdy nie jest, zawsze mnie coś lub ktoś rozproszy. Potem sobie myślę a może tak miało być właśnie. Fajnie też jest jak jest taka możliwość by tak sobie przyjść i posiedzieć w kościele nawet w ciszy, choć to czasem też bywa trudne bo zamiast ciszy w głowie powstaje zamęt i jakieś słowa, pytania czy jakaś modlitwa pchają się na usta.Fajny ten Ojca wpis. Szczęść Boże
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuńLubię te momenty kiedy na Adoracji mogę być przy Nim. Tak sobie po prostu posiedzieć w Jego obecności. Wówczas ma się wrażenie, jakby gdzieś ten cały pośpiech dnia gdzieś się oddalił.
OdpowiedzUsuńTo są momenty, gdzie jakiekolwiek słowa stają się zbędne.
Ja czuję się "osaczona" gadulstwem.!!! Mam wrażenie że ludzie uczą się na pamięć Słownika Synonimów,żeby umieć wyartykułować więcej słów, więcej wyrażeń
OdpowiedzUsuńAdoracja to jest mój odpoczynek... to jest SŁUCHANIE :)
w milczeniu...NARESZCIE :) :) :)
OdpowiedzUsuńbp Fulton Sheen radził kapłanom to samo. Zmarł przed Najświętszym Sakramentem. Moim marzeniem też jest tak umierać.
OdpowiedzUsuń