Jeśli człowiek chce ścisłego zjednoczenia z Jezusem, najpierw musi pojawić się w nim ból. Historia Piotra Gonzálesa Telmo, dominikańskiego świętego.
Było to w połowie XIII wieku. W dzień Bożego Narodzenia, Piotr Gonzáles Telmo, pochodzący ze starej kastylijskiej szlacheckiej rodziny, uroczyście wjeżdża do miasta. Jest świetnie zapowiadającym się duchownym, zdolny, starannie wykształcony, bardzo szybko awansuje. Ze względu na młody wiek, papież udziela mu dyspensy, aby mógł zostać kanonikiem w Palenci. Przed młodym księdzem stoi kościelna kariera.
Bóg jednak postanawia poprowadzić go inaczej i zamiast do próżności, doprowadzić do świętości.
Koń, należący do bogatego orszaku kanonika, wystraszony hałasem tłumu, niespodziewanie zrzuca młodego duchownego na ziemię. Piotr, ubrany w bogate szaty i z całą strojną uprzężą wpada na kupę gnoju. Upadek jest poniżający, a szyderstwom nie ma końca, tym bardziej, że jego przybycie mieszczanie postrzegali przede wszystkim jako wydarzenie polityczne, a nie duchowe.
Oszołomiony, brudny i upokorzony Piotr rozumie jak naprawdę jest postrzegany przez parafian. Dostrzega jednak coś jeszcze, pewne duchowe prawo wpisane w każdą ludzką duszę - jeśli człowiek chce ścisłego zjednoczenia z Jezusem, najpierw musi pojawić się w nim ból z powodu tego, co dzieje się wokół niego.
I ten ból z całą mocą dotyka serca młodego Piotra. Ból jest tak silny, że Piotr wycofuje się ze świata na okres modlitwy i samotności. Z dala od ludzkich opinii i niepotrzebnych słów, powoli przekonuje się, że nie jest taki, jakim widzą go ludzie, lecz taki, jakim stworzył go Bóg.
Doznaje prawdziwego nawrócenia, a następnie wstępuje do zakonu dominikańskiego, gdzie spędza resztę życia kpiąc ze swojej wcześniejszej pozycji dostojnika kościelnego.
Do końca pozostał zjednoczony z Bogiem, przyjmując chętnie to, co go spotykało. I jak każdy przyjaciel Jezusa pragnął raczej dawać niż otrzymywać, aż do oddania samego siebie. Posiadanie samego siebie uważał bowiem za zbyt wielki ciężar, mając świadomość, że jest bardziej własnością Boga, aniżeli swoją.
Jego rodzina i przyjaciele kilka razy próbowali wyciągnąć go z powrotem do dawnego życia, ale w odpowiedzi słyszeli niezmiennie: „Jeśli mnie kochasz, idź za mną! Jeśli nie możesz iść za mną, zapomnij o mnie”.
***
Tylko Boże działanie może nas uświęcić. Bez Niego chleb staje się trucizną, a z Nim trucizna zbawczym lekarstwem.
Niekiedy potrzeba wpaść, aż do "kupy gnoju", by z całą wyrazistością odkryć prawdę wszech czasów: Poza Bogiem wszystko jest fałszem, próżnością i przeraźliwą pustką, a z Nim pustka staje się wypełniona obecnością, samotność bliskością, a przypadkowe zdarzenia nabierają zbawczego sensu.
"Gdy jestem z Tobą, nie cieszy mnie ziemia" (Ps 73, 25)
Nie bez powodu człowiek, którego raduje bycie z Chrystusem, kocha być osamotnionym.
4 komentarze:
Dziękuję Ojcze,za tą naukę...tak ,doswiadczam tego,że bycie w Bogu, wystawia nas często na samotność pośród ludzi,ale jednoczy zPanem.Trzeba mieć odwagę,pokorę i miłość..od Boga.Prosze o następne wpisy,które nas pouczają i umacniają na drodze do Jezusa.
Jaka kara jest większa od rany sumienia? (św. Ambroży, IV w.) +
Na czas, który teraz przeżywamy, czy mamy "świadomość, że jesteśmy bardziej własnością Boga, aniżeli swoją"?
Przyjdź Panie Jezu!
Tylko co zrobić, by tak kochać, by nie pragnąć niczego poza Nim samym...
Prześlij komentarz