wtorek, 23 czerwca 2020

O trudnych czasach i obietnicy Jezusa


Dlaczego wielkie katastrofy skutkują tak zdrową kondycją mentalną?









Lubię lasy, jeziora i równiny, ale Bóg w swojej mądrości postanowił, że nie urodziłem się na Warmii, tylko w rejonie Bieszczad. A tam jest stosunkowo mało jezior, za to dużo gór oraz jeszcze więcej wilków i niedźwiedzi.

Nauczyłem się być za to Bogu wdzięczny.  

Nie wybierałem miejsca, ani kraju. Nikt również nie pytał mnie o rok, w którym pojawiłem się na tej ziemi. Nie miałem wpływu na to, jakich dostałem rodziców, ile mam wzrostu, jaką mam płeć, kolor oczu, iloraz inteligencji czy budowę ciała. 

Nie ja także wybiorę moment odejścia z tego świata. 

Na wiele rzeczy w życiu kompletnie nie miałem wpływu, po prostu dostałem je od Stwórcy "w pakiecie startowym" przychodząc na świat.

Istnieje jednak taki dar, w który nie ingeruje Bóg. To nasza wolność. 

Wolność jest tym, co Bóg dał nam w całkowite posiadanie i nigdy jej nie odbierze. Tak naprawdę jest to jedyny dar, który możemy najpełniej ofiarować Bogu, bo jest całkowicie nasz. 

Człowieka można ugiąć, poniżyć, próbować zniszczyć, upokorzyć, ale nikt nie jest w stanie odebrać mu wolności. 

***

Dwa lata temu beatyfikowano dziewiętnastu męczenników z Algierii (wśród nich był także dominikański biskup Pierre Claver, a także siedmiu trapistów z Tibhirine).  Jednemu z nich terrorysta przyłożył karabin do głowy: „Masz teraz zrobić, co ci powiem. Nie masz wyboru”. Cysterski mnich spojrzał ze spokojem w oczy swojego oprawcy: "Ja zawsze mam wybór". 

Sługa Boży ks. Władysław Bukowiński, kilkanaście lat spędził w sowieckich łagrach, prześladowany przez komunistów, później pracował w niezwykle surowych warunkach w Kazachstanie, gdzie zmarł. "Kapłan, który w dłoniach Opatrzności Bożej, przeżył w Kazachstanie piekło wojny, łagrów i komunizmu z podniesioną głową, uśmiechniętą twarzą i szczerym poczuciem humoru". Przed śmiercią wyznaje: "Całe życie miałem przekonanie, że jestem na właściwym miejscu".

Polski dominikanin o. Cyryl Markiewicz żył w czasach - pod wieloma względami - znacznie gorszych czasach niż nasze. Urodził się końcem XIX wieku podczas zaborów, życie zakonne na terenach dawnej Polski było wówczas w olbrzymim kryzysie. Kasata klasztorów, w zakonnej prowincji została zaledwie garstka braci,głównie w podeszłym wieku. Przełożonymi czy wychowawcami najmłodszych dominikanów zostawali ojcowie z Austrii lub Czech, którzy niekiedy nie potrafili wymówić po polsku ani słowa. Po wybuchu I wojny światowej, wiele klasztorów przejmuje wojsko, następnie trwa niespokojny okres odzyskiwania niepodległości, po którym przychodzi II wojna światowa, a po niej ciemne czasy stalinizmu. W klasztorach panuje głód, brakuje najbardziej podstawowych rzeczy. Końcem lat 50. -  ojciec Cyryl odchodzi do Pana. 

Można poetycko napisać: "Postawił nogę na powietrzu, a ono go uniosło". 

Choć żył w wyjątkowo burzliwym okresie historii, w zakonnej księdze zmarłych zaznaczono: „zmarł w opinii świętości”. W zapiskach ojca Cyryla czytelnikowi rzuca się w oczy coś bardzo charakterystycznego. O swoich współbraciach i napotkanych ludziach pisze z wielką życzliwością, humorem i wyczuwalną sympatią. Nie znajdziemy tam grama zgorzknienia,użalania się nad sobą, czy narzekania na złe czasy. Spisane wspomnienia kończy słowami:

"Jedno co pragnę przy schyłku mego życia zaznaczyć i podać do wiadomości braciom po wszystkie czasy, że w zakonie czułem się szczęśliwym, nie było dnia, abym żałował mego powołania. Doznałem tu wielu pociech, wiele niezasłużonej miłości, wdzięczności i szacunku od moich braci. Mimo słabego zdrowia i moich licznych wad żyłem bardzo długo i mogłem do dziś dnia jeszcze pracować. To wszystko zawdzięczam Miłosierdziu Bożemu i opiece Matki Najświętszej, którą na każdym kroku odczuwałem i to namacalnie, wprost cudownie".

Niedługo później umiera.  

***

To może wydać się zaskakujące, jednak im trudniejsza jest sytuacja zewnętrzna, tym bardziej ludzie zbliżają się do siebie i tym mniejszą wykazują zdolność do depresji. Na tę dziwną zależność zwrócił uwagę socjolog Émile Durkheim. Zaobserwował, że w czasie wojny liczba samobójstw spada (zamiast, co wydawałoby się zasadne, wzrastać). Brytyjscy psychiatrzy podczas II wojny światowej ze zdumieniem stwierdzili rzadsze przypadki zaburzeń psychicznych. "Ludzie, którzy w czasie pokoju cierpią na przewlekłe przypadłości neurotyczne, teraz prowadzą karetki" - zanotował pewien londyński lekarz. Zarówno podczas bombardowań Londynu przez niemieckie lotnictwo, jak i później, gdy brytyjskie siły atakowały Drezno, nie doszło do masowej histerii (na którą liczyli wojskowi). Naloty wydawały się przynosić wręcz odwrotny skutek: londyńczycy, tak samo jak drezdeńczycy, okazywali silniejszą determinację i większego ducha walki niż wcześniej. 

Amerykański oficer Charles Fritz, dokumentujący dla amerykańskich sił zbrojnych psychologiczne skutki bombardowań, był tak zdumiony tymi obserwacjami, że po wojnie został pionierem badań nad rezyliencją. Próbował odpowiedzieć na pytanie, jak społeczności radzą sobie z poważnymi nieszczęściami, które są spowodowane nie tylko wojną, ale również kataklizmami przyrodniczymi. Zawsze okazywało się, że zamiast popadać w panikę lub anarchię, w momencie katastrofy, ludzie zacieśniają więzy, wspierają się i myślą bardziej o dobru wspólnoty, niż o własnym interesie. 

W 1961 roku Fritz podsumował wyniki swoich badań w formie dłuższej rozprawy. We wstępie do niej zadał kluczowe pytanie: "Dlaczego wielkie katastrofy skutkują tak zdrową kondycją mentalną?". Odpowiedź: w czasie kryzysu powstaje „wspólnota cierpienia”, w której zacierają się wcześniejsze różnice klasowe czy majątkowe. "Wspólnota cierpienia" przynosi ludziom pociechę oraz dodaje odwagi. Poczucie wspólnoty jest ogromnie cenne, a u osób cierpiących na zaburzenia psychiczne może mieć wręcz terapeutyczne działanie. 

Nie chodzi tu bynajmniej o gloryfikowanie wojen i kataklizmów. Nikt przy zdrowych zmysłach nie życzyłby sobie konfliktu zbrojnego nawet z tego względu, że wzmacnia on więzi społeczne. Przedstawione obserwacje są ciekawe z innego powodu: wojny, kataklizmy i trudności uwidaczniają bowiem deficyty naszego zwykłego, codziennego życia. 

***

Dziewica Maryja pocznie i porodzi Syna, którego nazwie imieniem Emmanuel - "Bóg z nami". 

Pan Jezus obiecał nam jedno, że nigdy nie opuści swojego Kościoła i bez względu na czasy, doprowadzi swój zbawczy plan do końca. 

Jezus jest ze mną, obym tylko ja był z Nim. 


Korzystałem z książki U. Schnabela: "Siła wewnętrznej wolności"
Zapiski o. Cyryla Markiewicza można znaleźć w dominikańskiej bibliotece cyfrowej

6 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Miłość moja nie odstąpi od ciebie" (Iz 54, 10)
    "Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata" (Mt 28, 20)
    "Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą" (Mt 16, 18)
    "Nie zostawię was sierotami" (J 14, 18)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  3. czytelnik z Warmii :)24 czerwca 2020 13:29

    Te zdanie zapowiadające narodzenie Boga-Emmanuela pochodzi od proroka Izajasza (Iz 7, 14)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak zgodze sie z tym, zauwazylam ze podczas obecnej pandemii w okresie od polowy marca do konca kwietnia chocby przez krotki okres ludzie byli dla siebie bardziej serdeczni. Mieszkam w Oklahomie gdzie bardzo wazne sa poranne powitania i to nic nie znaczace " how are you" ale tym razem ludzie rzeczywiscie chcieli wiedziec jak sie czujesz,czekali na twoja reakcje, usmiech i to nie wazne czy sasiad czy dostawca czy ktos swiadczacy uslugi. Gdy w Polsce byla powodz w 2010/11 tez w ludziach bylo duzo serdecznosci,empatii,checie niesienia pomocy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytawszy Ojca wpis, nasuwa mi się myśl, że każdy człowiek potrzebuje drugiego człowieka, bycia kochanym, dostrzeganym. Tak bardzo brakuje nam wzajemnej miłości, przyjaciela który pomoże w każdej potrzebie. Pan Bóg daje nam czas próby właśnie teraz, w czasie epidemii, kiedy zawiązują się "wspólnoty cierpienia". To czas kiedy uczymy się nieść sobie miłość, dobroć, bezinteresowną pomoc.

    OdpowiedzUsuń