niedziela, 17 stycznia 2021

Dlaczego Bóg dopuszcza zło?

Pan wyjawi ci prawdę, ale ty sam musisz się nieustannie modlić i nie pytać o nic, bez względu na to, co się z tobą stanie. 




Pewnego rumuńskiego świętego zapytano: "Dlaczego Bóg dopuszcza zło?", ten odpowiedział historią.

Dawno temu na egipskiej pustyni żył mnich - pustelnik. Czasami jeździł do Aleksandrii, aby sprzedać kosze, które robił. Pustelnik prawie wszystkie pieniądze, które otrzymał na kosze, rozdawał ubogim, a kupował tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Pewnego razu, wchodząc do miasta, zadał sobie pytanie: "Dlaczego Pan dopuszcza zło w życiu ludzi, jeśli jest Dobry, Sprawiedliwy i Wszechmocny?" Jego umysł był urażony, że widział tyle nieszczęścia i smutku, kiedy ostatni raz był w mieście.

Po drodze spotkał innego mnicha, również jadącego do Aleksandrii. Zaczęli rozmowę, a on opowiedział współpodróżnemu o swoich mękach. Widząc, jak podekscytowany jest pustelnik, mnich pocieszył go i powiedział, że Pan wyjawi mu prawdę, gdy przyjdą do miasta, ale on sam będzie musiał się nieustannie modlić i nie pytać o nic, bez względu na to, co się z nimi stanie. Pustelnik obiecał spełnić to, o co prosił mnich, i ruszyli dalej.

Zostali na noc w tym samym domu. Właściciele serdecznie ich przyjęli i hojnie potraktowali. Na stole stało piękne srebrne naczynie. A przed pójściem spać mnich po cichu wziął to naczynie i włożył do swojego plecaka. Pustelnik chciał zrobić wyrzuty swojemu towarzyszowi, ale przypomniał sobie obietnicę i nic nie powiedział.

Rankiem dotarli do rzeki. Mnich wyjął naczynie z plecaka, zrobił na nim znak krzyża i wrzucił do wody.

W porze lunchu podróżnicy dotarli do innej wioski. Zostali zaproszeni na posiłek do jednego z domów. Gdy wychodzili, na podwórku zaszczekał pies. Mnich go zabił. Wtedy z domu wybiegł chłopiec i zaczął krzyczeć. Towarzysz pustelnika złapał go za prawą rękę, szarpnął i złamał, po czym spokojnie ruszył dalej. Oburzony pustelnik już miał mu powiedzieć wszystko, co myśli, ale przypomniał sobie swoją obietnicę i znowu milczał.

Gdy zrobiło się ciemno, mnich i pustelnik postanowili spędzić noc w zrujnowanym domu, ale jak się okazało, mieszkały w nim dzieci. Ich rodzice zginęli i nie było nikogo, kto by się nimi zajął. Podróżni spędzili tu noc, a rano przed wyjazdem mnich wyjął z pieca płonący polan i podpalił dom. I znowu pustelnik był oburzony, ale znowu musiał milczeć.

Przybyli do trzeciej wioski. Była rozpadająca się świątynia, ale nadal można było do niej wejść, aby się modlić. Mnich wziął kamień i wrzucił go w okno kościoła - pękł. Potem zabrał swojego zaskoczonego brata do tawerny. Wchodząc, mnich wykonał trzy ukłony na ziemię. Pustelnik pogodził się już z dziwnymi zachowaniami swojego towarzysza i tylko się modlił.

Ostatniej nocy podróżnicy zostali zaproszeni do spędzenia nocy w domu na skraju lasu. Żyła młoda rodzina, która nie miała dzieci. Rankiem właściciele poszli do pracy na polach, a podróżnicy ruszyli dalej. Ale nagle mnich wrócił i podpalił również ten dom.

W końcu dotarli do Aleksandrii. Pustelnik nie mógł się doczekać, żeby zrozumieć, co się z nimi stało w drodze do miasta. I zapytał swojego towarzysza:

- Powiedz mi wreszcie, kim jesteś?

- Jestem aniołem! - odpowiedział mu.

- Jakim jesteś aniołem? - powiedział z oburzeniem pustelnik. - Jesteś prawdziwym diabłem! Tylko demon może popełnić wszystkie obrzydliwości, które popełniłeś. Przez cały czas odpowiadałeś na gościnność tego rodzaju ludzi czarną niewdzięcznością. Byłeś złodziejem, podpalaczem, mordercą, bluźniercą. Nosisz też monastyczne ubrania!

- Mylisz się - spokojnie odpowiedział kolega podróżnik. - Naprawdę jestem aniołem. I został wysłany do ciebie, ponieważ Pan widział twoją mękę i chciał odpowiedzieć na dręczące cię pytania. Wiem, że chcesz wiedzieć, dlaczego to wszystko zrobiłem, więc zacznę od samego początku.

- Dlaczego zabrałeś srebrne naczynie? - zapytał pustelnik. 

- Ukradł je dziadek właściciela z kościoła klasztornego i za to świętokradztwo trzy pokolenia tej rodziny zostały ukarane chorobami i innymi dolegliwościami. W dowód wdzięczności za gościnność postanowiłem zwolnić ich z tej kary. Położyłem naczynie ze znakiem krzyża i opuściłem do rzeki. Przybędą tam mnisi, aby umyć swoje rzeczy, znaleźć je i wrócić do klasztoru.

Wiedziałem, że ten pies jest już szalony, ugryzłaby swoich panów, więc go zabiłem. A jego syn złamał rękę, bo przewidziałem, że dorastając zostanie złodziejem. A z tak obolałą ręką nie jest już zbyt mocny.

Dlaczego podpaliłem dom dziecka? Te dzieci wkrótce umrą bez opieki nad nimi, a teraz w pożarze odnajdą ukryte przez rodziców srebro i będą mogły pojechać do Aleksandrii do wuja biskupa - on się nimi zaopiekuje. Kiedy dorosną, chłopcy zostaną księżmi, a dziewczęta wyjdą za mąż.

Wiem, że zastanawiasz się także, dlaczego rzuciłem kamieniem w kościół i skłoniłem się w tawernie. Zobaczyłem, że demony tańczą przy oknie kościoła i tym kamieniem odepchnąłem je. Ta świątynia wkrótce zostanie odnowiona. To w karczmie bogaty kupiec obiecał księdzu, że pokryje wszystkie koszty naprawy kościoła, więc ukłoniłem się mu.

I na koniec o ostatnim domu. Podpaliłem go, aby uratować młodą rodzinę przed klątwą bezdzietności. Wcześniej małżonek zawarł nieuczciwy układ i z dochodów zbudował swój dom, dlatego nie mają dzieci. Widzę, że żałuje swojego czynu i nie wie jak pozbyć się domu. Teraz zbuduje skromniejszy dom, ale za uczciwie zarobione pieniądze. A Pan pobłogosławi ich dziećmi.

Czy rozumiesz? We wszystkim objawia się Boże miłosierdzie dla ludzi, ale oni tego nie widzą i nie mogą pojąć. Pan nigdy nie czyni zła, ale ludzie postrzegają Jego uczynki jako nieszczęścia i smutki, a Pan czyni to tylko ze względu na dobro i ich naprawę. 

Dlatego nie patrzcie na zewnątrz, ale starajcie się dostrzec wszechwładność Boga we wszystkim.

/fot. Bartosz Wójcik, ks. Mariusz Wędziuk

2 komentarze:

Anonimowy, numer milion osiemset pięć pisze...

Dziękuję.

Jarek Siwicki pisze...

Ojcze, genialny tekst. Mocny. Budujący nadzieję.

Prześlij komentarz