sobota, 3 grudnia 2011

Miasto moich snów

Miasto z wiosłem i ulicami jak szachownica. Wracam tu jak do siebie, choć początki nie były łatwe.












Z dnia na dzień coraz bardziej je lubię. Właśnie z tymi odrapanymi kamienicami, redakcją "Faktów i mitów" za ścianą,  populistycznymi wypowiedziami sąsiada księdza, który nagle stał się posłem, "strażnikami dzielnic" stojącymi w bramach, a przede wszystkim z mieszkającymi tu ludźmi.

Okazuje się, że zakonnikowi nigdy nie wolno tracić czujności. Nawet gdy półprzytomny idzie ulicą walcząc z niewyspaniem i zimnem. Mimo, że umysł ledwo co kontaktuje, tuż obok mogą się właśnie toczyć głęboko teologiczne rozmowy.

Dzisiejszy poranek. Wczesny nawet. Elegancko, w białym habicie (co za błyskotliwa myśl - innego przecież nie mam), poszedłem kupić pieczywo na śniadanie i odebrać gazety dla klasztoru. W tym tygodniu na mnie padł dyżur. Kiosk za ulicą zachodnią, trzeba jeszcze poczekać na światłach, później mały blaszak z pachnącym pieczywem. Stoję cierpliwie w kolejce. Dziękuję, dobrego dnia, do widzenia. Szybko wracam do klasztoru. W jednej ręce worek z bułkami i chlebem, w drugiej gazety. Byle jeszcze zdążyć do kuchni, zaraz poranne modlitwy. Na dodatek wczoraj przyjechała Damiana, zaprzyjaźniona siostra zakonna, więc należy ugościć, a potem pokazać urokliwe zakątki miasta. Głowa pełna porannych myśli, niestety wcale nie twórczych. 

Mijają mnie dwie studentki z dominikańskiego duszpasterstwa. Z tego co słyszałem, przyszłe panie doktor, a raczej doktorki. Uśmiechamy się do siebie życząc, by Bóg nam dzisiaj dodał szczęścia. Patrząc na nie, ogarnęła mnie nawet zazdrość: "Skąd one mają tyle uśmiechu i energii o tej porze?"

Kilka godzin później przychodzi e-mail od Oli:

Kiedy szłyśmy z Martą po śniadanie, minęłyśmy Ojca. Generalnie pieczywo na 7kę też kupujemy w budce na rogu Zielonej i Zachodniej. Jak zwykle podeszłyśmy do czerwonego blaszaka, a tam panie sobie rozmawiają:
-No tak, to musi być prawdziwe powołanie, bo jak ktoś wybiera taką drogę, a oczekuje czegoś innego, to się chyba przeliczy...
- Tak, tak, to trzeba wiedzieć.

Ot, mądre, poranne rozmowy łodzian. Jak się okazuje mieszkam w bardzo pobożnym mieście. Nie-łodzianie żałujcie. Ha!


Dokąd płynie miasto moich snów? Pyta właśnie wrocławski współbrat zasyłając muzyczny utwór. Zabawne, bo właśnie kończyłem ten wpis. Dodaję więc "Deszczową piosenkę" Comy.

9 komentarzy:

Inżynier pisze...

Znakomite teolożki. "To trzeba wiedzieć" :)

angel pisze...

Nigdy nie pomyślałam, że kiedyś powiem o Łodzi, że jestem tu "u siebie", a jednak ostatnio właśnie tak zaczynam o niej myśleć. Nigdy nie zapomnę, jak mój brat tłumaczył mojej 5-letniej bratanicy, że już nie mieszkam z rodzicami, bo mieszkam w Łodzi... Na co Matylda: ciociu, a kamizelkę ratunkową masz? Bo w przedszkolu mówili, że w łódce zawsze trzeba mieć... :)

mLuna pisze...

"Miasto moje, a w nim moje niepokoje..."

http://www.youtube.com/watch?v=hiRsgQJVtqg

Anonimowy pisze...

w moim przypadku to działa trochę tak, że mieszkając jakiś dłuższy czas nawet w brzydkim mieście, chcąc nie chcąc zaczynam się do niego przyzwyczajać i je lubić...
ale jednak taki prawdziwy sentyment zawsze zostaje do rodzinnego miasta...i moje, chociaż przemysłowe, brzydkie i bez perspektyw i tak zawsze zostanie moim najukochańszym miastem... i pomimo, że nie mieszkam w nim już sporo lat to i tak jak tam przyjeżdżam to czuję się naprawdę u siebie...

Inżynier pisze...

a skąd pochodzisz?

świetliczanka pisze...

Super, że tu jestem. Miasto moje rodzinne, mozna cię kochac, lubic trudno. Jak będziesz miał czasu trochę , to zapuśc się o. Jacku bardziej na zachód i na południe. Rózne tam teologie przedziwne bardzo. Mariologia kwitnie. Moje dzieci świetlicowe(czworo rodzeństwa, 15-8) wzięte w środę do Domu Dziecka(ojciec z gózem mózgu, nie w domu, matka alkoholiczka,, ale miłosc w rodzinie wielka...)martwią się o matke, że bez nich będzie wiecej piła. A w pokoju obok picassów i jakichchś pseudo impresjonistów - drukowanych, rzecz jasna, powiesili na centralnym miejscu Matke Boską w blaszanej sukience. Matka. Najmłodsza dwa lata temu na świetlicy napisała taką modlitwę w Wielkim Poscie na narysowanym sercu czerwonym -"scem byc lepsza " -teologia betonowego ogrodu...Pozdrawiam!
świetliczanka

świetliczanka pisze...

oczywiście pomyłka w imieniu. Nie wiem dlaczego ten Jacek wyskoczył. Ojcze Krzysztofie, oczywiście!!!!!!

krzyskup pisze...

Ojcze!
Mieszkasz w mieście... niesamowitym. Na pozór - szarym, brudnym, zaniedbanym. Ale pod tą skorupką kryją się niesamowici ludzie, tworzący niesamowite miejsca. I nawet gdy sami są niewierzący, i tak tworzą to miasto ku chwale Pana :)

o. Krzysztof pisze...

krzyskup: ma ono swój urok, lubię odkrywać w tych szarych murach, odrapanych kamienicach i bramach coś niepowtarzalnego. A i ludzie, którzy nawet gdy jestem w habicie, mówią per "pan" - wzbudzają sympatię ;)

Prześlij komentarz