Wczoraj usłyszałem pytanie, które daje interesującą perspektywę.
Gdybyś już nigdy nie musiał się troszczyć o pieniądze, to co wówczas byś robił w życiu?
Odpowiedzcie na serio. Może być anonimowo, ważne by bez truizmów i religijnych sloganów. Niech będzie nawet bardzo egoistycznie, byle szczerze.
113 komentarzy:
serio Ojciec pyta? wtedy nadal robiłabym to, co obecnie - czyli praca z młodzieżą, takie powołanie :)
Serio pytam.
zostałabym sportowcem, a potem zwiedziłabym cały świat. :)
Sportowcem? Jaka dziedzina? I co przeszkadza abyś już teraz nim była?
poświęcałabym więcej czasu najbliższym, bo teraz to gonię w piętkę,zajęłabym się na poważnie pisaniem, podróżowałabym ile tylko by się dało i wykupiłabym sobie sporo konwersacji z włoskiego w jakieś dobrej szkole językowej.
jak ma być anonimowo, to niech będzie:)
część mojego domu zmieniłabym na pracownię gdzie mogłabym prowadzić warsztaty z dziećmi i nie tylko, i mieć miejsce by rysować/malować/wywoływać zdjęcia... o tak. Było by wspaniale. ;-)
a drugą część urządziłabym tak, by każdy kto chce mógł mnie odwiedzić i pomieszkać chwilę.
i... popłynęłabym w rejs żaglowcem. Taki wielkim jak np Pogoria. ;-) odwiedziłabym jeszcze Istambuł, Petrę i parę innych miejsc, gdzie zawsze chciałam pojechać...
Ja poświęciłabym więcej czasu na bycie wolontariuszką na świetlicy dla dzieciaków z biednych i trudnych rodzin. Teraz niestety jestem w stanie poświęcić im tylko 6 godzin tygodniowo. Lubię Święta, ale szkoda że świetlica jest wtedy zamknięta, bo pewnie dużo czasu bym tam spędziła :)
pracowałabym na pół etatu - bo lubię to co robię:) Popołudnia poświęcałabym znajomym albo nieznajomym... czyli czasem kawa ze znajomymi, czasem wolontariat... a weekendy - najlepiej gdzieś w górach...
A Ojciec? Nie wiem na ile Ojcu "każą" coś robić, a na ile Ojciec sam wychodzi z własną inicjatywą. ALe jakby tak nikt Ojcu nic nie kazał....?
Jak ma być szczerze to powiem: nie mam pojęcia...
studiowałabym kierunek za kierunkiem i podróżowała częściej, poza tym, to raczej to samo co teraz - byłabym nauczycielem
Ja to odbieram poniekąd jako pytanie o sens mojego obecnego życia. Czy gonitwa za pieniędzmi nie sprawia, że życie przecieka mi przez palce?
Gdybym nie musiała się o nie martwić to bym robiła wiele rzeczy by w końcu odnaleźć w sobie pasje, zabrałabym jakąś grupę bezdomnych na dobry obiad, może adoptowałabym kilka dzieciaków i starała się im dać jak najwięcej miłości.
A schodząc na ziemię to sobie myślę, że nawet jeśli miałabym całe morze kasy, a zabrakło by mi woli, chęci, inicjatywy i zapału, to i tak by nic z tego nie wyszło. I wtedy odpowiedź brzmiałaby: znalazłabym sobie inne zmartwienie.
Ps. Kupiłabym sobie też mnóstwo pięknych ubrań:)
W końcu bym odżyła!
Bo słyszę tylko za uszami, że praca to tamto..
A jak bym nie musiała, to bym miała o jeden stres mniej na głowie.
I założyłabym dom dziecka. Taki w którym panuje miłość. I częściej zatrzymywałabym się by rozmawiać i poznawać radości, smutki drugiego człowieka. Reszta to taka sama jak każdego dnia. ;)
Ale w jakim znaczeniu "troszczyć się"? Mieć ich aż tyle, żeby wystarczyło na cokolwiek?
wowczas, byloby juz niebo na ziemi ;P
tak, z innej perspektywy...
nie napisane, ze mialbys duzo kasy, tylko ze nie musialbys sie o nia wiecej troszczyc. Bez kasy, mozna by zostac wedrownym zebrakiem, opowiadaczem bajek, i historii z zycia wzietych. Poszukiwaczem ludzkich usmiechow, i lez. Inspiratorem innych, do zycia bez kasy.
A z duza kasa, to nie wiem co...tez chyba wedrowac. Ale niebezpiecznie tak. chyba ze nikt nie wie ze masz duza kase, i wtedy mozna...szukac usmiechow biedakow i lez bogaczy.
(A tak na serio, to nie wiem) ;)
samolubnie. alpy i narty. i narty. i narty.
hmmm, Ojciec i tak chyba nasze IP widzi, ale co tam, nic do ukrycia nie mam chyba...
No więc jak można po bandzie, to zmieniłabym pracę na taką zbliżoną do moich zainteresowań,a mniej płatną, bo chyba chciałabym pracować, może krócej :) Skoro mam pieniądze ilość urlopu nie gra roli, więc można się jakąś kolejką transyberyjską gdzieś wybrać. Kontynuowałabym naukę, ale praca by mi w tym pomagała, znaczy robić to, co pomaga w jakimś tam pisaniu swoich wypocin... A jak więcej czasu wolnego, to uczymy się języków ( bo mamy pieniądze na to), podróżujemy częściej, regularny wolontariat, a nie z doskoku i to by było na tyle. Ale podobno, jak się czegoś mocno chce, to prędzej czy później się dopnie swego, jak jest zdrowie, głowa i sprawne ręce i jak Bozia da :)Młodzież w pracy ostatnio mi powiedziała tak, wiesz, lepiej jest cierpieć w mercedesie niż w tramwaju :))))
jeszcze dopowiem(do tych lez, i usmiechow), nie, nie tak jak Janosik(zabierac bogatym i dawac biednym)dawac obydwu, ale tez cos innego, obydwu probowac zabrac(spokojnie, nie kase;P)
Oddałabym wszystkie pieniądze bardziej potrzebującym, spełniłabym marzenia rodziców i rodzeństwa a sama wolałabym pracować i mieszkać w lesie, obserwować zwierzęta i rośliny, malować.
Starałbym się pomóc jeżeli ktoś ni byłby w tak dogodnej sytuacji, sam chciałbym zwiedzić troche świata i rozwijać swoje pasje.
Wtedy wiele...zbyt dużo w duszy gra.
Poza spełnianiem pragnień "wyższych" to pewnie coś w kierunku artystyczno-muzycznym. "GDYBY" showbiznes nie był taki dziki!
Bo można tak pięknie:
1)http://www.youtube.com/watch?v=zsKhHT9CABs
2)http://www.youtube.com/watch?v=bj1BMpUnzT8
...albo tak:
http://www.youtube.com/watch?v=McRgkE_vgjU ;)
Wyprułabym jak najdalej stąd.Zamieszkała w małym pięknym domku z drewnianą podłogą. I zajęła tym co chcę czyli pisaniem, czytaniem, nacieszyła tym że można śpiewać i nikt nie słyszy, tańczyć i nikt nie widzi. Nacieszyła samotnością.I spróbowała żyć po Bożemu, wreszcie spokojnie.Demony demonami, nieszczęścia nieszczęściami, byłyby na pewno, ale ja egoistycznie chciałabym mieć wreszcie tylko własne.
Po przeczytaniu niektórych komentarzy tak się zastanawiam, czy nie warto by było nieco rozwinąć pytanie-Gdybyś już nigdy nie musiał się troszczyć o pieniądze,SWOJE I INNYCH to co wówczas byś robił w życiu? Bo wydaje mi się, że często jest nawet tak, że czasem samym nam nie byłoby potrzeba tyle pieniędzy. Często i tak do "zmartwień finansowych" zalicza się nie tylko siebie, ale również inne osoby. A wydaje mi się jasne, że jeśli mielibyśmy wystarczająco duzo pieniędzy dla siebie, to prędzej czy później pomoglibyśmy innym.
A co do odpowiedzi (na pytanie to trochę rozwinięte) to nie mam pojęcia, tym bardziej, że nie wyobrażam sobie nawet ile napięć, nieporozumień itp. by zniknęło jeśli pieniędzy byłoby wystarczająco albo w ogóle ich nie było.
szczerze. poszłabym do sklepu z ubraniami i wykupiła co mi się podoba. pojechała na weekend w góry. dawała pieniądze ludziom, którzy mnie zaczepiają na ulicy i nie mają fałszywego spojrzenia. kupiłabym sobie motocykl i samochód. rodzicom wybudowałabym mały domek. wyjechałabym na jakieś ekstremalne wakacje. tam gdzie studiuje wykupiłabym mieszkanie. była bym rozrzutna. ażż w końcu bym się opamiętała. odwiedzałabym wszystkich znajomych po kolei. zwolniłabym tempo.
Tak poprostu poszedlbym w koncu do dentysty, moja Zona tez. Kupilbym sobie w konu nowe okulary. Moglbym czesciej z dzieciakami wyjechac gdzies poza miasto, albo nawet i w miescie pojsc do teatru chocby. Moze moglibysmy sie nauczyc jezdzic na nartach, narazie to marzenie scietej glowy. Pomoc mamie, tacie - narazie to oni pomagaja nam... Czesciej moc realizowac swoje hobby - rowerek w gorach. Moze i jakies wakacje bez liczenia kazdej zlotowki, czy starczy do konca. Kurde moze nawet na ferie by sie udalo pojechac. Takie czysto prozaiczne sprawy przychodza mi do glowy. Mimo, ze wiele osob, patrzac na nasza rodzine z boku, mogloby odniesc zupelnie inne wrazenie to tych wlasnie rzeczy z czysto materialnego punktu widzenia nam brakuje.
Ja na pewno zajęłabym się wolontariatem w moim mieście, tak jak to wczesniej było...zresztą jak tylko wrócę z tych Niemiec to LCW moje:) a tak przyszłościowo, jak synek już się usamodzielni to może wyjade na wolontariat misyjny...chyba ze juz za stara bede i nikt mnie nie bedzie potrzebowal haha
Bóg pozwolił, że mam od kilku lat taki czas, że nie muszę troszczyć się o pieniądze. Prostuję teraz sprawy osobiste, zwiedziłem chyba z 3/4 świata - wiele się nie zmieniło. No i czytam tego bloga :)
Siedziałabym i czytała, podróżowałabym, mój mąż robiłby zdjęcia zamiast pracować w fabryce i uczyłby się greki starożytnej tak, jak teraz. Ja bym poszła na kurs rysunku.
Zastanawiam się, czemu służy to pytanie. Pokazaniu, że nie robimy tego, co byśmy chcieli, bo ogranicza nas materia pieniądza? Nawet nie w sensie bicia się w pierś, ile może w takiej smutnej konstatacji?
Meg B.
pierwsze,co przyszło mi do głowy:
podróżowałabym po świecie
no i zadbałabym o zdrowie(bo mam z tym sporo problemów)swoje, i innych- bez kolejek, w najlepszych szpitalach itp....
więcej czasu dla rodziny, dla przyjaciół, dla innych. Odwiedziny, dzielenie się chwilami dłuższymi niż mgnienie oka.
Góry i podróże. A ile zdjęć!
A tak naprawdę kiedy pieniądze nie będą mieć znaczenia, to będzie oznaczało, że jesteśmy już w niebie..a tam.. no cóż. nie mogę sobie tego wyobrazić, bo będzie nieskończenie lepiej niż myślę ;)
wybacz, Ojcze. Musiałem ;)
Ogoliłabym łepetynkę na zero, bo jakby się nie trzeba było przejmować tym że praca i nie można straszyć to bym sobie zaszalała.
Ot uzupełnienie do marzeń. Chciał Ojciec szczerze egoistycznie i bez sloganów to proszę bardzo.
robiłabym wszystko z przyjemnościa, nie z musu, bez pospiechu, bez stresu, miałabym więcej czasu dla siebie i innych i nie musiałabym wysłuchiwać, że za mało zarabiam.
1.Podróżowałabym ... autostopem ;)
2.Zrobilabym sobie tatuaz na nadgarstku bez obawy,że w pracy by krzywo patrzyli - nie musiałabym pracować ;)
3.Zostałabym złodziejką,ale nie byle jaką typu kieszonkowiec ,ale taką no..profesjonalistką! :D
Czytałam kiedyś książkę o złodzieju,stąd ten pomysł.
4.Interesowały mnie zawsze trzy miejsca
-> zakon
-> psychiatryk
-> więzienie
więc z chęcią bym się tam na jakiś czas zadomowiła.
5.Założyłabym największą bibliotekę świata !.
No ,to tyle,takie tam,skromne marzenia ;)
a no i szacun dla anonimowej,która by sobie głowę ogoliła - odważnie ;)
Dla mnie to pytanie bez sensu, po co gdybać co by było gdyby? Życie jest tu i teraz, a bez pracy za którą dostaję wypłatę nie da się funkcjonować, a szejka który by mi zapewnił beztroskę o pieniądze nie widać.
Asiaa
szejka??? to za kasą poszłabyś do szejka? ;)
Gdybym nie musiała już nigdy martwić się o pieniądze... Nie mam pojęcia co bym robiła. Pewnie po pierwszym zachłyśnięciu się świadomością, że mogę pozwolić sobie na wszystko np. podróże, zakupy, dobroczynność itp, po jakimś czasie i tak dalej tęskniłabym za tym samym co teraz. Żeby kochać i być kochaną, tak naprawdę, najszczerzej, tak na całe życie. A tego żadne pieniądze świata nie sprawią.
Robiłabym to co teraz w czasie wolnym tylko bez stresu. Pewnie po jakimś czasie zaczęłabym szukać nowości. Bo jak wiadomo, na tym padole - tak jak biednych dręczy nędza, tak bogatych -nuda (to z Schopenhauera). A Ojciec? - o sorry, to Ojca nie dotyczy, Ojciec właśnie spełnia ten warunek :)))
Co bym zrobiła?
Kupiłabym sobie obiektywy najlepszej klasy do aparatu,poszłabym na kurs fotograficzny i na studia ,poszłabym wgl na studia na ASP ,na kurs rysunku . Stworzyłabym sobie pracownie rysunkowo -fotograficzną ,gdzie zapraszała bym dzieci zdolne i je uczyła rysować i fotografować(gdyby sama w tym już była bardzo dobra).Miałabym też taki osobny pokój do działania artystycznego ,graffiti i muzyki . Kupiłabym sobie djembe ,gitarę i perkusję i poszłabym na kursy gry na nich .Pojechałabym na pewno do Francji i Hiszpanii potem do Rzymu i Jerozolimy ...i wgl dużo bym podróżowała.Poszłabym na kurs Hiszpańskiego .No i oczywiście dałabym sporą sumę pieniędzy moim braciom i siostrze i rodzicom ,by nie musieli martwić się o przyszłość .Zbudowałabym sobie też dom w lesie"taką pustelnie"gdzie mogłabym odetchnąć ,bez wyrzutów sumienia.
No i oczywiście wyjechałabym do Afryki na wolontariat ,to jest jedno z moich większych marzeń
Prawdopodobnie robiłabym póki co to co robię, ale po ukończeniu studiów doktoranckich miałabym wolną drogę. Stać byłoby nas po ślubie na mieszkanie i na posiadanie dzieci bez lęku, że nie można im zapewnić tego co się chce dla nich (i bez lęku o utartę pracy). Możnaby wtedy spokojnie pomyśleć o czymś "swoim" w sensie pracy na miarę możliwości, bo bez jakichkolwiek zajęć nie wyobrażam sobie życia. Dzieci wszakże też kiedyś dorosną. Jeśli mój dochód byłby stały to chciałabym mocno wesprzeć jakieś dobre inicjatywy charytatywne. A poza tym najpierw z przyszłym mężem zwiedzać świat (Polskę rówież), a później także z dziećmi. Może niekoniecznie tak jak to robi "Rodzina bez Granic", ale pokazać im to co się kocha. Trochę też po to, żeby nie skupiać się tylko na swoim otoczeniu, ale zobaczyć jak ludzie żyją w inny sposób.
1. JĘZYKI - uczyłabym się po kolei wszystkich języków, o jakich marzę (póki co marzę o ośmiu), i doskonaliła te, których się uczę,
2. DZIECI - miałabym dużo dzieci, kochałabym się z moim przyszłym mężem i nie stosowałabym nawet mojego termometru (jej, jakie by to było uwalniające i radujące..)
3. PRACA - nie pracowałabym - ale działałabym za free w ngo, których tematyka mnie interesuje i jest związana z moim wykształceniem,
3. RZECZY - nakupiłabym - książek, płyt, ubrań, i butów - o jakich marzę,
4. PODRÓŻE - podróżowałabym po wszystkich krajach, o jakich marzę
5. INNI - systematycznie wspierałabym konkretnych potrzebujących (tu mam mnóstwo przykładów)
ale Ojciec zrobił smaka... :/
spłacił bym długi i w końcu nie liczył na czyjąś pomoc
odetchnął bym że jestem niezależny , ale znając życie przyszły by kolejne zmartwienia
Wydaje mi się (sądzę po samej sobie), że gdybyś nie musieli martwić się o pieniądze, wtedy wymyślilibyśmy sobie inne wskaźniki dobrostanu - np. ci, co oddaliby się sztuce, liczyliby ilość pozytywnych recenzji, wystaw; ci, co myślą, o sporcie - ilość medali, rekordów; inni liczyliby znajomych na fb, miejsca, które zwiedzili; ktoś być może zaangażowałby się w politykę i szukał władzy. Mam to szczęście, że nie martwię się zbytnio pieniędzmi, nie mam ich dużo, ale na moje i mojej rodziny potrzeby starcza (czasami stosuję mechanizmy unikowe, nie liczę na co wydajemy, częściej do banku chodzi mąż, nie pytam go o wydatki na samochód, przy czym mąż ma chyba jeszcze lżejsze podejście do zarabiania niż ja). Ale, niestety, znajduję sobie inne zmartwienia i nie są to rozterki duchowe (często dotyczy to porównań z innymi). Zawsze nam czegoś mało - długo starałam się o dzieci, teraz mam dwójkę i nadal mi mało, chciałabym jeszcze :) Bożka można sobie uczynić nie tylko z pieniędzy, ale i z wolontariatu albo z wiedzy teologicznej.
Bez truizmów i religijnych sloganów, egoistycznie i szczerze: PODRÓŻE i NAUKA JĘZYKÓW. Jest to moją pasją od niedawna i robię to, choć na razie na małą skalę, ale na realizację większych pomysłów też przyjdzie czas :) Pozdrawiam z miasta św. Dominika :)
ps. Odkryłam tą stronę niedawno, także dopiero nadrabiam lekturę wcześniejszych postów, ale dziękuję o. Krzysztofie za każde słowo!
A ja bym sobie "pozwoliła" na implant w lewym uchu, które jest nieczynne od urodzenia, bym mogła słyszeć ludzi tak jak inni, a potem poszłabym na jakiś fajny koncert skrzypcowy. Stworzyłabym sobie ciekawe miejsce pracy, polegajace między innymi na tym żeby i inni mieli możliwości np lepiej słyszeć.
No i wsparłabym np takie działalności jak Wspólnota Chleb Życia, przy której działa siostra M.Chmielewska.
Więc:
Zdrowie. Praca z sensem. No i coś z sensem. :)
Gdybym nie musiał się troszczyć o pieniądze..hm..to przestałbym wreszcie okradać banki. Harówa straszna, nigdy nie wiadomo na jakich ludzi się trafi. Czasem są mili i współpracuje mi się z nimi dobrze, a czasem to mają nerwy, oburzają się i rzucają bezsensowne pytania typu : 'dlaczego to nasz bank, mamy dużo roboty a tu jeszcze ty', albo 'o nie, znowu on, ile tym razem?'. A to tylko w banku a potem jeszcze trzeba uciec. Policja ma coraz szybsze samochody, no i jeszcze na moją niekorzyść ( nie żebym się usprawiedliwiał, jestem profesjonalistą) mogę podać drogi, co chwila roboty zwężenia, albo korki - każdy chce mieć auto w naszych czasach;/ A jak już ucieknę to muszę się ukrywać, bo szukają, węszą, podpytują bliskich czy mnie nie widzieli. Zdecydowanie za dużo stresu przez te pieniądze.
Gdybym się o nie nie musiał martwić to zostałbym...POLICJANTEM..tak, zawsze nim chciałem być, wsadzać do paki wszelkiej maści przestępców, ratować koty (? czy policja ratuje koty czy to straż?) i łapać złodziei!
A nie zostałem policjantem bo.. dostają marną pensję.
Anonimowy 15 grudnia 2012 16:43 - podzielam Twoje zdanie. Tez czesto lapie sie na tym, ze zaprzatam sobie glowe tym czego nie mam, co maja inni, co moglbym zrobic ( lepiej, szybciej, bardziej cool) od innych, zamiast cieszyc sie z tego co mam i byc wdziecznym. Latwo zatracic w zyciu prawdziwe priorytety.
To co do tej pory - studiowalbym medycyne. Moze bardziej skupilbym sie na rzeczach ktore mnie sczegolnie interesuja a odpuscilbym rzeczy nieciekawe i michalki ktorymi trzeba sie zajmowac z przyczyn utylitarnych.
Nasladowalbym Pier Giorgia Frassatiego. Przeczytalem wlasnie jego biografie i mam wrazenie, ze moglbym odbic jego zycie na swoim. Moze nie mam fortuny w spadku, ale zobaczymy jak daleko zajde...
do Bankowca
a może, zamiast policjantem, wolałbyś zostać szpiegiem? ;P
otworzyłabym restaurację!
Do Szpiega z krainy deszczowców
czy w ten jakże zakamuflowany, zaszyfrowany sposób, metaforą podwójnych znaczeń wyrazów zawartych w pytaniu i sensów ukrytych między słowami chcesz mnie zwerbować na szpiega? ;p
Ja tak zupełnie nie na temat. Pewnie ojciec już zdążył usłyszeć sporo ochów i achów i podziękowań wszelkiego rodzaju, za rekolekcje u wrocławskich dominikanów. Ja podziękuje również:
1 Za to, że się ojciec przełamuje i głosi rekolekcje. Skutecznie ksiądz to ofiaruje za słuchaczy, a przynajmniej za jednego, bo w moim przypadku, że tak powiem zadziałało.
2 Za mówienie na swoim przykładzie zamiast uogólnionych, górnolotnych prawd, które zaczynają się od stwierdzeń typu: "Trzeba więc nam drodzy bracia i siostry...."
3 Za mówienie w języku polskim, a nie teologiczno-religijno-kaznodziejskim.
4 "Moc dojrzewa w bezradności" I za ten przekład Świętego Pawła ;]
P.S A dzięki kryminalnej twarzy, może łatwiej ojcu docierać do tych, do których inni nie mają odwagi :)
Pozdrawiam :)
a ja czekam na trzecią już serię rekolekcji w naszej wspólnocie :)
Pieniądze? Nic by się nie zmieniło.
Bankowiec
A gdzież tam...Sam musisz się zwerbować;D
Poza tym, przyjmuja się tylko prostomysliciele(więc raczej nie masz szans z takimi teoriami)Poza tym, musiałbyś nauczyć się innego rodzaju złodziejstwa. Koty, mógłbyś nadal ratować.
Ale na mój nos, to ty wcale nie jesteś bankowcem, tylko właśnie też chyba szpiegiem ;p
a będzie jakiś morał z tego pytania płynący :)???
Gdybym nie musiała troszczyć się już o pieniądze...oznaczałoby to tyle, że mój kredyt studencki jest już spłacony, a ja mogę spokojnie, bez wyrzutów sumienia umrzeć. nie zostawiając nikogo z moim zobowiązaniem, a jeśli jeszcze starczyłoby mi chęci to zainwestowałabym w naukę mojego ukochanego języka, a gdybym już mówiła nim biegle to może odważyłabym się na podróż autostopem :)
psyt...psssyt..szpiegu..szpiegu..będę mówił szeptem..taka konspiracja..
ja jestem bezkształtny, jak woda (mówił o tym Bruce Lee), więc jestem i prosto-krzywo-krótko-długomyślicielem. Zależy od ludzi od sytuacji.
to gdzie jest placówka w której trzeba złożyć papiery.. czyżby w krainie deszczowców?
Bankowcem jestem z zawodu (wymuszona sytuacja), a w duszy jak już wspominałem grają mi syreny policyjnego wozu.
no dobra...(trzeba wyjasnic, bo ludzie rzuca sie jeszcze z jakimis papierami. nie wiadomo gdzie zreszta)
Zagladam czasem, tu i tam. Szpieg z krainy deszczowcow, to nawiazanie do wpisu na innym blogu.
Z bezksztaltem, nie bede sie silowac. Z Bankowcem moge pogadac, ale normalnie.
Co do kasy, jest tez i moj wpis(anonimowo mialo byc) W duszy, tez mi gra(nie, nie syreny wozow policyjnych) Niedlugo, moze znajde wiecej ciszy(zeby sie bardziej przysluchac co takiego gra)
hm...
Pierwsza myśl jaka nasuwa mi się, będąca odpowiedzią na zadane pytanie to: nie chciałbym się nigdy nie martwić o pieniądze! Nie dlatego, że pieniądze poniekąd stają się "pierwszą" troską w życiu - by przeżyć, tylko dlatego, że "to" wszystko straciło by jakikolwiek sens!
Ale gdyby już by tak miało być to na pierwszym miejscu chciałbym przeznaczyć prawie wszystkie pieniądze dla tych którzy ich potrzebują. Może mniej dla tych, którzy są zdrowi a biedni, bo mają ręce i nogi, umysł też by pracować i zdobywać pieniądze. Chciałbym by medycyna tak głęboko się rozwinęła do przodu aby móc pomóc przede wszystkim dzieciakom na całkowite wyleczenie z różnych dolegliwości, przypadłości zdrowotnych! Cierpienie człowieka chyba najbardziej dotyka mnie wewnętrznie, to dlatego takie mam zdanie.
Inną sprawę jaką bym chciał załatwić to zobaczyć "kawał" świata, jak nie cały. By na przykład móc stanąć chociaż u podnóża takich szczytów jak Mount Everest czy chociażby K2 i poczuć się tak maluczkim wobec przyrody, jak przyroda wobec człowieka (jak mrówka wobec człowieka)! Bo chyba nie ma nic lepszego jak zobaczyć dzieło Boga w "całej nagości"!
To chyba tyle.
a i jeszcze jedno - jakby za pieniądze można było kupić na targu takie coś jak "życiowa odwaga" - to pewnie bym się skusił ;p
do szpiega...
Jak już lecimy z wyznaniami to mój pierwszy wpis był humorzasty, wymyślony. Ta historia nie ma przełożenia na moje życie. Nazwa bankowiec miała być prześmiewcza, zawodu jaki wykonuje mój bohater czyli złodzieja banków i dlatego sam siebie nazwał bankowiec, że niby pracuje w banku a chodzi o jego okradanie. To czysta fikcja, miała wprowadzić trochę uśmiech wśród czytających. tyle wyjaśnień ;)
A ja może chodziłabym do pracy tak dla rozrywki no i dlatego że lubię ludzi z którymi pracuję, na pewno wyremontowała bym swój dom może bym sobie kupiła fajne auto no i pojechała w pierwszej kolejności do Austrii bo sentyment mnie tam trzyma no Alpy no i Francja zabrałabym kogoś do towarzystwa ,ale bez szaleństwa. Na pewno pomogłabym kilku osobom którym jest ciężko albo choruja ale tak prawdę powiedziawszy wolę takie normalne życie mieć tak trochę tzn.wystarczająco kasy i żyć normalnie i do przodu :)
Zostawiłabym sobie kilka niezbędnych do pracy kodeksów (przydaję się też do podłożenia pod głowę do snu) i sprawdziła, czy da się dzisiaj zostać nowym św. Ivo Helory.
A na serio- pracowałabym z ubogimi, po całości, jak najbliżej.
Jak Bóg da, kiedyś się uda :)
To chyba zależy czy pieniędzy, o które nie muszę się już martwić, mam tyle, że wystarczy mi na życie, lub mam ich bardzo, bardzo dużo.
Wariant 1: podróżowanie po świecie - poznawanie kultur, codzienności pod rożnymi szer.gograf., ludzi, miejsc, rozwój intelektualny - studia, książki, mądrzy ludzie - ci oczytani i ci prości. Szukałabym Pana Boga, bo mi do Niego teraz bardzo daleko... Opcja 2 - zadbawszy o się rozdawałabym te góry pieniędzy. Żeby tylko nie poczuć się tym Panem Bogiem mając - jak się może zdawać - w ręku ludzkie losy... Ale jakoś tak pomagac... żeby może dawać wędkę i uczyć z niej korzystać, a nie podrzucać rybki. Zawsze chciałam założyć taką kuchnię, żeby karmić głodnych, tych z ulicy. To jest wielka radość dać komuś głodnemu jedzenie i zobaczyć, że mu smakuje, że je :)
Bankowiec
się rozumie, spodobał mi sie Twój pierwszy wpis(właśnie dlatego)
Pozostałe już mniej. Coż, ryzyko. Nigdy nie wiesz na kogo trafisz;p
Jeszcze trochę praktyki, i zostanę zawodowcem ;)
Pożartować, dobrze. Jak ktoś napisał kiedyś, gdzieś "Gdyby nie ten humor, to by człowiek umorł"
Bankowcem jesteś czy nie, taką sobie wpisałeś ksywę która może się różnie kojarzyć. Podobnie jak szpieg zresztą. A ze mnie taki szpieg, jak(za przeproszeniem) z koziej dupy trąba.
Ale szpieg wpisane było na początku, więc tak to ciagnę teraz.
No i tyle chyba.
Więcej takich wyznań nie będzie.Może będą inne jak mi się zechce.
Dobrego dnia wszystkim
1. Kupiłbym bezpieczniejszy samochód, bo tym co mam, kupionym powypadkowym, to czasem strach mi dziecko wozić.
2. Pojechałbym na wakacje, gdyż na takich powyżej 3 dni, to nie byłem od wielu lat.
To tak krótkofalowo.
A długofalowo:
1. Zacząłbym poważniej podchodzić do pisania ( bo- pewnie słabe usprawiedliwienie ) wciąż nie mam czasu na kontynuowanie mojej książki.
2. Wydałbym moją książkę, która jest zapewne tak słaba, iż żadne wydawnictwo tego nie zrobi.
3. Jeździłbym po biednych wiejskich parafiach i remontowałbym świetlice z garstką zapaleńców.
4. Zacząłbym kupować lepsze jedzenie, mieszkał w domu z ogródkiem i miał psa.
wyszłabym za mąż za człowieka, którego kocham, nie za tego, za którego powinnam wg mojej rodziny..
Robiłabym na drutach swetry, szale z wełny własnych owiec;
z ogrodowych owoców słoiki z kompotami z wiśni i konfitury ze śliwek,suszone gruszki
suszone zioła z ogrodu,
bo jakby nie było pieniędzy to chyba wracamy do handlu wymiennego :-)
otworzyłabym przytułek dla bezdomnych kotów
i mogłabym leczyć ziołami ludzi (jak moja babcia)
ech, pomarzyć można
Zrobił bym kawiarnie w której mogliby się spotykać chrześcijanie.i salę konferencyjną i kino ... :) takie centrum kultury chrześcijańskiej... brakuje mi tylko kilku milionów i paru szalonych ludzi gotowych się w to zaangażować :)
Odmienię trochę pytanie: "Gdybyś już nigdy nie musiał się troszczyć o CZAS, to co wówczas byś robił w życiu?"
Pieniędzy nigdy nie za dużo, ciągle coś potrzeba, dlatego trzeba zmienić swoje potrzeby.
Ale czas... czas jest potrzebny, abym była, a nie tylko istniała...
Ejże..
Może przyjdzie czas na inne. Np. co można by zrobić gdyby nie strach.
Ale póki pieniądze to pieniądze.
Niech z tego będzie jakiś morał.
Tzn. tak myślę ja kłapouch.
Że jak jedno to jedno.
I rozwiązanie o co autorowi chodziło jakoś tak miło jakby przed wiosną.
Wywrócił nas Ojciec podszewką na lewą stronę.Dlaczego, po co? Niestety w myśleniu nic mi się nie wyprostowało, nic nie zmieniło.
ach.....w końcu kupiłabym sobie elegancki, gustowny kapelusz
O pieniądze nie musi się troszczyć tylko ten, kto ich wcale nie ma i nie ma szansy by je kiedykolwiek miał. Więc mieszkałabym w schronisku dla bezdomnych, jadła w przykościelnej jadłodajni i pilnowałabym żeby mi nikt nie ukradł koca bo idzie mróz.
Zawiało pesymizmem?
To pytanie trafiło w czas w którym nad nim rozmyślałem sam. Wydaje mi się, że nam tak na prawdę nie chodzi o pieniądze w życiu. Bo przecież Bóg nam dał talenty a nie pieniądze za które możemy robić to o czym marzymy. Tak więc moja teoria jest taka, że należy robić to co lubimy na tyle ile mozęmy w danym momencie a z czasem pieniądze przyjdą i bedziemy mogli kupić to czego nam brakuje żeby wskoczyć na wyższy poziom. Za przykład mogę podać raperów, którzy przecież swoje pierwsze nagrywki często robią w domu na prostym sprzęcie by potem z czasem jeśli ich warsztat staje się lepszy, i zostają dostrzeżeni, docenieni to mogą sobie pozwolić na sprzęt, nagrywanei w profesjonalnym studiu itd. Ale tak jest z każdym chyba zawodem, rodzimy się z niczym i z czasem zdobywamy wiele, umiejętnosci czy to potrzebnych rzeczy do wykonywania naszych pasji. A skoro Bóg mówi że wie czego nam potrzeba to wierzę, że jeśli my bedziemy zajmować się tym co możęmy to On resztę dopilnuje. Nie mówię że to łatwe bo sam mam z tym problem. To takie olśnienie, że my wchodząc w życie myślimy muszę mieć pieniadze żeby coś robić, a wydaje mi się że powinno być na odwrót. Bo gdy najpierw chcemy pieniędzy to nie koniecznie idziemy za głosem przypominającym nam o naszych talentach, pragnieniach w nas zapisanych. Wtedy się gubimy bo dążymy do tego żeby mieć, a jak już będę miał to wtedy zrobię to na co mam ochotę. Ale jak już jesteśmy zamknieci w tym obiegu zdobywania forsy to często dążymy za tym co nam mówią inni co powinniśmy robić, co jest wartosciowe do czego dążyć, wtedy trudno usłyszeć co w nas gra. Oczywiście nie biorę tu pod uwagę różnych problemów, kłopotów zdrowotnych itd, to takie uproszczenie bo chciałem pokazać że pieniądze nie mają aż takiego znaczenia jakie im przypisujemy. Bo pieniadze z tego co wiem zostały wymyślone po to by łatwiej było się wymieniać tym co tworzymy, a nie po to by ich mieć jak najwięcej.
Nie chciałbym się tu zagłębiać teologicznie ani filozoficznie za bardzo (żaden ze mnie teolog albo filozof) ale przypomnę o kimś takim jak szatan co miesza i przewartościowuje znaczenia rzeczy, kłamie..wiec i tu pewnie mam neizłe pole do popisu.
Kończąc, jak wspomniałem, nie chodzi by ich mieć jak najwiecej bo w niebie pewnie ich nie bedzie (tak podejrzewam - a możę będą przemienione tak jak wszystko kto wie) ale o to by rozwijać to co nas porywa co moglibyśmy robić właśnie bez ograniczeń i bez konieczności rezygnacji na rzecz doraźnych prac które mają nam przynieść dochód a które nie koniecznie wypływają z naszych pragnień.
oczywiście uważam że na początku jest nawet wskazane dorywcza praca ale by nie zapominać o tym co Bóg w nas wpisał i by dążyć do tego a wtedy wszystko się ułoży - głęboko w to wierze, ale nie umiem jeszcze zastosować w praktyce ( ale to temat na inna dyskusję)
Ja pewnie bym trenował parkour (teraz oprócz pieniędzy - które w sumie nie są aż tak potrzebne w tym sporcie brakuje mi zdrowia) tańczył na poważnie, rysował, malował, pisał wiersze, rapował, grał na instrumentach, był piłkarzem koszykarzem hokeistą nurkiem, podróżnikiem odkrywcą, przesłuchał całą muzykę której jest tak dużo i tyle samo ksiażek przeczytał, i filmów obejrzał...itd Mam wrażenie, że interesuje mnie zbyt wiele rzeczy i jeśli nawet brakuje na niektóre rzeczy kasy to chyba to czego brakuje najbardziej to czasu..a skoro czasu to już wiem po co jest wieczność.
Pozdrawiam i przepraszam za taką rozprawkę ; )
aneks
"ale przypomnę o kimś takim jak szatan co miesza i przewartościowuje znaczenia rzeczy, kłamie..wiec i tu pewnie mam neizłe pole do popisu."
oczywiście jest znacząca literówka ( ;D ) zamiast 'mam' powinno być 'ma': wiec i tu pewnie ma niezłe pole do popisu.
do szpiega:
Bankowiec juz raczej wiecej się nie pojawi, to był tylko jednowpisowy wybryk. a skoro piszę to jako 'nie zastanawiam się co' więc wiesz z kim masz do czynienia.
Jestem otwarty na wszelkie inne dyskusje ale już bez podszywania się pod fikcyjną tożsamość.
Do złapania; )
@ nie zastanawiam się co pisze
"...wchodząc w życie myślimy muszę mieć pieniądze żeby coś robić, a wydaje mi się że powinno być na odwrót."
Podoba mi się twoje spostrzeżenie.
Zazdroszczę tylu zainteresowań. Na pewno coś z tak szerokiego repertuaru pragnień spełni się i to jeszcze w tym życiu. Powodzenia.
@anonimowy
Powiem szczerze, że też mi się podoba że tak wiele rzeczy mi się podoba ale jest jedna szkoda. Jak jest tyle zainteresowań to nei wiadomo za co się zabrać w pierwszej kolejności, a jak się robi wszystko naraz to na miernym poziomie..albo się nie robi nic.
Myślę, że Ty też masz wiele rzeczy, które Cię interesują. Każdy ma tylko trzeba się spytać co lubimy robić. Myślę, że dobrze jest przenieść się do dzieciństwa i zobaczyć co wtedy nas radowało, kiedy nie myśleliśmy w dorosły sposób - nie myślało się o poważnych sprawach, a o tym na co mam ochotę. chce wejść na drzewo to wchodzę, łapać motyle to sie łapało. wiadomo wiele rzeczy to dziecinna zabawa ale niektóre mogą wskazywać kierunek zaninteresowań : )
Dzięki, mam nadzieję, że dokonam właściwego wyboru ; )
jak pisałam odpowiedź na pytanie to wyszło mi, że tak na prawdę problem u mnie jeden... odwaga... iść tam gdzie Bóg posyła
Przestałabym się bać, że przy kolejnym nawrocie depresji jednak skończę pod mostem.
Pojechałabym do Walii. A potem do Pragi. Przekwalifikowałabym się. Spróbowałabym robić to, co mi się marzy, bez zastanawiania się, czy ktoś mi jest w stanie zapłacić za to.
I co najmniej przez miesiąc w roku nie robiłabym nic.
Tak, pieniądze mają znaczenie. Zwłaszcza ich brak ma znaczenie, coraz większe dla starszych i coraz mniej sprawnych.
Ciekawy temat.
Pozdrawiam!
gdy był jeszcze z nami mój mąż potrzebne było mi 4 mln żeby zrealizować swoje plany : kupić dom, mieszkanie dla syna potem zwiedzać itp a gdy M. nas zostawił potrzebuje 4000 zł aby "związać" koniec z końcem czyli porazicznie zapłacić rachunki, kupić ubranie i mieć za co wyjechać na urlop nie jest źle gdy się ma kasę, ale bez niej też można być szczęśliwym. Lubie takie powiedzenie,że pieniądze szczęścia nie daja ale każdy chce się o tym przekonać osobiście.Dla starszych pytanko kto to powiedział? Dla ułatwienia powiem Kotku.
Zapomniałam dopisać jeszcze że modliła bym się mocno do Boga o zdrowie bo co by mi przyszło z tej kasy jak bym była chora.
@ikada
Przeczytałam twojego bloga. Piszesz smutno, ale pięknie i prawdziwie. Pozdrawiam!
Jeśli o mnie chodzi, to zrezygnowałabym z pracy, bo mimo ze ją nawet lubie i szefów moich też, to nie jest zbyt zdrowa/i zajełabym sie całkiem całkowicie rzeczami które mnie interesuja. Podróże to rzecz oczywista, choć nie non stop bo lubie wracac do domu i nie chciałabym mieszkać gdzieś indziej. Przywiązuje sie do miejsca i ludzi. Nie ograniczałyby mnie koszty przewozu roweru w samolocie, bo sa masakryczne i z Rumunii zrezygnowaliśmy w tym roku mimo ze bilety na osoby były juz kupione. Poza tym kupiłabym rower lżejszy o połowe od mojego bo czasem jest co dzwigać. Zrobiłabym kursy kroju i szycia SITAM -wszystkie. Poszłabym gdzies na staz, naukę do dobrego krawca aby zgłebiac tajniki szycia i nauczyć sie tego bardzo dobrze, by byc super fachowcem. Otworzyłabym kafe-galerię szyciową, oraganizując warsztaty i wystawy. Takie miejsce spotkań pozytywnie zakręconych. Wszystko to na razie marzy sie w głowie i niby jest do osiagniecia, ale... Odrestaurowalibyśmy jakis dom szachulcowy i może byłaby tam agroturystyka /za darmochę, bo przeciez kasa nieważna, a ludzi kórzy potrzebuja spokoju i wytchnienia cała masa/. Mojemu chłopakowi marzy sie odbudowanie wiatraka, więc nie byłoby z tym klopotu i zamek jakis albo nawet kilka mozna by było zachować od totalnej dewastacji i zniszczenia. Skoro byłaby kasa to i bliskim by sie pomogło i kazdemu potrzebujacemu, ale tak madrze jakoś... Tyle rzeczy jest do zrobienia a kasa czasem trzyma i ogranicza. czasem to my sami jestesmy ograniczeni i brak nam pomysłu i wiary w to ze może sie udać, ale trudno zaryzykować, bo konsekwencje mogą być nieciekawe, a strach często nie pozwala nam zrobic kroku do przodu. Najwazniejsze by miec swoje miejsce na świecie i w świecie, bliskich z którymi mozna to dzielic. Dobra rodzine ogólnie. Czy to "rodzoną" czy społeczną. A nawet jedna i drugą:) Z nieograniczonym dostępem do pieniędzy byłoby łatwiej, ale jednak są rzeczy których sie kupic nie da, a ich wartośc chyba wieksza niz materia.
Zadałam to pytanie mojemu chłopakowi i powiedział ze robiłby to co teraz /prócz pracy w której jest teraz/ Stwierdziłam, ze jest szcześliwym człowiekiem :) i przyjmuje życie takim jakie jest. Chociaż widze ze spina sie czasem gdy jest tych pieniedzy niepewny a ja wyskakuje z remontami i rodziną...
p.s tak sobie myślę że ojciec "przypadkiem" zadał nam to pytanko, apotem nam bedzie tego wszystkiego życzył przy okazji świąt, żeby nam sie udało nawet bez kasy, ale to taka szybka myśl moja. Ogólnie fajnie byłoby, gdybyśmy czuli sie szczęśliwi tam gdzie jesteśmy, czego wam i sobie życzę:)
Zostałbym dominikaninem ;)
TAK NAPRAWDĘ OPRÓCZ KASY POTRZEBOWAŁABYM POKOJU SERCA a wtedy chyba cokolwiek bym robiła byłabym zadowolona. Sama kasa bez pokoju serca by mnie zepsuła i chyba weszłabym w lenistwo, hedonizm, nałogi,ciągle rosłyby mi potrzeby
rozdawałabym wszystkim słodycze !
Ojcze, wszystkiego dobrego /bez okazji, bo jest nowy dzień/. Niech Ojca strzegą Anioły. Niech butki lekko niosą.
Proszę nie przemarzać i wracać zdrowo.
Szkoda mi Ojcze tych spalonych na obrazku dwóch stów. @KULKA - staję w kolejce po słodycze. Pozdrawiam - Kasia Sz.
Realizowalabym swoje marzenia, jezdzilabym po calym swiecie. Zalozylabym swoj maly biznes, jakas kawiarenke w centrum Florencji byloby pieknie :) nie patrzac sie na pieniadze, jakiekolwiek ulgi podatkowe 2012, to czy urzedy sa mi do czegokolwiek potrzebne. Zycie bez troski o pieniadze byloby zasadniczo prostsze ;]
kasiaszarek
nie czuj szkody. Stówy, nie są prawdziwe(kto spaliłby prawdziwe?
Niestety, w naszym świecie kasa ma, i będzie mieć duże znaczenie. Gdyby nie miała, to już nie byłby nasz świat;)
Tak sobie czytam te komentarze i tak chyba bedzie. Że większość z nas, zgłupłaby poprostu nie wiedząc co zrobić-gdyby faktycznie pieniądze nie miały już znaczenie. Mając ogrom forsy chcielibyśmy kupić coś, czego za kasę nie da się kupić. Napychalibyśmy się namiastkami, luksusem, a później(po nszym napchaniu się do przesytu) próbowalibyśmy może to samo wciskać innym.
Kto doświadczył biedy materialnej np. głodu poszedłby od razu wykupić całą piekarnię na przykład. Nie wiedząc później co z tym wszystkim począć, rozdawałby na lewo i na prawo nie patrząc że duża cząść się marnuje.
Szlachetności niektórych, też nie można pominąć.I tak, możnaby zrobić wiele dla innych, zatracając prawdziwy sens życia.
Szukając w tym wszystkim jedynie siebie samego(dobrego słowa, uznania, podziwu, i tym podobnych)
A co się da "kupić" bez kasy?
Kupować bez kasy...;p dobre(handel wymienny przychodzi mi na myśl)
Dalej pójdę jeszcze
Co można "kupić" u Boga? i jak się u Niego kupuje? Kasą?-nie. Wymieniać się?-nie ma czym.
To co? przyjąć tak poprostu?(ale głupio tak przyjmować, i nic w zamian dać nie można)
i jeszcze dalej...(ale wstyd!) On chyba chce w zamian wszystkie długi?! Chyba wie, że dla nas to nie do przyjęcia tak poprostu wziąć. Bez wymiany...
To dobry znak, że szkoda mi tych dwóch stów. Chyba masz rację, żebyśmy zaspakajali swoje potrzeby, potem byśmy coś upychali innym, pewnie zetknęlibyśmy się także z ludzką pazernością.
Nie zastanawiam się nad pytanie Ojca, bo do niczego mnie ono nie doprowadzi. Są rzeczy na które potrzebne są pieniądze, ale są także takie, które możemy zrobić sami jakoś ten brak kasy pomijając. Oczywiście nie mam na myśli zadłużeń, remontów, bo na to rzecz jasna są potrzebne fundusze. Pozdrawiam - Kasia Sz.
Ale zanim przestałabym się o te pieniądze troszczyć musiałabym je mieć. Bo chciałabym kupić sobie naprawdę dobry, mocny wózek. Wcale nie elektryczny, tylko taki typu handbike. I jeździłabym w różne miejsca. Najpierw do Jarosławia, potem nad morze, potem w Bieszczady. I pięknie by było, bo miałabym na noclegi w różnych miejscach przystosowanych dla niepełnosprawnych, albo mogłabym prosić kogoś, żeby ze mną pojechał.
do Anonimowej nade mną, a próbowałaś z jakąś fundacją, to całkiem chyba realne marzenie, może warto spróbować :)))Wbrew pozorom jest dużo ludzi z dużymi sercami
Oddałam jej ten, który miałam, bo nie mieścił się do windy. Serce nie wystarczy, jeszcze są realia. Ale ludzie są dobrzy, przynajmniej czasami. Pozory nieważne.
masz racje, mało wiem o realiach, niemniej jednak warto poszperać, skoro masz dostęp do internetu...
pozdrawiam ciepło!
http://www.kaminski.pl/pl/podopieczni.html
Dzięki, pozdrawiam!
Pewnie bym strzelił sobie w łeb, bo zarabianie pieniędzy to jedna z nielicznych rzeczy która mi wychodzi.
Zwiedzałabym świat i uczyła się języków, a poza tym robiłabym to czego teraz się uczę czyli edytowała książki. Szczególnie, że popyt na nie gwałtownie by się zwiększył:)
I wybudowałabym domowe DPSy, żeby już nikogo nie przerażała perspektywa mieszkania tam...
http://ekai.pl/wydarzenia/temat_dnia/x61806/swiety-idzi-robi-kanapki/
Kto chce niech zerknie
pewnie to samo, co teraz - oby (tzn. oby tylko w głowie się nie przewróciło)
A tak, z tęsknoty za dobrem.
http://www.liturgia.pl/blogi/Wojciech-Golaski-OP/Swit-swiatlosci-wiecznej.html
A raczej za dobrocią. Zwykłą ludzką, uspokajającą dobrocią. Za ludźmi którzy samym swoim przyjściem uspokajają i sprawiają radość.
Ojcu Krzysztofowi jako Autorowi i Czytelnikom życzę więc na najbliższe dni (ale nie tylko!) tej ludzkiej dobroci jak najwięcej, uspokojenia i radości. A także Światła od Tego, który przychodzi.
Hmmm... co bym zrobiła? Przede wszystkim zwiedzałabym świat i w życiu zajełabym się tym, co pragnę robić, w tym wypadku spróbowałabym z aktorstwem ;)) aczkolwiek nieograniczony dostęp do pieniędzy na pewno by nie zepsuł, więc może jest dobrze tak jak jest ;)
Jest taka jedna rzecz, której bardzo bym chciała, gdyby już pieniądze nie były konieczne - mieć to, czego nigdy nie miałam - domek z altanką, z kwiatami i najważniejsze: spędzać tam czas z rodziną, rozmawiać, albo milczeć wspólnie, patrzeć na siebie i każdego dnia kochać coraz bardziej. Mieć czas na miłość, po prostu.
Przeczytałam te wszystkie komentarze - fajne, wiele jest w nich "moich" nawet takich prostych podstawowych potrzeb, a choćby zdrowotnych... No i nie wiem, czy to chodzi o możliwość nie martwienia się o pieniądze, bo się je ma, czy o coś innego. W każdym bądź razie czasem, kiedy mam więcej kasy niż normalnie, to czuję takie coś niepokojącego, że to "coś" chce ich więcej i więcej i więcej... I wtedy już nie chcę mieć pieniędzy w ogóle ;P. Myślę, że gdybym nie musiała się martwić o pieniądze, całkowicie bym zgnuśniała i rozleniwiła się...Wcale by mi się nie chciało zdobywać nowych umiejętności, bo po co, te by były potrzebne do zdobywania pieniędzy więc byłby zbędne. Po jakimś czasie pewnie znudziłoby mi się pomaganie komukolwiek bezpośrednie, rzuciło by się kaską to tu to tam...Może to takie gorzkie spojrzenie, może po prostu nie mam na tyle rozwiniętej wyobraźni żeby wiedzieć co zrobić w takiej sytuacji. Chodzi o to, że sporą część rzeczy, możliwości można osiągnąć bez pieniędzy. Ich posiadanie nie nauczy mnie kochać, bo i tak liczy się właśnie tylko Miłość.........
A ja bym czytał wszystkie te xiążki, na które nie mam czasu, popijając je niewielkimi dawkami dobrego koniaku.
Oprócz tego dom nad morzem.
Cześć,
podobnie jak Soup, również przeczytałam wszystkie komentarze. Zajęło mi to trochę czasu, ale podczas korków w mieście, czy czekając na kogoś udało mi się to zrobić.
One świetnie pokazują jacy ludzie odwiedzają tego bloga, czym się interesują, czym żyją na co dzień.
A ja? Chciałabym mieć tyle odwagi, aby jeździć na stopa i wiedzieć jak jeździć, aby w miarę bezpiecznie dotrzeć do celu.
Nauczyłabym się angielskiego. Przeszła szlakami wszystkie góry jakie są w Polsce i w naszych sąsiednich krajach.
Część kasy przekazała na sale, które służą do rehabilitacji dla dzieciaków.
Oo i kupiłabym sobie rower! :)
Sylwia <><
Nadal chciałabym pracować w bibliotece. Tylko mogłabym wybrać sobie pracę w fajnym miejscu bez troski o marną pensję. I duzo więcej bym czytała i podróżowała.
Pomagałbym ludziom - na takim poziomie typu kupowanie ubrań dla domów samotnych matek, pomaganie ludziom w znalezieniu sobie pracy, aktywizacja zawodowa - ale też np. studnie w Afryce albo pomoc humanitarna dla najbiedniejszych plus jakiś pomysł na długofalową pomoc temu kontynentowi - ile można dawać same pieniądze?
Poza tym kupiłbym bardzo dobrą gitarę i bardzo dobry piecyk (plus parę efektów) i grał :)
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
To świat byłby zdecydowanie prostszy
Prześlij komentarz