niedziela, 14 lipca 2013

O wartości milczenia i braku oczekiwań

Codzienne życie w wytworzonych przez Europejczyków systemach organizacji życia jest niemal zupełnie pozbawione pokory, a bardzo szczelnie wypełnione oczekiwaniami








Dwa cytaty z dwóch artykułów lipcowego miesięcznika "W drodze".

Paulina Wilk:
Podróż, rozumiana jako przebywanie w innej rzeczywistości, jest moją jedyną szansą na rozstanie się z roszczeniowością. Codzienne życie w wytworzonych przez Europejczyków systemach organizacji życia, pracy, relacji czy konsumpcji, jest niemal zupełnie pozbawione pokory, a bardzo szczelnie wypełnione oczekiwaniami. Wobec innych ludzi, zdarzeń, czasu, cen benzyny, środowiska naturalnego, obsługi w sklepach, prognozy pogody, spokojnej starości, wysokości podatków, życia poczętego i śmierci bez bólu. Wobec wszystkiego.
(...)
Na różne sposoby przymusza się nas do pragnień ponad miarę, do chciwości i zachłanności, do potulnego realizowania procedur i poleceń.

Cywilizacja Zachodu odrzuca niewiedzę, bezradność, nieprzewidywalność zdarzeń. Podpierając się postępem i rozwojem, wytwarza korporacyjne procedury, sztuczną inteligencję, uczy konsumenckiej posłuszności, niemal całkowicie redukując obszary tego, co niepojęte, nieodgadnione, nieludzkie. Wyjeżdżam więc, żeby niczego nie oczekiwać. Poczuć się, jak tylko potrafię najlepiej – nikim. Daję szansę swojej bezradności, wyłączam wyuczoną omnipotencję, bezwstydną próbę kontrolowania życia. Wyjeżdżam popatrzeć na ludzi inaczej ukształtowanych, mających inne lęki, inne pragnienia, zniewolonych czym innym i odmiennie niż ja wolnych.

Maciej Wasilewski:
Ja mam po prostu fart – znajduję tematy jak jagody. Trudności zaczynają się potem, przed komputerem. To, co piszę, rodzi się z milczenia. Całymi dniami milczę, żeby napisać dwa zdania i te zdania znaczą dla mnie więcej niż sto, które później wypowiem. Pisanie to nieustanna samotność. Wcześniej nastrajałem się na tę samotność, decydowałem się na nią. Od jakiegoś czasu nie potrafię z niej wyjść. Ludzie czasem to mylą z pychą.


7 komentarzy:

Jolaśka pisze...

wyłączam bezwstydną próbę kontrolowania życia...
A kiedy kontrola życia sama się wyłączyła i człowiek jest tylko liściem miotanym wiatrem po tafli jeziora?
A może zawsze tak było tylko człowiek wierzył w to, że sam kieruje swym życiem?
I dopiero jak staje się przed ścianą człowiek zaczyna WIDZIEĆ...
Pozdrawiam i proszę o modlitwę.

Aga pisze...

tak, artykul Macieja Wasielewskiego zrobil na mnie niesamowite wrazenie, odnalzlam w nim moj wlasny sposob i cel podrozowania. pozdrowienia dla Pieknostopowiczow. Korpoludek

Mati pisze...

A ja się zastanawiam czy on ma taki niewyobrażalny fart i naprawdę spotkał młodego Kohla czy też ten facet z kampingu przeczytał na wikipedii życiorys Kohla i tylko go udawał. :)

Unknown pisze...

Takie odczucia ma na camino. Tam jestem "tylko" człowiekiem, bez funkcji, tytułu, konta...
Nie martwię się o nic, no może tylko o nogi:)
Jestem wolnym ptakiem, który nic nie sieje i nie zbiera do spichrza, a Ojciec Niebieski go żywi:)Jestem wolna i mam czas, duuużo czasu:)

Anonimowy pisze...

Chętnie schwycęlipcowe w drodze jak tylko dotrę do kraju. Ciekawe, że b. podobne refleksje co do postawy roszczeniowej itp... w południowej części Europy rosną już od dawna w mej głowie. Gorzej łapię się ile mam myśli, zachowań właśnie w tym tonie. Ja niestety nie mogę sobie pozwolic na fizyczne przemieszczanie się. Dla mnie wyzwaniem nie jest podróż w inne strony, gdzie tzw globalizacja mniejsze zniszczenia poczyniła w ludziach, ale podróż duchowa na miejscu ku wdzięczności za każdą niespodziankę i ucieczka od narzekania swego i innych.

TaxiDriver pisze...

Anonimowy: w jakim kraju mieszkasz?

Anonimowy pisze...

Włochy.

Prześlij komentarz