poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Czterech dominikanów. Cztery odciski

Zakonne życie to nieustanna szkoła uczenia się, w jaki sposób oczyścić swoje serce, aby stać się człowiekiem szczęśliwym. 





Zaletą mieszkania w wielopokoleniowych wspólnotach jest możliwość korzystania z doświadczenia, ale i świadectwa życia starszych braci. Są tacy, przy których wdzięczność Panu Bogu za możliwość bycia dominikaninem, za każdym razem wzrasta. Choć takich osób jest więcej (niektórzy jeszcze żyją), pozwolę sobie napisać o czterech. Teraz są już po tej drugiej, lepszej stronie, ale tutaj zostawili po sobie światło. 


O. Feliks, mała jaskółka, która nigdy nie powiedziała nic złego o bracie, o drugim człowieku, o przełożonym.

Był profesorem teologii moralnej na Wydziale Teologicznym Papieskiego Uniwersytetu św. Tomasza z Akwinu, uczestniczył w pracach Soboru Watykańskiego II i pracował w Kongregacji Nauki Wiary, udzielał się jako spowiednik w rzymskiej bazylice Santa Maria Maggiore, wiele razy spotykał się z Janem Pawłem II, który nazywał go „szanownym poprzednikiem na Katedrze Etyki w Lublinie”.

Na starość jednak o wszystkim zapomniał. 


Z jego osobą związanych jest dziesiątki anegdot, którymi dominikanie młodszego i średniego pokolenia uwielbiają się dzielić. 
Czternaście lat temu o. Adam Wyszyński zastanawiał się nad wstąpieniem do dominikanów. Podczas spowiedzi poprosił o. Feliksa o rozmowę. Ten dał mu swoją wizytówkę mówiąc: "Proszę ją sobie skserować, a później mi zwrócić, gdyż mam tylko jedną".

Na ciemnych, klasztornych korytarzach, można go było rozpoznać już z daleka. Przy pasie nosił ogromny fluorescencyjny różaniec, który świecił jaskrawozielonym światłem.

W ostatnim czasie przed śmiercią bracia sprawowali w jego celi całodobowe dyżury, po dwie godziny każdy. Kiedyś przyszedłem do jego celi o drugiej w nocy. Zgaszone światło, cisza, na podłodze rozłożyłem sobie karimatę i zacząłem mówić po cichu różaniec. Światło padające z pobliskiej latarni oświetliło mój biały habit. Niespodziewanie ojciec Feliks nagle się zbudził, zaświecił lampkę i zrobił
obok siebie miejsce na łóżku mówiąc: "Niech brat ściągnie sobie habit i położy się tutaj spać. Od jakiegoś czasu przychodzą do mnie w nocy jacyś bezdomni, którzy nie mają gdzie spać".

Pod koniec swego sędziwego życia stwierdził o dzisiejszym Krakowie: „Widać, że teraz ludziom biedniej się żyje. Na ulicach tak mało dorożek”.


O. Adam, generał brygady Wojska Polskiego, harcmistrz Związku Harcerstwa Polskiego. We wrześniu 1939 znalazł się na Węgrzech, gdzie był duszpasterzem wśród polskich żołnierzy. Następnie pełnił  posługę duszpasterską w polskim wojsku w Palestynie i Iraku. Za udział w bitwie o Monte Cassino (jako kapelan) został odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari. Został pochowany z wojskowymi honorami w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Rakowickim. 

Kiedy usłyszał od jednego z oficerów, że ten zafascynowany "orzeźwiającą prostotą islamu" zamierza porzucić chrześcijaństwo, skwitował to po żołniersku: "Panie kapitanie, Pan Jezus nie ma z pana pożytku, to i Mahomet nie będzie miał".


O. Isnard. Podobno na starość spokorniał, a raczej pozwolił się Panu Bogu przemieniać. W przeszłości miał być nie do wytrzymania, posiadać cięty i ostry jak żyleta charakter, który wyrażał się choćby w apodyktyczności w byciu przełożonym. Młodsze pokolenie dominikanów zapamiętało go jednak jako człowieka przenikniętego modlitwą, wrażliwością na innych, ale i subtelnym humorem. Kiedyś na krakowskich krużgankach zaczepił jednego z nowicjuszy, który miał na sobie torbę "chlebak". 
- Bracie, co to za pasek przypięty do ciebie?
- To taki plecak ojcze. 
- Bo ja myślałem, że brat jedzie samochodem. 

Kiedy wspomniałem mu, że moim zakonnym patronem jest również bł. Isnard wzruszył się i z prostotą stwierdził: "Tak wiele mu zawdzięczam..."


Pies umrze, jeśli zakaże mu się szczekać. Ojciec Joachim był rasowym psem, nie przeżyłby gdyby zakazano mu głosić. Choć słynął z niezwykłej łaski słowa, to jednak pisał fatalnie. Wszystkie swoje książki podyktował dziennikarzom kiedy skończył dziewięćdziesiąt lat. Błyskawicznie stały się wydawniczymi bestsellerami. Jako prawdziwy kontemplatyk wiedział jednak, gdzie umiar. Miał świadomość, że pewien rodzaj doświadczenia żywego Boga jest właściwie nieprzekazywalny, dlatego robił coś najcenniejszego - wzbudzał tęsknotę, przybliżając innych do tajemnicy. Resztę zostawiał Jemu. 


***

Każdy z nich miał swoją drogę do nieba. Równie piękną. 



7 komentarzy:

aga pisze...

jak miło czytać takie opowieści
do tej wspaniałej czwórki już z tamtego świata dodam jednego dominikanina z tego świata, który ma na imię Krzysztof i jest takim światełkiem dla wielu

Anonimowy pisze...

Dzięki Ojcze Krzysztofie.

Jaś, korpoludek z Poznania

Anonimowy pisze...

Biorąc pod uwagę owoce Ojcowych nauk w Szczecinie, nie można oprzeć się wrażeniu, że o.Krzysztof P. OP ma dobrych wspomożycieli wśród OP :) .Dzięki Ojcze za warsztaty modlitwy serca i za deszczową drogę krzyżową...

Anonimowy pisze...

Tylko cztery?!...a może coś jeszcze? z cyklu "doskonałej radości" :)
Uwielbiam takie opowieści.

wera pisze...

Tekst i zdjęcia napełniają serce pokojem.

Anna K. pisze...

Chciałabym podzielić się bardzo dobrą wiadomością o Papieżu Franciszku.

Oto mały cytat z artykułu:
"Papież wyjaśnił, że dzwoni w odpowiedzi na list, jaki kobieta do niego wysłała. Powiedział, że może "bez problemu" przystąpić do sakramentu komunii świętej, chociaż jest żoną rozwodnika. Jak podaje brytyjski dziennik "Independent", miał jej wprost powiedzieć, że "osoba rozwiedziona, nie robi nic złego, przystępując do komunii" i dodał, że "właśnie zajmuje się zmianą prawa", które zabrania rozwodnikom przyjmowania sakramentu."

Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75477,15849337,Papiez_Franciszek_do_zony_rozwodnika__mozesz_przyjac.html#CukGW#ixzz2zqFZE6Yt

Moim zdaniem gazeta trochę nieprecyzyjnie pisze - wiadomo, że osoby rozwiedzione mogą przyjmować komunię, jeżeli są samotne, ale Papież mówiąc o miłosierdziu dla osób rozwiedzionych i dopuszczeniu ich do pełni sakramentów ma na myśli tych, którzy są w nowych związkach i dlatego nie mogą przyjmować komunii św. Papież już wiele razy mówił, że zajmie się tym niesprawiedliwym prawem, w którym "dyscyplina jest ważniejsza niż człowiek".

Myślę, że na Papieża Franciszka też można spojrzeć jako na wzór, tak jak na wymienionych we wpisie o. Krzysztofa starszych ojców dominikanów.

Bardzo cieszę się, że Duch Św. działa i daje dobre natchnienia. Mam nadzieję, że źli ludzie nie będą chcieli pokrzyżować Jego planów i rzucać Papieżowi kłód pod nogi, kiedy będzie chciał zmienić krzywdzące prawo.

Mój wpis nie jest zachętą do dyskusji, a po prostu chciałam podzielić się dobrą nowiną.
Pozdrawiam wszystkich.

Anonimowy pisze...

Nie wiem czy ktoś jest w stanie policzyć ilu jeszcze jest takich dominikanów...dziękuję często Panu Bogu za tych, których mogłam poznać, usłyszeć, przeczytać.Najlepszy zakon świata.Poprostu.

Prześlij komentarz