niedziela, 22 czerwca 2014

Dominikańska zasada

Nie tylko dla kaznodziejów. 







Rada błogosławionego Humberta z Romans:

Mądry kaznodzieja po głoszeniu kazań powinien powrócić do samego siebie i uważnie zbadać wszystko, co mu się przydarzyło, tak aby mógł obmyć się z wszelkich doznanych nieczystości i naprawić wszystko, co się zepsuło. Powinien być jak podróżny, który czyści i naprawia swoje buty, gdy dotrze do schroniska, aby później móc lepiej wędrować. 

Myślę, że nie tylko kaznodzieje, ale każdy człowiek powinien mieć taką "samotnię" i przestrzeń, w której mógłby powracać do siebie samego.

Inaczej może zapomnieć kim jest. 

Humbert z Romans,  generał dominikanów w latach 1254-1263,
czczony przez zakon, jako błogosławiony




12 komentarzy:

aga pisze...

rewelacyjne zdjęcie, wszystkie drogi prowadzą do Szymbarku
biografia o. Joachima jest wisienką na torcie, zafascynował mnie ten kaznodzieja, duszpasterz, człowiek
wszystkim błogosławionej niedzieli i słonecznego pierwszego dnia lata (w Gdańsku siąpi)

Unknown pisze...

Padre, świetne zdjęcie :)

Anonimowy pisze...

Zamknąć drzwi, zamknąć buzię i przestać "się zapominać" bo wszystkich "przepraszam" świata nie wystarczy żeby to naprawić? Tak dla pewności pytam.
W kwestii samotni zmilczę z goryczą. Na dobry początek. Po to są dobre rady żeby ich słuchać.

Anonimowy pisze...

To jedna (zasada dominikańska) są inne? Chętnie się dowiem. Może przyda się, w życiu które potrzeba układać w nowy sposób, a nie bardzo wiadomo jak.
Powracać do siebie samego...przepraszam że upierdliwie spytam o wyjaśnienie. A co to właściwie znaczy? bo można kręcić się wokół siebie samego tylko, mylnie oceniając rzeczywistość. No i czy sama przestrzeń, samotnia, wystarczą do tego żeby nie zapomnieć kim się jest

Anonimowy pisze...

Jeszcze ten jeden raz, bo dziś jest dziś. A Wam można tylko jak krasnoludzkiej drobinie tej z dawnych bajek. Zostawić miseczkę mleka. Wam się zostawia modlitwę. I nic w zasadzie innego nie można. Z Bożego natchnienia czy z własnego serca potrzeby, z wdzięczności czy z jakiegokolwiek innego powodu w odruchu niespełnionego macierzyństwa.
Ojcom, braciom.
Życzy się nieodmiennie codziennie. Żebyście szczęśliwi byli. Zdrowi byli. Żebyście Bogu wierni pozostali i w służbie Mu z radością trwali.
Dobrych spotkań.

Żyrólik pisze...

A to moze być zwyczajny wieczorny rachunek sumienia , inaczej nazwany? Choć tak jak Ojciec wraz z Bł Humbertem go przedstawili wygląda bardziej romantycznie i pociągające, że aż się chce doń na nowo wrócić, w odświeżonej formie. Niechcący albo raczej chcący wiąże się to ścisłe z poprzednim wpisem sprzed kilku dni, mam pełne ręce roboty, bo wyrzucam ub oddaje nagromadzony w domu nadmiar. Teraz jak puściej zaczyna się robić w domu ( najtrudniej z książkami się rozstać) będzie może potrzeba mniej czasu na scieranie kurzu a znajdę wiecej na porządki w duszy.
Letnio,świętojańsko pozdrawiam Ojca i wszystkich.

Anonimowy pisze...

Przystan, Przystan wszedzie :) a taki powrot do samego siebie bywa trudny i czasem boli.

Anonimowy pisze...

Taka popodróżna malaryczność. Dopada. Z tego są zwidy, majaki i powidoki zaraźliwe.
To rzeczywiście trzeba zmyć. O skałę roztrzaskać. Mocniej ściągnąć cingulum.
Jak ktoś jest niepoprawny włóczykij.
Trzeba się umyć faktycznie. Z błota wszelkiego i za skórę naszłych korników.
nie wiem tak myślę. patrzę na łapki i faktycznie one coś wyglądają nie za czysto, z tym coś trzeba zrobić. żeby nie ubabrać czego się dotknie.
Ojcu jakby zajrzał to serdeczna prośba żeby pomodlił.

Anonimowy pisze...

Potrzebna jest samotność. Własne miejsce. Własny kawałek podłogi. Żeby nie było tak, że jak się tylko dotknie piórem pergaminu to lecą pióra, skóra i odpalają w rękach niewybuchłe granaty. Chociaż się chciało trochę inaczej.
Żeby uśmiechnąć się i pozdrowić. Tak zwyczajnie. Powyprostowywać własne wewnętrzne pokrzywienia.
Żeby nie ranić. Siebie ani nikogo.
Nauczyć się żyć szczęśliwie.
Kiedyś się może uda.

Anonimowy pisze...

Ojcu - bo jak nie skasowane to i obietnica wygasa. Ojcu - przepraszam.
Bratu - no wybacz jak możesz.
Nic świecie cały reszto Boża, dla Was pozdrowienia serdeczne.

Anonimowy pisze...

Błogosławieństwo wydobywa z nas to czego nie ma czasem poza drobiną rozwojową. A bardzo jest potrzebne. Odwagę, siłę, spokój. Bóg ma Bóg da. Przez wasze ręce. I o to można spokojnie prosić bo to jest 20 sekund roboty.
Chwila zastanowienia, Boże weź w opiekę, krzyżyk na czoło i leć dzieciaku. Jak ktoś dodatkowo nosi w pamięci przez pół dnia to to jest jest osobisty dobrowolny podarunek. Z wdzięcznością brany ale nie wymagany przecież.
O modlitwę prosić to już jest ciężar dodać. Ale błogosławieństwo to jest światło, które nam dajecie samemu najpierw dostając. Tak to widzę. Może się mylę. Bóg powiedział że będzie błogosławił tym którzy nam błogosławią, tak? Ono najpierw przez Was przechodzi.
Koszt z Waszej strony to są najwyżej od szarpania naderwane rękawy. Od szarpania, bo jak tak wciąż i wciąż.
Ale jak potrzebne to potrzebne nie prosi się z braku lepszego zajęcia.
Potrzebne to, Tata patrz!
Tata patrz bo idę i jakby co to łap.

To pomyślcie o nas ciepło.

Dobrego dnia. Dobrego życia.
Pięknego, mądrego, szczęśliwego życia.
Ojcu i Wszystkim

Anonimowy pisze...

Polecam kazanie o. A. Szustaka o mężczyznach https://www.youtube.com/watch?v=U--wMdW_cuU

Prześlij komentarz