sobota, 11 października 2014

Dojrzała modlitwa zawsze zmierza do prostoty

Kiedy dominikanie spotykali się ze szczegółowymi metodami  i technikami modlitwy czy medytacji, z długimi listami pouczeń, co robić, a czego nie robić, ich reakcja była zawsze taka sama: instynktownie czuli, że coś jest nie tak. 









Nie tylko współcześni dominikanie podkreślają prostotę modlitwy. W XIII wieku zarówno Peraldus jak i Humbert wymieniają łatwość modlitwy jako jedną z jej wartości, a kiedy w XVI wieku to zakwestionowano, znakomita większość dominikanów zdecydowanie przeciwstawia się doktrynom modlitwy, które pojmowały ją jako coś trudnego.

Bede Jarrett, angielski dominikanin, wyraża powszechną wśród braci kaznodziei opinię. Z prawdziwym żalem zauważa w pewnym miejscu, że czasami modlitwa może zostać zredukowana do trudnych i sztywnych reguł i być tak uporządkowana i określona, że już prawie wcale nie wydaje się językiem serca. Gdy tak się dzieje traci się całą przygodę, cały osobowy kontakt, całą kontemplację. Jesteśmy zbyt zmartwieni i znękani, by myśleć o Bogu. Pouczenia są tak szczegółowe i uporczywe, że zapominamy, czego próbujemy się nauczyć. W rezultacie nudzimy się my sami i bez wątpienia również Pan Bóg. 

***

- Jak się ojciec modli? - zapytano o. Joachima Badeniego. 
- Nie wiem - odpowiedział dominikanin uważany za mistyka. - Patrzę na najświętszy sakrament, patrzę na krzyż.

On jest. Ja jestem. 

Dojrzała modlitwa zawsze zmierza do prostoty. Mniej w niej komplikowania, a więcej upraszczania.

Naprawdę nie potrzeba nic więcej. 


fot. Marcin Mituś

16 komentarzy:

aga pisze...

oto instrukcja modlitwy medytacyjnej z klasztoru w Gdańsku
1.Medytacja odbywa się w Prezbiterium. Każdy z uczestników przed medytacją zdejmuje obuwie i staje przy wybranej przez siebie macie z poduszką lub krzesełkiem. Po wybraniu miejsca stoimy przed swoją matą i czekamy na uderzenie drewnianych „klapek”, aby się pokłonić, po czym siadamy na macie.

2.Cały cykl medytacyjny składa się z dwóch rund medytacji na siedząco, które trwają po 20 minut, oraz dzielącej je medytacji w ruchu.

3.Medytacja siedząca rozpoczyna się czytaniem tekstu związanego z medytacją, wybranego przez któregoś z uczestników, po nim następuje uderzenie w gong, co oznacza rozpoczęcie. Runda trwa 20 minut.

4.Medytacja w ruchu. O rozpoczęciu medytacji w ruchu informuje nas podwójne uderzenie w gong. Przechodząc do medytacji w ruchu z delikatnością wstajemy, po czym kłaniamy się i ustawiamy wokół mat w równych odstępach. Na dźwięk klapek bardzo powoli idziemy (step by step). W czasie trwania medytacji w ruchu utrzymujemy tą samą dyscyplinę i koncentrację, co w czasie siedzenia. Gdy usłyszymy dźwięk klapki szybszym krokiem wracamy na miejsce - stając przy swojej macie po usłyszeniu klapki kłaniamy się i siadamy.

5.Na zakończenie medytacji siedząc wypowiadamy szeptem Ojcze nasz i kłaniamy się na stojąco.

Burzy się we mnie,jak to czytam.

Napisał ojciec " Kiedy dominikanie spotykali się ze szczegółowymi metodami i technikami modlitwy czy medytacji, z długimi listami pouczeń, co robić, a czego nie robić, ich reakcja była zawsze taka sama: instynktownie czuli, że coś jest nie tak. "
Powyższa instrukcja została wprowadzona przez Jacka Krzysztofowicza. Odszedł, instrukcja została.

ą pisze...

@aga: we mnie się nie burzy.
Dobrze wiedzieć, myślę, jak zachować się w jakimś miejscu, którego nie jesteśmy stałymi bywalcami.
Bo zdarza się, że nikt nie wytłumaczy, nie wyjaśni przedtem - nie ma komu albo są ważniejsze sprawy. Nikt nie powie nowemu czy pierwszorazowej: "Zachowuj się, jak uważasz, że będzie dobrze. Tak albo inaczej - to bez znaczenia".
@Ojciec Autor
Kiedy dominikanie (...), ich reakcja (...)
Czy to ważne, że dominikanie?
I jeszcze... Duże litery. Jednak. Duże "n", duże "s".

Anonimowy pisze...

We mnie tez sie burzy... Chodzi o sam opis i zatracenie sedna... Modlitwa to nie technika, ale spotkanie serca z sercem, osoby z Osoba. Pomijam juz gongi i inne niechrzescijanskie elementy....

ą pisze...

@ Anonimowy z 12:33
Tych elementów przez wielu uznawanych za niechrześcijańskie ileż jest u o.o. Mertona, Maina, Penningtona, Keatinga, Freemana... U benedyktynów w Lubiniu, u jezuitów w Warszawie, u trapistów w USA... O, biedny lud prosty (piszę to bez ironii), bo wymienieni jeśli mieli lub mają wątpliwości, to jednak innej, wydaje mi się, natury, a swoją działalność prowadzili lub prowadzą przecież nie incydentalnie i nie bez wiedzy i zgody swoich przełożonych, podlegających z kolei również jak najbardziej kościelnym władzom....
Osąd dźwięku gongu... Tu jednak bardzo zdecydowanie bym polemizowała, chociaż napisane jest, żeby na cytrze, na harfie...

aga pisze...


Jacek Krzysztofowicz także swoją działalność w Ośrodku Pomocy Psychologicznej przy kościele św. Mikołaja prowadził zapewne za zgodą przełożonych, podlegających kościelnym władzom. Niezorientowanym przypomnę, iż zajmował się tam terapią Berta Hellingera .

Wracając do "instrukcji modlitwy" dla porównania podam inną:
również kościół dominikanów w Gdańsku, piątki godz.13-15, kaplica św. Jacka, adoracja Najświętszego Sakramentu - miejsce i czas osobistego spotkania z Chrystusem

"Naprawdę nie potrzeba nic więcej" - jak zakończył swój wpis ojciec

Anonimowy pisze...

@aga Ale jak się dominikanie spotykali ze szczegółowymi metodami modlitwy..................

Kasia Sz. pisze...

Jeszcze nie widziałam,żeby w kościele katolickim trzeba było zdejmować buty, żeby się modlić i medytować.

Kasia Sz. pisze...

Tych ustawień Hellingera jestem ciekaw. Oficjalnie psychologowie posługują się nimi i ludziom one przynoszą ulgę. Ale spotkałam się także z negatywnymi opiniami.

Tylko jak ktoś idzie do wykwalifikowanego psychologa to skąd ma wiedzieć, że ta metoda jest kontrowersyjna?

Magdalena. pisze...

ostatnio słyszałam kilka naprawdę dobrych kazań. na którymś z nich pojawiła się myśl, że często jest tak, że kiedy się modlimy, to przyjmujemy jakąś określoną pozę, nie jesteśmy sobą. Takie tam słowa. Ale łapię się na tym, jak to jest trudno czasem "być sobą" i skupić się na tym, do Kogo się mówi i na relacji, a nie na słowach do wyklepania i gestach do wykonania. Połączyć to w całość, całym sobą stanąć przed Bogiem, a nie tylko ciałem, a sercem w jakimś innym zupełnie miejscu. Trudne, a takie oczywiste.

Anonimowy pisze...

moim zdaniem każdy z nas potrzebuje czegoś innego aby zjednoczyć się w modlitwie z Bogiem, jednemu trudno zwraca się do Boga inaczej niż na kolanach i ze złożonymi dłońmi, inny najchętniej modli się spacerując po lesie:) i jest to tak oczywiste jak to, że nie ma dwóch identycznych osób :)
natomiast trudno mi sobie wyobrazić "pełną naturalność" podczas np. Mszy Świętej w niedzielę w losowo wybranym kościele, tam "standaryzacja" zachowania jest wręcz pożądana :) zresztą myślę, że każdy z nas wchodząc w jakąś grupę modlitewną, bądź formułę modlitwy, robi to z pełną świadomością i potrafi ocenić, czy mu to pasuje czy nie
więc nie oceniałabym, że coś co mi nie pasuje jest z góry złe też dla innych osób, że jakaś forma modlitwy jest bardziej dojrzała od innej, bardziej skuteczna i godna pochwały bądź propagowania
niech każdy z nas modli się po swojemu, zgodnie z szczegółowo opisaną techniką, bądź całkiem spontanicznie, ważne aby ta modlitwa zbliżała go do Boga, a nie była tylko przyzwyczajeniem czy tez kolejnym obowiązkiem

basz.

Anonimowy pisze...

Od kilku lat chodzę do dominikanów. Podobne podejście spotykam nie tylko ze strony o. Badeniego. Natomiast jak czytam choćby w internecie teksty o modlitwie autorstwa jezuitów to mam wrażenie, że zaraz mi mózg wybuchnie.

Anna Ch. pisze...

I po co tyle słów? Modlitwa to cisza... Cisza. Jest On i jestem ja. Czego trzeba więcej? Cisza i spokój. Bóg w duszy, albo Najświętszy Sakrament i cisza świątyni

Anonimowy pisze...

Jasne albo, albo - co za różnica...
Nie umniejszajmy przy tym modlitwie słownej, na głos!!

Anonimowy pisze...

...jak wstęp do jogi... najważniejsze równe odstępy ;)!

Anonimowy pisze...

Kramer.
Kramer ma dobrą myśl na ten temat.
słusznie prostą
jak już mieć jakieś obsesje

Anonimowy pisze...

Na początku trzeba czasem wspomagać się "techniką modlitewną" aby kontrolować rozproszenia. To tak, jak z nauką pływania, na początku cały czas analizujemy swoje ruchy i koncentrujemy się na tym, aby utrzymać się na powierzchni, a potem to już "samo idzie". Z modlitwą kontemplacyjną jest podobnie. Człowiek nagle wyrwany z hałasu świata, potrzebuje kontrolować siebie i swoje skupienie... i to jest całkiem naturalne. Gdy już przejdziemy ten swoisty "detoks" i zanurzymy się naprawdę Ciszę i pozwolimy się jej ogarnąć, to wejście w skupienie będzie się odbywało całkiem naturalnie i swobodnie...
Na podobnej zasadzie działa chociażby świetna metoda medytacji ignacjańskiej.
Do modlitwy serca, (lub metoda modlitwy głębi promowanej przez o. Thomasa Keatinga OCSO) po prostu trzeba dojrzeć, ona przyjdzie z czasem. Potem, w miarę dojrzewania naszej relacji z Bogiem, słowa staną się zbędne...

Prześlij komentarz