wtorek, 14 kwietnia 2015

Wywiad z o. Samuelem Laurasem, opatem trapistów

Żyjemy z wystarczającą liczbą zmartwień, byśmy nie wpadli w pychę oraz z wystarczającą liczbą radości i łaski, byśmy mogli żyć dalej.









Jak święta przeżywacie tutaj w klasztorze?

Właściwie jak każdy inny chrześcijanin, nie ma większej różnicy. Tak samo jak poza murami klasztoru, możemy na zmartwychwstanie popatrzeć na dwa sposoby. Albo będziemy traktować to jako chrześcijański dogmat wiary w zmartwychwstanie ciała. Albo to rzeczywiście przeżyjemy! Niektórzy z nas już w życiu widzieli martwego człowieka, ciało kogoś, kogo kochali, a który był już zimny. Po takim doświadczeniu pojęcie zmartwychwstania staje się czymś zupełnie innym. Poznajemy, że nasza egzystencja prowadzi do śmierci. Chrystus wziął ją na siebie i pokonał. Dzięki Niemu możemy również ją pokonać. Znakomicie przeżywa się święta z tą świadomością i doświadczeniem. 

Czy Wielkanoc w Nowym Dworze będzie się czymś wyróżniała?

W Wigilię Paschalną będziemy mieli chrzest. Pewien młody człowiek z Pragi, który żyje z nami już dziewięć miesięcy, zostanie ochrzczony. To sprawi, że nasze świętowanie Wielkanocy będzie rzeczywiście wyjątkowe.

W jaki sposób nieochrzczony młody chłopak dostał się do klasztoru?

Interesuje się mniszym życiem. Ma dwadzieścia lat, przyszedł do nas i zaczął z nami żyć. Nie jest jeszcze ochrzczony, dlatego poprosiliśmy biskupa Radkovského o pozwolenie na chrzest i bierzmowanie. Zobaczymy co się z nim stanie po chrzcie.


Czy macie we wspólnocie swoje wielkanocne zwyczaje?

Są drobne różnice, których jednak nie traktujemy jako czegoś szczególnie istotnego. To prawda, że w liturgii mamy parę wyjątków, ale ważne jest nasze miejsce w Kościele – służymy modlitwą. W Kościele każdy ma swoje powołanie i  prawdą jest, że to nasze mnisze powołanie jest trochę specyficzne. Byłoby jednak błędem przedstawiać nas jako elitę. Nie widzę różnicy między mnichami a chrześcijanami w świecie. Kiedy popatrzymy na to z dystansu, w końcu stwierdzimy, że mamy wspólną odpowiedzialność materialną i duchową. Materialna spoczywa w tym, że człowiek zajmuje swoje miejsce w świecie. Rodziny wydają na świat dzieci i wychowują je. Rodzą się ludzie, którzy będą mieć wpływ na dalszy rozwój kultury, technologii czy ekonomii. Każdy, łącznie z naszymi mnichami, ma podczas swojego życia wpływ na ten świat. Wszyscy jednocześnie mamy także odpowiedzialność duchową. Spoczywa ona w zdolności do spotkania z Bogiem. To oznacza stworzenie w swoim sercu miejsca dla Pana. To dotyczy wszystkich ludzi. Każdy nosi w sobie tę zdolność. Prawda jednak jest taka, że jako mnisi jesteśmy powołani do tego, by tę duchową odpowiedzialność przeżywać w sposób całkowicie radykalny. Pod tym względem się różnimy. 

Czy doświadczenie największych świąt chrześcijańskich jest w klasztorze intensywniejsze?

Wielki Tydzień to serce roku liturgicznego. Ale nawet w ludzkim ciele serce nie jest oddzielone od całości.

Mam wrażenie – i sądzę, że nie jestem jedyny – że moje dążenie do Boga w tym chwiejnym, niestałym świecie,  bywa zakłócone i osłabione. Czy wasza kameralna cisza jest ekskluzywną okazją do głębszego przeżywania wspomnianej tajemnicy Wielkanocy? A może jesteście również czymś niepokojeni?

Interesujące pytanie. Nie sugeruj się mnichami i tutejszym klasztorem. W rzeczywistości jesteśmy tacy sami jak ty. Mamy głowę pełną zmartwień, pokus, rozproszeń i tęsknot. Do nas należy ofiarowanie Bogu liturgicznej służby i to z ogromną dawką osobistej modlitwy. Pomimo tego, że kiepsko nam to wychodzi, robimy to najlepiej, jak umiemy. A wiesz, co do nas przyciąga młodych ludzi? Na zewnątrz żyją w świecie, który nie jest jasny. Nie wiedzą, jaki jest sens ma ich życie oraz dokąd ich prowadzi. U nas nagle znajdują się w miejscu, w którym wiemy bardzo dobrze, kim mamy być. Nie oznacza to, że jesteśmy doskonałymi mnichami, ale wiemy czego od nas chce Bóg.

I to przyciąga?

Tak. Jasność i jednoznaczność. W zasadzie jest bardzo ważne, byśmy wszyscy jako chrześcijanie jasno wiedzieli, czego od nas Bóg oczekuje. Wymaga od nas wiele, ale też świat od nas wiele oczekuje. 

Ma Ojciec poczucie, że w warunkach klasztornych człowiek ma bardziej otwarte serce na Boga niż poza klasztorem?

Kiedy ktoś do nas przyjedzie do domu gości, spotka się w Nowym Dworze z piękną przyrodą, architekturą, ciszą i milczeniem. To wszystko mu pomaga ponownie odnaleźć kontakt z Bogiem. Często mówimy gościom, którzy są przeniknięci pokojem, odnalezionym w tym miejscu, że ten pokój im dajemy, ale sami w swoich sercach go nie mamy. Mnisze życie jest również walką. Tak samo jak poza klasztorem. Oczywiście, zewnętrzne ramy, warunki klasztorne, bardzo pomagają. Ale to czego się od nas wymaga to utrzymania swojego serca w Bożej obecności, a nie jest to łatwe.

Które święta Wielkanocy najbardziej zapadły Ojcu w pamięci?

Ucieknę trochę od tego pytania. Życie człowieka to tylko jedna Wielkanoc, jedna jedyna Eucharystia, jedna jedyna spowiedź. Nasze życie jest nieustannym wzrostem. Widzę, że zaczynam już się starzeć, bo wspominam nawet Wielki Tydzień przed soborem. Jednak prawdę mówiąc, Wielki Tydzień 2015 będzie chyba znowu taki sam jak w moim dzieciństwie. Z tym, że z roku na rok cały czas dojrzewam.

Jak się żyje wspólnocie w Nowym Dworze?

Z wystarczającą liczbą zmartwień, byśmy nie wpadli w pychę oraz z wystarczającą liczbą radości i łaski, byśmy mogli żyć dalej. 

Współzakładał Ojciec wspólnotę, przez lata będąc jej przeorem. Teraz mijają cztery lata, odkąd bracia wybrali Ojca opatem. Jak Ojciec sobie radzi, sprawując tę funkcję?

Jeśli miałbym w kilku słowach podsumować doświadczenie bycia opatem, to na pewno odwołałbym się do analogii bycia jakimkolwiek innym ojcem. Musi on być dobry, ale także bardzo mocny. Dobroć jest absolutnie decydującym warunkiem, by mógł się zbliżyć do serca tego, który się stał jego uczniem lub synem. Jednak także siła i pewność jest konieczna, ponieważ uczniowie często nie wiedzą, dokąd idą, albo dokąd mają pójść, podczas gdy powinni to wiedzieć jasno i dokładnie.

Jakie są obecnie plany trapistów w Nowym Dworze?

Mierzyć się z trudnościami codziennego dnia. Staramy się, aby drugorzędne sprawy zbyt mocno nie angażowały, aby się nimi bracia za bardzo nie przejmowali. Jeśli jestem mnichem albo chrześcijaninem w świecie, moja uwaga musi być skoncentrowana na tym, co jest we mnie trwałe i wieczne. Dopiero później moje życie może się rozwijać na solidnych podstawach – a resztę się jakoś zrobi, jakoś to wyjdzie.

Ilu jest braci?

Prawie trzydziestu.

Czy pojawiają się ciągle nowe osoby zainteresowane życiem z wami? Ilu ich jest?

Do chrześcijańskiego życia, w tym do mniszego powołania, Bóg wzywa ciągle tak samo, według swojej woli. Zatem do klasztoru czy seminarium ciągle powołuje, ale ze względu na zmiany społeczne dzisiaj mamy wielki problem z formacją. Powstaje pytanie, jak formować młodych ludzi, którzy do nas przychodzą? Mnisze życie w swoich podstawach jest identyczne jak za czasów św. Benedykta. Jeśli chcemy młodego człowieka poprowadzić w powołaniu, aby ten sposób życia oswoił, aby był żywy w jego sercu, nie możemy działać w taki sposób, jak dawniej. Podobnie jest w innych zakonach, seminariach albo w chrześcijańskich rodzinach. Decydujące jest to, którzy ludzie są przeznaczeni do formacji: rodzice, duchowni przewodnicy, magistrzy nowicjatu. Przede wszystkim oni sami muszą żyć tym, do czego zostali powołani.



Jak rozumieć modlitwę o powołania? Modlimy się o liczne powołania. Trzeba się o to modlić?

Należy się dużo modlić, aby Bóg powoływał młodych ludzi do służby. Osobiście, modlę się kilka razy dziennie, ponieważ uważam, że to wielkie szczęście być powołanym przez Boga, aby Mu służyć. Kościół potrzebuje konsekrowanych osób i księży, a świat niezwykle mocno potrzebuje Kościoła. 

Jeżeli Bóg powołuje według swojej woli, to dlaczego należy się uparcie o to modlić?

Święty Tomasz mówi, że trzeba się modlić, abyśmy się nastroili do Bożej woli. Bóg powołuje wielu ludzi, ale niewielu odpowiada. Jestem przekonany również, że wielu z nich zdaje sobie z tego sprawę i później żałuje tego. Powinniśmy się modlić, aby nasze serce się otwierało i stawało się bardziej hojne. 

Sporo ludzi do was się zwraca z prośbą o modlitwę.

Nasze mnisze życie jest wstawiennictwem, ochroną i reprezentowaniem innych ludzi – i to nie tylko podczas mszy św., kiedy jest modlitwa powszechna. Święta Teresa z Lisieux mówiła, że kontemplacyjne zakony są sercem Kościoła, a serce to organ, który rozprowadza krew do całego ciała. Jeśli ktoś mnie prosi o modlitwę, polecam go najczęściej jakiemuś bratu. On później raz dziennie będzie przypominać Bogu imię tej osoby, aby Bóg okazał jej swoją miłość.

Terrorystyczny zamach w redakcji Charlie Hebdo zachwiał całą Europą. Jakie myśli pojawiły się w Ojca głowie?

W najbliższych stuleciach czeka nas znacząca walka. Po jednej stronie stanie liberalne i  ateistyczne społeczeństwo, które jest głęboko niesprawiedliwe, z którego się biorą biedy, nieszczęścia i zniewolenia. Natomiast po drugiej stronie znajdą się ci, którzy w swoim życiu widzą miejsce dla Boga. Ataki islamskich terrorystów na Żydów, chrześcijan i innych muzułmanów to szaleństwo.  Niestety zrodziło się ono jako reakcja na społeczeństwo, które nie ma przed sobą przyszłości i nie uznaje żadnej transcendencji. Naszym najlepszym sposobem w walce z terroryzmem jest powiększenie przestrzeni dla Boga we własnym wnętrzu.

Jak Ojciec ocenia czeskie społeczeństwo?

Czuję się lepiej w Czechach niż we Francji. Poprosiłem o czeskie obywatelstwo i czekam na odpowiedź. Jesteśmy małym krajem i międzyludzkie relacje są tutaj bardziej braterskie i bardziej przyjazne. Jeśli chodzi o relacje w Kościele, to są one o wiele bardziej przyjemne i znacznie bardziej serdeczne niż we Francji. Także życie tutaj jest łatwiejsze. Francuzi nigdy nie są zadowoleni, ciągle na coś narzekają.


Dom Samuel Lauras OCSO, opat wspólnoty trapistów w Nowym Dworze w Czechach.  

Wywiad ukazał się w czeskim tygodniku "
Katolický týdeník", rozmawiał Jiří Macháně. Publikacja za zgodą autora. Tłumaczenie: Szymon Popławski OP





11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Jasność i jednoznaczność...Dokładnie tak!
Nawet, w architekturze to widać. Żadnych zbędnych dupereli.
Żadnych niepotrzebnych gratów. Taka przestrzeń...marzenie.
Tam jest tak zwyczajnie prosto, aż ma się wrażenie że i mnisi tam mieszkający tacy są. A może to nie tylko wrażenie, ale rzeczywiście tak jest?
Oswoić siebie, dostroić do Bożej woli. Mam wrażenie że wielu ( włącznie ze mną ) czasem zachowują się jak dzikie zwierzątka. Reagując oporem po zorientowaniu się że ktoś ich próbuje oswajać. I w sumie, chyba dobrze. Bo nie o to chyba chodzi żeby ktoś nas oswajał rozmaitymi technikami, ale żebyśmy samodzielnie zaczęli rozumieć. I pozwolić sobie samemu/sobie samej, siebie oswajać Bogu, z Bogiem.

Żyrólik pisze...

U mnie tez tak podobnie i zmartwień dość , ale jak zaczynają ciążyć nad miarę to zaraz jakaš łaska co często przez dobroć ludzką, słowo, troskę , uśmiech...się tez wyraźa. A drugie co męczy nad miarę to niezadowolenie z siebie ( a to chyba pycha ukryta perfekcjonisty co tak ńiby chce dobrze ... ale na koniec ciągle się kręci wokół siebie)
Żeby tak mieć jasno w głowie poustawiane, to trzeba przylgnąć do Zmartwychwstałego i bardziej Jego niż siebie słuchać. Wtedy da się być wychowawcą, co takie dziś trudne...

Mati pisze...

"Każdy, łącznie z naszymi mnichami, ma podczas swojego życia wpływ na ten świat". Kuźwa, jaka to ogromna odpowiedzialność...

Anonimowy pisze...

Ale dziś poruszyło czytaczy,,.Właściwie , to przepraszam, bo są to Osoby czytające, myślące a przede wszystkim czujące - " Czytacze, to taki niefrasobliwy skrót myślowy.Tak czy owak, dziękuję BARDZO. Nieczęsto takie refleksje bywają...Zwłaszcza o skrupulantach, co chcą byc perfect...a trzeba patrzec dalej niż na idealny swój nos..., który w niebywały sposób chce się wpisac w Boży krajobraz.Raz to zadzierając się, raz wisząc na kwintę, raz będac dobrym w wywęszeniu dobrego tropu...Dziękuję.
a.d.

Anonimowy pisze...

rączki w rękawiczkach i pluszem po wierzchu jak o skrupulantach. tak tylko serdecznie proszę,
że to z niedojrzałości, niewychowania, że sumienie nieukształtowane i takie tam.no to ja wiem ale jak ktoś jest taki świetny w diagnozach to powinien też wiedzieć że wiedzieć co nie działa to jest pół sukcesu. weż se i napraw że tak się brutalnie wyrażę.
chyba że to był skrót myślowy i lekki brak precyzji.i chodziło wyłącznie o perfekcjonistów. no to nie z mojej dobranocki. jak ktoś ma normalne zdrowe sumienie to neich sobie pogratuluje ze go jedna kleska ominęła.
serdecznie. tzn pozdrawiam bardzo.

ojcu mnie brakowało prawda? na pewno bardzo.
z odległości inaczej widać, i albo mi sie wydaje. albo ojciec zmniszał całkiem i to jest takie całkiem normalne: nie gadam z wami bo jestem z Bogiem. wolno każdemu co tam.
albo jest cos nie halo. jak cos jest nie halo to i tak nie zrobimy nowenny ale pomodlić by sie można, ojciec sie nie przejmuje mi inicjatywy nigdy nie wypalają ale może komu wpadnie lepszy pomysł na bazie.

trapiści- jak powiem że mi sie nie podoba bo jest to pustka sterylna. przewznioślona z jednej i obciążona zanadto z drugiej strony brzmieniem kolorów że sie tak wyraże. to co?


Anonimowy pisze...

c.d.
z pobieżnego czytania wyszło że ojciec coś mało od siebie, a raczej suche czytanki. no to wyrywki z klasyków to my sobie możemy we własnym zakresie.
cenniejsze jest przefiltrowane przez własne doświadczenie cokolwiek.
normalnie kazania księży są takie ogólne, wierni,kochani. Bóg to jest taki..
wychodzi dominikanin na ambonę i mówi " a ja to mam tak..":
i to jest cenniejsze. jak sie pilnika na arogancje z łap nie wypuszcza i czasem się troszkę samemu podrasuje. albo bracia pomogą, zwłaszcza jak ktoś jest za dobry. jak dla któregoś sa mili to ja bym się na jego miejscu zaczeła martwić...
głoszący to jest pudło rezonansowe dla tego co Bóg. nie o to idzie że to nie zawsze będzie piękny dzwiek. ale to będzie jego.
jego błędy, jego durnota, jego świętość.
a do pierwszego i drugiego to z dostatku własnych doświadczeń jesteśmy w stanie się odnieść
przy odrobinie szczęścia odnieść się z powrotem do Boga


Anonimowy pisze...

Przepraszam i dziekuję

Anonimowy pisze...

uporem bijąc na głowę osiołki. patrzę raz jeszcze. i coś mi w środku krzyczy NIE.no nie ...Można. można z najbrzydszej przędzy upleść tkaninę która świat utuli. można. ale czasem jest tak że biel odbija tylko pustkę i pychę. i to jest sprawa filtru. własnymi patrzę oczami a świat jest jak zwierciadło.
rozumiem, są pewno tacy dla których każde miejsce jest piękne. święte dla świętych.

wolę pustkę, biel kartuzów.
inna cisza. inny spokój. inna radość
z potrzeby porozumienia
piszę. gdzie jak nie tu. znaleźć kogoś kto zrozumie

Anonimowy pisze...

Życząc ojcu, zdrowia i spokoju myśli.
Wszystkim innym tego samego, ciepła słonecznego, radości życia i życia w pełni.
Tłumacząc na wszelki wypadek. Nie. tu nie ma żadnej romansowej nitki. nie ten splot. nie ta przędza.
jest tylko jeszcze podziękowanie.
dla ojca Marka
żeby jakoś kryminalnie nie wypadło, z inicjałem N
nie jestem wrakiem. ale przeszło parę ładnych lat w ciemnych dokach. może wreszcie niedługo skończy sie remont.
o czym z uśmiechem

Anonimowy pisze...

Poznałam trapistki z Czech - niesamowite kobiety. Proste i radosne, mówią mało, ale konkretnie. Nie twierdzą, że nie mają problemów, ale, że próbują je rozwiązywać i żyć w prawdzie.
P.

Anonimowy pisze...

Zazdroszczę, ale Bóg zna lepiej nasze ścieżki; wie lepiej. Poprowadzi dokąd będzie to słuszne; wg serca, jakie sam stworzył.. :) Ale cudne powołanie. Bóg, cisza i pustynia. M.

Prześlij komentarz