czwartek, 12 listopada 2015

Humor pełni funkcję terapeutyczną

Zbytnia powaga w naszym życiu nie jest możliwa, gdyż jako ludzie nie tolerujemy „nadmiaru rzeczywistości”.







Według Mistrza Eckharta, im wyżej stoi jakiś święty, tym większa jest jego radość. Kiedy Generał Zakonu Kaznodziejskiego, bł. Jordan z Saksonii, wspominał św. Dominika, stwierdził, że głosił on prawdę nie tylko słowem i przykładem, lecz także poprzez radość.

Ponieważ radość serca radosnym czyni także oblicze, pogodna równowaga jego wnętrza  wyrażała się na zewnątrz przez objawy dobroci i wesołość twarzy. Właśnie ze względu na tę radość bardzo łatwo zdobywał on miłość ludzką, od pierwszego wejrzenia wkradał się do wszystkich serc.

Hiszpański ksiądz Juan Luis Lorda stwierdził, że jeśli przychylnie traktujemy humor, czujemy się mniej przytłoczeni przez niedomogi codziennego życia. Humor przywraca nam poczucie proporcji i pokazuje, że za przesadą powagi ukrywa się absurdalność. Zbytnia powaga w naszym życiu nie jest bowiem możliwa, gdyż jako ludzie nie tolerujemy „nadmiaru rzeczywistości”. W codziennych sytuacjach ciągle przecież przeplatają się elementy poważne i trywialne.

Jeśli śmieją się z Pana – pisze lord Avebury – niech Pan spróbuje dołączyć do nich. Jeśli uda się Panu to osiągnąć w sposób miły, odwrócą się karty w grze, wygra Pan więcej, niż mógłby przegrać. Każdemu podoba się człowiek, który potrafi śmiać się z dowcipu na swój temat, ponieważ okazuje wówczas dobre poczucie humoru. Niech Pan się nie ośmiesza, jeśli można tego uniknąć, ale jeśli uczynią jakiś żart pod Pana adresem, proszę śmiać się z siebie i w ten sposób usunąć wszelką możliwą żółć. Jeśli śmieje się Pan z siebie, wszyscy inni będą się z Panem śmiali, zamiast śmiać się z Pana. 

Humor posiada również funkcję terapeutyczną. Czasem ironia jest potrzebna, aby uruchomić zdrowy rozsądek. 

Poczucie humoru stanowi również najlepszy sposób reagowania na niespodzianki, które czasami przynosi nam życie: nieoczekiwane porażki, zaskakujące przygody zdrowotne czy dokuczliwość spraw, których zmienić nie potrafimy.

Kiedy austriacki psychiatra Viktor Frankl wspominał swój pobyt w obozie koncentracyjnym, pisał, że humor jest kolejną bronią, za pomocą której dusza walczy o przetrwanie. Może zapewnić on człowiekowi zdystansowanie się potrzebne do pokonania każdej sytuacji, choćby na kilka sekund. Nikt bowiem nie będzie mógł nam zabrać tych dobrych chwil, które przeżyliśmy.  


fot. Marcin Mituś


30 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Gdyby nie ten humor, to by człowiek umor(ł)

Przybywszy na Dziki Zachód, ksiądz kupuje sobie konia.
– Czy to łagodne zwierzę? – pyta.
Hodowca cmoka językiem: – Można powiedzieć: pobożne! Na „Bogu niech będą dzięki” rusza galopem, a na „Amen” staje jak wryty.
Duchowny wskakuje na siodło, mówiąc:
– Bogu niech będą dzięki! Koń rusza z kopyta przez prerię. Po pół godzinie jeździec dostrzega przed sobą szeroką rozpadlinę ziemną. Koń ani myśli zwolnić, a ksiądz zupełnie zapomniał, w jaki sposób można go zatrzymać. Ze ściśniętym ze strachu sercem zaczyna odmawiać „Ojcze nasz”. Na końcowe „Amen” koń zatrzymuje się na skraju przepaści.
– Bogu niech będą dzięki - wzdycha ksiądz...


Dwaj benedyktyni siedzą i przepisują stare księgi.
Młodszy pyta swojego mistrza:
– Padre, a skąd my możemy wiedzieć, że te księgi dobrze przepisujemy?
– A widzisz, bo my mamy w piwnicach oryginały. Chcesz, to ci pokaże.
Po czym Padre schodzi do piwnicy.
Mija godzina, dwie, a on nie wraca. Uczeń zaczął już się martwić, więc zszedł do piwnicy. Patrzy, a tam jego mistrz siedzi nad jakąś księgą
i płacze.
Podchodzi i pyta:
– Padre, co się stało?
– Tu... Tu jest napisane: „żyj w celi bracie”, a nie „w celibacie”

Unknown pisze...

"Czasem ironia jest potrzebna, aby uruchomić zdrowy rozsądek." dobrze, że ktoś to wreszcie powiedział.

Magdalena. pisze...

Pod powyższym mogę się podpisać rękami, nogami i całym sobą. :) Humor pełni funkcję terapeutyczną, bo czasem trzeba umiejętnie wyśmiać to, co nas samych dręczy, żeby straciło swoją moc. Innymi słowy: nabrać dystansu. Patrząc zaś na wszelakie swoje relacje stwierdzam, że jeżeli nie ze wszystkimi, to z prawie wszystkimi ludźmi, którzy są w moim życiu ważni, osiągamy wspólny mianownik, jakim jest poczucie humoru i bez tego mianownika relacje nie byłyby proste, a nawet - nie wiem, czy byłyby możliwe. Ciekawym jest także zjawisko dyfuzji pomiędzy poczuciem humoru jednej i drugiej strony w danej relacji - czasami wyraźnie zauważalne dopiero wtedy, gdy kogoś już nie ma, ale zostaje po nim mnóstwo żartów, zdrowej ironii i tego błysku w oczach w odpowiedzi na absurdalną rzeczywistość. No i najlepsze na koniec: Pan Bóg doskonale zna nasze poczucie humoru i chyba chętnie wchodzi w dialog z nami także na tej płaszczyźnie - pewnie dlatego, że "Łaska bazuje na naturze". (Sam zaś posiada poczucie humoru absolutnie genialne!). Wnioski z takich sytuacji można wyciągnąć całkiem na serio, ale bez zbędnego zadęcia. Przykłady, które pamiętam bardzo dobrze, przytaczam dwa (ale było ich więcej i to takich z rozmachem):
1. Rekolekcje ignacjańskie. Sobotni wieczór. Siedzę w kaplicy. Czas - po wszystkich punktach programu, więc cisza totalna. Prawdopodobnie próbuję się modlić, nie pamiętam, jak mi szło, ale znając mnie i pamiętając te rekolekcje - pewnie bez szału. Nagle zza otwartego okna dobiega bardzo głośne i wyraźne (podejrzewam, że przyczyną był jakiś festyn lub wesele): "To jaaaaaa - typ niepokornyyyyyy"! Jak to było? Że Duch Święty modli się w nas, gdy sami nie potrafimy, czy coś?...

2. Podczas wakacji przeżyłam kradzież. (Po części z mojej głupoty, ale spuśćmy na to zasłonę milczenia). W ukraińskim pociągu, w nocy, skradziono mi wszystko - pieniądze, telefon, dowód osobisty, PASZPORT, a co najważniejsze i najbardziej wówczas dla mnie cenne - aparat fotograficzny z absolutnie wszystkimi, całkiem udanymi, zdjęciami z wakacji. Po wstrząsie, jaki z tego powodu przeżyłam, złości, wielu wylanych łzach i słownych aktach agresji, wizytach w konsulacie i na niejednym posterunku milicji, nieoczekiwanych wycieczkach przez 1/4 kraju, celem odzyskania tego, co się znalazło (aparat, rzecz jasna, przepadł na wieki) i krótkotrwałych znajomościach z - jak się okazało - przesympatycznymi dla mnie pracownikami policji, wracam do domu lżejsza o całą gorycz i tony negatywnych emocji, które gromadziłam w sobie przez rok, albo i dłużej. Kilka dni po powrocie idę na mszę wieczorną do swojego ulubionego kościoła i słyszę: "Dzień Pański przyjdzie jak złodziej w nocy". - Nigdy wcześniej i nigdy później to zdanie nie przemówiło do mnie tak wyraziście i zrozumiale, jak wtedy i nie zrobiło na mnie takiego wrażenia...

makroman pisze...

święci - uśmiechnięci!

Anonimowy pisze...

od czegoś trzeba zacząć
czegoś się uchwycić
nie z każdej chwili da się wystartować do śmiechu
chociaż dobrze byłoby
nie z każdej się da


Anonimowy pisze...

Bracie poproszę o modlitwę za mnie. Sebastian ten od wazonu i kubka

BasiaW pisze...

Od lat kieruję się tą zasadą i mimo, że życie mnie nie rozpieszcza, cieszę się każdym dniem i próbuję innych " zarazić" tą radością. Nikt nie powiedział, że chrześcijanin ma być smutny!

o. Krzysztof pisze...

Sebastian, zabieram na modlitwę +

Anonimowy pisze...

To tak w ramach humoru, szanowny Bracie Krzysztofie, dziś w TVP Info widziałem reportaż o zakonie Dominikanów i zastanawiam się czy istnieje jeszcze jakiś inny dominikanin Krzysztof Pałys? Bo któregoś z innych braci podpisano jako "Krzysztof Pałys" ;-)

o. Krzysztof pisze...

Współczuję temu bratu :)) Gdzie można znaleźć ten reportaż?

Anonimowy pisze...

Śmiać się, śmiać :) nie współczuć, bo i czego.

Anonimowy pisze...

dobrych rekolekcji +

Kath pisze...

No w rzeczy samej! :)

Ks. Twardowski "Uśmiech nieśmieszny"
Bądź świętym co się śmieje nie tylko uśmiecha
bo uśmiech może być
czarusiem
liskiem
kłamstwem od ucha do ucha

ale nie można
śmiać się nie naprawdę
na niby
ledwo ledwo
śmiejemy się aż do łez
nie uśmiechamy się tak daleko

Sebastianie-od-wazonu-i-kubka, ja też się pomodlę, a co!

Anonimowy pisze...

I to jest prawidłowa ludzka reakcja.
+ Dokładam. I spadam.

Anonimowy pisze...

@o. Krzysztof, tu jest ten reportaż (17 min): http://warszawa.tvp.pl/22648756/15112015 znalezione przez przypadek ;)
pozdrawiam A. +

Anonimowy pisze...

Bierze się trzech dominikanów, jedno nazwisko, losuje, przypina i jest. Grunt to wybrać samych dobrych to hańby nie ma nawet jakby się co pomieszało. Wstydu sobie nawzajem nie przynoszą.
o.Łukasz jest spokojny człowiek, przeżył i to ;-)

Anonimowy pisze...

Może już czas na zmianę terapii? są takie klimaty w których humor ma szanse jak zapałka w deszcz.
uniwersalne pytanie - ile można czekać?

Anonimowy pisze...

Na cokolwiek. Na wiadomość, na śmierć, na szczęście, na rozwiązanie. Jak długo?

aga pisze...

zawsze, tylko trzeba być przepełnionym nadzieją

Anonimowy pisze...

Śmiecąc niepowstrzymanie własnymi myślami zapytam. Dokąd poszła radość bo zatarła ślady dokładnie. Nadzieja? Nadzieja to spokojne spodziewanie że będzie lepiej lub dobrze. Brak poszlak na potwierdzenie. Rzeczy idą raczej w przeciwnym kierunku. Choroba. Nie własna ale niepowstrzymanie zmienia życie. Nie na lepsze.Samotność. Bo krótki cień czyjejś życzliwości przebiegł i znikł chichocząc. Nie potrzebuję tysięcy ludzi. Ale ten jeden był bardzo potrzebny. Zdrowie. Własne, dobrze gdyby przestało sprawiać nieustanne trudne niespodzianki. Nadzieja? najjaśniej błyszcząca gwiazdka nadziei to śmierć. I tu po łapach. Nie sięgaj. Dostaniesz jak dadzą.
Więc wybacz, ale czekanie jakoś mi się dłuży.

ewa pisze...

@Anonimowy25.11.2025
Witam
Przyszłam do domu ze szpitala z rozpoznaniem SM-stwardnienie rozsiane...poprosiłam o pomoc mojego męża i dostałam zapewnienie, że tak będzie!!!Następnego dnia mój mąż mnie zostawił tzw. " cichaczem"...po prostu nic nikomu nie mówiąc WYPROWADZIŁ SIĘ...zostaliśmy sami...ja i mój syn...nasz syn!!!Zawaliło mi się wszystko...oczywiście standartowe pytanie z mojej strony( każdego...strony!) było...Gdzie w tym wszystkim jest Bóg Miłosierny!!! OJ ! bardzo płakałam...nie miałam NADZIEJI i w kółko pytałam się BOGA- DLACZEGO!?...ZA CO!?...przecież nic złego nie zrobiłam...
I wiesz co...dzisiaj... dziękuję BOGU, że tak się stało...bo to BÓG miał plan na moje życie!!!I to ON nim kierował....moja samotność BYŁA...JEST...PO COŚ...długo trwało ,żebym to zrozumiała, żebym TO przyjęła...dzisiaj wiem, że dzięki TEJ samotności zyskałam psychiczną równowagę i poczucie sensu, a przede wszystkim wewnętrzny spokój...Amen.

Anonimowy pisze...

„Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem oni będą pocieszeni.
Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.
Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.(…)
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowania dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie”.
Ale jak znaleźć radość w płaczu, ascezie, ubóstwie, cierpieniu i prześladowaniu…

ewa pisze...

@ Anonimowy 26.11.2015
Dziękuję...ja po prostu UWIERZYŁAM...POWIERZYŁAM...I ODDDAŁAM SWOJE ŻYCIE w ręce PANA...to POMAGA!!!...najważniejsze jest to, żeby mówić po każdej prośbie o coś....po każdej modlitwie w intencji czegoś...: "Jeżeli taka jest TWOJA WOLA PANIE", wtedy dzieją się niesamowite rzeczy...wtedy Boga uznajesz za swojego KRÓLA i dajesz MU wolną rękę ( po ludzku:)) do działania i ON.. to robi...a Ty stajesz się TEGO świadkiem!!!Amen

Anonimowy pisze...

Chciałabym być świadkiem czegoś dobrego. Np tego że moja rodzina nie przyjeżdża na święta.
Albo że zdarza się cud i stają się rodzina która nie pije, nikt nikogo nie obraża, nikt nikogo nie oskarża o zdradę, o bicie. Mogłoby być fajnie.

Anonimowy pisze...

Królem, Panem i takie tam. prostsze mam myśli. Weź mnie stąd. Albo przynajmniej weź za łapę i przeprowadź. To by mi się szło. A tak mam tylko dużo gniewu. I nie chce mi się modlić. Kołyszą mi się w głowie wciąż te same obrazy.
Panie Jezu? Za prawą. Lepiej się będzie szło.
I tak sobie myślę, że ludzie mają dużo gorzej. I co to za problemy takie problemy. Itd. I niestety spadam do tego samego dołka co zawsze.
Ładny już się wygniótł moim kształtem nigdzie tak dobrze jak tu. Tylko już jakoś nijak do komunii. I jakoś nie bardzo do spowiedzi. Katolickie zawieszenie w przestrzeni. Choroby morskiej można dostać.

Anonimowy pisze...

Najlepiej byłoby dać spokój.
Ludziom i rzeczom. Ich wzajemnym ustawieniom. Przestać myśleć że sie cokolwiek wie.
Albo że się cokolwiek powinno. Przestać wtrącać i trzymać własnej ściany.
Nauczyć, że świat i ludzie obchodzą się bez nas doskonale.
Przywyknąć do bycia poza okręgiem bliskich.
Takich którym się mówi - jestem wróciłem, już się nie martwcie.
Gdyby tylko można było odejść i zbudować własny lunapark.
Taki, w którym można być radosnym bez hałasu a aligator ma tylko jedną głowę

siwawrona pisze...

Jak myśli złe,
jak ciągłe myśli o sobie,
warto się czasem sponiewierać fizycznie do bólu,
raczej często, niż czasem.
Oddać Tobie ten gniew, strach, ból i wysiłek.

Anonimowy pisze...

Warto myśli o sobie czy o innych zatrzymać dla siebie. Ulgę przynoszę samą obietnicą, że przestanę się odzywać. Taka prosta forma sprawiania radości. Zatrzymać siebie dla siebie. Margines. Ot takie odkrycie, w zasadzie tego samego po raz kolejny.
Niestety praca teoretycznie umysłowa. W zszarganiu psychicznym wszystko się staje trochę trudne.
Uciec nie ma dokąd. A na to żeby się porządnie fizycznie zmęczyć też trzeba warunków. Chyba żeby marszem. Może będzie szansa wreszcie. Puściej w domu. Może się uda poszorować co się da.
Od sumienia począwszy.

Żyrólik pisze...

Anonimowy jak to dziwnie i wirtualnie jest, ze z daleka przezywam to samo co Ty, jedynie nie potrafię tego ubrać w słowa tak jak a Ty, bardzo cię lubię....Duch ŚwiĘty wieje Kęty chce...

Anonimowy pisze...

https://www.youtube.com/watch?v=nY84q7Z4XJU :)

Prześlij komentarz