Dziewczyna, a raczej kobieta. Lat 21, związana z dużą agencją modelek. Szuka pomocy, aby wyrwać się ze środowiska, od którego jak sama twierdzi, się uzależniła. Od tych emocji, blichtru, poczucia władzy, kontaktów, które otwierają wiele drzwi. Kiedyś imponowało jej gdy znani aktorzy, piłkarze czołowych klubów korzystali z jej wdzięków. Twierdzi, że chce z tym skończyć, tak samo jak z nałogiem alkoholizmu i narkotyków, którymi co wieczór zabijała moralnego kaca.
Wyprowadza się do przyjaciółki i rozpoczyna terapię uzależnień w austriackim ośrodku zamkniętym. Po kilku miesiącach wraca twierdząc, że przeszłość ma już za sobą. „Trzeźwość” jednak kosztuje i po trzech tygodniach wraca do starego życia.
Na spotkanie przychodzi tak wyzywająco ubrana, jakby nauczyła się, że jedynie jej wygląd jest czymś, co ma zapewnić jej szacunek i godność. Udaje pewną siebie, że niby posiada nad wszystkim kontrolę, ale w środku jest zduszona. Jakby na kwiatek nałożyć celofan.
Nie wiem co będzie dalej. Po setkach spowiedzi i rozmów, w których ludzie przynoszą nam ten pobrudzony świat coraz bardziej przekonuję się, że w tych poranionych sercach jest jednak więcej biedy niż zła...
***
- Niech ojciec coś zrobi, aby moje dziecko było normalne - słyszę od mamy kilkunastoletniej Julii.
Dziewczyna ma kochających i wrażliwych rodziców, życiowo zaradnych, zadbanych. W swojej firmie zatrudniają prawie setkę osób.
Julka jest lubianą i atrakcyjną dziewczyną. Jest tylko jeden problem. Jest dzieckiem nadwrażliwym i bierze na siebie zbyt dużo.
Ku rozpaczy rodziców systematycznie wynosi bezdomnym jedzenie, chciałaby pomóc wszystkim tym, którym życie mocno się skomplikowało. Nawet zapisała się do różańcowego kółka, bo odczuwa siłę z modlitwy...
To prawda, że bierze na siebie zbyt wiele, co za bardzo ją obciąża. Należy szukać umiaru i trzeba sensownie postawić granice.
Wracam do klasztoru anonimowo konsultując przypadek z jednym ze współbraci:
- Co ty chcesz zrobić? Chcesz ją przystosować? - słyszę półżartem.
Dobre pytanie.
Do czego przystosować? Do społeczeństwa, w którym nadmiar i egoistyczna troska wyłącznie o siebie jest atutem? Do kieratu: od roboty do roboty i spać? Do banału, który otacza? Do presji oczekiwań? Do życia na powierzchni, w niezgodzie z samym sobą? Do struktur, które mogą zadusić?
Wiem, wiem, to szalone i kompletnie antypedagogiczne, ale może to właśnie takie osoby są jeszcze na tyle wolne, że się buntują. Jakby wyczuwały, że życie to coś więcej.
Thomas Merton w liście do benedyktyna o. Leclercqa stwierdził: „Ci, którzy kwestionują struktury współczesnego społeczeństwa, przypominają mnichów przynajmniej w tym, że zachowują dystans i krytyczną perspektywę, którą niestety rzadko dziś można znaleźć".
Od wieków niewiele się zmieniło. Kiedy społeczeństwo oswoi własnych buntowników może i uzyska spokój, ale niewątpliwie utraci przyszłość.
Bądźcie pozdrowieni nadwrażliwi za waszą czułość w nieczułości świata
Za niepewność wśród jego pewności
Za to, że odczuwacie innych tak jak siebie samych, zarażając się każdym bólem
Za lęk przed światem, jego ślepą pewnością, która nie ma dna
Za potrzebę oczyszczania rąk z niewidzialnego nawet brudu ziemi, bądźcie pozdrowieni
Bądźcie pozdrowieni nadwrażliwi
Za wasz lęk przed absurdem istnienia i delikatność niemówienia innym tego co w nich widzicie
Za niezaradność w rzeczach zwykłych i umiejętność obcowania z niezwykłością
Za realizm transcendentalny i brak realizmu życiowego
Za nieprzystosowanie do tego co jest a przystosowanie do tego co być powinno
Za to co nieskończone, nieznane, niewypowiedziane, ukryte w was
Bądźcie pozdrowieni nadwrażliwi
Za waszą twórczość i ekstazę
Za wasze zachłanne przyjaźnie, miłości i lęk, że miłość mogłaby umrzeć jeszcze przed wami
Bądźcie pozdrowieni nadwrażliwi
Za wasze uzdolnienia nigdy nie wykorzystane
Niedocenianie waszej wielkości niech pozwoli poznać wielkość tych co przyjdą po was
Za to, że chcą was zmieniać zamiast naśladować, że jesteście leczeni zamiast leczyć świat
Za waszą boską moc niszczoną przez zwierzęcą siłę
Za niezwykłość i samotność waszych dróg
Bądźcie pozdrowieni nadwrażliwi
Kazimierz Dąbrowski
18 komentarzy:
Przypominają - przynajmniej niektórych mnichów.
Trzebaż jednak być mnichem, by być? By żyć? A w mniszym świecie... Banał nie otacza? Nie ma oczekiwań? Nikt nie wie, co to kierat (bo robota inna, na Pańskiej niwie, a spać nie pozwalają dłużej niż do śniadania)? Presja nie istnieje, ani struktury?
Wydawało mi się poza tym, proszę Ojca Autora, że kierat, oczekiwania i presja to przede wszystkim stan umysłu. I stan ducha, co nie oznacza, że duchowny. Do którego z kolei przynależność nie gwarantuje, itepe. Jak widać, chociaż nie na załączonych obrazkach. Ale życzę najserdeczniej, również sobie.
"Konsultuję przypadek". Bądźcie pozdrowieni, nadwrażliwi. Jest inny świat. I ,nie ma innego świata. A ten nieczuły to również my. I również wy. "Bądźcie pozdrowieni" Witam Was, nadwrażliwi! Miłego dnia!
Ojcze Krzysztofie dziękuję :) może kiedyś docenię moją nadwrażliwość, która wydaje się mi być wciąż moim utrapieniem serca. Genialny tekst :) s. Marlena
https://www.youtube.com/watch?v=O9B7iVS2vWA
"I,nie ma innego świata. A ten nieczuły to również my"
za prawdę - kawałek ciasta na parapecie. kładę
poleży, zjem za zdrowie. i za spokój. dusz i ciał
po coś nas Panie stworzył. nikomu niepotrzebne błądzące paździerze
anonimowy, każdy jest potrzebny.
-nadwrażliwy żeby być wyrzutem dla tych co po trupach idą do przodu, może się któryś choć potknie i na moment zatrzyma
-anonimowy żeby położyć ciasto na parapecie- a nuż jakaś głodna sroka się poczęstuje
-każdy bo może być światłem i inspiracją dla innych
każdy paździerz błądzący jest na SWOIM miejscu bo ktoś, hen wysoko ma PLAN
wszystkim serdeczności
Ojcze Krzysztofie, trafione w punkt. Dziękuję.
I to, że "coraz bardziej przekonuję się, że w tych poranionych sercach jest jednak więcej biedy niż zła..." - podpisuję się obiema rękami.
No i stało się...Ojcze Krzysiu... już nie jeden raz Ojca teksty i myśli...bolały w sensie łez...dotykały mocno duszy, ale trzymałam się dzielnie, bo łzy są "zarezerwowane" przez innego Księdza. ..niestety dziś nie dałam rady...popłynęły...jasne, że ulga...łzy zawsze ją przynoszą i bardzo dziękuję...tylko czy ja mam się z tego cieszyć czy smucić ?!
jakby się człowiek łzami nie zmył to by mu oczy zamarzły ze smutku.
dobrze jest tak jak jest bo tak ma być?
ciszą, ścianą, śmiechem. niech będzie Bóg uwielbiony. amen
znakomity dobór zdjęć! uczta dla oczu, bo ducha to wiadomo :)
Całe chrześcijaństwo to jeden wielki pean na cześć nieprzystosowania!
@ o. Krzysztof: dziękuję.
Egoizm grozi każdemu, nawet nadwrazliwemu...ale jak czlek się podda i pójdzie drogą właściwą, za właściwą OSOBĄ to nawet małowrażliwy ma szansę przerobić się na wrażliwego na drugie "ja".
Błogosławieni wiecznie młodzi ( w środku) co buntują się na wszelką obłudę i skostnienie nawet gdy cierpią już na reumatyzm...
@ Żyrólik:Po prostu cudne!!!Dzięki i serdeczności na Nowy Rok :)
a tu piosenka Jaroslawa Wasika do tego tekstu: https://www.youtube.com/watch?v=8chMc7Hp0rQ
Ten wpis tak dotyka mnie.
Kiedyś chyba byłam bardziej wrażliwa.
Jednak do tej pory nie mogę się zgodzić z tym cierpieniem, które widzę na co dzień.
Ostatnio będąc w kościele spotykam człowieka biednego, chyba chorego. W pierwszy dzień bałam się podejść, drugiego dnia coś mnie pchało by do niego podejść, zaproponowałam mu coś do jedzenia. Nie chciał jedzenia, ja jednak nie potrafiłam nic więcej wydusić, patrząc na tego dosyć młodego trzęsącego się z zimna człowieka.
Wszyscy ludzie chyba tylko potrzebują by spojrzeć na nich z miłości
Nie mogę znieść nieczulosci i bólu innych choroby nieszczęścia tego że są głodni że ludzie krzywdzą innych tak po prostu chciałbym zbawić świat jednocześnie sam sobie pomóc nie mogę... Wojny głód po co to wszystko?! Za bardzo się przejmuję?!
@Anonimowy Nie, nie warto zabijać wrażliwości. Nie wiem też po co to wszystko, ale często wynika takie zachowanie z naszego ludzkiego ego chociaż czasem chciałoby się, żeby Bóg jakoś mocno zainterweniował, coś zakończył, zmienił konkretnego człowieka tu nic się nie dzieje.
Tylko w jakiejś szerszej perspektywie można patrzeć na cierpienie. Tego patrzenia trzeba się uczyć latami.
Chyba nikt nie potrafi wyjaśnić po co to wszystko...
ten wiersz to o mnie dzięki ojcze.
Prześlij komentarz