piątek, 29 kwietnia 2016

Pragnienie nieśmiertelności

Samotność, jeśli nie próbujemy jej za wszelką cenę wypełnić, może być okazją do odkrycia tego, za czym tęsknimy.








„Każdy człowiek tak został ukształtowany przez Boga, że nosi w sobie pragnienie nieśmiertelności. To doświadczenie owej pustki, którą nosimy w sobie, czasem może mieć łagodną postać, a czasem jest takim bólem rozdarcia...” – powiedział moim braciom o. Paweł Kozacki podczas pierwszych zakonnych ślubów.

Ludzie, których jako księża spotykamy w konfesjonale, to nierzadko ci, którzy przeżyli czyjeś wycofanie z ich życia. Noszą w sobie bolesną pustkę. Ktoś, kto im wypełniał myślenie i serce, nagle odszedł, porzucił, umarł, uciekł. Wtedy instynktownie szuka się Boga. Kogoś, kto ukoi ten ból rozdarcia.

Samotność, jeśli nie próbujemy jej za wszelką cenę wypełnić, może być okazją do odkrycia tego, za czym tęsknimy, czego nam brakuje, a czasem po prostu do zauważenia tego, co się w nas dzieje. Wiąże się to jednak z początkowym bólem poczucia osamotnienia. 

Kiedy po bardzo intensywnym czasie Henri Nouwen zdecydował się na siedmiomiesięczny pobyt w opactwie trapistów, napisał z goryczą: „Samotność nie musi prowadzić tylko do wewnętrznego spokoju i odosobnienia serca, lecz może także wywołać złość i zgorzknienie”. 

Okres, kiedy zaczął żyć jak mnich, za czym bardzo tęsknił, stał się dla niego niezwykle trudny. Nikt go nie odwiedzał. Przestał być potrzebny komukolwiek. Nikt o niego nie pytał. Otoczenie przestało zauważać jego istnienie. „W całej tej sprawie była ironia losu – przecież zawsze chciałem być sam, by móc pracować, lecz kiedy ostatecznie wszystko porzuciłem i zostałem sam, nie potrafiłem pracować i stałem się mrukliwy, podenerwowany, niezadowolony, przepełniony niechęcią, nienawistny, zgorzkniały i zacząłem uskarżać się z powodu osamotnienia” – zapisał z żalem. 

Coś, za czym tęsknił, sprawiło mu nagle wielki ból. 

Po kilku miesiącach dokonał jednak innego odkrycia: „Tutaj mam okazję poczuć samotność i przekształcić poczucie samotności w doświadczenie owocnego osamotnienia i umożliwić Bogu, by wkroczył w pustkę mego serca”. 

Dla Nouwena samotność nie stała się samoistnie doświadczeniem dobrym i pięknym. Musiał podjąć trud, by nie była ona źródłem rozgoryczenia, lecz przestrzenią, w którą wkroczy sam Bóg, aby zamieszkać w sercu człowieka.

Dopiero wówczas przestał czuć się sam. 

18 komentarzy:

Kasia Sz. pisze...

Mam takie pytanie do Ojca dotyczące adoracji Najświętszego Sakramentu. Czy adorując można po prostu siedzieć? To znaczy nie wygłaszać różnych form modlitw, formułować próśb. Bo bywa, że już wielokrotnie o wszystkim Bogu mówiliśmy. Po prostu człowiek sobie posiedzi bądź poklęczy nawet jeśli myśli idą w kierunkach prozaicznych. Nie za bardzo lubię adorację, ponieważ ciągle mi się wydaje, że trzeba szeptać w głowie zdania wielbiące itp. A nieraz człowiek nie ma emocjonalnie sił gadać w myślach lub o coś prosić.

anna pisze...

A ja właśnie dlatego lubię adorację, bo nie trzeba nic mówić! Tylko być z Panem Jezusem. Ale to nie oznacza, że tak sobie poklęczę i posiedzę... Poklęczę i posiedzę z Nim.

Kasia Sz. pisze...

Ja wyniosłam błędne - zdaje się - wyobrażenie, że jednak coś trzeba choćby w myślach mówić. Oczywiście każdy może mówić, modlić się, prosić o coś. Nie ma przecież żadnego nakazu w rozmowie z Bogiem jak mamy spędzać z Nim czas. Ale bywa, że człowiek nie siły formułować cokolwiek. Po prostu usiądzie albo uklęknie.

anna pisze...

Według mnie milczenie to jest łaska. Powiedziane jest przecież: "Słuchaj, Izraelu!", a nie "Mów!".

basiek pisze...

Nawiązując do tej Adoracji Najświętszego Sakramentu to tak czasem też mam i sobie czasem myślę że jak czegoś nie odmówię to nie będzie to doskonała modlitwa ale ostatnimi czasy jak mi się uda skupić to w myślach tak zwyczajnie sobie rozmawiam a Panem Bogiem mówiąc Mu o wszystkim to jest takie spotkanie moje z Nim jak z kimś bardzo bliskim komu mogę zaufać i powiedzieć wszystko, są też chwile milczenia tak lubię, choć często się zdarza taka Adoracja że w kościele jest odmawiany różaniec to już jest taka wspólna modlitwa z innymi ale sama raczej wolę ciszę. To samo w zwyczajnej własnej modlitwie myślę że odmawianie modlitw jest dobre nie mówiąc o czytaniu czy rozważaniu Biblii ale i rozmowa też jest bardzo ważna i takie oddanie się całego siebie i właśnie w takich momentach kiedy jest nam trudno albo jak Ojciec pisze w osamotnieniu to taka bliskość i rozmowa dużo daje i wtedy to osamotnienie z jakiegoś tam powodu znika nawet :) i jest lżej :) wypróbowane i pomaga ;)
Bardzo fajny wpis Ojcze dzięki i pozdrawiam wszystkich :)

o. Krzysztof pisze...

Kasiu, to Duch Święty jest sprawcą modlitwy czyli "rozmowy" z Bogiem, a nie my sami. Rozmowa ma jednak wiele faz: mówimy, ale i słuchamy. Praktykowanie adoracji sprawia, że niespodziewanie sama zaczynasz dostrzegać jaką Duch św. chce w Tobie modlitwę "tworzyć". Najlepiej kiedy słowa się kończą, ponieważ wówczas zaczyna się kontemplacja, sama obecność. Pozwalasz, aby Chrystus, źródło wszelkiego światła, Ciebie przemieniał, ale i Tobą się zwyczajnie nacieszył. Podobnie i ludzie, którzy są blisko siebie potrafią być w ciszy i ta cisza nie krępuje. Nie potrzebują już słów. Warto traktować modlitwę jako odpocznienie, miejsce gdzie możesz nabrać sił, odetchnąć, a nie wykonać kolejny intelektualny dyskurs. Często właśnie myśli w tym przeszkadzają. Taki moment "czystej modlitwy" to dar, jest doświadczeniem niezwykłego rodzaju bliskości i nie powinno zapełniać się go słowami. To wejście na głębszy poziom. Przebywasz się w ciszy, która nie krępuje, ale przynosi ukojenie. Sama obecność przemienia. Z tego co piszesz taki dar otrzymałaś, więc tylko za niego dziękuj.

o. Krzysztof pisze...

To jedna z wielu historii:
- Nie potrafię się modlić.
- A w jaki sposób próbujesz?
- Przychodzę przed najświętszy sakrament i patrzę. Tak mi wówczas błogo i bezpiecznie, ale nie wiem co mam Bogu mówić...
Im dłużej pracuję z ludźmi, tym mocniej przekonuję się, że wiele osób posiada dar kontemplacji, ale nie jest tego świadoma.

Pisałem o tym więcej w kwietniowym miesięczniku "W drodze", więc jeśli temat chciałabyś pogłębić zachęcam do lektury.

E pisze...

Pamiętam jak ojciec gdzieś kiedyś powiedział, że warto modlić się swoimi rozproszeniami. Tylko, że ostatnio ich tak wiele mam podczas adoracji, że nawet jeśli próbuję to oddać Bogu i mówię sobie dobra to chociaż na chwilę chcę wejść w ciszę na 100 % to i tak to wracają jakieś sprawy i nie potrafię tak bez myśli bez słów. Wszystko mi wtedy przez mózg przelatuje i tylko się denerwuje na siebie, bo kiedyś potrafiłam naprawdę wyciszyć się, a teraz czuję, że nastąpił regres. Tylko się irytuje na siebie...

Kasia Sz. pisze...

Dziękuję Ojcze za odpowiedź. Poszłam dziś do kościoła św. Floriana w Krakowie, niedaleko dworca. Zaskoczyła mnie nowa monstrancja. Aż wyszeptałam: "Jaka ładna". Poprzednia była smutna, a ta niesamowicie mi się spodobała. Wiem, że najważniejsza jest hostia, ale okazało się, że Panu Jezusowi sprawiono efektowny domek. Aż chce się patrzeć na hostię umieszczoną w promieniach jakby słońca, na górze jest krzyż, poniżej figurka Boga Ojca, po bokach małe rzeźby dwóch aniołów, pomiędzy gołębie symbolizujące Ducha Św. a gdzieniegdzie wplecione są błyszczące, kolorowe kamyczki. A wszystko to na ażurowych promieniach. I siadłam sobie. Trochę milczałam, trochę w myślach opowiadałam. Co u mnie.
Dziękuję za polecenie artykułu we "W Drodze". Sięgnę po niego w bibliotece.

o. Krzysztof pisze...

E. - z rozposzeniami już tak jest, rzadko znikają całkowicie. Lepiej więc je pokochać, niż z nimi walczyć.

ewa pisze...

Ojcze Krzysiu
Dzięki WIELKIE...bo ja myślałam...mało tego...miałam wyrzuty sumienia, że to jest moje zaniedbanie i grzech, że będąc na adoracji na Służewiu...po prosu siedzę i patrzę i nic innego nie robię...zero modlitwy, zero słów... i tak zawsze JEST...taka absolutna niemoc i ...spokój i nie wiem ile czasu tak tam siedzę ( zawsze za mało, zawsze nie dosyt...) Mało tego, bo gdy wychodzę coś mnie ciągnie z powrotem i wtedy ryczę ...bo muszę wracać do domu, a tak bardzo nie chcę...myślałam, że wpadam w jakąś paranoję, ale będąc już w domu zaczynam tęsknić ...taką człowieczą tęsknotą i właśnie ta tęsknota uświadomiła mi, że to nie paranoja, ale to COŚ...co odnalazłam. Amen

basiek pisze...

Dobrze że to napisałeś Ojcze odnośnie tych rozproszeń, dzięki również :) no i fajnie że padły takie pytania, bo czasem tak bywa że chcemy się skupić a myśli uciekają gdzieś to samo kilka razy zdarzyło mi się na Mszy niby byłam obecna a chwilami gdzieś daleko i wtedy ma się to poczucie że to zła modlitwa i że to nasza wina bo nie potrafimy się dobrze skupić, nie wiem od czego to zależy że raz jest tak że mamy poczucie że dobrze się pomodliliśmy i było to skupienie a raz nie bardzo, choć bardzo się tego chce by było ok.
Pozdrawiam w deszczową sobotę ;)

agi pisze...

pozdrawiam pięknie z biało-czerwonego, słonecznego Gdańska i życzę wszystkim radosnego świętowania

siwawrona pisze...

Mam takie czwartki, kiedy jadę w cudownie ciche miejsce na adoracje. Bywało różnie; dziękowanie, wpatrywanie, prośby, myślenie o sprawach dnia codziennego, zawsze inaczej, ale był czas dla mnie i dla Niego daleko od zgiełku. Był też dzień , kiedy przed samym spotkaniem z Jezusem dostałam telefon od osoby, która wywołuje jeszcze u mnie gniew. Przychodzę na adorację i tylko roztargnienie,chęć ucieczki,frustracja, ze nie tak miało być. Prawie chce wyjść. I słyszę w słowa "pomódl się za niego modlitwą, którą się modlisz, za tych najbliższych". Pierwsze chwile zupełna negacja (modlitwa długa), ale zaczęłam. Nigdy nie wracałam do domu tak lekka i szczęśliwa. To wielkie cuda.

Żyrólik pisze...

Znów Ojciec trafił w dziesiątkę, tj moją dziesiątkę: wpuścić Boga w pustkę mego serca, aby nie żyć już rozgoryczeniem osamotnienia....
Po drugie jak mi się dobrze robi na sercu obserwując tu piękno prostoty wieluco kontemplując nawet nie wiedzą o tym....jak tylko będę mogła też siądę sobie cichutko w kąciku milcząc przed Nim...

Rafał pisze...

Dobry wpis, który daje do myślenia. Sam mam kłopot z nadmiernym gadaniem. Lepiej czasem po prostu posłuchać.

Adam pisze...

Nigdy nie jestem mniej sam niż gdy jestem sam - św. Augustyn

JOLAŚKA pisze...

A może nie szukać słów na siłę? Czy Bóg musi wysłuchiwać naszych słów, może po prostu wystarczy BYĆ bo On zna nas od zawsze i nawet to co chcemy Mu powiedzieć pochodzi od Niego. Więc po co słowa?

Prześlij komentarz