Każdy, kto autentycznie chce rozwijać życie religijne, wie, jaką wartość posiadają okresy wyciszenia. Nie wystarczą do tego rekolekcje, nawet tygodniowe, nie wystarczy codzienny pacierz i niedzielna Msza święta. To wystarcza do tego, by być dobrą ewangeliczną mąką, ale nie do tego, by być kwasem.
Bliskie spotkanie z mistykami zdumiewa żarliwością ich ducha. Są oni w społeczeństwie jak drożdże decydujące o szybkim przemienianiu mąki i wody w drogocenne ciasto. Na pytanie: dlaczego chrześcijaństwo kończącego się dwudziestego wieku tchnie przeciętnością, istnieje tylko jedna odpowiedź – zabrakło w nim odpowiedniej ilości mistyków. Może być dużo doskonałej mąki, może być wszystko, co potrzebne do wielkiej ilości dobrego ciasta, ale jeśli zabraknie zaczynu, można ze zgromadzonego materiału piec co najwyżej naleśniki, a o wypieku chleba nie ma mowy.
Czy można jednak mistyków wychować? Czy można tu coś zaprogramować, czy też mistyk jest tylko i wyłącznie dziełem łaski, darem Boga dla wspólnoty?
Odpowiedź jest prosta. W Kościele zaczyn został złożony i w nim jest. Nic też nie może go unicestwić. Można jedynie ograniczyć jego działanie lub je potęgować. Ograniczenie polega na przesuwaniu akcentu na działanie zewnętrzne. Potęgowanie na docenianiu ciszy, modlitwy i wejścia w głąb wartości duchowych. Mistyk może być wielkim misjonarzem, jak Paweł czy Franciszek z Asyżu, ale on musi mieć czas na obcowanie z Bogiem sam na sam.
Brat Albert budował pustelnie i nie wahał się nawet w największym nawale pracy wysyłać swoich braci i siostry na miesięczne skupienie. W pustelni wracali do równowagi sił ciała i ducha, odpoczywali nerwowo, wchodzili w świat wartości Bożych, by wrócić jako ewangeliczny kwas do swojej działalności.
Każdy, kto autentycznie chce rozwijać życie religijne, wie, jaką wartość posiadają okresy wyciszenia. Nie wystarczą do tego rekolekcje, nawet tygodniowe, nie wystarczy codzienny pacierz i niedzielna Msza święta. To wystarcza do tego, by być dobrą ewangeliczną mąką, ale nie do tego, by być kwasem.
Potrzebny jest pewien procent ludzi rozmiłowanych w Bogu, oczarowanych Jego bogactwem.
Takich ludzi musi mieć każda parafia, jeśli chce być twórczą cząstką Kościoła. Nie chodzi tu o powołania zakonne czy kapłańskie, ale o ludzi głębokiej modlitwy.
Tekst: ks. Edward Staniek (fragment komentarza do listu św. Pawła)
Poprzez praktykowanie ciszy zanurzać się z Chrystusem w Bogu.
OdpowiedzUsuńProszę Pana Jezusa: "Pociągnij mnie za sobą! Pobiegnijmy! Wprowadź mnie, królu, w twe komnaty!Cieszyć się będziemy i weselić tobą,i sławić twą miłość nad wino" (Pnp)
" Mistyk może być wielkim misjonarzem, jak Paweł czy Franciszek z Asyżu, ale on musi mieć czas na obcowanie z Bogiem sam na sam. " - trzeba pogodzić wewnętrzną Martę i Marię. Obydwie są DOBRE. :) Amen.
OdpowiedzUsuńCzytam i myślę, skąd to znam? I przypomniałam sobie, że tekst ten był zamieszczony pod czytaniami na jedna z niedziel na portalu "Mateusz".
OdpowiedzUsuńTeż od razu zwróciłam na niego uwagę:)
Ojcze, zapytam tak z ciekawości. Czy większość mistyków w swoim życiu doznawała cierpień fizycznych typu choroby lub stygmaty? Jak tak sobie pomyślę, to z tymi którzy przychodzą mi na myśl w większości tak było. Nie znam ich jeszcze tak wielu ale ciągle chcę poznawać :).
OdpowiedzUsuńOwocem prawdziwości doświadczenia duchowego nie są stygmaty, ani nawet żadne objawienia czy wizje, ale przede wszystkim miłość i pokora. To najpewniejsze kryterium.
OdpowiedzUsuńWakacyjnie przeczytałam książkę "Podróż do wewnętrznego spokoju i radości" - Śladami współczesnych chińskich pustelników. Pokora i ubóstwo, medytacja. Jest ich ponad tysiąc w niedostępnych górach.I jest też wielu, którzy chcą ich poznać.
OdpowiedzUsuńPolecam Ojcu książkę "Zaślubiny z samotnością" Marka Zawady OCD.Na mnie zrobiła bardzo duże wrażenie.Książka o ciszy,samotności i ukryciu.
OdpowiedzUsuń"Kto dla miłości walczy, zwycięża"...,bo choćby nawet przegrał to jego trud, jego zaczyn nie pójdzie na marne. W Chrystusie nic z tego co prawdziwe, nie ginie.
OdpowiedzUsuń"Ograniczenie polega na przesuwaniu akcentu na działanie zewnętrzne. Potęgowanie na docenianiu ciszy, modlitwy i wejścia w głąb wartości duchowych."
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że wielu ludzi, choć wewnętrznie szuka tego drugiego, to jednak są dzisiaj "omamieni" przez to pierwsze - nie raz bardzo hałaśliwy "aktywizm", który mimo iż atrakcyjny, nie daje nasycenia...
Z drugiej strony, wejście w ciszę, to w pewnym sensie wejście w ogień, który musi nas wypalić i oczyścić z tego, co zewnętrzne.
Uważam, że to wielka łaska, móc otrzymać w sercu pragnienie wejścia w głąb siebie by spotkać Boga, podobnie jak móc spotkać kogoś, kto będzie umiał zachęcić i zainspirować do tej niezwykłej i pięknej, choć nieraz niełatwej drogi.
Kapłan winien używać chleba przaśnego gdziekolwiek odprawia...
OdpowiedzUsuńCelem nie jest pokora, medytacja czy ubóstwa, celem jest osiągnięcie Chrystusa przez miłość!
OdpowiedzUsuńOpieką objąć nigdy za późno, nigdy za wcześnie.
OdpowiedzUsuńPomodlić za.
Ojca.
Kochanych
Bliskich, dalekich, wszystkich.
Z albo bez powodu.
O tak.
Kardynał Sarah też pisze o znaczeniu ciszy, dobrze, że to wraca. Jestem już bardzo zmęczona nawoływaniem do aktywizmu, działania, wychodzenia do ludzi, jakże często pomieszanego z polityką (wyjść trzeba oczywiście do uchodźców)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Myślę. Że ciszą otulić.
OdpowiedzUsuńTaką przetykaną modlitwą.
By można. Ciepło, szczelnie.
Żeby bezpiecznie, boso nie boso.
Dotarł. Gdziekolwiek. Po cokolwiek.
Każdy kto dokądś. albo gdzieś.
Bo zimno.
To można. Tak tylko cichutko myślę.