Człowiek najlepiej osiągnie swój cel nie poprzez niespokojne poszukiwanie woli Bożej, lecz po prostu przyjmując to, co przychodzi, chwila po chwili, i oddając się temu bez reszty.
Człowiek najlepiej osiągnie swój cel nie poprzez niespokojne poszukiwanie woli Bożej, lecz po prostu przyjmując to, co przychodzi, chwila po chwili, i oddając się temu bez reszty. Przyjmujemy w ten sposób wszystko i chcemy wszystkiego, ponieważ przychodzi to jako wola Boga dla nas tu i teraz. Jean de Caussade nazywa to „sakramentem chwili teraźniejszej”. Za życia wielokrotnie nauczał o tym benedyktyński mnich John Chapman.
Kiedy jeden ze współbraci udzielał mu przed śmiercią sakramentu chorych, ośmielił się mu przypomnieć, że taka jest, a nie inna właściwa postawa chrześcijanina i że musi się to odnosić bez żadnych zastrzeżeń tym bardziej do godziny śmierci.
- Tak - powiedział Chapman po długim milczeniu. - Masz rację, zupełną rację. Jeśli Bóg widzi, że najlepiej jest dla mnie, żebym umarł, czy mogłoby być cokolwiek na świecie, dla czego człowiek chciałby żyć dłużej?
"Sakrament chwili obecnej" to rodzaj pokoju polegający na tym, aby chcieć tego, czego chce Bóg.
Korzystałem z książki J. Chapman OSB "Listy o modlitwie"
Ojcze, skąd te piękne zdjęcia?
OdpowiedzUsuńTAK dokladnie jest, ze to co przychodzi z zewnatrz i ode mnie nie zalezy to wyraza wole Boga wobec mnie, czy to przyjemne czy nie... glebokie przekonanie o tym leczy z narzekania i uczy wdziecznosci ( bo wszystko to jest naprawde dobre, bo to mi daje Bog)
OdpowiedzUsuńJednak potem jest tyle rzeczy, spraw ktorych podjecie wymaga mojego wyboru i tu juz trudniej w ich natloku decydowac dokad pcha laska ... trzeba cwiczyc wewnetrzne ucho...
Bardzo lubię posłuchać Mietka Szcześniaka jak śpiewa poezję ks. Jana Twardowskiego szczególnie "Spoza nas"( Nie boj sie chodzenia po morzu, nieudanego życia....bo to co nas spotyka przychodzi spoza nas...).Dla mnie w ogóle płyta "Nierowni" jest super. Pozdrawiam Ojca i wszystkich zaglądajacych do Świateł Miasta.
OdpowiedzUsuńSpoko
OdpowiedzUsuńOjcze
OdpowiedzUsuńJak zupełnie inaczej zaczyna wyglądać chwila obecna...gdy nazwie się ją sakramentem.
Dziękuję:)
Wszyscy wielcy nauczyciele, mędrcy i przewodnicy próbują nam powiedzieć jedno i w istocie to samo: PODDAJ SIĘ, ZAUFAJ, ODPUŚĆ, PRZEBACZ... chwili obecnej, że nie odpowiada Twoim wyobrażeniom! I jeszcze to cierpienie, które nas dopada ni stąd, ni zowąd i z wnętrza naszych czeluści rozbrzmiewa pieśń zwątpienia...
OdpowiedzUsuńPiękne, ale mam jedną wątpliwość. Nazwałbym ją biernością.
OdpowiedzUsuńCzyż nie jest tak, że powinniśmy próbować współtworzyć, współkreować, dostrajać, nastawiać rzeczywistość wokół nas, a nie tylko cierpliwie i biernie czekać? Wszak mamy naszą wolną wolę, nasze ciała, umysły, które powinniśmy dobrze wykorzystywać.
A może nie zrozumiałem?
Ja myślę, że jest wręcz przeciwnie. To nie jest według mnie bierność, ale równowaga wewnętrzna i wyraz zaufania Bogu. Nie miotajmy się wewnętrznie, gorączkowo planując, pragnąc wszystko kontrolować i polegając tylko na sobie. Akceptowanie tego momentu, który daje nam Pan i bycie w tym, co się teraz właśnie robi z zaangażowaniem - rzeczywiście to sakrament chwili obecnej.
OdpowiedzUsuńOjcze... dlaczego tu tak cicho ...? ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie! Tischner ostrzegał przed pokusą "przedwczesnej syntezy"...
OdpowiedzUsuń