Kiedy jednego miesiąca nie doznał żadnego uszczerbku na zdrowiu, ani na dobrym imieniu poskarżył się: "Obawiam się czegoś niedobrego. Bóg chyba o mnie zapomniał". Taki był błogosławiony Henryk Suzo, wierny uczeń Mistrza Eckharta.
Dominikańska legenda opowiada o tym jak to bł. Henryk szedł kiedyś wąską ścieżką i zobaczył ubogą kobietę, która szła z naprzeciwka. Kiedy przybliżyli się do siebie Henryk zszedł z suchej ścieżki w błoto, by ustąpić kobiecie drogi. Ta zapytała zaciekawiona: „Dlaczegoż to czcigodny panie w swojej pokorze ustępujesz miejsca mnie ubogiej? Przecież jesteś kapłanem. To raczej ja powinnam ci ustąpić drogi”.„Wszystkim kobietom przywykłem zawsze okazywać cześć i szacunek – odpowiedział Henryk – a to ze względu na Najświętszą Matkę Boga, Królową Nieba”.
Taki był błogosławiony Henry Suzo. Radosny i zawsze pełen miłości, choć przez całe swe życie boleśnie doświadczany.
Doświadczał pokus przeciwko wierze i niezliczonej ilości upokorzeń; pomówiony o fałszowanie cudów, kradzież wotów z kaplicy i duchową naiwność.
Gdy Europę pustoszyły choroby, a ludzie zmagali się z głodem, w dominikańskim klasztorze w Konstancji musiano zaciągnąć długi, aby przeżyć. Na ten trudny okres bracia, pomimo jego niechęci i oporu, postanowili wybrać go na przeora. Henryk zrozumiał: czekają go nowe cierpienia.
Zaraz pierwszego dnia polecił zadzwonić na kapitułę i zachęcił braci do wzywania świętego Dominika, który przyrzekł swoim braciom, że gdy się zwrócą do niego w potrzebie, przyjdzie im z pomocą. Podczas kapituły dwaj siedzący obok siebie bracia zaczęli szeptać do siebie i podśmiewać się z niego. Jeden tak sobie kpił: "Patrz, jaki ten przeor głupi! Każe nam w naszej biedzie zwracać się do Boga; myśli, że On otworzy niebo i spuści nam jedzenie i picie!". Drugi dorzucił: "Nie tylko on jest głupi, tacy sami jesteśmy my wszyscy, bośmy go obrali na przeora. Przecież już od dawna wiemy, że nie ma pojęcia o sprawach doczesnych i tylko się gapi ku niebu!". I tak sobie z niego pokpiwano.
W końcu jego dobre imię zostało zszargane przez publiczne pomówienie o nierząd i posiadanie dziecka. Oskarżyła go kobieta, której wcześniej wiele razy pomógł. Zarzuty były tak poważne, że musiał zmienić klasztor.
Nie skarżył się jednak na swój los, nie użalał nad sobą, nie szukał też winnych. Miał w sobie ufność i radość, że właśnie taka jest jego droga do wolności doskonałej, o którą przecież codziennie się modlił. A kiedy jednego miesiąca nie doznał żadnego uszczerbku na zdrowiu, ani na dobrym imieniu poskarżył się dominikańskim mniszkom: "Siostry, obawiam się czegoś niedobrego. Bóg chyba o mnie zapomniał".
Poprzez ogołocenie pragnął upodobnić się do cierpiącego Chrystusa, i tak bardzo o to Boga prosił, aż w końcu upokorzenia stały się dla niego prawdziwą radością.
Dusza doskonała cieszy się bowiem z tego, z czego smuci się niedoskonała.
Taki właśnie był błogosławiony Henryk Suzo, wierny uczeń Mistrza Eckharta. Mały, samotny, doskonale wolny, otoczony jedynie Bożą troską.
Droga do wolności doskonałej .... Kiedy człowiek przyjmuje upokorzenia bez buntu to już bardzo dużo , ale żeby ich pragnąć, to droga do wolności doskonałej ... Chyba bardzo wąska. Po ludzku tak odległa ode mnie , że wydaje mi się nieosiągalna ....
OdpowiedzUsuńpiękne...
OdpowiedzUsuńTeksty ojca są niepowtarzalnie bogate w swojej prostocie. Piękny dar!
OdpowiedzUsuń