sobota, 5 listopada 2022

Modlitwa własnymi słowami

Jeśli człowiek zatrzyma się wyłącznie na modlitwie "własnymi słowami", to w konsekwencji do końca życia pozostanie na swoim własnym poziomie. 







Wiele razy to słyszałem: "Modlę się tylko własnymi słowami". "Po co mi formułki, obrzędy, liturgia? Wystarczą przecież własne słowa".

Modlitwa „własnymi słowami” nie jest oczywiście zła, ale jeśli człowiek zatrzyma się wyłącznie na niej, to w konsekwencji do końca życia pozostanie na swoim własnym poziomie.

W takim myśleniu jest też ukryta subtelna pokusa, że człowiek jest w stanie wyrazić do końca sam siebie – co oczywiście nie jest to prawdą. Ile razy doświadczaliśmy, że nasze słowa są za małe, abyśmy mogli opowiedzieć siebie do końca? Jak często mieliśmy poczucie nieadekwatności własnych słów?

Jeśli jednak w człowieku będzie na tyle pokory i siły, żeby powierzyć się Słowu Bożemu, albo lekturze która karmi jego wiarę, to wówczas dzięki Duchowi Świętemu, będzie zdolny przekraczać siebie. Bóg zacznie otwierać go na rzeczywistość, na którą do tej pory nie zwrócił uwagi.

Bł. Jordan z Saksonii, pierwszy następca św. Dominika, pisał, że tak jak dzieci przejmują język tych, z którymi przestają, i my możemy mieć nadzieję, że nauczymy się „języka niebiańskiego”, przestając ze świętymi i posługując się ich słowami.

Wiele modlitw odmawianych podczas liturgii, to właściwie modlitwy tych, których Kościół uznaje za świętych. I to właśnie dzięki nim możemy przekroczyć siebie.

"Gdybyśmy spróbowali swobodnie się wypowiedzieć, wiemy, że skończyłoby się to patetyczną deklamacją albo ckliwym sentymentalizmem, teatralną pozą przybraną dla pokrycia zażenowania, w jakie nas wprawia własna niedojrzałość. W takich chwilach możemy wyrazić to, co chcemy, tylko pod warunkiem, że posłużymy się dobrze wypróbowaną ścieżką cudzej modlitwy. Z tego widać, że nie należy utożsamiać wypowiedzi autentycznej z wypowiadaniem się tylko własnymi słowami: nasze własne słowa mogą tchnąć fałszem, podczas gdy dzięki słowom kogoś innego możemy się wyrazić prawdziwie i skromnie" – pisze angielski dominikanin Simon Tugwell.

To właśnie dlatego czasem pożyteczne jest modlić się z książki, brewiarza czy liturgicznych modlitw są bowiem sytuacje, kiedy nie śmiemy zaufać własnym słowom. Jeśli bowiem pozostaniemy wyłącznie na „modlitwie własnymi słowami”, to w konsekwencji zaczniemy się kręcić wokół samych siebie.

Życie, które przyniósł nam Chrystus nie polega na tym, że bezustannie wciągamy Boga do siebie. To Bóg chce nas pociągnąć w swój świat, abyśmy mogli przekroczyć siebie.



Korzystałem z książki S. Tugwella „Modlitwa w bliskości Boga”, którą wczoraj omawiałem z nowicjuszami. Intuicja „o wciąganiu Boga w swój świat” – pochodzi właśnie od nich. To nie pierwszy raz, że Bóg objawia mi swoją mądrość przez najmłodszych braci.

3 komentarze:

Beskidnick pisze...

Tak - własne słowa, to często własna pycha.

Pol pisze...

Piękne zdjęcie Świętego Krzyża

Anonimowy pisze...

Proszę Ojca, a ja mam problem przeciwny: tak trudno mi się modlić własnymi słowami... Nawet gdy czytam Słowo Boże i próbuję się do niego własnymi słowami odnosić na modlitwie, to zdaje mi się to wręcz karykaturalne. Jestem wtedy wobec siebie przesadnie krytyczna, bo wiem, że jak rodzic kocha swoje dziecko nawet wtedy, gdy ono nie potrafi dobrze mówić, tak nasz Ojciec w niebie kocha nas miłością nieskończenie większą i cieszą go nawet te marne próby... Ale mimo tej świadomości wstydzę się sama przed sobą, wstydzę się, jak się modlę i też samej treści, bo wtedy często wychodzą różne rzeczy, których wolałoby się nie widzieć... Pozdrawiam i proszę pisać tu częściej... Nie wszyscy mają Facebooka, ja nie mam od pół roku, i szkoda mi, że tak rzadko mogę czytać, co Ojciec pisze. :)

Kasia

Prześlij komentarz