środa, 24 kwietnia 2024

Sługa Boży, ks. Walter Ciszek. O zależności od Boga

Nauczenie się pełnej prawdy o naszej zależności od Boga i naszym stosunku do Jego woli jest tym, na czym polega cnota pokory.





W więzieniu w Łubiance, gdzie był izolowany, głodzony, przesłuchiwany po nocach, dręczony brakiem snu (w celi bezustannie paliło się ostre światło, a gdy więzień chciał zasnąć strażnik budził go krzykiem).

Po dwunastu miesiącach aresztu w umyśle ks. Waltera Ciszka zaczęły pojawiać się myśli: "Ten koszmar już się nigdy nie skończy". Nadzieja zaczynała się ulatniać.

W końcu podsunięto mu ponad sto stron z żądaniem, aby je podpisał. Miał się przyznać do tego, że jest niebezpiecznym agentem Watykanu zesłanym do Rosji w celu zniszczenia komunistycznego ustroju.

Jako ksiądz, który odprawiał Mszę Świętą, spowiadał i głosił Ewangelię o Bogu, który przywraca człowiekowi wolność, stał się wrogiem „nowego wspaniałego świata”, ponieważ podobno nie chce, aby ludzie byli wyzwoleni z prawdziwego ucisku.

„Dokumenty nie są prawdą, nie mogę tego podpisać” – powiedział więzień.

Wówczas śledczy, który do tej pory odgrywał rolę życzliwego, wykrzyknął: „To są twoje słowa, które zostały spisane, a jeśli tego nie podpisze zostaniesz rano rozstrzelany!”.

***
Ks. Walter Ciszek wspomina:

Zostałem literalnie ogłuszony i zmuszony do poddania się. Nagła gwałtowna zmiana, jaka dokonała się w śledczym, drżenie jego głosu, które nadawało ton przemocy i nalegania jego groźbom, mój własny wewnętrzny zamęt i zmieszanie, wstrząs wywołany tym wszystkim. Odruchowo, bezmyślnie chwyciłem pióro i zacząłem podpisywać.

W miarę podpisywania stron, przeważnie bez czytania ich, zacząłem palić się wstydem i poczuciem winy. Byłem całkowicie załamany, całkowicie upokorzony. Była to chwila męki, której nie zapomnę do końca życia. Byłem pełen strachu, a jednak dręczony wyrzutami sumienia. Po podpisaniu pierwszych stu stron przestałem nawet myśleć o przeczytaniu pozostałych. Chciałem po prostu skończyć to podpisywanie możliwie jak najszybciej i wyjść z biura śledczego. Ogarnął mnie przemożny wstręt do całej sprawy. Potępiałem sam siebie, zanim ktokolwiek inny mógł to zrobić. Byłem godny pogardy we własnych oczach i taki musiałem się wydawać innym. Moja wola się załamała; okazało się, że nie byłem takim człowiekiem za jakiego się uważałem. Poddałem się w tym jednym mdlącym ułamku sekundy lękowi, groźbom, myśli o śmierci. Gdy ostatnia strona została podpisana, naprawdę chciałem wybiec z biura śledczego.

W celi stałem wstrząśnięty i pokonany. Z początku nie mogłem nawet uchwycić rozmiarów tego, co się stało ze mną w biurze śledczego i dlaczego. Byłem dręczony poczuciem porażki , klęski i winy. Ale przede wszystkim paliłem się ze wstydu. Fizycznie wstrząsały mną spazmy napięcia nerwowego i ulgi. Gdy wreszcie odzyskałem pewną kontrolę nad swymi nerwami, myślami i wzruszeniami, natychmiast zacząłem się modlić najlepiej jak umiałem.

Jednak z początku moja modlitwa była rodzajem wyrzutów (…) Nie oszczędzałem także Boga w tych wyrzutach. Dlaczego mnie opuścił w tej krytycznej chwili? Dlaczego nie podtrzymał mej siły i moich nerwów? Dlaczego nie natchnął mnie, bym mówił śmiało? Dlaczego nie osłonił mnie swoją łaską przed strachem śmierci? I dlaczego wreszcie nie zatroszczył się o to, bym dostał ataku serca od całego tego napięcia i wstrząsu, tak że nie byłbym w stanie podpisać papierów? Ufałem Jemu i Jego Duchowi, że da mi słowa i mądrość wobec wszystkich przeciwników. Nie pokonałem żadnego, a samo zostałem całkowicie złamany i pokonany. (…)

Stopniowo, z pewnością pod wpływem Jego natchnienia i Jego łaski, zacząłem zastanawiać się nad sobą i swoją modlitwą. Dlaczego tak się czułem? (…)

Z wolna, niechętnie, pod łagodnymi poruszeniami łaski, dostrzegłem prawdę, która leżała u korzeni mego problemu i mego wstydu. Odpowiedź zawierała się w jednym słowie: JA. Byłem zawstydzony, ponieważ wiedziałem w głębi serca, że chciałem zrobić zbyt wiele sam z siebie i to mi się nie udało. Czułem się winny, ponieważ wiedziałem ostatecznie, że prosiłem Boga o pomoc, ale w rzeczywistości wierzyłem w moją własną zdolność unikania zła i sprostaniu każdemu wyzwaniu. Spędziłem wiele lat na modlitwie, doszedłem do ocenienia Opatrzności Bożej i do dziękczynienia za nią, za troskę o mnie i o wszystkich ludzi, ale naprawdę nigdy nie oddałem się jej. W pewien sposób dziękowałem Bogu cały czas za to, że nie jestem taki, jak inni ludzie, że dał mi dobrą kondycję fizyczną, silne nerwy i mocną wolę i że z takimi łaskami fizycznymi danymi przez Boga będę pełnił Jego wolę na każdy czas i w miarę MOICH najlepszych zdolności. Krótko mówiąc, czułem się winny i upokorzony, ponieważ w ostatecznej analizie liczyłem prawie zupełnie na siebie samego w tej najbardziej krytycznej próbie - i doznałem porażki.

Czyż nie ustaliłem warunków, pod jakimi Duch Święty miał interweniować w mojej sprawie? Czy nie oczekiwałem, że On natchnie mnie do dania odpowiedzi, którą ja już z góry przygotowałem? Faktycznie już dawno przygotowałem sobie to, co chciałem usłyszeć od Ducha Świętego, a kiedy nie usłyszałem dokładnie tego właśnie, poczułem się zdradzony. (…)

Możemy łatwo obiecywać w modlitwie, że będziemy pełnić wolą Bożą. Tym, czego jednak nie dostrzegamy, jest fakt, że tak wiele jeszcze własnej jaźni tkwi w tej obietnicy, że bardzo ufamy w swoje własne siły, kiedy mówimy, że MY będziemy ją pełnić. Dlatego też w małych czy wielkich próbach Bóg musi czasem pozwolić nam działać własnymi siłami tak, byśmy się nauczyli pokory, byśmy się nauczyli prawdy o naszej całkowitej zależności od Niego, byśmy się nauczyli, że wszystkie nasze czyny są podtrzymywane Jego łaską i że bez Niego nie możemy nic uczynić - nawet popełnić naszych własnych błędów.

Nauczenie się pełnej prawdy o naszej zależności od Boga i naszym stosunku do Jego woli jest tym, na czym polega cnota pokory. Bowiem pokora jest prawdą, pełną prawdą.

Fragmenty pochodzą z książki "On mnie prowadzi".

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dziękuję za wpis ojcu! (Ponawiam ten komentarz, bo poprzedni się nie ukazał), nie można też się zalogować z nazwą konta. Pozdrawiam Iris

Anonymous pisze...

Napełnij swoje życie działaniem Nie czekaj, aż się wydarzy Spraw, aby się wydarzyło. Stwórz swoją własną przyszłość. Stwórz swoją własną nadzieję. Stwórz swoją własną miłość. I bez względu na twoje przekonania, Możemy napotkać wiele porażek, ale nie możemy zostać pokonani Albo znajdę sposób, albo go stworzę, to były słowa, które pozwalały mi iść dalej, gdy mój mąż został mi zabrany przez 3 lata, dopóki nie poznałam PEACEFUL HOME SOLUTION, który obiecał pomóc mi odzyskać radość i szczęście w ciągu 48 godzin i jestem mu wdzięczna, że ​​się nie zawiodłam, dotrzymał słowa i dziś żyję szczęśliwie z moim mężem. Skontaktuj się z tym wielkim duchowym lekarzem pod adresem ( peacefulhome1960@zohomail.com ) lub WhatsApp na: ( +2348104102662 ). To doświadczenie zmieniające życie

Anonimowy pisze...

Ja również uważam. że najlepszą wróżką w Polsce jest Alicja. Wróżbę można zamówić szybko i bezpiecznie na stronie wróżka online Wróżbę otrzymujemy do 60 minut na nasz email. Wykonuje jeszcze oczyszczanie energetyczne i rytuały miłosne na naprawę związku lub powrót osoby na której nam zależy. Ja zawsze zamawiam na stronie http://wrozkaalicja.pl

Prześlij komentarz