poniedziałek, 21 listopada 2011

O samotności raz jeszcze

Przebywanie przez większość czasu w samotności wychodzi mi na zdrowie. Towarzystwo, nawet najlepsze, po niedługim czasie nuży i rozprasza - pisał David Thoreau, amerykański pisarz i praktyk obywatelskiego nieposłuszeństwa.







Uwielbiam być sam. Nigdy nie poznałem towarzysza, który byłby tak towarzyski jak samotność.

Gdy jedziemy za granicę i obracamy się wśród ludzi, bywamy przeważnie bardziej samotni, aniżeli wówczas gdy pozostajemy samotni we własnych mieszkaniach. Człowiek, który rozmyśla czy pracuje, zawsze jest sam, przeto uszanujmy jego wolę.

Samotności nie mierzy się w milach oddzielających człowieka od jego braci.

Towarzystwo to przeważnie rzecz tandetna. Spotykamy się po bardzo krótkich, kiedy upłynęło jeszcze zbyt niewiele czasu, abyśmy mogli zyskać dla siebie nową wartość.

Spotykamy się trzy razy dziennie przy posiłkach i częstujemy nawzajem nową odmianą tego spleśniałego sera, którym sami jesteśmy. Aby te częste spotkania były znośne, aby nie dochodziło do otwartej wojny, musieliśmy ustanowić pewien zestaw zasad nazywany etyką i dobrymi manierami.

Spotykamy się na poczcie, na wieczorku towarzyskim i co wieczór przy kominku; żyjemy w ciasnocie, wchodzimy sobie w drogę i potykamy się o siebie tracąc tym samym, mam wrażenie, po trosze wzajemny szacunek.

Rzadsze spotkania z pewnością zaspokoiłyby naszą potrzebę utrzymywania ważnych i serdecznych kontaktów.

Lepiej by było, gdyby na jedną milę kwadratową przypadał tylko jeden człowiek, podobnie jak tu, gdzie ja mieszkam. O wartości człowieka nie stanowi jego skóra, toteż nie musimy go dotykać...

Henry David Thoreau "Walden, życie w lesie"

***
W 1845 Henry David Thoreau przeniósł się do zbudowanej przez siebie chaty nad stawem Walden, położonym w lasach concordzkich. Jak twierdził, świat ludzkich relacji wydawał się mu pusty i powierzchowny. W trakcie dwuletniej samotności napisał swoje najsłynniejsze dzieło "Walden, życie w lesie". Fotografia powyżej przedstawia "thoreauowską pustelnię".



11 komentarzy:

Mr Smith pisze...

Coraz bardziej mi się tu podoba :)

Anonimowy pisze...

Mi też coraz bardziej tu się podoba... jakoś tak mniej formalnie... i częstotliwość wpisów bez zarzutu:D jak to mawiają w moim korporacyjnym slangu "Keep doing!" :)

Anonimowy pisze...

z dedykacja dla samotności
http://www.youtube.com/watch?v=EJiifDuWr1A&feature=related

:)

Beata pisze...

Z niecierpliwością czekam na kolejny wpis :)

O_N_A pisze...

Samotność jest piękna. Kocham samotność. W samotności mogę zajrzeć w swoje wnętrze, porozmawiać z Bogiem, posłuchać Jego głosu w swoim sercu, uporządkować pewne sprawy. Uwielbiam samotność z Bogiem. Wtedy jest to błogosławiona samotność. "O beata solitudo, o sola beatitudo." ("O szczęśliwa samotności, o jedyna szczęśliwości.")

o. Krzysztof pisze...

Myślę, że należy zrobić rozróżnienie: samotność, która jest wyborem staje się błogosławieństwem i może być twórcza, w innym wypadku będzie nieznośnym ciężarem, a nawet cierpieniem. O tej pierwszej piszą mnisi.

O_N_A pisze...

Ja dzielę to na: samotność i osamotnienie. Samotność staje się szczęściem, błogosławieństwem, kiedy jest przeżywana z Bogiem, dla Niego. aby usłyszeć, czego On ode mnie chce, jak mam iść, jaką drogą Bóg chce mnie prowadzić. Przecież sam Pan Jezus szukał samotności. Szukał miejsc ustronnych, pustynnych, aby tam dystansować się do codziennych wydarzeń, modlić się i przez to jak najpełniej wykonywać wolę Swojego Ojca. Samotność była dla Chrystusa przestrzenią modlitwy, pogłębieniem Jego więzi z Ojcem. Przez swoją potrzebę samotności i samą samotność Jezus chciał powiedzieć uczniom, a teraz nam: "Stop! Odrzuć własną wolę i uczyń prawdziwie wolę Boga swoją wolą."

Ale osamotnienie jest straszne, okropne, bolesne. To opuszczenie, porzucenie, zostawienie kogoś samym, wyobcowanym. Samotność może przerodzić się w osamotnienie, wtedy, kiedy człowiek oderwie się całkowicie od świata, straci z nim kontakt, a tym samym opuści innych, a w rezultacie inni odejdą od niego. Najczęściej jednak osamotnienie jest wynikiem opuszczenia przez kogoś, szczególnie kogoś ważnego, wtedy jest to apogeum samotności, które przynosi wielkie cierpienie. I Pan Jezus, oprócz tego, że szukał samotności, był psamotniony. Np. w Getsemani, gdzie doświadczył bolesnego opuszczenia przez Apostołów, potem podczas drogi krzyżowej. Na Golgocie, kiedy zawisł na drzewie krzyża, wydawało Mu się, że nawet Bóg Go opuścił. "Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?" Bóg Ojciec milczał, dlatego Pan Jezus wydał okrzyk bólu. To doświadczenie osamotnienia było dla Niego niezwykle bolesne.

Dlatego kocham samotność, jednak osamotnienia trochę się boję.

Anonimowy pisze...

Jak byłam młodą dziewczyną - nie bałam się samotności. Wręcz przeciwnie uważałam, że jest demonizowana. Pamiętam czytałam wtedy wiersz z tekstem typu: "nie zostawiaj nigdy człowieka samego, bo wtedy z kątów napływają jego demony i podcinają mu żyły" (cytat z pamięci) i uważałam, że to jakiś bełkot. Minęło trochę lat, zamiast przyszłości jakiej z ufnością oczekiwałam - dostałam samotność w udziale. I przekonałam się, że są takie chwile, że to "podcinanie żył" nie jest metaforą ma wyrost. Dlatego, nie rozumiem takiego wyboru - chociaż szanuję i na swój sposób zazdroszczę, że to innych cieszy. Mnie boli i niszczy. Dziś jako już dość dojrzały wiekowo człowiek uważam, że samotność to najgorsze, co może spotkać człowieka. Nawet najgorszego. I nikt tego nie zrozumie, jeśli nie doświadczy.

Anonimowy pisze...

A może tak naprawdę nie wiemy czym ona jest i dlatego przed nią drżymy....

Anonimowy pisze...

Samotność jest każdemu potrzebna...wierzcie mi. Tydzień temu zmarła nagle moja najukochańsza Mamusia. Nie wyobrażałam sobie jak przeżyję ten moment w moim życiu...jest to bardzo trudne, ale z pomocą Bożą można dać rade:) Bardzo pomaga świadomość, że ona już jest szczęśliwa tam po drugiej stronie. Dzisiaj chce byc sama, zeby wszystko przeżyć raz jeszcze i jakos sobie zycie na nowo poukladac. Nie bedzie latwo - jest syn i siostra dorosla, co prawda, ale na moim utrzymaniu...z jednej pensji malutkiej musimy jakos zyc. Wierze, że bedzie dobrze, bo Ktoś jest zawsze blisko mnie.

Zuza pisze...

A ja bym zrobiła jeszcze inne rozróżnienie: na bycie samym i bycie samotnym. Bo samotność nie zawsze wiąże się z brakiem towarzystwa, ja głosi mądrość. Banalne, ale można być samemu i kompletnie nie czuć się samotnym. A można żyć stadnie i nie mieć do kogo ust otworzyć. poczucie samotności kojarzy się raczej negatywnie, z bólem, odosobnieniem, odepchnięciem, ale ja słusznie Ojciec zauważa, może także być wyborem drogi, zmierzającej ku rozwojowi. Często to my sami decydujemy o tym czy staniemy się samotni czy nie. Czasem to nie świadomy wybór błogosławieństwa, ale nie do końca uświadomione odrzucenie miłości, które kładzie się cieniem na nasze kolejne relacje i dalsze decyzje. Samotność - moja przyjaciółka, od lat wierna, niestrudzenie przy mnie trwa - mawia moja koleżanka. Hmmm...racja...no bo nie? Gryziemy się z nią, buntujemy, czasem mocno do niej tulimy, potrzebujemy, szukamy, a potem znów nie mamy ochoty z nią rozmawiać, pokłócimy się i nie chcemy jej znać, by za chwilę w jej objęcia uciekać - jak z przyjacielem:)

Prześlij komentarz