piątek, 23 grudnia 2011

Czeski żywot

–  Jak wam się żyje bez Boga? –  zapytał Czechów polski  dziennikarz. Odpowiedzi zostały wybrane w podobnym kluczu: –  Lżej, niż z Bogiem. –  Jak bez tyrana. –  Jestem dumny, że 80% Czechów przyznaje się do ateizmu.





Trwa redakcja książki, która pochłania każdą minutę wolnego czasu. Jest już tytuł, rozmowy z grafikami, kilka nowych pomysłów, nałożone pierwsze poprawki i ciągły niedosyt, że można trochę lepiej... Końcem stycznia mam wysłać całość do wydawnictwa.

"Mówcy powinno zależeć nie tylko na tym by wyczerpać temat, ale także na tym, by nie wyczerpać słuchaczy" –  powiedział Churchill  –  za kilka tygodni się okaże więc czy całość nadaje się do czytania i czy "nie wyczerpuje czytelnika". Ale to już ocenią fachowcy z „W drodze”, na szczęście nie ja. Na razie wszystko zaczyna się toczyć jakby obok, a ludzie wyrastają spod ziemi, właśnie wtedy, kiedy są najbardziej potrzebni.

Kilka spraw konsultuję z braćmi (także pracującymi poza Polską), chciałbym umieścić ich punkt widzenia, wykorzystać duszpasterskie doświadczenie.

 „Masz już wyprany mózg” – mówi pewna zaprzyjaźniona studentka genderowskiego kierunku. Pewnie ma rację, gdyż nie ukrywam, że to co z autostopowej podróży pasjonuje mnie najbardziej to jedynie trzy rzeczy: Bóg, człowiek i Kościół. Reszta jest tłem i szczerze mówiąc mnie nudzi. 

Odświeżam nasze spotkanie z Łucją (śliczna i sympatyczna Czeszka, świetnie mówiąca po polsku) oraz z Helmutem (jej narzeczony z Austrii). Wywieźli nas z Chorwacji, przez Słowenię, aż do Austrii.
Zapytaliśmy wówczas dziewczynę czy jest katoliczką.
–  Byłam ochrzczona, ale na tym mój kontakt z Kościołem się zakończył –  stwierdziła.
–  A Ty Helmut? – dziewczyna kieruje pytanie do swojego narzeczonego –  Jesteś katolikiem?
Austryjak z zakłopotaniem drapie się po głowie.
–  Czy ja wiem? Myślę, że tak. – stwierdza po chwili namysłu. –  Podatek kościelne płacę...

Przegadaliśmy kilka godzin.

Rozmowa z Łucją o Czechach nie dawała spokoju. Po przyjeździe zadzwoniłem do Maćka Niedzielskiego, zakonnego współbrata i chechofila. Pytam czy zgadza się z tezą wypowiedzianą przez Łucję, że święty spokój jest dla Czechów dobrem nadrzędnym?

Przychodzi e– mail (Maciej wyraził zgodę, abym go tu umieścił):

To co usłyszeliście o Czechach jest, i zarazem, nie jest prawdą. Czasem mam nieodparte wrażenie, że Czesi sami, dość bezrefleksyjnie, uwierzyli w to co mówią o nich inni. Rzeczywiście nasi sąsiedzi z południa mają w wielu sprawach diametralnie inną mentalność niż my Polacy. Tak blisko, a jednak tak daleko, chciałoby się powiedzieć. Dla Polaka, który myśli, że Czesi to taki śmieszny, mały i nikomu niewadzący narodzik, a któremu przyjdzie spędzić tam troszkę więcej czasu niż weekendowa wycieczka do Pragi, sprawić może to dość spore problemy. Uwierz mi, wiem coś o tym. Tam trzeba troszkę dłużej pobyć, poznać paru Czechów, poczytać książek o ich historii i przyjrzeć się temu co dzieje się dzisiaj, żeby móc jako tako wyrobić sobie zdanie. Pośród wielu faktów jest także sporo mitów, obiegowych opinii, kalek.

"Podoba mi się to, że na czeskim rynku można sobie wybierać pomiędzy wieloma bogami, a w Polsce jest tylko jeden." – odpierał zarzut o jednostronność Mariusz Szczygieł, polski dziennikarz zafascynowany Czechami.

Można ukazywać szczęśliwych Czechów bez Boga. Tak dobrać materiał, żeby się zgadzało. Można też dobierać inaczej. To prawo reportera. Dla mnie brakuje jednak informacji o tym, że współczesne Czechy mają jeden z najwyższych wskaźników samobójstw, że spożycie lekkich narkotyków wśród młodych ludzi jest najwyższe w Europie, że praktycznie co drugie małżeństwo kończy się rozwodem, a większość młodych ludzi nawet już o nim nie myśli, że sekty, przeróżnego rodzaju wróżbiarze i magicy zbierają w tym społeczeństwie naprawdę spore żniwo... Poznałem Czechów –  wierzących i niewierzących, katolików i protestantów. Trochę na ten temat pogadaliśmy.

W bardziej dosadny, powiedziałbym prymitywny sposób wyraziła to pewna młoda polska pisarka, która po krótkim pobycie w Pradze na jakiejś literackiej imprezie zawyrokowała: „Polacy mają Boga, a wielu Czechów posiada pieski. I dzięki temu wydają się być szczęśliwsi niż my.” Wydaje mi się, że generalnie Czesi są szczęśliwi (czy nieszczęśliwi) w podobny sposób jak Polacy –  różni nas to, że oni dość słabo potrafią okazywać emocje. Są dość chłodni, tacy „niemieccy”. To nie jest zarzut z mojej strony (choć przyznaję, że niejednokrotnie miałem z tym spory problem). I posiadanie czy nieposiadanie pieska niczego tu nie zmienia!

Wiedz proszę, że ja naprawdę kocham Czechów i ich kraj –  w jakimś sensie to już mój dom. Wkurzają mnie czasem przeogromnie, ale tęsknię za nimi –  za ich wiarą, ich ateizmem, ich dobrymi stronami i wadami.

Reasumując. To co powiedziała ta Czeszka w jakimś stopniu opisuje stan faktyczny. Warto jednak wiedzieć, że sprawa jest o wiele bardziej złożona i kolorowa. Dziennikarze lubią jasne, konkretne podziały, a my w nie często bezrefleksyjnie wchodzimy i akceptujemy jako wyczerpujący opis rzeczywistości.

Po godzinie kolejny e– mail:

Zerknij jeszcze na poniższy utwór muzyczny „Pulnocni” Vaclava Neckara. W Czechach wielki przebój. Mówiło się o nim i pisało. Czy naprawdę jesteśmy w stanie wymazać z człowieka głód Pana Boga?

Włączam głośniki i klikam na załączony adres. Na monitorze ukazuje się animowany czarnobiały teledysk. Słuchając wczytuję się w przetłumaczony przez Maćka tekst:


Jadę do domu po torach, jadę przez wzgórza.
Za oknami pada, pada śnieg –  nadchodzi Boże Narodzenie.
Chmury, tarapaty, kłopoty zostawiłem w mieście.
Usłyszę ludzi w kościele na Pasterce, którzy śpiewają:

Alleluja

Na krzyżu umęczony Jezus czasem się uśmiechnie,
Do tych, którzy uwierzą w cud, do tych, którzy śpiewają:

Alleluja
Baranku nasz, który jesteś w niebie,
Stój przy nas, kiedy nadejdzie ciemność
Alleluja

Stoję w pustym kościele, nade mną gwiazdy,
Z krzyża pozostał już jedynie cień,
Ale pomimo tego słyszę:

Alleluja
Baranku nasz, który jesteś w niebie,
Stój przy nas, kiedy nadejdzie ciemność.
Baranku nasz, który jesteś w niebie,
Nie opuszczaj nas, kiedy zaczniemy się bać.
Alleluja.

(Vaclav Neckar, „Pasterka”. tłum. Maciej Niedzielski OP)


21 komentarzy:

Paoop pisze...

Z jednej strony głód Boga w człowieku, a z drugiej ucieczka przed Nim.
Pewnie ze strachu, że stracimy wolność i samodzielność, że Bóg coś nam zabierze, narzuci... I tak się sami nakręcamy.
Ale może właśnie dzięki temu kiedyś mocniej odczujemy, że Dobro nie jest zagrożeniem:)

Dorota (DR) pisze...

Wiem, że to strasznie długie, ale jakoś tak wpasowało mi się w Ojca, a właściwie Ojców tekst:) i dlatego pozwalam sobie wkleić, ten przepiękny moim zdaniem wiersz Romana Brandstaettera. Pozdrawiam wszystkich już prawie świątecznie

Madonna ateistów

Czuwam nad tymi,
Którzy nie wierzą
W mojego Syna.
Pragnę im pomóc.
Są moimi dziećmi.
Jak wszyscy.
Chociaż nic o tym
Nie wiedzą.

Modlę się.

Modlę się
Za tych,
Którzy się nie modlą.

Gdy krwawią,
Moją modlitwą
Jak bandażem
Owijam ich rany.

Gdy toną,
Rzucam im
Moją modlitwę
Jak pas ratunkowy.

Gdy umierają,
Z mojej modlitwy
Czynię wezgłowie
Dla ich zmęczonej
Skroni.

A potem biorę do ręki
Ich syczące popioły.
I kładę je
U stóp mojego Syna.
I błagam Go
O miłosierdzie
Dla próchna.

Dla przeczących
Dla niewierzących.
Dla nie istniejących.
Mówię:
Stwórz ich,
Mój Synu najukochańszy.

Wypełń ich
Swoją treścią.
Natchnij ich
Swoją wiecznością.
Rozpal ich
Swoją męką.
Niech będą
Twoim cierniem.
Niech będą
Twoim krzyżem.

Umrzyj za nich.
Umrzyj jeszcze jeden raz.
Jeszcze raz.
Ostatni raz,
Mój Synu najukochańszy.

Błaga Cię o to
Twoja Matka.
Błaga Cię o to
Madonna ateistów.

Kasia Sz. pisze...

Nie wolno sobie wyobrażać Boga jako tego, który coś nam narzuci, do czegoś zmusi, czymś obarczy. Bo co to byłby za Bóg? Bóg kocha i sprzyja. Owszem są ludzie i środowiska, które forsują wizję Boga niemalże sadysty albo despoty i robią to z wielkim przekonaniem, że mają rację. Nie mają. Jeśli ktoś kocha to daje wolność i dyskretnie pomaga. Niestety w głowach już mamy zły obraz Boga, ja także. I tego nie da się wykorzenić. Jest to porażka wiary i katechezy.

TomWaits pisze...

Kasiu Sz: lubię te Twoje mądre komentarze. Dziękuję!

Paoop pisze...

@ A ja Kasiu się nie do końca zgadzam. Co do obrazu Boga to nie generalizujmy. A porażką, moim zdaniem jest właśnie pisanie o porażce. „Przeczący, niewierzący, nie istniejący” nie powinni być sposobnością do pisania o klęsce. Tak przedświątecznie chciałem zauważyć.

@ Wiersz jest naprawdę piękny. Dzięki DR:)

Alfama pisze...

O ja myślałam,że nikt już oprócz mnie nie czyta Brandstaettera.Co do Czechów to może tak dać im spokój?Książka pana Szczygła błyskotliwie napisana, ale mnie nie przekonała, czekam na książkę Ojca

o. Krzysztof pisze...

Alfama: Do Mariusza Szczygła mi daleko. Co by nie mówić jest świetnym reporterem, choć jeśli chodzi o kwestię religijności Czechów, mnie też nie przekonuje.

Jola F pisze...

a ja dziękuje za przepiękną piosenkę i teledysk! bardzo poruszająca. bardzo.

Anonimowy pisze...

Człowiek zawsze będzie czuł głód Boga. Ten głód w duszy to ciche pukanie Jezusa do serc człowieka.

Alfama pisze...

Czytam jeszcze z autorów piszących o dawnym "socjalistycznym"obozie K.Varge i A.Stasiuka,nie zawsze się zgadzam z ich wnioskami,ale lubię klimat jaki tworzą w swoich książkach,tak jak polubiłam dynamikę opisu podróży Ojca.Mam nieodpartą pewność,że książka Ojca będzie równie interesująca jak wpisy na blogu.

Anonimowy pisze...

Zgadzam się z powyższym wpisem:)!Z pewnością będzie w tej książce dużo światła!

Karolina pisze...

Nie znam Czechów - właściwie jedyny ich obraz jaki mam, to właśnie ten przedstawiony przez Mariusza Szczygła w książce Zrób sobie raj. Ciężko mi sie czytało o tym, że noszenie krzyżyka na szyi rodzi pytanie: dlaczego nosisz trupa? I o wielu podobnie przedstawionych tam sprawach. Jakby Lady Gaga chciałą wywołać tam skandal, to wychodzi na to że byłoby ciężko. Skoro fontanna w kształcie Czech, na którą sikają stworzeni w tym celu przez Dawida Cernego, dwa posągi gołych mężczyzn, nie robi wrażenia i nie budzi niesmaku. Skoro można nie odebrać skremowanych zwłok swojej najbliższej rodziny przez lata, a z drugiej strony można takowe zwłoki odebrać, postawić u siebie w domu na stole i pić za zdrowie skremowanej osoby stukając kieliszkiem o urnę. Zmęczyłam się strasznie czytając tę książkę i mam nadzieję że pan Szczygieł jednak trochę przesadził.

Paoop pisze...

A ja kiedyś czytałem, że przed papieską pielgrzymką w 2009r. przygotowano quiz sprawdzający wiedzę Czechów o katolicyzmie. Pytania w stylu: czy nieszpory to wino mszalne o małej zawartości alkoholu, czy brewiarz to papieski wachlarz, czy diakon to taki mężczyzna, który ma możliwość przebywania w żeńskim klasztorze(?).... O ile nie było to przekoloryzowane.

kajak pisze...

"Big Lebowski" przypomniał się kajakowi w związku z tą urną + spopielony kumpel w puszce, z niej następnie wywiewany gdzie popadnie, w tym na Steve'a Buscemiego. I choćby "Mała miss" (taki chyba był polski tytuł?) z dziadkiem, który, paradoksalnie, po śmierci posłużył scenarzystom do ożywienia fabuły. Ale to wątek ani trochę nie czeski, zatem snuć go nie będę. A co najważniejsze, dziś wigilia Wigilii, więc zanim odpłynę ku czynnościom bardziej z nią związanym, chciałem życzyć Wszystkim z Ojcem Autorem na czele prawdziwie świętych Świąt. Świąt bez ściemy. Świąt przeżytych w wolności wewnętrznej, nawet jeśli niewolnych od najrozmaitszych konieczności i okoliczności zewnętrznych.

anonimowa pisze...

No więc te poranne...
Ojcu Autorowi i Czytelnikom życzę wpisów i komentarzy świetlistych, świetlanych albo co najmniej światłoczułych.
I wszystkiego dobrego.
+.

Anonimowy pisze...

a ja życzę Ojcu, żeby po dzisiejszej Pasterce stanął Ojciec przed lustrem, uśmiechnął się do siebie i powiedział "Kurczę, ja naprawdę umiem śpiewać":)
A sobie i innym czytająco-komentującym życzę, żeby nie zabrakło nam Światła w tym Ojca i naszym blogowym mieście.
Powodzenia!

Dorota (DR) pisze...

Dobrych Świąt wszystkim, a szczególnie Ojcu, których nas tu przyprowadził, swoim ciepłem, szczerością i tym światłem, które mają w sobie prawdziwi ludzie Boga.
Pozdrawiam wszystkich świątecznie i ciepło.

nul(ka) pisze...

Przecież jak się w sercu nie fałszuje to śpiew brzmi pięknie jakikolwiek by był.
Bogu na chwałę, ludziom ku radości.
Odwagi.To swoją drogą mocne słowo jest.
Ojcu i Wszystkim Szczęśliwych dobrych Świąt.
Dołączam do wspierających myślą
+

Anonimowy pisze...

Nie znam osobiście Czechów. Czytałam za to zarówno "Gottland", jak i "Zróbmy sobie raj". Zwłaszcza z tej drugiej książce - gdzie spora część to kwestia rozważań autora na temat religijności Czechów - nie dopatrywałabym się nadmiernie afirmacji świata bez Boga. Może każdy znajduje w nich to czego oczekuje. Może, ale dla mnie ta książka jest próbą pokazania różnorodności postaw i w gruncie rzeczy pogubienia człowieka, który nie radzi sobie np. ze swoją samotnością. Odrzucając Boga (chociaż tak właściwie nie mający za bardzo możliwości go poznać) Czesi rzucają się na różnego rodzaju środki zastępujące transcendencję. Okej - nie ma wzmianki m.in. ani o używkach ani samobójstwach. Jest natomiast sporo o zaśmiewaniu cierpienia, polityku, który przytula się do drzew, wahadełkach itd. Tak czy owak ja tam widzę nawet lekkie przerażenie autora kiedy raczej cytuje "Pytam: co się stało z miłością?" W kwestii nieodebranych urn z prochami. To wszystko mieści się w temacie religijności, Boga czy szacunku do zmarłych. Rozumiem, że ten post stanowi luźną kompilację maila i Ojca przemyśleń, ale chciałam wyrazić mój drobny sprzeciw oraz przedstawić swój punkt widzenia (niejako broniąc po trosze pana Szczygła).

kaja pisze...

Znam Czechów i ich podejście do wiary. Czesi sceptycznie odnoszą się do "Gottlandu" i łatki ateistów. Oni wierzą w Boga - nie wierzą w Kościół - a dlaczego? Wystarczy cofnąć się do historii...

Anonimowy pisze...

Czytuję Ojca zapiski (Betonowe, a teraz te tutaj) od dłuższego czasu i bardzo za nie dziękuję. Każdy z nich wnosi małe światełko :)

Tekst o Czechach sprawił, że się wreszcie zdecydowałam się również coś napisać.
Byłam w Czechach w zeszłym roku na festiwalu chóralnym w Hradec Kralove - dość duże miasto niedaleko polskiej granicy, miasto przepiękne i z tradycjami. Zazwyczaj podczas takich wyjazdów dostajemy propozycje, żeby śpiewać nie tylko podczas koncertów "zadanych", ale także gdzieś dodatkowo. No i zazwyczaj, jeśli jest taka możliwość, wybieramy śpiew podczas mszy św. Tak tez bylo tym razem - poproszono nas o śpiew podczas sumy w katedrze. Katedra zrobiła na mnie ogromne wrażenie - wielki gotycki kościół na środku rynku. Spodziewaliśmy się, że poza nami będzie na mszy może z 10 osób. Okazało się, że prawie wszystkie ławki były pełne. W procesji z darami uczestniczyły wszystkie dzieci, jakie były w kościele. Widać było, że ta wiara naprawdę żyje i że osoby będące na mszy nie są tam przypadkiem lub "bo tak wypada". Najbardziej jednak uderzyło mnie to, ze podczas modlitwy powszechnej oni modlą się o biskupa (bo okazalo się, że go nie mają). I wtedy zdałam sobie sprawę, jak świeża, ale przy tym jak silna jest ich wiara, jak oni muszą wszystko robić od nowa. I jak my przy nich jesteśmy skostniali. I jak szczęśliwi możemy się czuć, ze mamy biskupów, na ktorych zresztą tyle osob narzeka...

Pozdrawiam serdecznie :)
triss

Prześlij komentarz