niedziela, 1 stycznia 2012

Dodatkowa nagroda

Dwa dni temu otrzymałem z Warszawy miłą przesyłkę od naszej czytelniczki Anny. W środku kilka pachnących nowością książek i list, w którym czytam...













Dwa dni temu otrzymałem z Warszawy miłą przesyłkę od naszej czytelniczki Anny. W środku kilka pachnących nowością książek i list, w którym czytam, że  jedna pozycja jest dla mnie (za co już teraz dziękuję) pozostałe mają być przesłane do autora zdjęcia numer 1 z konkursu o modlitwie.

Książki są dwie i wszystkie związane są z duchowością monastyczną. Jedna jest o pokoju i ładzie w życiu, a druga zawiera rozważania wybitnego Ojca Pustyni i Kościoła, Jana Kasjana. Trzecia pozycja dodana jest bonusem, i jest to "Księga Psalmów" przetłumaczona z greckiego przez biskupa Kazimierza Romaniuka.

Z tej małej książeczki umieszczam poniżej jeden z  ulubionych psalmów, który uważam za kwintesencje życia duchowego.



O Panie, moje serce wcale się nie wynosi,
nie patrzę z góry na innych.
Nie gonię za posiadaniem rzeczy,
które są dla mnie zbyt niezwykłe i wielkie.

Pozwalam mojej duszy trwać w spokoju i ciszy.
Jak małe dziecko u stóp matki,
tak we mnie przebywa ma dusza.
O Izraelu, zaufaj Panu,
Teraz i po wszystkie wieki wieków.
Psalm 131


Są rzeczy, które robi się dlatego, że powinny być zrobione. Autorowi gratuluję i proszę o maila z adresem, pod który ma być wysłana paczka.


***

Mam wrażenie, że w ostatnim czasie pociągają mnie jedynie dwie rzeczy: Bóg i samotność. Samotność jednak nie jako stygmat, ale jako dar.

Dramatyczne przekraczanie samotności może odbywać się w różny sposób: poprzez seks (nieustanna zmiana partnerów, coraz częściej z tym się spotykam) lub usilne szukanie nowych kontaktów. Udowadnianie wciąż swojej wartości może odbywać się poprzez pragnienie sławy, pragnienia bycia w centrum. Brak smsów w telefonie, milcząca skrzynka mailowa zamiast dawać wytchnienie, zaczyna jedynie pogłębiać poczucie wyobcowania.


Łapczywe szukanie szczęścia – to jego karykatura, zniekształcenie oryginału. Bez zgody na przestrzeń samotności, człowiek zawsze będzie dryfował na powierzchni.

Życie pełne, jest zgodą na brak

Nawet w najbardziej pobożnych wspólnotach  może wejść myślenie wyłącznie o samorealizacji, niczym w firmie. Kiedy się nie realizuję, mój szef nie spełnia wymogów, czuję się wówczas niezrozumiany i pojawia się chęć odejścia. Zatraca się aspekt ofiary, zanika zgoda na brak.

Nie każde świadomie wybrane odosobnienie jest budujące. Separowanie się wynikające z poczucia wyższości i chęci wyróżnienia się z pewnością twórcze nie jest.

Samotność przeżywana właściwie to odosobnienie. Prawdziwa samotność nie jest niechcianym osamotnieniem, powstałym w wyniku z zerwania więzi z innymi, lecz wyborem, by stanąć obok i oczami Boga zobaczyć więcej.

***
O samotności w wymiarze prospołecznym jeszcze będzie trochę wpisów. Jak tylko się uda, to w najbliższych dniach. Tymczasem uciekam na adorację zabierając do Pana Wasze intencje (@Jolaśko - nie trać nadziei, wspieram).





70 komentarzy:

Paoop pisze...

"Audiencja u Boga"?:)
http://www.youtube.com/watch?v=4z1ML35wcwA

Mikołaj pisze...

Ojcze, niesamowity wpis. Dałeś mi do zrozumienia jedną, niewątpliwie ważną rzecz:

"Kiedy się nie realizuję, (...) pojawia się chęć odejścia. Zatraca się aspekt ofiary, zanika zgoda na brak."

Dziękuję Ci bardzo za ten wpis, gdyż rozwiązałeś mój problem (przynajmniej teoretycznie, jak wyjdzie w praktyce zobaczymy).

Z pamięcią w modlitwie!

O_N_A pisze...

"Mam wrażenie, że w ostatnim czasie pociągają mnie jedynie dwie rzeczy: Bóg i samotność. Samotność jednak nie jako stygmat, ale jako dar." - mam podobne odczucia w ostatnim czasie. Mnie samotność jest potrzebna tak samo, jak jedzenie, spanie, picie. Bez niej nie umiem żyć. Bo w samotności staję z Bogiem przed Bogiem. Słucham Go i staram się patrzeć na siebie Jego oczami, staram się odkryć, jak On chce mnie poprowadzić.

Sylwestra spędziłam z Panem Jezusem, w Łagiewnikach. To był piękny czas. Modliłam się za Ojca.
"Gdy jestem z Tobą ziemia mnie nie cieszy" /Ps 73,25/

o. Krzysztof pisze...

Ja sobie myślę, że kto doświadczył żywego Boga, niczym biblijny Jakub, do końca będzie już chodził z przetrąconym biodrem. Módlmy się więc o ten obiecany koniec świata.

nashim pisze...

to z pogrzebu Badeniego?

Mati pisze...

Hihi ja też byłam w Łagiewnikach. Trzy godziny z iPodem w uszach trawersem przez słoneczny las. Było cudnie, choć parę osób stwierdziło, że oszalałam. Z życzeniami wszystkiego najlepszego w Nowym Roku dla wszystkich. Świetny pomysł z tymi książkami.

nashim pisze...

@o.Krzysztof
a jak się Ojcze praktycznie daje praktykować samotność żyjąc we wspólnocie?

Anonimowy pisze...

a ja powiem wprost, że boję się samotności... najbardziej mnie przeraża taka ludzka samotność, kiedy nie ma obok nikogo bliskiego... i w takich zwyczajnych sytuacjach kiedy nie ma do kogo obrócić się i szepnąć "popatrz jak tu pięknie"...i w takich kiedy źle się czuję, i nawet nie ma kto mnie podwieźć do lekarza... i mimo, że wiara w to, że Bóg nade mną czuwa gdzieś tam się tli, to i tak zagłusza ją myśl, że nie zawsze może mi On pomóc w taki sposób w jaki bym tego potrzebowała :/

TomWaits pisze...

Nashim: myślę, że mieszkając w klasztorze też można czuć się samotnym - tak mówił mi znajomy zakonnik. To tak samo jak żyjąc w rodzinie czy będąc otoczonym ludźmi.

Anonimowy pisze...

Ks.Twardowski:
"Samotność

Nie proszę o tę samotność najprostszą
pierwszą z brzega
kiedy zostaję sam jeden jak palec
kiedy nie mam do kogo ust otworzyć
nawet strzyżyk cichnie choć mógłby mi ćwierkać
przynajmniej jak pół wróbla
kiedy żaden pociąg pośpieszny nie spieszy się do mnie
zegar przystanął żeby przy mnie nie chodzić
od zachodu słońca cienie coraz dłuższe
nie proszę Cię o tę trudniejszą
kiedy przeciskam się przez tłum
i znowu jestem pojedynczy
pośród wszystkich najdalszych bliskich
proszę Ciebie o tę prawdziwą
kiedy Ty mówisz przeze mnie
a mnie nie ma"

pozdrawiam noworocznie!:)
D.

nashim pisze...

@TomWaits
ale czuć się samotnym, a praktykować samotność to dwie różne rzeczy..

o. Krzysztof pisze...

@cicicada: potrzebujemy ludzi, jednak oni nie wypełnią nas do końca. Jeśli ktoś łudzi się, że drugi człowiek będzie plastrem na zranienia, trudne doświadczenia z przeszłości to szykuje sobie niezłe rozczarowanie.

Samotność powinna być wyborem, jeśli nie jest zaakceptowana zaczyna niszczyć.

O_N_A pisze...

Gdzieś Ojciec o tym przetrąconym biodrze Jakuba mówił chyba. W którejś konferencji, czy na rekolekcjach jakichś, którego nagrania słuchałam. I nie wiem, czy rozumiem, o co z tym chodzi - tak wtedy się zastanawiałam i teraz też.
To znak, który Pan Bóg w nas, na nas, nam zostawia, gdy pozwala nam się z Nim spotkać? Znak, ktory nie pozwoli nam o Bogu, Jego mocy i spotkaniu z Nim zapomnieć?

TomWaits pisze...

Myślisz, że w klasztorach ludzie nie czują się samotni?

nashim pisze...

@TW
Ależ oczywiście, ale nie jestem pewna czy o to ojcu K chodziło. Ja się tylko zastanawiam w jaki sposób da się praktykować tą samotność z wyboru, jeśli się żyje we wspólnocie (albo małżeństwie)
@o.K
a co jeśli samotność nie jest wyborem i ciąży?"nakłonić się" żeby była?

o. Krzysztof pisze...

ONA: widzisz, mam wrażenie, że jestem monotematyczny. Chodzi oczywiście o poczucie braku, które jedynie On może wypełnić.

ps. ale macie tempo wpisów!

o. Krzysztof pisze...

Nashim: zgadzam się z TomemWaitsem - mieszkanie we wspólnocie nie oznacza, że człowiek nie czuje się samotnym.

A co do pytania drugiego: jeśli z czymś usilnie walczymy i nie możemy tego zmienić, to może lepiej pokochać?

nashim pisze...

@o.K
1. ale poczucie osamotnienia i samotność z wyboru to chyba dwie różne rzeczy. A mnie chodzi o to, czy da się jakoś praktykować samotność z wyboru, jeśli się żyje we wspólnocie?
2. super

O_N_A pisze...

Nashim: a może da się ja praktykować "uciekając" od czasu do czasu na adorację, aby choć przez chwilę pobyć w samotności?
Ja tak robię. Nie mam zbyt dużo możliwości samotności: akademik, uczelnia, mieszkanie w bloku. Jedyną mozliwością samotności jest ucieczka do kościoła. Ostatnio także na cmentarz.

o. Krzysztof pisze...

1. Uważam, że tak. Życie wspólne niesie w sobie także wymiar samotności. Można to przeżywać jako dar i to będzie rzecz bardzo cenna i twórcza, albo próbować zagłuszyć, co niesie frustrację i zgorzchnienie.

To tematy lawiny...

O_N_A pisze...

@o.Krzysztof: Ja dla mnie, to może Ojciec wciąż mówić o tym samym. W końcu i tak wszystko, co Ojciec mówi, czy pisze, sprowadza się do jednego - do Pana Boga. :)

Jakuba i jego biodra nadal nie rozumiem.

O_N_A pisze...

Ale nashim chyba pyta o to, JAK praktykować tę samotność we wspólnocie (w tym wypadku zakonnej)

Zuza pisze...

Mam często podobne odczucia co @cicicada i zgodzę się z @nashim, bo nie każde osamotnienie czy poczucie bycia samotnym jest wyborem - naszym i świadomym. Mogę pokochać, oswoić to, co wybieram z dużo większą łatwością niż to, co zostaje mi narzucone. A taka samotność, o której pisze @cicicada, jest często trochę poza wolą człowieka i wynikać może z przyczyn wcale od niego niezależnych. I oczywiście możemy mówić o pustce, którą On wypełni, ale to jest wyższa szkoła jazdy, bo gdyby wiara nasza była jak gorczycy ziarnko...Tymczasem tak po ludzku, człowiek w poczuciu porażki, w chorobie, w zwykłym smutku dnia codziennego, nie mając obok żywej, namacalnej istoty, do której może się odezwać, która może ją przytulić, wesprzeć, pocieszyć, staje się bezbronny, zalękniony, zagubiony... I pewnie Ojciec ma rację, że złudnym może być twierdzenie, że drugi człowiek jest lekiem na całe zło i plasterkiem leczącym rany, ale z drugiej strony, gdybyśmy założyli, że z pewnością nie jest, musielibyśmy zerwać wszystkie przyjaźnie lub zlikwidować instytucję małżeństwa, bo kimże ma być dla mnie ta druga osoba, ponadto to, że obiektem mojej dozgonnej miłości? Wsparciem, pocieszeniem, podporą, lekiem...

o. Krzysztof pisze...

@ONA: Jakub walczył z Bogiem, po tej walce wyszedł z przetrąconym biodrem. Miał poczucie braku, bo kulał na jedną nogę. Stąd nasunęła mi się analogia z doświadczeniem Chrystusa. Jeśli człowiek doświadczy Jego miłości, to wciąż ma wrażenie, że nic do końca na tym świecie zaspokoić go nie może. Tęskni za pełnią tego doświadczenia. Kuleje więc jak biblijny Jakub. To moja prywatna egzegeza tego fragmentu.

O_N_A pisze...

@o.Krzysztof: już jest jaśniej, dziękuję za wytłumaczenie :)

@Zuza: ludzie obok są potrzebni i dobrze ich mieć. Ale trzeba pamiętać, że ci ludzie nie pomogą nam we wszystkich naszych problemach.

Kornelia pisze...

Warto napisać jeszcze o jednym rodzaju samotności z wyboru. Wybór kariery, pracy...wtedy człowiek świadomie nie poświęca czasu na relację z innymi, "oszczędza" przez to czas. I to też jest samotność z własnego wyboru...

o. Krzysztof pisze...

@Zuza: Ostatnio rozmawiałem z zaprzyjaźnionym małżeństwem wspominali, że mimo iż są razem, często czują się samotni. Mimo, iż bardzo się kochają i nigdy nie zmieniliby decyzji o ślubie, ich wypowiedź uważam za bardzo szczerą i uczciwą. Bez drugiego człowieka nie da się praktykować miłości, masz rację, ale warto mieć świadomość, że nawet najbliższa osoba nie zaspokoi wszystkich naszych potrzeb i pragnień. Wciąż chcemy więcej i więcej, mając poczucie niedosytu. I dzięki Bogu.

Wojtek pisze...

Wniosek: żyjemy z ludźmi, a jesteśmy samotni?

nashim pisze...

@o.K
a co z tym zdęciem?

nashim pisze...

tak się jeszcze zastanawiam nad samotnością (poza głównym nurtem dyskusji, bo ostatnio spotykam wielu facetów, którzy bez przerwy o niej mówią, czy to nie jest jakaś przypadłość płci?

Anonimowy pisze...

@Kornelia: niby tak, ale są też tacy pracodawcy, którzy wywołują taką presję, że człowiek pracuje praktycznie 24 godz na dobę i naprawdę chciałby poświęcić czas innym...ale zwyczajnie go nie ma... a znalezienie innej - normalnej pracy też nie jest łatwe, bo... nie ma czasu chodzić na rozmowy...i takim sposobem koło się zamyka:]

Zuza pisze...

@Krzysztof: Słusznie. I słusznie dzięki Bogu, bo takie doświadczanie samotności w małżeństwie czy relacjach przyjacielskich, daje nam szansę po prostu za sobą zatęsknić i niejako nawo się odnajdywać. Chciałam bardziej zaznaczyć, że warto też na pewne kwestie spojrzeć tak po ludzku, ze zrozumieniem, że kiedy ktoś mówi, że mu źle, bo jest sam, to jest mu źle, bo jest sam. I już. I to, co po ludzku będzie w danym momencie silniejsze niż to, co "ponad tym". Wtedy może nie być nawet siły na modlitwę, choć rozum będzie podpowiadał, że przecież Pan Bóg nie zostawi, pomoże, wesprze...Czasem człowiek już nie ma siły modlić się kolejny raz o to samo...tak po ludzku się buntuje, nawet przeciw Panu Bogu. I tak po ludzku zaczyna się bać, że zostanie z tym wszystkim sam, bo ani odpowiedzi na modlitwę ani ukojenia bólu... I wtedy nie potrzeba "dowodów doktoratów tez", wystarczy przytaknąć ze zrozumieniem, że tak po ludzku...

To jest strasznie trudne, taka walka ze sobą, swoimi słabościami, pragnieniami, lękami... A jednocześnie walka o wiarę, nadzieję, zaufanie...siłę i cierpliwość w czekaniu..

o. Krzysztof pisze...

Świetny film „Into the wild” opowiada o młodym człowieku, który zostawił dotychczasowe życie i samotnie zamieszkał na Alasce. Szybko jednak okazało się że takie życie kosztuje. Znaleziono go martwego z kartką: "Życie ma sens, gdy mamy się z kim podzielić swoim szczęściem".

Nikomu samotności nie życzę, odrzucenie ludzi jest manicheizmem. Nie mamy żyć we frustrującej pogoni za aniołami, lecz być w stu procentach ludźmi. A to oznacza także potrzebę bliskości.

Dobranoc :)

Kasia Sz. pisze...

Zgadzam się z Zuzą. Już mam dość tego sztucznego przekonywaniu, że samotność jest darem. I dorabiania do tego filozofii. Albo radzenia, żeby to pokochał. To tak jakby kazać komuś pokochać ból zęba. I te opowieści jak to dobre małżeństwa odczuwają samotność. Ale nie odczuwają tej bolesnej samotności i tyle.

Zuza pisze...

@Krzysztof: Dziękuję!:)

Zuza pisze...

@Kasia Sz.: Nie do końca w takiej atmosferze miał być mój wpis...aczkolwiek ważne jest, żeby spojrzeć na pewne problemy z innej strony, nie tylko duchowej. Człowiek to CUD - ciało! umysł! duch! A na domiar wszystkiego żyje jeszcze wśród ludzi, więc dochodzi nam aspekt społeczny. Dlatego warto popatrzeć na niego wielowymiarowo, a nie tylko z jednej płaszczyzny. Dlatego cieszę się z ostatniego wpisu Autora:). Ale i Tobie nie odmówię słuszności... Z Panem Bogiem!

Dobrej nocy!

marcin pisze...

a mnie zastanawia czy są tu same osoby samotne? Może jakaś para lub małżeństwo zabrałoby głos?

Tomek pisze...

Głos w sprawie samotności: Księga Rodzaju, rozdz. 2 wers 18: " Potem Pan Bóg rzekł: Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam, uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc".

To ględzenie kwituje tak: jestesmy ludzmi, ktorzy rodza sie w wyniku nie samotnosci, ale obcowania dwojga, dalej: nasze człowieczeństwo wynika z bycia z ludźmi. Nasze życie dostarcza wystarczających chwil samotności. Jakakolwiek sztucznie wywoływana samotność jest moim zdaniem chora i nie jest zgodna z zamysłem Boga. Czy samotność to nie jest czasami zwyczajny egoizm?
pozdrawiam
tomek

rita pisze...

Myślę, że jakość naszego życia w wielkim stopniu zależy od tego jak zagospodarujemy swoją samotność. Myślę, że samotność jest nam zadana i dobrze jest się z nią zaprzyjaźnić. Często patrząc na kogoś cierpiącego z powodu samotności odnoszę wrażenie, że nie zrozumiał tego, nie odrobił ważnej życiowej lekcji.
Zauważyłam, że osoby narzekające na samotność mają czesto pretensję do wszystkich wokół. Jakoś mnie to boli. Nie mówiąc już o tym, że przecież nigdy nie jesteśmy sami, tylko czasami tak nam się wydaje.

Anonimowy pisze...

Polecam tekst, ktory nie traktuje o samotnosci:

http://dominikanie.pl/polecamy_x/polecamy/news_id,3148,ocen.html#head

Anonimowy pisze...

Czy mozna byc samotnym zyjac w grupie? we wspolnocie?
Oczywiscie ze mozna. Osoby przebywajace czasowo lub na stale za granicami swego kraja w gruncie rzeczy sa samotne. Mam to samo. Nie jest to tak do konca samotnosc ale poczucie odosobnienia,bycia w grupie ale jednak poza nia. znajomosci latwo sie nawiazuje ale trudno majac dziesci lat poznac nowych przyjaciol,to sa raczej znajomi. Ze znajomymi o wszystkim nie mozna rozmawiac ,zwlaszcza gdy maja inna mentalnosc i sa nam czesto kulturowo obcy.
Czy z taka samotnoscia mozna sie zaprzyjaznic? Mozna ja oswoic. I polubic.

Kasia Sz. pisze...

@Zuza
Ja mam inne zdanie, ale już nie chcę być czytelniczką tych wszystkich blogów. I ich teorii.

Paoop pisze...

Wczorajsza burza wpisów chyba zbanalizowała samotność o której Ojciec pisał. Albo mi się tak tylko wydaje.....

Dobrego dnia:)

Marta pisze...

"Gdzie są ludzie? - zaczął znowu Mały Książę - Czuję się trochę osamotniony w pustyni...
- Wśród ludzi jest się także samotnym - rzekła żmija."
Może to śmieszne, ale lubię tą książkę, i zrozumiałam z niej wiele dopiero jako dorosła osoba.
Chyba każdy potrzebuje samotności, takiego sam na sam ze sobą, czy z Bogiem, ale ja mam w głowie jakby i moje, słowa Koheleta: lepiej jest dwom niż jednemu (...) bo gdy upadną jeden podniesie drugiego (...) gdy dwóch śpi razem nawzajem się grzeją itd.
Nawet porozmawiać o problemie można gdy jest ten drugi. Niestety nie każdy ma tego drugiego.
A jak pokochać coś (samotność) kiedy się tego czegoś nienawidzi i nie można się z tym pogodzić od wielu lat? Kiedy Bóg nie jest lekarstwem, a staje się wrogiem, bo przecież wszystko może, a nie pomaga. Jasne można się rozejrzeć wokół, jak ktoś napisał nigdy nie jesteśmy sami, ale jeśli szuka się czegoś konkretnego to tęsknota za tym wcześniej czy później wyjdzie. Nie można jej zagłuszyć czymś innym. Przynajmniej ja nie mogę.
Wszystkim samotnym i w parach, szczęśliwym i nieszczęśliwym, tym którzy samotność lubią i tym, którzy jej nienawidzą: Szczęśliwego Nowego Roku!!! - czymkolwiek to szczęście dla Was będzie.

nul(ka) pisze...

Nic nie jest w stanie zbanalizować samotności.
@Tomek odnośnie "Nasze życie dostarcza wystarczających chwil samotności. " rrany....
Jakbyś tak miał szansę na bycie samotnym przez kilka dni w roku albo raz na parę lat to byś tak nie mówił. Ale to pewno młodość..

nul(ka) pisze...

Marzeniem się podzielę jeśli pozwolicie
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/spotkac_siebie.html

co prawda doszłyby wyprawy gdzieś do kościoła bo ja sobie w przeciwieństwie do o.Przemysława Mszy nie odprawię.
Pomarzyć o poranku to jest dobra rzecz.

Paoop pisze...

@nul(ka) dzięki za link:) Co do mojego wpisu...
...banalizacja samotności spowodowana brakiem dostrzegania jej sensu, zmianie punktu odniesienia na niższy, co nie znaczy, że nieistotny.

"Miłość jest przede wszystkim zasłuchaniem w ciszy (...)" (to także Antoine de Saint-Exupéry:))

Majkel pisze...

samotność jeśli nie jest wyborem niszczy.
@kasia sz: może zamiast uciekać napisz swoje zdanie?

Anonimowy pisze...

no faktycznie chyba "trochę" odbiegliśmy od samotności, która była przedmiotem blogowej notki:]
btw. zgadzam się z Zuzą w 100% i jasne, że człowiek nie wypełni w pełni samotności, którą może wypełnić tylko Bóg, ale (może jestem człowiekiem małej wiary) jakoś nie do końca jestem przekonana, że Bóg może wypełnić samotność spowodowaną brakiem bliskiej osoby.

kajak pisze...

Zanim, ja napiszę swoje :-). W którym wystąpi-nastąpi zbanalizowanie przez kajakowanie.
Od razu mówię, że kochać go nie trzeba. Ale i nienawidzić po co?
Odprawiać sobie? Mam nadzieję, że nie.
Bóg lekarstwem? Jak wyżej.
Bóg wrogiem? A jak wróg, to i walka. A jak walka, to jak wyżej.
Pokochać? Samotność, chorobę, cierpienie... Jak wyżej. To znaczy, beze mnie proszę i nie do mnie z takimi radami.
Jeśli już ktokolwiek-cokolwiek oprócz kajaka, to jestem pacyfista, nie dolorysta. Żyć z tym wystarczy, i bywa, że wystarczy aż nadto. Przy czym uważałbym na te trzy, bo one potrafią zająć całe miejsce, które można przeznaczyć na coś innego, na kogoś, na Kogoś, na wszystko w ogóle. Więc nie pokochać, uważam. Nie mogą stać się treścią życia. Są jego częścią.
Zwykły egoizm. Zwykła samotność. Jak wyżej.
A gdy dwóch śpi razem, to czasami obu ciasno i właściwie nic więcej (ale patrz "Noby Dick").
Człowiek plasterkiem. Hmmmm. Może ważne, plasterkiem czego?

kajak pisze...

Dick Moby, nie Noby. Oczywiście.

nul(ka) pisze...

@Paoop ok. teraz rozumiem.
@cicicada - "nie do końca jestem przekonana, że Bóg może wypełnić samotność spowodowaną brakiem bliskiej osoby" może to niewiele da ale,owszem może, i tylko On może. Jasne ,że zostają problemy, że kto mi pomoże,że ze wszystkim jest się samemu bo inni obok mają swoje sprawy, swoje problemy. Zanim, coś tam, też mi się wydawało że to abstrakcja kompletna.

Kasia Sz. pisze...

MAJKIEL - już napisałam swoje zdanie w jednym z postów. Nie zgadzam się z tym, że samotność jest darem w życiu człowieka. Niestety, nie mam czasu na rozwijanie tej myśli.

Majkel pisze...

Kasia Sz: W takim razie wszyscy pustelnicy i mnisi są przez Boga prześladowani. Sądzę jednak, że mówisz o samotności osoby niekonsekrowanej, więc tu zgoda. Dobrego dnia!

Kornelia... pisze...

Wracam do mojego poprzedniego postu.
Pomijając mnichów i pustelników, osoba konsekrowana nie jest do końca samotna w sensie ludzkim. Spójrzmy chociażby na mężczyznę czy kobiętę, którzy zdecydowali sie na zamieszkanie w klasztorze. Nawet jakby bardzo chcieli nie unikną spotkania ze swoimi współbraćmi, współsiostrami, z którymi mieszkają pod jednym dachem. Nawet jeśli nie ma miedzy Nimi zażyłych więzi, to "jakiś kontakt" jest. A osoba, która jest sama z wyboru- praca, dobre studia, samorealizacja, itp. wraca do pustego mieszkania i nie ma do kogo sie odezwać, nie ma z kim sie napić herbaty, nie ma z kim się pomodlić. Piszę to dlatego, aby zwrócić uwagę na to, że w dzisiejszych czasach coraz częściej ludzie decydują się na bycie samemu po to, aby móc jak najwięcej energii skoncentrować na swoim rozwoju.

ethome pisze...

Myślę, że z samotnością po trosze jest jak z cierpieniem. Może ubogacać, pomóc się rozwinąć, dojrzeć, ale także ściągnąć w dół...Gdzie leży siła wyboru? Osobiście wydaje mi się, że jedno spojrzenie tu po prostu nie wystarczy. Dar i przekleństwo? Zależy,gdzie jesteśmy...W moim życiu było już i jednym i drugim. Czy da się więc mówić o tym jednoznacznie? Nie wiem...

nashim pisze...

Może to rzeczywiście zależy z tą samotnością od człowieka, mam wrażenie, że każdy z nas mówi chyba trochę o czym innym.
Ja mam chyba dwojakie poczucie samotności, z jednej strony czasami czuję się osamotniona, raczej nie walcze z tym i ogólnie akceptuję, ale wiem, że "pełnia" życia ziemskiego dla mnie w niej nie leży. A czasami mam poczucie samotności/pustki egzystencjalnej i wiem, że żaden człowiek nie byłby w stanie jej zapełnić.

Zuza pisze...

Myślę, że nie odbiegliśmy od tematu. Ojciec mówi o samotności, a ta ma wiele aspektów, jak widać, ujawniają się jej niezliczone oblicza. Nie da się podać jednej definicji samotności, spojrzenie na jej obecność to subiektywna ocena - i takowe ciągle we wpisach się pojawiają. To dobrze, że dyskusja porusza rożne wymiary tego pojęcia, a nie skupia się tylko na jednym z wielu, które poruszył Ojciec. A tym samym uruchomił lawinę myśli, które z każdym wpisem rozjaśniają pojęcie samotności, poszerzając jej zakres. Każdy ma rację, chociażby swoją, ważne, że blogowicze mówią o swoich przeżyciach, doświadczaniach czy obserwacjach samotności. Dla jednych dar, dla innych krzyż. Dokładnie tak, jak pisze @ethome - jak z cierpieniem. Dołóżmy do tego kryzysy - albo nas pogrążą albo prowadzić będą ku rozwojowi. To od nas zależy, co z tym zrobimy. I to się nazywa wybór. Ale czasem, żeby dokonać wyboru, żeby uruchomić rozsądek, trzeba uporać się z emocjami. Trzeba sobie usiąść, ponarzekać, przeczekać, dać sobie szansę na wypłakanie się, bo emocje to też część nas. I wtedy niech po prostu ktoś zrozumie, że to ten czas, że moralizowanie, tłumaczenie, udowadnianie - to za chwilkę. Na tym też polega taka mądrość pomocy - być z kimś milcząc. Po prostu. Dać mu czas i nie mówić nic...

Marta pisze...

"Być z kimś milcząc". Właśnie chodzi o to "z kimś". Jeśli jest taki ktoś, to nie jesteśmy samotni. Wypłakać się, wyrzucić emocje, dać sobie czas, milczeć, tak, a potem wystarczy tak bardzo mocno przytulić się do "kogoś" i poczuć, że jest. Tylko to, że jest obok. Przynajmniej ja to tak odbieram i moja samotność polega na tym, że takiej osoby nie mam.

aurin pisze...

Czytając wpis, spodobały mi się dwa zdania. "są rzeczy, które robi się dlatego, że powinny być zrobione" i "Życie pełne jest zgodą na brak". I podpasowała mi piosenka W. Młynarskiego "róbmy swoje"
http://w849.wrzuta.pl/audio/9X94gamVVVj/wojciech_mlynarski_-_robmy_swoje_95

Co do samotności, to z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że przez wiele lat "biegałam" za kimś kto chciałby mnie pokochać. Gdy się pojawił, czułam że to nie to i odeszłam. Później zaakceptowałam to, że jestem sama i być może tak już zostanie. Choć tęsknota wciąż była, ale już nie zabiegałam. Stwierdziłam, że jeśli coś "jest w planie" to się zdarzy. Nic na siłę. Żyłam... I sie stało sie :) naturalnie, bez "spinki", na luzie. W 30 roku życia /więc trochę czekałam/ A było warto. Samotność (oddalenie) i w związku jest potrzebna. To takie bycie z samym sobą /i z Panem Bogiem - jeśli łaska wiary jest/. Dobrze jest jednak mieć do kogo wracać, bo jak Marta napisała cytując Koheleta "lepiej jest dwóm, niż jednemu...
Wpisów cała masa, z wieloma się zgadzam i wiele rozumiem. Samotność niejedno ma imię...

Zuza pisze...

@aurin: I o tym czasie "spinki" właśnie pisałam. To jest w tym wszystkim najtrudniejsze do przebrnięcia nawet, jeśli się wie, ba, jest się przekonanym, że trzeba odpuścić, że przyjdzie czas odpowiedni, że to co jest akurat dane, może być tym darem...etc. Ale....ale serce swoje musi wycierpieć, wypłakać, wyżalić się. Aż przyjdzie moment harmonii i równowaga zmysłów. I wtedy brak ma szansę się wypełnić...Oswojony, zgodzi się wpuścić tam kogoś jeszcze...

Ksiądz Twardowski w jednym ze swoich wierszy napisał:
(...)
Kto miłości nie znalazł już jej nie odnajdzie,
Kto na nią wciąż czeka nikogo nie kocha,
spróbuj nie chcieć jej wcale - wtedy przyjdzie sama.
(...)

Może coś w tym jest...

Kornelia pisze...

to jeszcze raz Twardowski. Świetny wiersz, mam nadzieję, że Was też urzeka;-)))
"Głodomór"
samotny jesteś
bo człowiek kochany
nawet najbardziej
to jeszcze za mało

śmierć chroni samotnych
bo oddaje Bogu
chudego głodomora
duszę twą i ciało

seszelka pisze...

Dla mnie samotność jest pełna sprzeczności.. Czasami ją lubię, a nawet mi jej brakuje - to taka samotność, w kórej czas i to co w nim zrobię jest tylko mój. Czasami jej naprawdę nienawidzę. Wtedy, kiedy mimo iż obok są przyjaciele i wiem, że mogę do nich zadzwonić (a tak naprawdę do jednego) - to tak naprawdę mam poczucie, że jestem sama ze swoim smutkiem, zmartwieniem, bólem. Ich obecność i słowo owszem koi, ale tylko doraźnie. Gdy pustka samotności staje się nie do zniesienia wiem, że i tak tylko Bóg jest w stanie ją zapełnić. Kiedyś ktoś mi powiedział - Bóg jest Gospodarzem twojej samotności.
Słowa pozostają jednak słowami - a ja starsznie się boję samotności. Wiecie jak to jest kiedy wraca się do Domu pełnego ludzi a tak naprawdę nie ma tak nikogo?

Jolaśka pisze...

Ze swoją samotnością każdy musi poradzić sobie sam, czy to wśród ludzi czy na pustyni. Tak samo z bólem, pustką, bezsilnością...
Pomaga gdy są ludzie, którzy wspierają i są przy Tobie.
Ale
to Twoja samotność i tylko Ty możesz do niej dopóścić Boga który daje nadziję, ukojenie...
Nawet jak brakuje słów modlitwy

nashim pisze...

jeszcze mi się taka modlitwa przypomniała (niestety jest po angielsku):

"A Prayer For Those Who Live Alone"

I live alone, Dear Lord.Stay by my side.
In all my daily needs,be Thou my guide.
Grant me good health,for that, indeed, I pray
To carry on my work from day to day.
Keep pure my mind,my thoughts, my every deed,
Let me be kind, unselfish,in my neighbor's need.
If sickness or an accident befall,
then humbly, Lord, I pray,hear Thou my call.
And when I'm feeling low or in despair,
Lift up my heart and help me in my prayer.
I live alone, Dear Lord, yet have no fear,
Because I feel Your presence ever near.Amen

Aleks pisze...

Henri Nouwen w swojej książce "Przekroczyć siebie" opisuje 3 ruchy życia duchowego - pierwszy to przejście od osamotnienia do samotności, potem od wrogości do gościnności i od złudzenia do modlitwy. Samotność jest potrzebna, nawet jeśli boli, bo jest początkiem czegoś...

patka pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
patka pisze...

"Jakub walczył z Bogiem, po tej walce wyszedł z przetrąconym biodrem. Miał poczucie braku, bo kulał na jedną nogę. Stąd nasunęła mi się analogia z doświadczeniem Chrystusa. Jeśli człowiek doświadczy Jego miłości, to wciąż ma wrażenie, że nic do końca na tym świecie zaspokoić go nie może. Tęskni za pełnią tego doświadczenia. Kuleje więc jak biblijny Jakub. To moja prywatna egzegeza tego fragmentu."- dzięki Ojcze. Nigdy tak nie przeczytałam tego fragmentu,a często właśnie tak się czuję- he...no niezłe. Podoba mi się. A co do samotności...zawsze od niej uciekałam. Dziś wiem, że to w niej rodzi się umiejętność życia we wspólnocie. Z niej rodzi się miłość do człowieka. Nie da się kochać drugiego ani samego siebie póki w ciszy i sam na sam z Bogiem nie usłyszy się o tej MIŁOŚCi. Jeśli nie usłyszę: "umiłowałem Cię miłością odwieczną i ukształtowałem. Jesteś drogi w moich oczach" i choć odrobinę nie uwierzę, że On mówi to o mnie i o Tobie, który obok mnie stoisz, nie mam szans na dobrą samotność i dobre życie we wspólnocie. Po 25 latach mieszkania z 3 rodzeństwa w jednym pokoju w domu, przeprowadziłam się do własnego pokoju...nie mogłam znieść samotności. Nienawidziłam jej. Dziś, po 2 latach walki z tym i uczeniu się miłości do tego, co Pan w samotności odkrywał we mnie i wciąż to robi, wracam do tego pokoju z tęsknotą za byciem z Bogiem sam na sam i wychodzę z niego z tęsknotą za Bogiem w drugim człowieku. I wiem, że to dopiero początek...Pozdrawiam Noworocznie z Krakowa. Dziękuję za cudny wpis i wasze komentarze.
P.S. Dobrze jest mieć jednak kogoś, z kim człowiek dzieli się doświadczeniem samotności, spotkaniem z Bogiem – kierownika, spowiednika, przyjaciela. Inaczej można szybko i czasem nieświadomie uciekać w wiry życia i tak do końca. I usprawiedliwiać się pracą, obowiązkami, zmęczeniem, studiami. No NIE! Jak to mówi o. Adam Szustak: „jeśli praca czy studia przeszkadzają Ci w spotkaniu z NIM, to je rzuć" ”.Niektórzy pomyślą, że to naiwne w dzisiejszych czasach, a ja myślę, że bardzo prawdziwe.
Bardzo lubię przeliczenia o. Aleksandra Kozy. Mówi tak” Doba ma 1440 minut. Podaruj Bogu 1% dziennie, to jest 15 minut” ( dokładnie 14,4 min – to tak ode mnie- matematyczki:p)
Podaruj sobie 1% prawdziwej samotności dziennie. Bo samotność to naprawdę prezent od Boga. Jego dar.

Anonimowy pisze...

Jestem po bolesnym rozstaniu, niestety nie z mojej strony, nigdy nie czulam sie taka samotna jak teraz. To juz ponad rok, ale nie umiem pogodzić z tym co się stało. Chcę żyć dla kogoś, samotność mnie przeraża. Moje rozstanie to długa historia i bardzo skomplikowana, ale walczę, bo miłość jest najważniejsza, walczę o zagubionego partnera, gdyż spedzilam z Nim 1/3 swojego życia.

Anonimowy pisze...

Ja tu z krótką bajką( Anonimowa - przepraszam że po Twoim bólu włażę ze swoją sprawą i też anonimowo) O niknących avatarach. Że czasem chodzi tylko o piękno. Bo błąkam się po ziemi tyle lat co Izrael i nie w głowie mi żeby kogoś do wędrówki zapraszać. Mam jednoosobowy namiot. Z jednym rodzajem wędruję monet, bo to najlepsza na świecie waluta - modlitwa. Dlatego tylko tego potrzebuję. I jeśli wybiegam myślą nie tylko naprzód ale w złym kierunku, to cóż bardziej chrześcijańskiego niż wybaczyć?

Prześlij komentarz