czwartek, 9 lutego 2012

Świat, w którym nas nie ma

Biblia nie wspomina o tym, że powinniśmy posiadać wiarę w siebie. Pismo Święte nie mówi nawet, że powinniśmy wierzyć w Boga...













Lodowate, mroźne powietrze przecina mi twarz, jest wczesny ranek, nocne latarnie jeszcze nie zostały zgaszone. Długimi ulicami zmierzam do sióstr Misjonarek Miłości odprawić wspólnie poranną Mszę Świętą. Dzwonek do drzwi, młoda siostra, która właśnie przyjechała z Filipin uśmiecha się na powitanie.

Przed kaplicą w domu zakonnym zauważam na ścianie duży napis w języku angielskim: „Nasza wspólnota w niebie”, poniżej lista z imionami zmarłych sióstr z całego świata.

Drobne, małe akcenty, a przypominają o tym co istotne. Każda z tych osób ma swoją świętą historię. Gdyby kogoś zabrakło świat już nie byłby taki sam.

Słyszałem o filmie, w którym życie głównego bohatera znajdowało się w ślepym zaułku. Niestety, nie pamiętam tytułu. On sam był na krawędzi samobójstwa. Nagle przyszedł mu na ratunek anioł pod postacią miłego staruszka. Mężczyzna pragnie, aby było tak jakby nigdy się nie urodził i anioł spełnia na jakiś czas jego życzenie.

Okazuje się, że świat, na który nigdy nie przyszedł , jest z tego powodu o wiele gorszy. We wszechświecie istniało specjalne miejsce, które tylko on mógł wypełnić.

Dla Boga każde życie ma sens. Najbardziej sponiewierany i bezsilny człowiek powinien nabrać otuchy na myśl o tym, że ma do spełnienia pewne zadanie, będące częścią Bożego planu. Nawet jeśli tylko Bogu wiadomo, na czym ono polega. Nie wszystko rozumiemy teraz.


Choćby zapomniała o Tobie matka,
Ja nie zapomnę. Wyryłem Cię na obu dłoniach.

Iz 49, 16


Istnieje rodzaj miłości własnej polegający na wmawianiu sobie: „Twoje życie ma sens, ponieważ mówisz, że tak właśnie jest”. To jednak nie działa. Człowiek potrzebuje czegoś więcej niż tylko zapewnienia ze swojej strony. Nie chce słyszeć, że jest tylko kimś inteligentnym i wspaniałym: chce się przekonać, że jego życie ma sens.

Kłopot z poczuciem własnej wartości jako formy „samopomocy” polega na sugerowaniu, że w rzeczywistości stoimy ponad porządkiem rzeczy. Oznacza to, że jesteśmy swoim własnym tworem, nie zaś częścią stworzenia. Pewna książka pretendująca do literatury psychologicznej podaje:

Praktykowanie miłości własnej pozwoli ci tak bardzo uwierzyć w siebie, że aby stać się kimś wartościowym, nie będziesz potrzebował czyjejkolwiek miłości lub pochwał.

Niestety, to bardziej opis Boga niż człowieka. To Bóg jest niezależny od kogokolwiek. Każdy człowiek potrzebuje miłości od innych.

Obsesja na punkcie samego siebie zabija spontaniczność i wolność. Taki rodzaj miłości własnej może pchać do arogancji i samouwielbienia.



Szczęście nie może być znalezione bez modlitwy. (Matka Teresa)


Nie ma nic bardziej odległego od przesłania Ewangelii niż opinia, iż sami określamy ile jesteśmy warci. Największy gniew naszego Pana skierowany był nie przeciwko grzesznikom lecz przeciwko tym, którzy przekonani byli o swojej wyjątkowej wartości. Jezus nigdy nie domagał się od swych uczniów wiary we własne siły, lecz tylko wiary w Niego.


W Biblii w ogóle nie wspomina się o tym, że powinniśmy posiadać wiarę w siebie. Pismo Święte nie mówi nawet, że powinniśmy wierzyć w Boga. My mamy wierzyć Bogu.


Świat nie byłby taki sam gdyby kogokolwiek z nas tutaj zabrakło. Nie wiemy skąd niezawinione cierpienie? Dlaczego złe rzeczy spotykają dobrych ludzi? Może właśnie taka ofiara ma dla Niego największą wartość? Może to wszystko, czego tak dramatycznie teraz nie rozumiemy, w jakiś przedziwny, i tajemniczy sposób przyczyna się do zbawiania świata, a przede wszystkim nas samych?

Kiedyś zrozumiemy tego sens.


„Jesteś najlepszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała” 
Rocky Balboa i dialog ojca z synem.






111 komentarzy:

Anonimowy pisze...

no myślę, że nie byłby taki sam, w przypadku braku mnie byłby lepszy.

TaxiDriver pisze...

dla kogo lepszy? Skąd taka pewność?

Anonimowy pisze...

Oliwka: Jak ojca czytam to mam wrażenie, że jestem bliżej Boga, a za chwilę odkrywam (co mnie zawsze tak samo zaskakuje!) że to Bóg jest tak blisko. aż tak blisko. dzięki ojciec za słowo!

Dor pisze...

Anonimowy...byłby inny,co nie znaczy,wydaje mi się,ani lepszy ani gorszy.Nie taki sam...

Joanna Książek pisze...

Jest wiele pytań na które nie znamy odpowiedzi. Może jednak to co się dzieje przedziwnego czasem w naszym życiu, kiedyś będzie bardzo potrzebnym doświadczeniem. "Trzeba przyjmować ciosy", aż się już chyba tak upadnie, że się nie wstanie..

Tom pisze...

Dor: byłby gorszy

Paweł Białek pisze...

Znakomity wpis Ojcze Krzysztofie. Bardzo dziękuję. A film o którym Ojciec pisze z Aniołem-staruszkiem to "To wspaniałe życie (It's a Wonderful Life)z James'em Stewart'em w roli George'a Bailey'a z 1946 roku. Równie znakomity i budujący jak wpis!
Pozdrawiam serdecznie. Pax!

Jolaśka pisze...

Tylko jak przeżyć te chwile kryzysu i próby? Tłumaczenia, że taki jest plan którego my teraz nie widzimy, nie zdają się na nic. Z boku niosą pocieszenie ale jak się jest w środku to tak straszna bezsilność i ból nie dają się ułagodzić wizją bożego planu....

klaudiakp pisze...

Jolaśka -> mówią,że czas leczy rany i osobiście wydaje mi się,że coś w tym jest patrząc na swoje życie,co pewnie ma także potwierdzenie w życiu innych ludzi. Myślę,że modlitwa i Eucharystia może pomóc przetrwać człowiekowi najcięższe chwile.Obiecuję modlitwę w Twojej intencji Jolaśko ;) Pozdrawiam +

O_N_A pisze...

Taki jest plan. Być może. Ale ja nie mam już siły dalej w tym uczestniczyć. Nie mam siły, po prostu...

Joanna Książek pisze...

Czas nie leczy raz :) Tylko do nich się już przyzwyczajamy..
Plany, planami.. Czasem wydają się bezsensu. Kilkakrotnie słyszałam, że Bóg ma dla mnie ciekawy plan na życie.. Ciekawe. Jak na razie to tylko upadam i wstaję, albo wątpię i traci to sens, że nawet wstać się nie chce.

nikt pisze...

Wg mnie nie ma żadnego planu, tzn. jest jeden, taki ogólny - zbawienie człowieka, ale plan na życie każdego z nas? Długo się z tym "szarpałam", bo oczywiście pojawiały się pytania: dlaczego tak?, jaka mam "rolę" do odegrania?, w końcu czego Ty ode mnie chcesz? Dalej nie wiem o co w tym wszystkim chodzi, ale łatwiej mi żyć myśląc, że ludzie umierają, wypadki się zdarzają, niektórzy są szczęśliwi, niektórzy nie, bo po prostu takie jest życie, a nie że Bóg wybiera sobie tragedie dla jednych, spokojne życie dla innych itd. Zgadzam się, że Bóg dopuszcza do człowieka zło, aby z tego wydobyć jakieś dobro, ale nie myślę, żeby to od początku planował. Wybiera osoby, które w danym momencie życia są gotowe przyjąć taką próbę. Chyba... bo to tylko moje zdanie.

Kasia Sz. pisze...

Ja też wolałabym, żeby mnie nie było tak od początku. Żebym się nie pojawiała na świecie. A tak tylko człowiek musi się martwić.

Boxer pisze...

Ja myślę, że kiedyś się przekonany jak bardzo nasze życie ma sens i zostaliśmy stworzeni, aby być bezgranicznie szczęśliwi

z.dzbanem pisze...

Tekst Ojca doskonale obrazuje wstęp do rozdziału o Ostatniej Wieczerzy w Ewangelii św. Marka i św. Łukasza. Pojawił się tam facet z dzbanem- niby tylko mała, nieważna mróweczka :)- a to właśnie on zaprowadził Jana i Potra do miejsca spożycia Paschy, która okazała się Ostatnią Wieczerzą.

Stąd właśnie mój nick oraz mój silący się na bycie religijnym, blog pt. "Ja tu tylko z dzbanem idę" :)

Pozdrawiam,

Z.dzbanem :-)

Anonimowy pisze...

http://www.youtube.com/watch?v=bWV1DhUs9D8
Pozdrawiam
Alicja z M.

Anonimowy pisze...

http://www.youtube.com/watch?v=fb9pKrgGo80&feature=related
"Kocham swoje życie", właśnie czytając wasze komentarze, dostałam dwa linki i coś mnie tknęło aby je tu dalej zamieścić pod waszymi komentarzami.
Pozdrawiam
Alicja z M.

Anonimowy pisze...

Nikt nigdy nie obiecywał mi, że życie będzie proste, łatwe i wspaniałe...
ale tak sobie myślę, że jeśli kiedyś przyczyniłam się do wywołania uśmiechu na czyjejś twarzy, jeśli kiedyś przeze mnie ktoś inny stwierdził, że jednak nie jest ono takie złe, to może dobrze, że tu na tym świecie jestem...

nashim pisze...

A jednak Ojcze ta miłość własna jest człowiekowi potrzebna (nie mówie o jakiejś chorobliwie przesadzonej i nieustającej), ale czasami bywa i tak,że jeśli z jakiegoś powodu poczucie własnej wartości w człowieku się nie wytworzyło, to nawet potrzebny mu jest etap totalnego egoizmu, żeby mógł dopiero od tego dojść do Boga i drugiego człowieka. Wydaje mi się, że jeśli człowiek "się nie posiada", to nie jest w stanie "się nikomu oddać". To jest tak samo jak z "nadstawianiem drugiego policzka": jeśli ktoś ten "policzek nadstawia" bo jest zbyt tchórzliwy, czy słaby żeby go oddać, to nie ma to żadnego sensu. Dopiero jeśli jest w stanie oddać, a jednak tego nie robi, to ma to sens.

aurin pisze...

Fragment filmu powalający, zastanawiam sie jak wiele osób chciałoby usłyszec takie słowa od bliskiej osoby, żeby trzepnęło po uszach i zaczęło działać. fakt że często nie chcemy słuchać, jestesmy zamknieci na Słowo /ewangelii również,a może zwłaszcza/.
Komentarze osób, które wolałyby sie nie urodzić bardzo mnie zabolały. Bardzo to przykre, że tak źle o sobie myslicie, że czujecie się niepotrzebni. Że tak trudno zaufać Bogu... Pierwsze słowa jakie mi przyszły do głowy po przeczytaniu komentarzy /tych "złamanych"/ to fragment wiersza Haliny Poświatowskiej "bez ciebie..." odnalazłam cały i załączam go poniżej

Bez ciebie
jak bez uśmiechu
niebo pochmurnieje
słońce
wstaje tak wolno
przeciera oczy
zaspanymi dłońmi
dzień -

w trawie
przebudzony motyl
prostuje skrzydła
za chwilę
rozbłysną
zawirują najczystszą abstrakcją
kolory kolory kolory

szeptem
modlę się do uśpionego nieba
o zwykły chleb miłości

Dorwałam książke z półki Maxa Lucado "gdy Bóg wyszepcze twoje imię" i chyba całość bym tu napisała...ale jakieś fragmenty może?? pomysle nad tym.

Tak mi przyszło jeszcze... Gdy myślicie o zyciu Jezusa,to jak myślicie?? Super Gość, co to zawsze miał z górki, żadnych przeciwnośći, żadnego zmagania sie z codziennością, sami przyjaciele wokół, bezinteresowne kontakty z ludzmi, sielanka, pełny brzuch i wspaniała rodzina, praca i spokój?? Czy aby na pewno??
A przecież mamy Go nasladować...
w miłości do siebie i bliźnich szczególnie...

aurin pisze...

a to do poczytania jesli ktos zechce; To Ty Decydujesz
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,432,to-ty-decydujesz.html

nashim pisze...

@aurin
a Tobie nigdy nie zdarzało się tak myśleć?
i zaraz mi się nasunęło po przeczytaniu Twojego komentarza, że jak człowiek w dołku, to nieszczęście innych średnio poprawia nastrój

Boxer pisze...

aurin i nashim: jak ja Was lubię czytać :)

lechu pisze...

zgadzam się z bokserem mądrze piszecie

aurin pisze...

oj @nashim zdarzyło sie, nie raz, dalategotez napisałam że tak trudno NAM czasem zaufac i zamknieci jesteśMY na Słowo. Jednak jak zaczniemy szukać, to znajdziemy. I szukać bedziemy wciąż i znajdywać i powtarzac po raz kolejny to samo zdanie i dopiero za którymś razem usłyszymy, że to właśnie do nas On mówi. Ale chciejmy, choc troche dac z siebie, Pan zrobi resztę i poprowadzi.
To normalne ze jest nam i lepiej i gorzej, ale nigdy beznadziejnie, choc czasem tak sie wydawac może. Nawet mi sie rymło :) Kiedyś chciałam umrzeć, zamiast mojej siostry, bo sadziłam że ona bardziej sie przyda na świecie niz ja. Teraz juz mysle inaczej. Jak mam doła, to wiem ze przejdzie / dla kobiet ważna informacja, sprawdzajcie kiedy macie spadek nastroju lub kiedy jesteście przygnebione i zobaczcie jak to sie ma do cyklu miesiecznego, dla mężczyzn to tez może byc ważne, bo może bardziej zrozumieją nasze wahania i zmienności / Szukajcie pomocy w Pismie św, książkach i innych publikacjach, w audycjach i czymkolwiek co pomóc może /ten blog świetlisty również/. Zwykłe, potoczne słowo, napisane czy powiedziane może łatwiej bedzie przyjąć i bedzie bardziej czytelne.A jak wzmocnione Fragmentami z Pisma to juz w ogóle wariacja i drogowskaz gotowy. Ja tez wypłakałam niejedną paczke chusteczek i osmarkałam niejedno ramię. Czasem smarkam dalej. Ale... NADZIEJA
A tego słuchałam w podstawówce :) punkowa nuta /dla wrażliwego ucha ostrzezenie/ http://www.youtube.com/watch?v=DZwbZWsWzCU&feature=related

@Boxer, dzięki, na zdrowie :)

Spokojna... pisze...

Zgadzam się z tym, że ważna jest obecność drugich w życiu. Bo nawet jeśli wierzymy w to, że na każdym kroku jest przy nas Jezus, to zawsze będziemy potrzebować wsparcia człowieka. Jeśli człowiek zostaje sam, to wtedy też skupia się zbytnio na sobie samym, a to prowadzi najczęściej do depresji, bo przecież trudno jest samemu siebie zadowolić...tak więc warto oprócz własnej pracy, własnego wyglądu, własnych spraw mieć miejsce w głowie i sercu dla innych...

nashim pisze...

@aurin
tak jakoś zabrzmiał Twój pierwszy wpis, jakby Ci się nie zdarzało; a to czy jest beznadziejnie, to chyba indywidualnie się odczuwa...
wiem, że czasami zdarza się, że człowiek ma takie poczucie beznadziei, że ani czytanie Pisma, ani mądrych książek nie pomaga...

co do muzyki dla "wrażliwych inaczej", mnie ucho dopiero wysublimowało się w liceum, więc i dla Ciebie coś w temacie:
http://www.youtube.com/watch?v=nKGzv37lDO4

Alicja z M. pisze...

Jakiś czas temu ktoś zaśpiewał fragment piosenki na pewnym spotkaniu "Dobrze, że jesteś! Coby to było gdyby Cię nie było - dobrze, że jesteś!" Ja mając dołka zanuciłam pod nosem do siebie (brzydko) "Nic by nie było gdyby Cię nie było".
Jak wspomniałam to mojej przyjaciółce to mnie opiórkała, mając (sądzę) nawet ochotę mi przyłożyć. Co nie bardzo było możliwe z powodu odległości, około 700 km, bo najczęściej gadamy na skypie.
Co by to było gdyby Cię nie było ze mną Aurin to ja nie wiem. :)
To Bóg stawia na naszej drodze różnych ludzi, jedni są przyjaciółmi, inni życzliwymi bliźnimi, inni znów kimś trudnym, aby coś zrozumieć, przepracować. Dopiero niedawno tak jasno to do mnie dotarło, od niedawna z głębi serca dziękuję Bogu za tych ludzi, widząc jak dużo "kół ratunkowych" mi podsyłał. Teraz gdy już rozumiem kim możemy być dla innych proszę Boga by uczył mnie miłości i pozwalał być czasem dla innych takim "kołem ratunkowym".

Zuza pisze...

Żadna skrajność nie jest dobra. Ani egoizm, ani nadmierny altruizm. Najlepiej byłoby zawsze odnajdywać złoty środek, ale niestety nie zawsze jest to możliwe. Ale myślę sobie, podobnie jak nashim, że ta miłość własna jest człowiekowi potrzebna. Zaniżone poczucie własnej wartości lub jego brak prowadzi do niepokoju, lęku, spolegliwości, uległości, podporządkowania itp. Wpędza w kompleksy, depresje, fobie... Z drugiej strony, nadmiar zmierzający ku samouwielbienie rodzi pychę, próżność, arogancję, cynizm... Przedawkowanie leków może nas zabić. Niestosowanie ich wcale też...

Pokora to nie umniejszanie swojego znaczenia, a jego adekwatna ocena, odpowiednie rozeznanie swojej wartości, zgodnej ze stanem rzeczywistym. Być może to jest poszukiwany złoty środek.

Życie to suma wymiarów, po których nieustannie człowiek się porusza. Czasem zbliżając się do krańca któregoś z nich, dla zachowania równowagi, musi zacząć uciekać w przeciwnym kierunku. Ktoś, kto ma poczucie bezsensu swojego istnienia, powinien dostać porządną dawkę wiary w swoje możliwości i kapkę samouwielbienia, by uzupełnić niedobór. Społecznik, oddający się innym bez reszty, musi sobie zafundować mieszankę szczypty egoizmu i kilku kropel arogancji, bo w przeciwnym razie zacznie wykraczać wobec siebie przeciwko piątemu przykazaniu.

Nic nie stoi na przeszkodzie by mimo wszystko wierzyć Bogu...

nashim pisze...

bardzo słusznie Zuza, bardzo słusznie mówisz

aurin pisze...

a tez przytaknę Zuzi, bo dobrze gada a raczej pisze, dobranoc Wam :)

Zuza pisze...

@nashim: ale po raz kolejny w dużej mierze nie zgadzam się z wpisem Ojca...i ciekawa nieraz jestem, jakby Ojciec z takim veto polemizował...:)

Wiesz nashim, myślę sobie, że kapitalnie byłoby się kiedyś spotkać i tak sobie podyskutować, na żywo. Taki blog interaktywny. To byłby czad :)

nashim pisze...

@Zuza
wszystko przed nami ;)

nashim pisze...

@Zuza
a apropos veta, to on żadko polemizuje

nashim pisze...

rzadko żadko o matko matko, jak to się pisze

Zuza pisze...

@ nashim: "rzadko" :) , to znaczy, że często się zgadza z niezgodą? :)

W książce M.Grzebałkowskiej "Ksiądz Paradoks" na początku jednego z rozdziałów można przeczytać:
"Można powiedzieć o nim przeciwstawne rzeczy i wszystkie okażą się prawdą. Taki paradoks".

Może z tym blogiem też tak jest...

Tomek pisze...

Musimy być wrazliwy na Słowo...

nul(ka) pisze...

A jakbyście się kiedyś gdzieś spotykali, to upiekę ciasto.
Znaczy, jak nie wymyślicie jakiegoś takiego terminu i miejsca że ani drogą ani nogą, ani co.
a jak nie to Ojciec dostanie. co tam niech ma:)
tzn na razie tylko obiecanki cacanki ale kto wie może się uda? Jak już wszyscy będą po sesjach
Latem? piknik w łódzkim parku
@Zuza
Czy jak powiem że masz rację, taką rację że można ją w kawałki kroić pakować i jak czekoladki albo insze lekarstwo rozdać to będzie ok? Bo masz.
Dziękuję za to co tam wcześniej napisane. Bo zmykam i od blogu się odzwyczajam, ale to po to żeby się bardziej do życia własnego przyłożyć.A nie że z podkulonym ogonem. Dostałam, i coś mi się w środku przestawiło. I gdyby ktoś następnym razem zamierzał, uprzedzam że oddam.

A tak już sobie a muzom i falom. no przecież jest szansa że zmądrzeję. I nie mam aż takich wymagań żeby mi Wszechmogący własnoręcznie światło zapalał jak się w ciemności topię. Jak z jego poduszczenia jakaś palczasta końcówka się moją stronę z ogarkiem albo liną wyciągnie to wystarczy.
A za resztę nie przepraszam , bo jestem na odwyku od, już się naprzepraszałam że żyję, dość, wystarczy, i teraz niezależnie od okoliczności, nie, chwilowo za nic.
Łups.
No to teraz uciekam :)

nashim pisze...

muszę się tym podzielić, po prostu niesamowite, obejrzyjcie, zmienia się człowiekowi trochę perspektywa :D
http://images.4channel.org/f/src/589217_scale_of_universe_enhanced.swf

Zuza pisze...

@nul(ka): "...masz rację, taką rację że można ją w kawałki kroić pakować i jak czekoladki albo insze lekarstwo rozdać..." - przeczytać coś takiego - bezcenne! Dziękuję! WOW! Zaniemówiłam...naprawdę...a mnie się to bardzo rzadko zdarza :)

Pozdrawiam ciepło! :)

PS. Piknik w łódzkim Lesie Łagiewnickim - kapitalna sprawa!!! Też zrobię ciasto :) Jesteśmy umówieni :)

Boxer pisze...

czekoladki zapakowane - znakomite :)

nul(ka) pisze...

No to aby do lata :)

gabrysia pisze...

A ten tekst jeszcze bardziej dotyczy mnie samej, przepraszam ale chce mi się po prostu zapłakać
Dziękuję Ojcu

Zuza pisze...

@Boxer: Ale wiesz, jak to bywa z czekoladkami - nigdy nie wiesz, na co trafisz :)

PS. Chyba, że najpierw sprawdzisz sobie na opakowaniu :)

Anonimowy pisze...

http://www.godtube.com/watch/?v=FMCF9MNU

nashim pisze...

a dlaczego Łódź od razu?

Zuza pisze...

@nashim: A dlaczego nie? :) Rzucone pół żartem, pół serio, za plecami Autora - mam poczucie, że bardziej żartem niż serio....

A na spotkanie każde miejsce jest dobre:) Zielona, Czerwona, Miła, Czeremchowa, Piłsudskiego...W Łodzi, Krakowie,Olsztynie, Warszawie, Poznaniu.... Może być Lublin? W Lesie Łagiewnickim, w Łazienkach Królewskich, we Wrocławskim ZOO, w Bramie Krakowskiej, w Parku Botanicznym, na Moście Zakochanych...:)

Są takie spotkania, które zmieniają ludzkie życie. Spotkania, które dzielą nasze życie na: przed i po. Są spojrzeniem, dotknięciem ręki, uśmiechem, gestem, czasem widokiem na miasto, a niekiedy przypadkowym zderzeniem z rzeczywistością. Czasem są wpisem na internetowej stronie, a czasem modlitwą, szeptaną przez sen....

Dlatego to nie musi być od razu Łódź....:)

nul(ka) pisze...

@nashim
piękne.
te najdrobiaższe drobiazgi, to że w tym nieustannym tańcu atomów nie ma nic zwykłego. że to jest, dzieje się pod dotknięciem w każdym przedmiocie. we wszystkim co wokół.
Kwantowa pianka. Przy takim delikatnym utkaniu z ruchu i reakcji, takim okruchu drżącym od dotknięcia, myśl biegnąca po neuronach to już jest gigant. Nic dziwnego że tyle może roztrzaskać.
Na tym poziomie to już naprawdę jesteśmy tylko i wyłącznie piękni.
A ogrom jest jakoś nie do ogarnięcia. Jeszcze bardziej niż przedtem. Nasza planeta to taki maluch że aż żal.
Dzięki nashim

nul(ka) pisze...

to tak w odruchu obronnym przeciw myśleniu - jest to co widzę, stół to stół, krzesło to krzesło.Kawałek drewna i już. A zjedź tak sobie trochę na skali...i zobacz piękno pustki która Cię utrzymuje.

nashim pisze...

@Zuza
ależ ja też sobie tylko żartowałam
@Nulka
robi wrażenie co?!

Mati pisze...

@Zuza: Las Łagiewnicki- jestem na tak. Proponuję knajpę " U Janusza" terenu ma w bród i można przynieść własne kiełbaski. Żeby tylko drętwo nie było - ja poszłam raz na spotkanie forum miłośników filmów hinduskich, przemili ludzie, ale wszyscy się skądś znali i nazywali jakimiś dziwnymi nickami, np. "Nul(ka) podaj mi herbatę proszę, Alicjo z M. dorzuć do ognia"?? Może wyjść straszna kiszka.

aurin pisze...

eeeee, kilka osób ma takie nicki, że spokojnie mozna mówic nickami, bo to albo imiona, albo skróty imienne, albo ksywki urzywane na co dzień / podejrzewam ze nul(ka) może byc anią, czyli pieszczotliwie anulką:) Gorzej gdy numery dochodzą, albo nazwy z kosmosu, no i z anonimami moze być niefajnie / choc watpie ze przyjadą i zechca sie ujawnić/. Myślę, że nie bedzie zadnych problemów. NIech tylko terminy podpasują wiekszości i parę innych okoliczności jesli miałoby dojść do spotkania :)

zdzicho pisze...

lubię tego bloga i współtwórców chyba też więc Was pozdrawiam :)

Zuza pisze...

@Mati i aurin: Dziewczyny, mam wrażenie, że urządzamy imprezę, a Ojciec cokolwiek na ten temat wie? :)

Nawet jeśli miałoby dojść do zlotu miłośników Świateł Miasta, to przewidywania co do klimatu spotkania są chyba przedwczesne:). Ja ostatnio przewidziałam mojej koleżance depresję w związku ze zmianą miejsca zamieszkania, zanim w ogóle podjęła decyzję o przeprowadzce :) Tak mnie wyobraźnia poniosła :) I mam poczucie, że nas chyba też ponosi :)

Powolutku...spokojniutko...się zobaczy....:)

aurin pisze...

nooooooo @zuza, napisałam "jesli miałoby dojść do spotkania" wiec kto wie jak bedzie i czy w ogóle :) a tez pomyslałam dzis, ze gospodarza wymiotło gdzieś w inne rejony i wróci pewnie jak czas go znajdzie. A my tu sobie głosno myslimy...

Zuza pisze...

@aurin: no kto wie...jak śpiewała Anita Lipnicka: "Wszystko się może zdarzyć, gdy głowa pełna marzeń. Gdy tylko czegoś pragniesz, gdy bardzo chcesz. Wszystko się może zdarzyć, gdy serce pełne wiary...." :)

A kaplica na Zielonej ma taki niesamowity klimat, zwłaszcza wieczorem, gdy światła przygaszone, a oświetlony tylko ołtarz. Lubię zasiąść gdzieś z tyłu w kąciku. Jest tak kameralnie, domowo... Naprawdę kapitalne miejsce na radość i śmiech, na smutek i żal, na samotność i modlitwę, na dzielenie się, wzruszenie....

I to jest jedyne miejsce jakie znam, gdzie na Mszy św. dla rodzin z małymi dziećmi tacę zbiera jeżyk :)

Mati pisze...

@Zuza - ja słyszałam, że mają króliczka...

Od Szynki pisze...

A do kurii z tej tacy przekazuje chomik? Bo świstak pewnie zajęty,zawija sreberka. Masz rację, Zuza. Jak w kościele jest klimatycznie to łatwo uwierzyć w Boga. A jak ludzi wnimn n ie ma to nawet w nich.

xyx pisze...

@Szynka: doceniam dowcip i ostrość wypowiedzi. Bo jakby od klimatyczności maiała zależeć wiara.

Mati pisze...

@xyx: a od czego ona tak naprawdę zależy?

cicicada pisze...

Lud zawsze będzie ciągnął do tych kościołów, gdzie jest najbardziej klimatycznie i gdzie są najbardziej charyzmatyczni księża... no chyba, że ktoś mi poda jakieś inne wytłumaczenie dlaczego u Dominikanów zawsze jest tyle ludzi... z tego co się orientuję darmowych laptopów tam nie rozdają;)

Jolaśka pisze...

Cicicada, dominikanie mówią do ludzi a nie sobie a muzom. To jest ich siła zawsze jest o czymś i do ludzi. Często brak mi tego w mojej parafii. Tej bliskości ludzkich problemów, otwartości, docierania do każdego człowieka osobno.
Tak jak ten blog. Ile razy czytam wpisy naszego ojca przewodnika to myślę sobie kurczę znowu coś specjalnie dla mnie i w odpowiednim momencie i akurat takimi słowami co docierają do mego jestestwa. Za chwilę pojawiają się komentarze i dyskusja i znowu to dla mnie i do mnie? Co u licha ? Darmowe laptopy??? Nie to prawdziwe uzależnienie.
Jak już sie umówicie w tej odległej Łodzi to dajcie znać upiekę Wam placek cynamonowy do herbatki :-)
zawsze miejsca klimatyczne będą się cieszyły powodzeniem:-)

Zuza pisze...

Klimatyczny kościół i charyzmatyczny przewodnik prędzej zatrzyma przy sobie ludzi, których, nie sama wiara, ale sposób jej przeżywania będzie związany z miejscem i czasem, w którym akurat się znajdą. Nie zawsze i nie wszędzie forma wyrażenia swojego "wierzę" będzie taka sama.

Nie uważam jakoby kaplica z atmosferą bardziej sprzyjała głębokości mojej wiary, a w ludzi wierzę zwłaszcza wtedy, gdy mam ich obok siebie i widzę owoce ich działania. Po prostu są takie kościoły, do których wchodzi się raz i od razu odnajduje swoje miejsce. Dominikańska kaplica na Zielonej po prostu takim miejscem jest... Ale i kościół Pallotynów w Lublinie, i Franciszkanów w Łodzi, i katedra w Radomiu....

Również doceniam inteligencję i poczucie humoru, ale zupełnie nie podpisuję się pod jednym z w/w wpisów. Myślę, że to dobrze, gdy Kościół wychodzi naprzeciw potrzebom i oczekiwaniom wiernych, również tych najmłodszych. Dzieci wrzucają do jeżyka grosiki, ale myślę, że chodzi o pewien rodzaj przynęty, atrakcji dla biegających 2-3 latków. Nie przynęty finansowej, ale taki jeżyk budzi zainteresowanie, ciekawość, staje się znakiem rozpoznawczym. Jak aniołek przy szopce, który w okresie Boże Narodzenia staje się większą atrakcją niż Święta Rodzina.... Bo z Ewangelizacją jest trochę jak z zarzucaniem przynęty przez wędkarza. Jezus też nie od razu mówił: krzyż... Uzdrawiał, rozmnażał chleb, zamienił wodę w wino.... A Dominikanie chodzą z jeżykiem :)

xyz pisze...

Czy być katolikiem znaczy być bardziej kąsliwym? Czy żeby być katolikiem (dobrym katolikiem) trzeba podlizywać się kościelnej piramidzie? Czy Jezus mówił, nauczał o klimatcznych kościołach? Czy być katolikiem znaczy robić z siebie ofiarę, męczennika?
A czy tak po prostu, może trzeba kochać i tylko kochać. Bez bez! Kochaj bliżniego swego, jak siebie samego. Ten Gościu miał rację. Czy KK to ciągle Jego Kośiół?

xyz pisze...

@ cicicada: nie zgadzam się. Ja nie przychodzę do kościoła z powodu księży. (Jeżeli tak miało by być, to mnie by tam nie było) Chodzi o Boga. Full stop. I nie chodzi o klimatyczne kościoły. Bo albo wierzysz, że On jest wszędzie, albo... Wiesz, KK to nie agencja reklamowa z dobrym PR. Ten LUDZKI wymiar KK jest do ponownego zdefiniowania. Bo nikt już więcej nie czeka na kopie, chce oryginału. Myślę, że gdyby Jesus przyszedłby na niedzielną mszę do katolickiego ( a w szczegóności polskiego) kościoła, to zapytałby: jaki to Kościół? Ja go nie zakładałem. A prppos, czy Jezus chciałby taką instytucję? I tu znów czoła chylę Od Szynki. I to ostatnie zdanie.... Pomyśl.

Paoop pisze...

Kilka słów w temacie:): Rozumiem klimat tego miejsca... Rozumiem poetykę... Drogi wiary też są różne...
Nie chcę nikogo obrazić, ani też wywoływać jakiegoś 'skandalu':) ale my chyba mamy bardziej wierzenia niż wiarę.

cicicada pisze...

Paoop cos w tym jest:)

cicicada pisze...

Zuza ładnie ujęła to co miałam na myśli "Po prostu są takie kościoły, do których wchodzi się raz i od razu odnajduje swoje miejsce".
A swoją drogą gdyby nie było w Polsce kościołów, gdzie jednak bądź co bądź ta wspólna modlitwa łączy i daje poczucie przynależności, to nadal byśmy tak mocno wierzyli?... tak się tylko zastanawiam jakby to było....

Od Szynki pisze...

Chodzi o pewien rodzaj przynęty. Nie chcę nikogo obrazić, ale zupełnie się z tym nie zgadzam. Dzieci wrzucają grosiki. Nie swoje, ale to detal. Zresztą zaraz się odezwie jakaś matka albo ojciec i napiszą, że ich słodkie maleństwa wrzucają do jeżyka to co przedetem wyjęły ze skarbonek. Katedra w Radomiu albo bieszczadzka połonina. Tam Cię poczuć, Panie Boże. Poczuć i tak złapanego za nogi trzymać się, a może Cię, czytając o wychodzeniu z jeżykiem naprzeciw potrzebom dwulatkow.

Zuza pisze...

@ Paoop: Nie zgodzę się z Tobą. Wprawdzie często brzmią nam w uszach słowa: "Gdyby wiara twa była wielka jak gorczycy ziarno....", ale to wciąż wiara, nie wierzenia. Ksiądz Twardowski pisał: "wiaro malutka", ale wiaro....

Przeglądam właśnie informacje o papieskich pielgrzymkach. Czytam: "Błonia - największa, bo aż 48-hektarowa krakowska łąka - były świadkiem wielu wydarzeń historycznych, jak parada wojsk Księstwa Warszawskiego, którą zorganizowali książę Józef Poniatowski i gen. Jan Henryk Dąbrowski w 1809 r., pierwszy na ziemiach polskich mecz piłki nożnej w 1894 r.; pierwszy start samolotu w Krakowie w 1910 r. czy przysięga legionistów Józefa Piłsudskiego w 1914 r.Były też świadkiem pięciu spotkań Jana Pawła II z pielgrzymami. (...) W 2002 r. padł rekord frekwencji na papieskiej mszy - policzono, że wzięło w niej udział przeszło dwa i pół miliona ludzi (!)."

Podobno żadna gwiazda muzyki pop nie zgromadziła w jednym miejscu tylu osób, co Jan Paweł II podczas swoich spotkań i Mszy świętych.

Oczywiście charyzmatyczny Przewodnik i klimatyczne miejsce nie mają absolutnie żadnego znaczenia....:)

Zuza pisze...

@Szynka: Może...:) Pewności to nikt z nas nie ma...

Paoop pisze...

@Zuza: zostajemy przy swoich opiniach:) Wprawdzie pisałem w innym kontekście niż Ty odpisałaś ale ok. Co do ostatniego zdania myślę, że nie powinny mieć. No ale już nie oceniam:)
A swoją drogą zapytam za cicicadą czy naprawdę chodzi tylko o to, aby chrześcijaństwo nie było w randze 'sekty'?... też tak się tylko zastanawiam....

Od Szynki pisze...

Nikjt nie ma pewności: podobno żadna gwiazda muzyki pop nie zgromadziła tylu osob w jednym miejscu. Gdyby zgroimadziła? Gdyby nie zgromadziła? Czy wtedy zaczęlibyśmy porównywać cele, autentyczność i jakość przeżyć, głębię wglądów, rozległość pogładów i oglądów? Oczywiście, mają znaczenie charyzmatyczny przewodnik (jednak małe "p") i klimatyczne miejsce. Tylko nie mają żadnego znaczenia. I nikt nie ma pewności.

Zuza pisze...

@Paoop: Fakt, że się z Tobą nie zgadzam, jest tylko szansą na polemikę. I to jest piękne:) I być może rzeczywiście nie do końca odebrałam kontekst Twojego wpisu, tym bardziej ciesze się i dziękuję za sprostowanie.

Ale myślę też, że jeśli zaczniemy zastanawiać się czy to słusznie czy nie słusznie, że charyzmatyczny duszpasterz i atmosfera spotkania wpływają na sposób wyrażania naszej wiary, a w rezultacie sprowadzimy nasze rozważania do Twojego pytania, to chyba podważymy zasadność działania wszelkich duszpasterstw. Bo przecież każda parafia, wspólnota czy duszpasterstwo organizuje różnego rodzaju akcje, których celem jest przyciągnąć uwagę wiernych. Spotkania filmowe, adoracje, kawiarenki, czy choćby pielgrzymki piesze na Jasną Górę. Nie widziałam grupy, która by szła do Matki Bożej w workach pokutnych, biczując się rzemieniami. Tańce, zabawa, śpiew i modlitwa!!! "Tańcem i śpiewem chwalmy Go", "na cymbałach dźwięcznych Mu grajcie" mówi Pismo!! Sama mam w nogach 12 takich tras i za każdym razem osobiście takie spotkania animowałam. Tańczyliśmy w alejach, śpiewaliśmy na dziedzińcu klasztoru...Czy to nie jest PR Kościoła Katolickiego XXI wieku?

A Jezus to co robił jak nie ówczesny PR? Jak miał przyciągnąć do siebie ludzi, mówiąc o cierpieniu, krzyżu, biczowaniu? Przez 3 lata głosił Dobrą Nowinę i czynił cuda! W Kanie Galilejskiej dał 400 litrów wina. A dopiero z czasem zaczął to wino zabierać. Mówił:krzyż, kiedy uczniowie byli gotowi. A potem zostawił 12 managerów...:)

Jasne, że istotą naszej wiary nie jest wystrój kościoła czy ksiądz o sympatycznym sposobie bycia. Ale są różni ludzie. Jeśli wszyscy wypowiadający się tu blogowicze mają tak mocno ugruntowaną relację z Panem Bogiem, rozwiniętą duchowość, pogłębiony wgląd i tak silnie zakorzenioną przynależność do wspólnoty Kościoła Katolickiego, że nikt i nic nie jest w stanie ich zachwiać, ani rozproszyć - to tylko pogratulować i pozazdrościć. Ale są wśród nas, katolików, i tacy, którzy są jak ten Tomasz - muszą zobaczyć, dotknąć, aby uwierzyć....

Od Szynki pisze...

Nie ze mną ta dyskusja na szczęście i nie o ugruntowaniu mojej relacji mowa. Chyba podważymy zasadność działania wszelkich duszpasterstw. Które są po to, żeby nie trzeba było w worku pokutnym chodzić. Jasne, bo o tym, żeby na harfie i na cytrze samodzielnie coś może... wierni mogą sobie poczytać od dość niedawna. Przedtem Savonarola inaczej im wszystko wykładał, duszpasterz niewątpliwie bardzo charyzmatyczny, chociaż nie dwudziestopierwszowieczny, to na pewno. Teraz już wiedzą jego współbracia, że nieraz i kawiarenką warto przynęcić, jeśli pielgrzymką się nie da. Żeby się tylko przynależność nie zachwiała.

Paoop pisze...

@Zuza: dzięki no i gratuluje pielgrzymek:) Wszystko o czym piszesz jest dobre. Chodzi mi bardziej o to, że kiedyś duszpasterstwo się kończy, duszpasterz (sympatyczny) znika, przeprowadzasz się i klimatyczna kaplica zmienia się na zimny, niezadbany kościół, na pielgrzymkę nie można wyruszyć, etc...i ten nasz Mt.Everest wiary staje się nagle (oby) Śnieżką. Trzeba pamiętać, że Kościół to Chrystus. Nie tylko na pielgrzymce... Zawsze.
Drogi wiary są różne. Zgadzam się, każdy jest inny, każdy potrzebuje innych doznań. Nie można się jednak zatrzymać tylko na takiej a(tra)kcyjności:) Takie działania, niektórym, mogą przynieść więcej szkody niż korzyści.

Zuza pisze...

@Paoop: Masz słuszność. Ale na to, że Mt. Everest czyjejś wiary zamienia się w Śnieżkę po zniknięciu całej masy atrakcji, wpływu nie mamy. A jeśli choćby jedna osoba dalej będzie się pięła ku himalajskim szczytom - to i tak jest sukces, "bo większa radość z jednego nawróconego niż 99...". A Ci, którzy zaraz po tym, jak gasną flesze, odchodzą - mają prawo, są wolni, mają wybór. Być może to nie ten czas, nie ta dojrzałość, nie ten życiowy moment. My wykorzystaliśmy wszystkie środki, żeby im pokazać, ile można czerpać, będąc z Panem Bogiem po imieniu. Bo to Jezus dał nam te narzędzia, przynajmniej ja tak rozumiem swoją kilkuletnia działalność we wspólnocie. Czasem to działa na zasadzie przeciwwagi - dużo radości, spontaniczności, hałasu, światła, tańca, dyskusji prowadzi do poszukiwania ciszy dla zachowania równowagi. Nadmiar jednego powoduje niedobór drugiego - i wtedy zimny, zaniedbany kościół staje się potrzebą, a nie smutną pozostałością...

Wiem tylko z doświadczenia, że Ci, którzy poszukują Chrystusa, nie bardzo wiedząc jeszcze z czym wiąże się deklaracja: "Tak Panie, Ty wiesz, że cię kocham", nie znajdą go od razu w zimnym, niezadbanym kościele, bez przysłowiowego światełka w tunelu... Chodzi mi tylko o to, że na tym blogu spotykają się jednak ludzie w jakiś sposób już ukształtowani, uformowani duchowo, ukierunkowani i często mam wrażenie, czytając wpisy, że zapominamy o tych "pozostałych", których duchowość jest płytsza, niestabilna, chwiejna, osadzona na emocjach, bardziej tomaszowa. Dla tych wszystkich taki atrakcyjny PR to jest sposób poznania Boga, a do Niego prowadzi wiele różnych dróg....:)

Paoop pisze...

@Zuza: Tak. Każdy jest unikatowy i nie można generalizować. Najważniejsze jednak to nie ulegać pokusie braku priorytetów oraz pokusie pielęgnowania wszystkiego z wyjątkiem najważniejszej relacji:) Żeby nie chcieć mniej kiedy można mieć więcej:) Ale to już sprawa indywidualna i nie nam oceniać:)

Spokojna... pisze...

Poruszyliście ciekawy temat, nad którym ostatnio wielu się zastanawia. Świetnie to podsumował Paoop:-)) Chciałabym dodać tylko jedno: to prawda, że niektórzy idą tylko po to Dominikanów, bo jest "fajnie", bo spotka się znajomych, bo można po Mszy wypić herbatkę. Zwłaszcza widać te tłumy w krakowskiej Beczce. Ale nawet jeśli tak jest, że Ktoś przyszedł tylko po to, żeby miło spędzić czas i posłuchać konferencji Ojca to może On dzięki temu zostanie na zawsze? Pomimo tego, zę przyszedł, bo spodobał Mu się "klimat", to zostanie ze względu na NIEGO. I jak już do Dominikanów będzie miał daleko, a najbliższy Kościół będzie zimny, a Ks. będzie czytał gotowe kazania, to dzięki temu , że wcześniej miał "dobry klimat" to będzie wiedział dla KOGO do tego Kościoła idzie. To taka refleksja i spostrzeżenie...znam wielu, którzy dopiero zaczęli chodzić na duszpasterstwo do Dominikanów i tam znaleźli...

nul(ka) pisze...

Nie, no Jezus to miał od początku samych idealnych. Na dwunastu jeden zdradził całkiem a jeden na chwilę.
Pierwszy Kościół - ci do których Paweł mówił, wieczerzy u was nie ma jedni pijani przychodzą inni głodni itd.
Bajka, prawie anioły.
Pierwsze pokolenie wyklęte z synagogi - kolaboranci. No przecież za to ich wyklęli.
Brak współpracy w walce z okupantem.
Kogo nawracał Dominik i dlaczego? skąd heretycy? Odłamali się z Kościoła bo był zbyt idealny?
Taka zupa. od zawsze. A teraz nagle zrobiła się zbyt mało święta. Wybaczcie, idę się pośmiać histerycznie gdzieś na boku.
Kościół jest święty nie bezgrzesznością owiec i pasterzy tylko tym że oparty jest na Chrystusie.
I myślę że by się do niego przyznał. Jak matka do dziecka. Nawet jak głupie, parszywe i zezowate. Bo własne. Bo je sama urodziła.

nul(ka) pisze...

Wiem , wiem skąd ten brak walki z okupantem ,że w zgodzie z Ewangelią, szkoda kamieni na mnie naprawdę.
Tylko tak się jakoś wpieniam , jak ktoś znowu narzeka że się chodzi do dominikanów bo tak "ładnie i miło".
1. Piękne jest dobre.Zwłaszcza jak się chce odpocząć od tłumu i umysłowego chłamu. Cisza i prostota się sprawdza.
2. Piękne jest dobre jeśli jest prawdziwe. Śpiew braci nowicjuszy zostaje mi w pamięci i brzmi długo po Mszy. "Chwała Tobie Panie, Chwała Tobie Boże nasz" kto wie, może dlatego że wierzą w to co śpiewają?
3. Takie pretensje zgłaszają często ludzie którzy nie chodzą, w zasadzie ani do dominikanów ani nigdzie indziej, a przynajmniej nie częściej niż raz w tygodniu.
4. Jak mam słuchać kazań to wolę mądre, spokojne i na temat.
I jeszcze długo. I na koniec że oczywiście, jak ktoś wie , że chodzi wyłącznie dla tych lekkich przyjemności, piękna, sympatycznego ojca, ładnie ułożonych kwiatów i dobrych dekoracji to dobrze mu zrobi jak się nad swoją wiarą zastanowi,jak każdemu zresztą.
W jednym z kościołów niedominikańskich w Wielkanoc Grób Pański był wielometrowym kirem spływającej od sufitu czerni.Na dole coś jakby mumia. Niedziela Wielkanocna, nie Wielki Piątek. I ksiądz mówiący że nie wyglądamy na radosnych. A może myśmy się po prostu dostroili niechcący?
To trzymajcie się ciepło.

nul(ka) pisze...

@o.Krzysztof.
Widzę, i dziękuję. Jak Ojciec widzi nie potrafię, a tak się kurcze starałam. I znowu nie wyszło.

Paoop pisze...

@nul(ka): A ja dzisiaj przez Zuzę (a może dzięki Niej) złamałem moje postanowienie pisania nie dłużej niż na 6 wersów;) Poza tym... nie wiem ale chyba zaczęłaś nowy wątek;), bo dotychczas było o czymś innym....a może mi się tylko wydawało:) Pozdrawiam.

nul(ka) pisze...

Było Paoop, było i o tym ,eh, nie ma jak dobre postanowienia. Pozdrawiam
I dobrej nocy.

Paoop pisze...

@nul(ka): Dzięki. Bez względu na wydźwięk wpisu i tak czekałem na Twój komentarz do tej części dyskusji;) Dobrej nocy:)

kajak pisze...

Śpij spokojnie, @Nulk(ko). To może nawet - inaczej chyba niż Twoje cztery punkty - nie było o dominikanach. Tym spokojniej śpij. Choć takie rzeczy się dzieją. I choć w kościołach bywa tak bardzo różnie. I w Kościele. Jeszcze tylko to piękne, które jest dobre - to jednak raczej Platon niż pierwsze? Pozdrawiam. I gdybyś miała zamiar czegokolwiek, to tego mi życz, żeby udało mi się bardziej niż teraz.

Anonimowy pisze...

Nie mam czasu na wnikliwe czytanie komentarzy ale po pobieżnym niepokoi mnie jedno, a obserwuję to od dawna. Stawianie sprawy - my dobrzy dominikanie i reszta Kościoła jeśli nie zła to na pewno gorsza...
Nie będę się rozpisywać ale proszę wziąć to pod rozwagę.
Dojrzała wiara polega na tym, że osoba księdza nie ma znaczenia w relacji z Bogiem. Ja nawet nie lubię chodzić na msze, które prowadzi ksiądz, którego znam osobiście np. z oazy, czy nawet z pielgrzymki, bo to mnie rozprasza. ot taki mój kamyczek do dyskusji

TomWaits pisze...

Anonimowy: zazdroszczę wiary i gratuluję.

nul(ka) pisze...

W dominikańskim kościele cenię to, że:
Jest otwarty od bladego poranka do późnego wieczora.
Jest możliwość spowiedzi przez kilka godzin dziennie.
Można uklęknąć,usiąść na piętach, paść krzyżem , usiąść na ziemi i jest to naturalne. Nieliczne są kościoły w których coś takiego nie budzi zdziwienia.
Święcenie przedmiotów. U ojców : przy krzyżyku wspomnienie, że ma noszącego strzec od zła i przypominać o zanurzeniu przez chrzest w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. U księży bywa: machnięcie "solniczką" i kilka szybkich. Wolę spokój i dokładność ojców bo wierzę że widzą sens tego co robią, że wierzą w to co mówią.

Lubię ich powtarzane - jak nie umiesz to się naucz, jak nie wiesz to się dowiedz, jak ci samemu nie wychodzi, to znajdź kogoś mądrzejszego od siebie kto ci pomoże.

Mamy pogłębiać wiarę i wiedzę o własnej religii dla pożytku swojego i spotkanych. Tutaj się da.

Przy dużej ilości słuchanych kazań ma znaczenie czy wnoszą coś mądrego, ale też czy nie budzą gniewu, nie gorszą, a przecież bywa różnie.
Jeśli mam do wyboru stać i burzyć się z gniewu,posłuchać kazania które zapomnę w pięć minut po wyjściu z kościoła, albo wybrać takie które mi jakoś Pismo przybliży, czegoś nauczy, do czegoś skłoni, to co Twoim zdaniem jest słuszniejsze?

nul(ka) pisze...

kilka szybkich słów - powinno być. sorki. radości edycji.

nul(ka) pisze...

Sama nie lubię kiedy dominikanie krytykują księży, zwłaszcza publicznie i uogólniając. A się niestety zdarza.
Nie są idealni, ale w końcu to zakonnicy i kaznodzieje. Być dobrymi w głoszeniu to ich ... no obowiązek. Spróbowaliby nie.
Mają prawo mieć lepszy warsztat, bo się tego uczą. Dłużej i w lepszych warunkach.

Księży mamy w parafii wielkością zbliżonej do służewskiej pięciu. A Ojców jest blisko trzydziestu.
Jakim cudem ma się to nie przekładać na ilość czasu poświęcaną obowiązkom?

Zuza pisze...

@Anonimowy z 15 lutego 2012 11:04 : Jeśli "dojrzała wiara polega na tym, że osoba księdza nie ma znaczenia w relacji z Bogiem", to dlaczego sprawia Ci trudność uczestniczenie we Mszy świętej odprawianej przez księdza znanego Ci osobiście? Nie chce być kąśliwa, broń Boże, podążam jedynie za logiką...:)

Ja bardzo często mam możliwość uczestniczenia we Mszach odprawianych przez księży, do których chwilę potem zwracam się po imieniu. I czasem nawet łatwiej słucha się kazania, kiedy zna się duszpasterza, łatwiej podążać za myślą, miło nieraz usłyszeć odnośnik do własnych słów i prywatnych sytuacji, stawianych jako element nauki. Ale jeśli ktoś jest dobrym kaznodzieją, Bożym kapłanem, to czy on osobiście znany czy też nie, będzie niósł Chrystusa jak należy.

Być może blogowe wpisy i komentarze są nasiąknięte dominikańskim zapachem, ale trudno się temu dziwić, skoro Gospodarz jest.....dominikaninem:). Gdyby blog prowadził jezuita, pewnie czytalibyśmy jezuickie naleciałości; blog pallotyna skupiałby ludzi urzeczonych tym zakonem; franciszkanie też znaleźliby niemałą grupę zwolenników. Ale najpierw rzeczywiście trzeba by było bardziej wnikliwie poczytać o czym tak właściwie piszą blogowicze w komentarzach. A piszą naprawdę mądrze i sensownie, nie tylko z uwielbieniem o dominikanach, i nie tylko o tym, że cała reszta jest be :), dlatego lekturę tę serdecznie polecam :)

I tak zastanawiam się po przeczytaniu kilku powyższych komentarzy czy zatem słusznie Jezus ustanowił sakrament kapłaństwa, skoro osoba księdza w kościele tak mało znaczy, a według niektórych, właściwie wcale....

Paoop pisze...

Ale się sfokusowaliście;) Jak to wszystko czytam to sorry... myślę, że coś tu jednak jest nie tak.... Cały czas dominikanie, nowicjusze, znajomi księża, zakonnicy, piękny śpiew, duszpasterstwa, pielgrzymki, kawiarenki, imprezy, klimatyczne spotkania....i.....do tego wszystkiego....... rywalizacja. A gdzie w tym wszystkim jest On – Jezus i spotkanie z Nim. Jezus, który jest wszędzie i który zawsze cieszy się naszą obecnością. Monopole nie są dobre, tym bardziej monopole na prawdę i pewność, naprawdę:)

Paoop pisze...

I jeszcze przykład z autopsji:) Kościół dominikański gdzieś w PL;) W jego wnętrzu m.in. ja z moim kolegą z uczelni:) On już kilka razy miał pisać maila do Ojca Proboszcza, żeby pewien ojciec nie głosił homilii.
Wiem, że trudno przyjąć i zgodzić się na obniżenie jakości lub nawet jej totalny brak, kiedy ma się świadomość tego jak to lepiej i piękniej mogłoby być. Mimo wszystko tak sobie myślę, że przecież nie przychodzimy tam tylko (a może w ogóle) dlatego żeby słuchać zawsze pięknych=dobrych rzeczy:) Gdy organista fałszuje, a ksiądz nawet z kartki nie potrafi przeczytać to przecież ani oni ani my nie są tu najważniejsi.
Dobrego wieczoru i nocy:)

Paoop pisze...

*...nie jesteśmy tu najważniejsi;) ehh

Dor pisze...

Chciałam coś dodać od siebie,bo śledzę tę całą dyskusję, ale chyba tylko zgodzę się z Paoop.

Od Szynki pisze...

Zuza, zapytaj. Ale jeśli rzeczywiście chcesz znać odpowiedź nie retorycznie i nie nas. Potem tych, co wydają herbatkę zapytaj czy z grupą 16 osób możesz przyjść i co dwa dni przychodzić do nich na śniadanko. Gdyby prowadził jezuita (przykład) mogłoby się okazać, że trzeba wiedzieć jak nosi kołnierzyk i jakiego koloru skarpetki. Czy nie jest neonem, co sądzi o chorale gregoriańskim, jaką gazetę czyta (Polską, Wyborczą, Nasz Dziennik)... jak często piszesz. Strasznie to skomplikowane. Niech już będzie ten ksiądz, który nie umie przeczytać z kartki.

nul(ka) pisze...

Faktycznie uruchamia mi się obrona na temat- to po co tam chodzisz. Ale to jest odpowiedź dla ludzi którzy nie chodzą i których dziwi że się chodzi, w ogóle.
Każdy kościół jest dobry, zwłaszcza ten który pomaga wrócić.
@Kajak - powodzenia we wszystkim co się powinno udać.Dzięki za życzliwość.

nul(ka) pisze...

Wiara rodzi się ze słuchania.

kajak pisze...

Nie burzyć się z gniewu? Ale ja to mam dobrze, od jakiegoś czasu przynajmniej - bo mogę sobie przypominać, co mi się zdarzyło. Ksiądz, piechur diecezjalny, manierę homiletyczną posiadał tyleż wyraźną, co nieznośną, a oprócz tego z nie mojej pochodził okolycy - i jak tak stałem słuchając, w najlepsze i w poczuciu wyższości, przewierciło mnie mnie i przygięło. I mam nadzieję, że jeszcze tak trzyma. Chociaż piękne jest piękne, a śpiew braci nowicjuszy--. A ta spowiednica na Służewie-- Co tu mówić. I co pisać. Nie pisać, żyć trzeba. Poczytać może czasem? Jak teraz. A zanim inni obudzą się i usiądą do kompów, @Nul(ce) wzajemnie podziękować za życzliwość & życzenia. (Dobrze, że to nie ja postanowiłem tylko na sześć się wypowiadać linijek.)

kajak pisze...

Jeszcze dopowiedzenie takie - i odniesienie się do stwierdzenia, że "skoro osoba księdza w kościele tak mało znaczy, a według niektórych właściwie wcale..." Otóż nie, ona tak wiele znaczy! Ona w kościele znaczy przeogromnie wiele! W Kościele zwłaszcza, i w kościele nawet. Ksiądz at his best pociąga przykładem własnym, animuje wzorowo, masowo i skutecznie, pięknie śpiewa, gra jak anioł, spowiada, prowadzi pielgrzymki, wyjaśnia Pisma... Może rzeczywiście trzeba by uważnie przeczytać wszystkie komentarze i może okazałoby się po ich przeczytaniu, że wszyscy (?) komentujący są co do tego zgodni. Że może wszyscy (?) wolą, jak organista nie fałszuje, kazanie jest dobre, a celebrans celebruje. Ale - cytat za liturgia.pl, chodzi o ważność Mszy Świętej odprawionej przez kapłana będącego w stanie grzechu śmiertelnego - "Normalnie, odprawianie mszy czy przyjmowanie Komunii w stanie grzechu śmiertelnego jest równoznaczne popełnieniu świętokradztwa. Jednak sakrament byłby ważny; byłaby więc prawdziwa konsekracja i prawdziwa ofiara. Powód jest następujący: głównym szafarzem sakramentów jest Chrystus, więc są one ważne nawet jeśli wykonywane przez niegodnego kapłana. Jak mówi św. Tomasz z Akwinu: Chrystus może działać nawet przez kapłana duchowo umarłego". Tak mówi Akwinata. To o czym my w ogóle mówimy? Przez niegodnego nawet sprawowane sakramenty są ważne, entourage więc tym bardziej nim jest przede wszystkim, nawet jeśli nie wyłącznie i nawet jeśli byle jaki dobrze, żeby taki nie był.

Alfama pisze...

jak mówi cytat z Noblisty "Nie chce ale musze.." czytam wpisy i tak się zastanawiam po co jestem na Mszy i jak mam być na Niej.I tak sobie przypominam różne Msze na których byłam od Władywostku po Sri Lankę o swoim mieście nie wspominając - harmider na Mszy rodzinnej u Dominikanów taki,że nie słyszałam czytań.Raz musiałam wyjść,bo jako blondynka stanowiłam chyba dla wiernych za duża "atrakcję"raz wyszłam bo kazanie mnie poraziło i już nie pamiętam czym raz siedziałam i nic nie rozumiałam a lud tańczył i śpiewał po kreolsku a a śpiewe Pań na Białorusi przypomniał mi śpiew w kairskim kościele koptyjskim i wierzę,że wszędzie był Chrystus czy organista fałszował czy ksiądz smędził tak,że strach i wołał np.o kasę. Komunia była i jest dla mnie najważniejsza nawet jak w Bieszczadach zgniął klucz od tabernakulum i ze 20 minut wszyscy go szukali aż się cudownie odnalazł gdy nam wyczerpał się, że tak napisze repertuar pieśni.Ja na Msze nie chodzę bo wypada bo jest artakcyjnie idę bo czuję taką potrzebę i jak już napisałam by być i wziąźć udział.PS.Ten limit 6 linijek powinien być obligo.Pozdrawiam Was wszystkich piszmy walczmy bądzimy .......

Gosiek pisze...

kajak powiedz teraz po Polsku o co Ci chodzi, np. tu:Nie burzyć się z gniewu? Ale ja to mam dobrze, od jakiegoś czasu przynajmniej - bo mogę sobie przypominać, co mi się zdarzyło. Ksiądz, piechur diecezjalny, manierę homiletyczną posiadał tyleż wyraźną, co nieznośną, a oprócz tego z nie mojej pochodził okolycy - i jak tak stałem słuchając, w najlepsze i w poczuciu wyższości, przewierciło mnie mnie i przygięło. I mam nadzieję, że jeszcze tak trzyma. Chociaż piękne jest piękne, a śpiew braci nowicjuszy--. A ta spowiednica na Służewie-- Co tu mówić. I co pisać. Nie pisać, żyć trzeba. Poczytać może czasem? Jak teraz. A zanim inni obudzą się i usiądą do kompów, @Nul(ce) wzajemnie podziękować za życzliwość & życzenia. (Dobrze, że to nie ja postanowiłem tylko na sześć się wypowiadać linijek.)
Nie rozumiem 75% twoich tekstów. Ja np. wole wsiowych prostych księżulków i wara mi od nich. Warto żeby co poniektórzy zrozumieli gdzie Kościół jest dla wszystkich dla moherów Rydzykowych wsioków prostaków i wymuskanych dominikanów w inteligenckich okularkach. Ważne by każdy skupil sie na swoich owieczkach i jeden ponad drugiego nie wywyzszał bo grzeszymy wszyscy. Tylko kazdy inaczej. inacej babcie moherowe inaczej studenci. Jednym brak rozumu innym pokory.
O!
kajak za ewentualną złą interpretację wpisuprzepraszam

kajak pisze...

Podobno wskaźnik wzajemnego zrozumienia to nie więcej niż 43% nawet dla bliźniąt jednojajowych. Ale, @Gosiek, jak piszesz "Kościół jest dla wszystkich" albo "grzeszymy wszyscy", czuję, że sięga 100%. Mam nadzieję. Przepraszać nie trzeba; interpretacja to interpretacja, a za swój tekst odpowiadam i podpisuję się pod nim (chociaż właściwie nad nim). Bez odbioru.

O_N_A pisze...

A ja nie rozumiem, o czym się tu rozmawia (pisze).

ps. Potrafię modlić się i na mszach odprawianych przez "wsiowych prostych księżulków" i na mszach odprawianych przez "wymuskanych dominikanów w inteligenckich okularkach". Właśnie, modlić się, być dla Jezusa, nie dla siebie. Dla Niego.

Anonimowy pisze...

Wracajcie z tych ferii stop 105 komentarzy stop potrzebny nowy temat stop w mateczniku tez zastoj stop rekolekcje dopiero w marcu stop

Tomek pisze...

Czy ktoś wie, co się dzieje z Ojcem Krzysztofem?
czekamy na kolejny wpis na blogu.

nul(ka) pisze...

Jak domykamy to domykamy. Z prośbą o wybaczenie i z podziękowaniem do księży którzy mówią świetne kazania, albo poszarpane ale od serca, albo po prostu się zaharowują. Kościół, szkoła, szpital, kancelaria, grupa parafialna, i tak w kółko bez chwili przerwy. I że potem usłyszeć od kogoś coś w rodzaju "ci to się mało starają.." to jak w...
Trzymać się tylko będę z oślim uporem, tego ,że wiarę, jeśli jest słaba, nadłamana, jakaś taka że żyje bo nie umarła najlepiej się wzmacnia i leczy tam , gdzie jest na to i czas i miejsce i sposobność. I gdzie ktoś w prostych, normalnych słowach , opartych na WŁASNYM doświadczeniu, mówi o życiu w wierze jak o czymś naturalnym i uszczęśliwiającym. Choć niekoniecznie prostym.

ilonkaka pisze...

Nie masz pojecia jak mnie serce boli,bo nie moge dobrze zrozumiec kazan po ang.Cykl w "Strone slowa" jest jak balsam na moja smutna czasem dusze

nul(ka) pisze...

@ ilonkaka
Z czasem przecież minie i zaczniesz rozumieć. A dobrych dominikańskich i nie dominikańskich kazań jest w sieci tyle że raczej czasu na odsłuchanie brak.
Karmić duszę, naoliwić jest czym.

nul(ka) pisze...

@Ilonkaka - nie umiem pocieszać, ale kibicuję żeby było lepiej i jaśniej.

A takim jak ja co utknęli w drodze i marudzą, że słońce albo deszcz i asfalt nie tego koloru, podsunąć chciałam pod strapione pyszczki kazania o.Andrzeja Hołowatego OP. Wrzucić wyguglać, będą. Dla marud, maruderów i niechceńców.Czyli od siebie zaczynam i do roboty.

Ojciec już po tej lepszej stronie świata, ale słowa zostały. To tak o tyle w temacie, że dobrze gdyby świat po nas był lepszy o to co po nas zostało.

Prześlij komentarz