wtorek, 6 marca 2012

Nie trzeba się spinać

W książce „Dzieci piszą do Boga” jeden chłopiec napisał: „Panie Boże, robię co mogę. Twój Franek”.









Czytam wyrywkami książkę o Matce Teresie, którą dostałem od zaprzyjaźnionej siostry zakonnej. Od czasu autostopowej podróży do miejsca jej narodzin, ta błogosławiona jest mi jeszcze bliższa. Jej zdjęcie dostaliśmy z o. Maćkiem od sióstr z Macedonii, i teraz codziennie uśmiecha się do mnie znad biurka klasztornej celi. Dodatkowo regularny kontakt z Misjonarkami Miłości sprawia, że ta drobniutka Albanka nie pozwala o sobie zapomnieć.

Jest coś pociągającego w jej postaci - i wcale nie mam tu ma myśli jej charytatywnej działalności, ta jest bezdyskusyjna. Błogosławiona Teresa ma w sobie cudowny dystans do samej siebie, którego szczerze zazdroszczę. Była mocno przekonana o swojej zależności od Boga. Jej postawa wyrażała się słowach: "Musimy być jak rury". Nie ma znaczenia czy rury są ze złota, srebra czy plastiku, ważne jest tylko to, czy są drożne.

Pewnego dnia powiedziała do sióstr:


I wy i ja jesteśmy niczym - widać w tym niezwykłą pokorę Boga. Jest On tak wielki, tak cudowny, że posługuje się "niczym", aby ukazać swoją wielkość. Dlatego właśnie posługuje się nami. Musimy tylko, niczym rury, pozwalać na to, by przepływała przez nas Jego łaska.


Otrzymuję wiadomość od młodej lekarki, która pracuje na co dzień z ludźmi w trudnej sytuacji życiowej. Łączy rodzinne życie, z zawodową pracą. Specjalizacja z psychiatrii, świeżo obroniony doktorat i  ogromna wrażliwość. Zależy jej na swoich pacjentach, nie chce traktować ich jak kolejnych numerów w szpitalnych kartotekach.

Pracy w tej branży jest ogromna ilość. Kliniczne realia są czasem bezlitosne, bywa, że na jedną osobę ma się jedynie kilka minut, podczas, gdy chciałoby się jej poświęcić godzinę. Kobieta buntuje się, nie chcąc traktować ludzi jedynie przez pryzmat choroby, oprócz wypisywania recept i stawiania diagnoz, stara się także wesprzeć dobrym słowem. Są dni, że w pracy zostaje często dłużej niż powinna, choć nikt jej za to nie płaci. Taką postawę często nazywa się "nieprofesjonalną". I to nie tylko w tej branży. 

Rozmawialiśmy kilka razy na tematy związane z pomaganiem innym. Fragment e-maila:

(...)
Czasem wydaje mi się, że chcę, mało tego, muszę  komuś przekazać coś ważnego, "bożego" a wychodzi różnie. Na przykład wydaje mi się, że dana osoba ma jakiś problem, że to co powiem może być dla niej dobrem, mieć jakieś znaczenie. Niejednokrotnie okazuje się potem, że to było może nie trafione. Że ja chciałam aby moje słowa wydawały się natchnione, a ja najmądrzejsza. Nawet teraz chcę "dobrze" wypaść.

Nieraz obawiam się, że nie daję rady wypełnić tego, do czego mnie Pan Bóg posyła. Innymi razy nie odezwę się, nie chcę się narzucać, albo odpuszczam, bo tego dnia smutno i trudno (...)

Znam doskonale ten stan. Wielokrotnie miałem przeświadczenie, że komuś pomagam "mądrym słowem" czy swoim działaniem, a okazywało się, że wcale tak nie było. To takie Pawłowe: "chcemy dobrze, a wychodzi źle". Zdarzały także sytuacje, zupełnie banalne, nieistotne, gdy Bóg posługiwał się najdrobniejszymi rzeczami, które dla mnie wydawały się wówczas bezużyteczne.

***

W książce „Dzieci piszą do Boga” chłopiec napisał: „Panie Boże, robię co mogę. Twój Franek”.

Może wcale nie trzeba się spinać? Robić swoje i nie wchodzić w buty Stwórcy? Gdy widzę kres swoich możliwości, gdy mam wrażenie, że nawet słowa wyczytane w najmądrzejszych książkach nie wystarczą, pomaga modlitwa małego Franka: "Panie Jezu skoro postawiłeś na mojej drodze tego człowieka zrobię, co mogę. Nie mniej, nie więcej. Tylko Ty zajmij się resztą".


Módl się, zaufaj i nie martw się.
o. Pio




***

Za wspomnianą lekarkę pomódlcie się proszę, aby nie brakło jej sił i dobrych ludzi obok.



16 komentarzy:

nashim pisze...

to z rurami-bardzo fajne!nigdy nie słyszałam

angel pisze...

Właśnie ostatnio jestem w takiej sytuacji, że im lepiej chcę, im bardziej się staram, tym gorzej wychodzi... W takich chwilach pojawia się pokusa, by nie robić nic, bo i po co, skoro efekt jest odwrotny od zamierzonego? Wtedy najlepsze są chyba takie proste rozwiązania: "robię, co mogę i ile mogę", a Bóg niech się zatroszczy o resztę.

Dzięki, Ojcze :)

DR pisze...

czyli czasem wystarczy po prostu być obok,wysłać komunikat" jakby co to jestem"
słowa Ojca Pio jak zwykle przynoszące otuchę..
swoją droga jakie to znamienne im więcej człowiek ma w sobie pokory, skromności tym więcej potrafi wyprosić u Boga dla innych

dobrego dnia:)

Margaret pisze...

I ja zaufałam Bogu, mimo, że ciężko pogodzić się z tym co się stało w moim życiu. Najgorsza jest bezsilność, ale na tym etapie zrobiłam co mogłam.... A słowa o.PIO wezmę sobie do serca.Zyczę miłego dnia :)))Małgorzata

Belegalkarien pisze...

Czasem człowiek ma wrażenie, że może wszystko....raczej, że musi wszystko. Im bardziej próbuje, tym bardziej nie wychodzi. I przychodzi taki moment, że siada i wpada na genialne odkrycie: NIE JESTEM BOGIEM! Nie muszę wszystkiego, nie muszę zbawiać świata, bo Ktoś to już zrobił. To w takim razie idę na lody, a Ty się Panie Boże zajmij całą resztą... :).

Ks.Pawlukiewicz podczas jednej ze swoich konferencji opowiadał historię kleryka, który, będąc po pierwszym roku formacji, w rozmowie ze znajomą siostrą zakonną przyznał się, że on nie wie jak w tym seminarium dalej wytrzyma. bo jak sobie uświadomi, że on potem nie będzie mógł więcej wyjść nigdzie z dziewczyną, trzymając ją za rękę, albo z kumplami na piwo, albo na imprezę czy dyskotekę - to nie wie czy w ogóle w tym seminarium wytrzyma.
Siostra zapytała go czy rok jeszcze wytrzyma. On na to, że tak. Na to siostra czy do obłóczyn, a potem akolitatu wytrzyma. Na co kleryk, że wytrzyma. A siostra pyta czy do diakonatu wytrzyma, to już do święceń niedaleko - kleryk na to, że wytrzyma. Na co siostra odpowiada: "To w takim razie chodź na kawę, a On niech się martwi".

Tak jest, On niech się martwi, a ja idę na kawę :) Ktoś chętny? Zapraszam:)

Mountain pisze...

Modlę się za tą lekarkę. Cieszę się czytając o takich ludziach.

niesztuka pisze...

Wierzę w to, że Bóg posługuje się niektórymi ludźmi po to żeby dotrzeć do innych ludzi.Słowa bardzo pomagają, dają pocieszenie ale myślę że każdy musi doświadczyć Boga osobiście i mieć wolę, chęć żeby go poznać. Wtedy słowa nie pozostają tylko słowami. Jest wiele historii , które pokazują że warto podejmować ten trud i przybliżać ludziom Boga ale ostateczny krok należy do każdego z nas. Mamy być "solą ziemi" a świat zbawił już ktoś inny :)

z.dzbanem pisze...

"Za wspomnianą lekarkę pomódlcie się proszę, aby nie brakło jej sił i dobrych ludzi obok."

Się robi proszę Ojca :-)

Baś pisze...

Mały Franek rządzi! I jak tu nie uczyć się od dzieci?!:)
Moja refleksja z dnia dzisiejszego (choć nie na temat)- Bóg to potrafi posługiwać się ludźmi, nawet na uczelni! Z zajęć wyniosłam dziś więcej niż z niejednego kazania, choć bezpośrednio to prawie wcale nie było o Bogu:)

szklanka pisze...

I znowu bingo. W momencie, kiedy już nie wiem co wymyślić, żeby było jak najlepiej, żeby to wszystko jakoś ogarnąć i złożyć w całość a na końcu chociaż trochę być zadowolonym z tego co się zrobiło. Chyba czas, żeby zrobić herbatę i poczytać książkę, a Bogu zostawić resztę. To chyba też taka logika, żeby nie pozostać w samozadowoleniu z tego co robimy, bo w końcu nie naszą mocą ;)

asiaa pisze...

OK. Zrobiłam w tej sprawie co mogłam, resztę zostawiam Bogu... Nie jest łatwo tak zaufać, ale tak zrobię.

Anonimowy pisze...

I ja też tak zrobię moi drodzy.
Tak bardzo człowiek jest skupiony na tym, żeby wyszło, żeby podołać, żeby jeszcze troszeczkę wytrzymać...a petem sfrustrowany, zawiedziony i zły na siebie, że nie wytrzymał, że sił mu zabrakło. (zupełnie jakby chciał być wszechmocny) I nie zauważa takich drobniutkich pomocy...tłumaczy sobie, że to niby przypadek, zbieg okoliczności.
Poczułam to ostatnio i nie dałam się zwieźć przypadkowi. Pan Bóg czuwa...i wkracza, kiedy to wg Niego konieczne...nieomal namacalnie/Ka

Paoop pisze...

'Przypadek - maestria Boga':)

Mati pisze...

No dobra, a jakby tak Frodo Baggins w połowie drogi do Mordoru stwierdził, że już nie podoła, nie ma siły i niech sobie Pan Bóg ten pierścień niszczy jeśli ma ochotę?

Anonimowy pisze...

Super. Dzięki Ojcze że jesteś, dziękuję Ci za słowa, za bloga, za dzielenie się.
Wiem, że nie jest przyjemnie słuchać takich słów, że człowiek się zawstydza, ale muszę to napisać, bo chcę: Ojcze, jesteś mądry!
Byle więcej takich dominikanów, o takim pokornym, mądrym, apolitycznm podejściu do życia. Życia w którym szuka się tylko Boga.

gabrysia pisze...

nie tylko więcej takich Dominikanów ale i kapłanów diecezjalnych również....
pozdrawiam

Prześlij komentarz