- Czy wasi rodzice są wierzący? - zapytał o. Maciej Chanaka swoich podopiecznych przygotowujących się do sakramentu bierzmowania.
- Moi nie - odpowiedział jeden chłopak.
- To dlaczego przychodzisz do naszego klasztoru na formacyjne spotkania?
- Bo moi rodzice tego nie chcą!
Czasami się cieszę, że niektórym ludziom Pan Bóg dał naturę buntowników.
13 komentarzy:
Taki bunt musi zawierać w sobie odwagę i odrobinę szaleństwa.... Bez tego chyba byłby jak podpalona słoma. A tu siły i mocy ma wystarczyć już na zawsze. Taki bunt łaska :)
Bunt, jakikolwiek, czasami mobilizuje nas do robienia rzeczy, których bez tego bodźca nigdy nie odważylibyśmy się podjąć. Ale buntownicza natura też musi zostać okiełznana i poddać się kontroli człowieczego rozsądku, bo nie zawsze dobrze jest buntować się przeciwko wszystkim i wszystkiemu. Czasem bunt nie popłaca, może okazać się zgubny, prowadzić do wyborów i działań, których inni dokonują za nas, a które znacząco wpływają na nasze życie. Zostaje wówczas tylko satysfakcja, że nie poddaliśmy się ramom zasad. Ale nawet i ta niekiedy nie jest w stanie zaleczyć rany, która po wszystkim zostaje. Dlatego bunt musi mieć smycz, którą rozsądnie jesteśmy w stanie rozwijać w miarę potrzeb. Spuszczony ze smyczy może narobić więcej szkody niż pożytku.
@Zuza: Uważam, że masz całkowitą rację. Nie można patrzeć na bunt tylko jako na coś dobrego, z czego zawsze wyniknie "światło". Oczywiście, że zdarza się tak, że takie doświadczenie "niezgody" na coś pozwala na nowo spojrzeć, ale trzeba pamiętać o tym, że jednak bunt może sprowadzić człowieka na zupełnie odległą drogą, zarówno tyczy się to kwestii wiary, jak i innych. Bo znam też wielu nastolatków, którzy tak się buntowali, że w tym wszystkim się pogubili, ale wierzę w to, że jeszcze odnajdą drogę powrotną:-)))
Miałam podobnie. Nawet nie tak dawno, tylko już jako dorosła osoba. I ja nie nazwałam tego buntem ale zrobieniem na przekór. Powiedziałam do kogoś w myślach: "tak? nie chcesz mi tego zrobić, nie? to nie, to ja ci pokażę" I... niechcący mi to wyszło na dobre :)
A ja bym sobie życzyła więcej takich buntowników.Zamiast tego więcej obserwuję jednak takich sytuacji/rodzin, w których mama na siłę ciągnęła do kościoła w niedzielę a teraz..dzieci dorosłe i omijają kościół szerokim łukiem.A mama nie rozumie czemu:(
- kim sa twoi rodzice?
- są bardzo wierzacy
- więc dlaczego zabiłeś tego czlowieka?
- bo Bóg tego nie chciał...
tylko czy to jest właściwa "motywacja"???
Anonimowy: słabe
Ja myślę podobnie jak Zuza - istnieje chyba coś takiego jak bunt dobry i bunt zły. Bunt dobry to walka o siebie, zmaganie się z Bogiem na wzór starotestamentalnych proroków, pozwolenie na to, by przestać się mocno trzymać tego co pewne i bezpieczne. Dobry bunt "przewietrza czaszkę" i ukazuje nowe horyzonty. Znam wiele wspaniałych blogów ludzi młodych, którzy buntują się przeciwko różnym rzeczom, także w swojej duchowej relacji z Bogiem, no mam do nich słabość, bo są po prostu ludzcy i autentyczni, a przy tym naprawdę "Boży" ;) wiedzą też, że wszystko ma swoje granice, że można mieć różne relacje z Bogiem, rodzaje duchowości, spojrzenia na intymną więź z Najwyższym, jednak w kwestii "podstawy", fundamentu (jakim jest wiara Kościoła) trzeba wszystko przyjąć z pokorą. Zły bunt - to taki, który uderza w fundament, może zniszczyć życie duchowe w nas, być bolesną ucieczką od rzeczywistości.
Pozytywni buntownicy - łączmy się :)
I tak bywa. O zazdrości do jezuitów możecie poczytać:
http://dominikanie.pl/blogi/krzysztof_palys_op_opowiesci_z_betonowego_lasu/
Można też posłuchać - rozmowa z o. Krzysztofem (m.in. o buncie;))
http://www.jaroslaw.dominikanie.pl/pliki/opz-2010-11-02-od_buntu_do_sensu.mp3
Ojciec powinien być uważam częściej zapraszany do takich rozmów:)życzę wszystkim świętości!
Przystań. Przystań!
zazdrość do jezuitów zazdrością, u nas ostatnio na jezuickich Dniach Młodzieży konferencje mówił.... dominikanin właśnie....- o. Nowak OP.
można? można!
Prześlij komentarz