poniedziałek, 8 października 2012

Pijawki jedzone z miodem

O świętej rutynie i samotności.














Pewien mężczyzna przyznał się dziennikarzowi, że podczas pobytu w Azji wielokrotnie zdarzało mu się jadać pijawki moczone w miodzie.
- Pijawki z miodem? - zdziwił się dziennikarz. - Jak smakują pijawki z miodem?
Mężczyzna zastanowił chwilę, po czym stwierdził:
- Tak jak pijawki jedzone z miodem.

Bierz życie takie jakie jest, bez pretensji, nadmiernej psychoanalizy, nadąsania, w myśl Bożej zasady, że to co jest, jest przecież najlepszym nauczycielem. Prostota w przeżywaniu świata.

Kila miesięcy temu rozmawiałem z zaprzyjaźnioną teolog ze Szczecina Małgorzatą Wałejko o tym, że nasze życie częściej składa się z tych samych i powtarzalnych czynności, niż z ekscytujących wrażeń. Gosia trafnie zauważyła, że właśnie z tego wszystkiego co tak bardzo człowiekowi ciąży, czyli z rutyny i z samotności, Maryja uczyniła swoją drogę do świętości.


29 komentarzy:

Kasia Sz. pisze...

Przyznam się szczerze, że ja też uważam, że zbytnia psychoanaliza męczy, choć oczywiście niektórym terapie pomagają.

Anonimowy pisze...

NO to ja tradycyjnie podkład muzyczny dam :) Bez wizji zdecydowanie lepiej :)
Dobrego tygodnia!
http://www.youtube.com/watch?v=g_orMKHMaBU

Anonimowy pisze...

A jak to ciągle nie pomaga, moja Kochana Asiunia rzecze: "wyluzuj rajty" i od razu się człowiek prostuje :))))

zalondziej pisze...

Oczywiście. Niektórym pomagają nawet terapie psychoanalityczne. Jeśli tylko wytrzymają (również finansowo), bo krótkoterminowa trwa tam rok. Ale po co ja to piszę, skoro Ojciec i Kasia Sz. pisząc o psychoanalizie mieli pewnie na myśli analizę psyche.

Amol pisze...

Nie mam zaufania do psychoanalityków, uważam że sensowniejszą i uczciwszą terapią jest behawioralno-poznawcza.

Anek pisze...

Właśnie czekam na uczelni 5,5h na zajęcia:-) Dzięki za ten wpis:-)

Amol pisze...

Na jakiej uczelni jesteś?

Mgiełka pisze...

Rutyna codziennego dnia zaczęła mi bardzo ciążyć. Nadarzyła się okazja wzięcia udziału w ekscytującym projekcie. Wszystko byłoby fajnie tyko, że im bliżej realizacji, tym częściej myślę, że jest mi to do niczego niepotrzebne. Może to zwykły strach przed nieznanym, a może proste życie bez fajerwerków jest dla mnie lepsze?

nashim pisze...

Padre i jak Ci się podobało "Jesteś Bogiem"?

Anonimowy pisze...

Prostot w przeżywaniu świata? to wszystko ładnie brzmi, a jak jest w praktyce? zgadzać się na to co mamy? czy walczyć o więcej, o swoje marzenia? a może nie zgadzać się na zło, które nas otacza? nie pozwalać na niszczenie swojego życia przez innych?

TaxiDriver pisze...

Anonimowy: nie oczekuj odpowiedzi zerojedynkowych. Zapytaj Pana Boga.

Wieża Ryb pisze...

Ja myślę, że każdy dzień jest inny :) Tylko trzeba to zauważyć, zauważyć właśnie tą prostotę, i podziwiać to co stworzył Nam Bóg, a co przycmiły "współczesne czasy".
Słynny przecież Merton:
Na przekór dekadom monastycznej rutyny mógł on doznawać (...) uczucia szczęścia z powodu najmniejszych zmian czasu i temperatury, które czyniły każdy nowy dzień innym i jedynym w swoim rodzaju.

o. Krzysztof pisze...

@Nashim: podobało, nawet bardzo. A Tobie?

nashim pisze...

@o.K.P.
hip-hop, to nie moje klimaty, ale film jest bardzo dobry, a aktor grający głównego bohatera jest po prostu genialny; czeka mnie jeszcze jeden seans z moimi gimnazjalistami;

Paoop pisze...

A ja myślę, że odpowiedź jest 'jedynkowa'. O wszystko trzeba walczyć (albo przynajmniej starać się); walczyć o siebie jest chyba najtrudniej. Jednak nasze bycie lepszymi zależy przede wszystkim od nas samych:)

@o.K., Nashim: wtrącę się... Bez przesady z tym "bardzo";)... Mnie film nie zachwycił. Wybaczcie:)

Anonimowy pisze...

A w ogóle Ojciec to byś się za nas pomodlił. Tak troszkę. Nie byłoby źle.
Za całe dorosłe i niedorosłe bractwo czytactwo.
Zima idzie. Wiosny trzeba mądrze doczekać.
No i nawzajem, rzecz jasna.
O scholę żeby pięknie śpiewała.
Za tych co swoich nie kochają. Bo to się tak prosto mówi kochaj, swoje mniej lub bardziej oswojone róże. A ja sobie myślę, pięknie, przynajmniej wiem skąd mam ciągle te kolce w łapach.

Anonimowy pisze...

Spadam już spadam, już. Bo Ojciec ostatnio wymija slalomem pytania. Co z tego że nie moje.

Agu pisze...

chcę pokochać tę rutynę, tę prostotę, chcę ją wybrać

o. Krzysztof pisze...

@Anonimowy: czy jesteś w stanie "wyciąć" całe zło które Cię otacza? Zrób ile możesz, a resztę zostaw Duchowi Świętemu i przyjmij to czego zmienić się w danym momencie nie możesz. Cierpliwość i pokora - to klucz do wszystkiego.

Zabieram Was na poranną mszę świętą. Śpijcie dobrze
+

Aleksandra pisze...

Matka Boża-graffiti z kaliskiego placu św. Józefa. Będąc kilka dni temu w moim Kaliszu zauważyłam tą nową wrzutę na ścianie i zrobiłam sobie zdjęcie telefonem. A teraz widzę ja tutaj -Bóg ostatnio robi mi miłe niespodzianki :)

sygnaturka pisze...

Po różnych perypetiach bardzo sobie cenię rutynę dnia codziennego. Kiedy dzieje sie coś "innego", niespodziewanego w życiu - cieszy mnie, ale tęsknię to chwil, kiedy dzień ma swój porządek, do pracy, powrotu do domu na rowerze, do cicho grającego radia, kota i własnego mieszkania.

basiek pisze...

Ja również lubię swoją rutynę praca,dom,późny obiad spacer z kijkami ze znajomymi potem zwykłe domowe czynności i czasami uda się wypić kawę w miłym towarzystwie no teraz pomiędzy pracą a kijkami dochodzi różaniec w kościele i obiad zjadam w 10 minut ale idzie to wszystko pogodzić i też jest dobrze pobyć z fajnymi ludźmi w pracy pomieszkać trochę w domu,spotkać się prawie z tymi samymi znajomymi i chętnie pójść do swojego kościoła można to wszystko pogodzić i być zadowolonym:)

Anonimowy pisze...

@ o.K.P
Jesteśmy wdzięcznym bagażem na każdą okoliczność, na co dzień i od święta ale ok nie ma co przeginać.
Bóg zapłać serdeczne.
+

Anonimowy pisze...

Hm... ? Trochę to rozumie, a trochę nie. Trochę się zgadzam z tym, ale ta pozostała część, to trochę-reszte w ogóle mi "nie leży'.

Jakiś czas temu był artykuł "siostrzany" do tego. O narzekaniu, o frustracji z monotonii życia itd.

Ja osobiście staram się umysłem przyjmować tą "fatalną" dla mnie codzienną rutynę. Praca - dom, odpoczynek bo bez niego nie potrafiłbym wieczorem się umyć, coś zjeść, i spać. Kolejny dzień i znowu praca i myśl byle do soboty do rana i "może chwilę w sobotę pośpię". W sobotę nic się nie dzieje. Zero znajomych (no na fejsie to są, bo jakby nie), a o przyjaciołach nie wspominając. A w robocie dzień w dzień to samo, jak automat, który jest zaprogramowany na dane czynności, nawet na przerwę mi przysługującą już co do minuty mój żołądek mi daje znać (ssie mnie z głodu).
Myślę sobie, może wreszcie jakiś mały awans w pracy (ogólnie pracy się nie boję) - ale nic z tych rzeczy, bo jak się mawia: "rąk i nóg w obecnych czasach mieć nie trzeba, ważne by mieć plecy", i to "przysłowie się sprawdza.
Ale każdy koniec zmiany to jest w mniejszym czy większym stopniu westchnienie do Boga za kolejny przepracowany dzień, tydzień, miesiąc.
Jak nie czuć frustracji i zażenowania jak wszystko dookoła pędzi, wydziera sobie z rąk, skacze do gardła?

Ogółem staram się zachowywać jakiś optymizm i słowa "miej dystans oraz śmiej się z tego" sobie powtarzać pomagają...

Pozdrawiam :)

Amol pisze...

A masz jakieś rzeczy z które dają ci radość? Choćby najdrobniejsze?

Anonimowy pisze...

Sadźmy róże, Anonimowa Przyjaciółko, sadźmy róże...

Anonimowy pisze...

Nie tylko Maryja...zdaje się, że także jedna z kobiet w otoczeniu Mertona - bodajże ciotka (może mylę) potrafiła uświęcać codzienność. Jest na ten temat fragment w siedmiopiętrowej górze...

Anonimowy pisze...

A ja lubię to co robię lubię ludzi których spotykam lubię Was wszystkich piszących i czytających:) Pozdrawiam :)))

Anonimowy pisze...

graffiti w jednej z uliczek Kalisza niedaleko sanktuarium sw.Józefa coś piękngo :)

Prześlij komentarz