piątek, 30 listopada 2012

Mam swoje tajemnice

Nie potrafisz się modlić? Chwyć do ręki różaniec i trzymaj. To wystarczy.









Wczoraj otrzymałem poruszający list. Za zgodą autorki postanowiłem zamieścić  fragment, pomyślałem, że jej świadectwo może być cenne także dla kogoś z Was.

(…)
Wchodzę na dominikanie.pl, patrzę, a tu wpis na Betonowym Lesie. Czytam... I myślę. Myślę dlaczego rozpaczamy, kiedy ktoś bliski umiera, albo wyżera go choroba. Przeżyłam właśnie to samo. Nie wiem, czy jest jakieś fatum. Ciągle ktoś umiera..

Dokładnie tydzień temu, moja 24 letnia siostra zmarła. Pękły jej tętniaki w głowie o których nie wiedziała. 3 miesiące temu był jej ślub. Ojciec, który udzielał im ślubu, odprawiał również Mszę na pogrzebie z dwoma innymi księżmi. Kazanie jak zaczął mówić, piękne słońce z za chmur się przebijało.

W szpitalu była podłączona pod wszystkie możliwe aparaty. Trzymając ją za rękę prosiłam Boga by ją oddał. Nie posłuchał. "Bądź wola Twoja".

Też ciągle tego nie rozumiem dlaczego ona. Oddałabym życie za nią, by mogła być szczęśliwa dalej. Ale co ja mogę? Tak na prawdę nic nie mogę, prócz zaufać i trwać w modlitwie za nią. Nie jest łatwo. Zżyłyśmy się bardzo ze sobą ostatnio, codziennie pisałyśmy, albo rozmawiałyśmy. Więc osobą, które pisały do Ojca, proszę przekazać, że modlitwa na różańcu pomaga. Nie lubiłam tej modlitwy. Jedna wielka monotonia, też mi coś. Kiedy już zmarła, nie mogłam się pogodzić z tym. Bałam się jej pogrzebu. Potrzebowałam iść wtedy do spowiedzi, ale miałam ogromną pustkę w głowie, nie znałam swoich grzechów. Nie spałam. Znajomy ksiądz mi powiedział: „chwyć za różaniec”. Nie lubię tej modlitwy, ale wzięłam różaniec do ręki i zaczęłam odmawiać, obraz przed oczami był ciągle ten sam, czyli moja siostra w szpitalu leżąca nie przytomna. Ale ten różaniec pomógł mi w końcu zasnąć, przez co miałam siłę na spowiedź świętą. Ten różaniec dodał sił by przeżyć ten pogrzeb.

Dalej nie mogę poradzić sobie z uwierzeniem co się stało, dopada mnie rozpacz, mam ochotę rzucić wszystko, jednak z ufnością muszę jakoś przez to przejść. Obawiam się wszystkiego, ale wiem, że nie idę sama…

Niech się nie poddają inni, którzy piszą do Ojca. Wiem, że nie jest łatwo, ale idę przez to samo. Myślę, że czasem lepiej nie wiedzieć, że jest się chorym. Wtedy się żyje i nie spodziewa nic, a z drugiej strony, kiedy się wie, że jest się chorym, docenia się w końcu życie.
(…)

Niektórzy święci mówili, że Bóg zabiera człowieka, kiedy jest to dla niego najlepsze. Są takie sytuacje, gdy On kocha kogoś tak bardzo, że chce go mieć u siebie jak najszybciej. Śmierć nie jest ostatnim słowem. Jest rozłąką, dramatycznie trudną, ale jednak rozłąką. Przyjdzie taki czas, że z tymi, którzy odeszli, spotkamy się po tej drugiej, lepszej stronie. Tam nie ma już śmierci, samotności i bólu.

To wszystko prawda, tylko że w takich momentach słowa są za jednak małe, niewystarczające, odbijają się od człowieka jak od szyby. Bez modlitwy nie sposób złapać właściwej perspektywy. W takich momentach zastanawiam się nawet za kogo należy się modlić bardziej, za tych co odeszli pojednani z Panem czy z nas, którzy tu zostaliśmy? To oni żyją, a my umieramy.

Jeden ze współbraci był w odwiedzinach u znajomego, którego niespodziewanie przygniotła depresja i znalazł się nagle w szpitalu. Witając się wręczył mu prosty, drewniany różaniec.
- Nie potrafię się na nim modlić – wyszeptał mężczyzna.
- Nie szkodzi. Chwyć do ręki różaniec i trzymaj. To wystarczy.

Nie potrzeba nic więcej.

***

„Mam swoje tajemnice” – mówią bohaterowie filmików wykonanych przez grupę ewangelizacyjną Refidim związaną z krakowskimi dominikanami. Kilkunastosekundowe obrazy zachęcają do różańcowej modlitwy i są naprawdę znakomite.

Nie trzeba wszystkiego rozumieć, ogarniać słowami, to co najważniejsze najczęściej znajduje się pomiędzy nimi.


40 komentarzy:

HGW pisze...

Jak mawiał klasyk: wódki i różańca nie odmawiam. Zdarza mi się jednak łamać stereotypy, różaniec najlepiej lubię w drodze.

HGW pisze...

Filmiki ciekawe. Ciekawią mnie jeszcze dwie sprawy: czy dziewczyna ma chłopaka? I jakie papierosy pali drugi bohater?

Anonimowy pisze...

to ja mogę tylko potwierdzić, że to działa. Nie pamiętam już kiedy to było, czy w tym roku czy w ubiegłym się zaczęło, ale z tym różańcem to genialny sposób, nie jest wykluczone, że z tego bloga, czy strony dominikanów. Tyle osób szuka nowych metod, medytacje i inne cuda wianki, nie neguję, każdy szuka ... Nie sądziłam, że będzie to nieodłączny element mojego dnia, rano czasami półprzytomna chwytam i jest niesamowity spokój. Polecam!

Magdalena pisze...

Pozostaje mi tylko ogarnąć modlitwą osobę, która napisała tego maila i prosić o nadzieję, wiarę i siły dla niej a jednocześnie dla wszystkich osób, które Tak trudny czas przeżywają. Sama owijałam rękę różancem, kładąc się do spania osnuta ciemnością i bólem. Tylko wtedy byłam w stanie zasnąć. "Chwyć do ręki różaniec i trzymaj. To wystarczy". Tak właśnie było.

Anonimowy pisze...

a to palenie papierosów nie jest grzechem?... :D
Drugi bohater całkiem przystojny ;) a dziewczyna ma ładny kolor paznokci ;)

Bart pisze...

Nałóg nie jest grzechem.

Everlast pisze...

Uważam, że wątek z papierosami jest świetny! Pokazuje normalność nas katolików. Dajesz życie Bogu jakie masz - cytując autora bloga.

Alfama pisze...

piękny list i piękne przesłanie, też się chwytam różańca i dzięki temu żyję...

D. pisze...

A ja sobie wyrzucałem trochę jak kładę się z różańcem do łóżka i nie zawsze się modlę, pewnie z lenistwa... Ale tak dobrze mi z nim. Może czas przestać robić sobie wyrzuty?
Czasem też przypominam sobie historię bodajże ks. Twardowskiego, który przerzucał szybko paciorki... (może to z Świateł Miasta wyczytałem?) Zapytany, czemu tak szybko odpowiada - "bo na każdym tylko mówię: Jesteś... Jesteś... Jesteś..."
Ale z lenistwem (także tym duchowym) dalej chcę walczyć, a nie wychodzi...
Dużo Łask na Adwent wszystkim.

Marysia pisze...

Prawda to. Też nie umiem się modlić na różańcu - nudzi mnie, niecierpliwi, uciekam myślami.
Więc na początek trzymałam go tylko w dłoni, zasypiałam.
Powoli zaczynam się nim modlić.

Dzięki za mądry, potrzebny temat.

Anonimowy pisze...

W sumie różaniec jest strasznie ciężki, czasem ciężko go wytrzymać, ale czasem zostaje już tylko on. Wszystko pomału się wali, a różaniec trzyma i nie pozwala się w tym zatracić.

Tak to już chyba jest, że to co jest najtrudniejsze czasem ratuje jak ostatnia deska ratunku.

Zajebiście, że jest takie coś jak Różaniec.

Student z Poznania

Anonimowy pisze...

Nie potrzeba nic więcej. Nie potrzeba nic więcej! NIE POTRZEBA NIC WIĘCEJ!

DR pisze...

może to zabrzmi patetycznie, ale trudno..chciałam tylko napisać, że jak jest mi źle to biorę różaniec do ręki i mam wrażenie, że trzymam za rękę Pana Boga, robi się jakoś lżej
dziękuję za wpis i za list Autorki
pozdrawiam

o. Krzysztof pisze...

Anonimowy: rozumiem entuzjazm, ale trzymaj poziom jeśli chodzi o język.

szapieg z krainy deszczowców pisze...

Dzięki za to świadectwo. Cenne...
To chyba jedno z najgorszych możliwych spotkań(ze śmiercią, bólem, bezsilnością)Tajemnicy można dotknąć. Albo też zatopić się w pustce i niezgodzie z rzeczywistością która jest.
Bezradność, po spotkaniu z którą człowiek zmaga się sam ze sobą- nie chcąc pogodzić się z faktem że jest tylko stworzeniem. Że nic tu na ziemi, nie jest jego.Ani rzeczy, ani czas, nawet sam do siebie nie należy(w pewnym sensie).
To jest nie do przejścia samemu. Dotknięcie najgorszego cienia swojego jestestwa. To jest zbyt straszne zbliżać się do własnego dna, bez Maryi. (Taka czarna dziura wciągająca, do centrum bezładu i niewiary)
Ale jest jeszcze Ta łaska. Jakiś człowiek, jakieś zdarzenie, modlitwa za siebie wzajamnie. Wyrywająca z tego. Dająca siłę do tej zgody. Dająca pokój, oczyszczająca, uzdrawiająca. Dzięki której możemy stanąć podad tym wszystkim czego już nie możemy. Nie wiem, może różnie to jest u każdego. Ja myślę że powiedzieć Bogu "bądź wola Twoja"w całej swojej głębi i pewności swojego życia- to bez bez pomocy Maryi prawie że niemożliwe.
Maryjo! Módl się za nami...

Anonimowy pisze...

Kiedy wszystko jest jako tako, to mi się nie chce, a jak przychodzi strach i bezsilność, wtedy łapię... Głupio, ale niestety takie są fakty. A na tej stronie podajmniedalej nie działają żadne linki.

Anonimowy pisze...

Myślę, że piękne świadectwo odmawiania różańca zostawił po sobie Frassati:
"Pier Giorgio i jego różaniec. Nierozłączni.
Jakże często Go używał, przy ilu okazjach. Na wycieczce zaczyna modlitwę w dolinach, w czasie podejścia, w schronisku, na stoku, i wszyscy mu odpowiadają - jego towarzysze, a nawet oby spotkani na drodze, którzy, najpierw zdziwieni, zaraz zaczynają podziwiać jego wiarę szczerą i niezmąconą. Jest też inny sposób odmawiania (...)na kolanach, u nóg łózka umierającego kolegi lub samotnie na bulwarach Turynu. Idzie na spacer po mieście Można myśleć, że oddaje się marzeniom, ale on tymczasem przebiera paciorki w kieszenie płaszcza. Wydaję się, że w czasie powrotu z wycieczki w pociągu drzemie z twarzą zwróconą ku oknu. Patrzący na niego z bliska widzą jednak, jak porusza ustami i przesuwa paciorki swojego dużego różańca."

Anna K. pisze...

Piękny list, ja też pomodlę się dziś za tę dziewczynę, autorkę listu i za jej siostrę (za siostrę o wieczny odpoczynek).

Co do różańca - sto procent racji.

Chciałam tylko dodać, że moim zdaniem Bóg nie powołuje do siebie przedwcześnie ludzi, nie powoduje, że ktoś choruje i umiera albo ginie w wypadku albo w inny sposób. Nie jest tak, że "Bóg tak chciał", bo Bóg tak nie chciał. Nie chcę nic narzucać, bo może ktoś znajduje ulgę właśnie w myśleniu, że "Bóg tak chciał". Wobec tego, niech ten ktoś nie zgadza się ze mną.

Chcę powiedzieć jednak, że jak dla mnie, o wiele bardziej pocieszające jest, że "Bóg tak nie chciał", niż że "Bóg tak chciał" i ma o wiele większy sens. Zawsze tak czułam, a ostatecznie upewniłam się przeczytawszy książkę pt. "Kiedy złe rzeczy zdarzają się dobrym ludziom" (autor: Harold S. Kushner).
Oto link:
http://merlin.pl/Kiedy-zle-rzeczy-zdarzaja-sie-dobrym-ludziom_Harold-S-Kushner/browse/product/1,138806.html

Autorem jest rabin żydowski, który stracił synka (po długiej i nieuleczalnej chorobie tego synka). Wcześniej wzywany był non stop do ludzi, którzy przeżyli różne tragedie i starał się ich pocieszyć, jak tylko umiał, oczywiście najbardziej ludzie oczekiwali, żeby jako rabin pocieszył ich w świetle wiary. Niestety, odkrywał, ku swojemu przerażeniu, że i ci ludzie i on sam mają obraz Boga jako kogoś bezlitosnego, kto zabiera ludzi, powołuje ich do siebie z jakichś sobie znanych powodów, nie zważa na modlitwy bliskich proszących o uzdrowienie chorych i tak dalej. Miał gdzieś w głębi niezgodę na taki obraz Boga, czuł, że jest on krzywdzący, i że takiego Boga, na logikę, nie można tak naprawdę kochać, można się Go tylko bać, a Bóg przez to cierpi, bo nie chce, żeby ludzie modlili się do Niego ze strachu i nie rozumieli Go. A do tego jeszcze ten rabin przeżył osobistą tragedię i wreszcie zrozumiał, że Bóg taki nie jest. I o tym jest ta książka: pełna miłości i wiary w Boga, który jest w jakimś wymiarze bezradny (i to jest najważniejszy aspekt), ale zawsze jest przy człowieku i zawsze mu pomaga i nie opuszcza go. Książka napisana jest stuprocentowo w zgodzie z Pismem Św. i wydana jest przez Wydawnictwo Księży Werbistów (Verbinum).

Dlatego polecam ją wszystkim. Mnie przyniosła ulgę w najcięższym i najbardziej dramatycznym czasie mojego życia, może i innym przyniesie. CDN.

Anna K. pisze...

W książce ciekawa jest bardzo interpretacja tego rabina dotycząca fragmentu Pisma Św. mówiącego o historii Hioba oraz o tych dwóch przyjaciołach, którzy przyszli pocieszyć Hioba. Nie chcę uprzedzać faktów, najlepiej samemu to przeczytać, ale myślę, że to, co pisze ten pastor o "pocieszycielach Hioba" może być bardzo pomocne też dla osób takich jak o. Krzysztof, które ciągle proszone są o wspieranie osób, które cierpią. W skrócie: ci dwaj przyjaciele, którzy pocieszali Hioba, chcieli dobrze. Pocieszali tak jak umieli najlepiej. Dobrze, że w ogóle przyszli, a nie odwrócili się od niego, bo wielu odwraca się od ludzi w cierpieniu, nie wiedzą jak się zachować, wstydzą się itp. A ci przyszli. Tylko to pocieszenie, które mieli dać, nie było zbyt dobre, bo zajmowali się raczej bronieniem Boga, a to cierpiącemu niewiele pomagało. Natomiast, jak pisze autor, kiedy ktoś zrozumie jaki Bóg jest a jaki nie jest, to wtedy wie jak (na ile to możliwe) przynieść cierpiącemu bliźniemu ulgę skromnymi środkami, zwykłym wysłuchaniem, empatią (czy coś). Książkę czytałam z 8 lat temu, więc nie mogę przytoczyć konkretnie, ale myślę, że naprawdę warto ją przeczytać, jest cieniutka i z linka w Merlinie wychodzi na to, że tania, bo 15 zł.

Oczywiście, każdy ma swoje sposoby, a różaniec jest jednym z najlepszych. Myślę, że różaniec też przekazuje to, co ten rabin przekazał w książce: Bóg (Matka Boża) jest obok człowieka i przechodzi razem z nim przez cierpienie, pomaga mu jak umie duchowo, pomaga nieskończenie, choć wobec tragedii jest bezradny, tak jak i człowiek. Jak modlimy się na różańcu albo trzymamy go w ręku, to jesteśmy dalecy od traktatów w obronie Boga pod hasłem: "Bóg tak chciał", tylko czujemy, że Bóg tak nie chciał, i że też z nami cierpi, ale jest nadzieja, że to cierpienie kiedyś straci na ostrości i będzie można jakoś pozbierać się i żyć.

Mnie kiedyś, w wielkim cierpieniu, przyniosła ulgę myśl, że Jezus przeszedł też przez to samo. Łącznie z tym, że nie chciał cierpieć i nie potrafił sobie pomóc, cierpienie było zbyt wielkie na Jego siły (w Ogrojcu). I wtedy nawet On potrzebował pomocy z zewnątrz i o nią prosił. Prosił uczniów, aby z nim pobyli, ale to dało tylko chwilową ulgę, a tak to pozostawał sam ze swoim cierpieniem. I też szukał tej ulgi i był bezradny i modlił się i dopiero te ulgę przyniosło to, że przyszedł do Niego anioł i Go pocieszył. A więc, Jezus także zna smak tego, co my. Dlatego w cierpieniu można Go prosić, by pomógł i On to zrozumie i pomoże nam. Pomoże na sposób duchowy, bo nie zawsze może, nawet jako Bóg, pomóc w sensie fizycznym. Nie wiem dlaczego czasem zdarzają się cuda, a czasem nie. Po prostu w tym świecie rządzą jednak prawa fizyki, medycyny itp. i trudno na to coś poradzić. Bóg tak nie chce, ale też nie zawsze może na to coś poradzić.

Nie wiem na ile pocieszyłam kogokolwiek. W każdym razie jestem za tym, żeby trzymać różaniec w ręku, choćby tylko trzymać, a to już pomoże. Sama czasem też tak miałam, że tylko trzymałam i czułam ulgę. A oczywiście jak da się radę modlić na nim, to jak najbardziej.

Anonimowy pisze...

Ja odejdę od tematu troszkę i chciałam wszystkich zaprosić do odsłuchania rekolekcji adwentowych o.Szustaka" Nocny Złodziej".Po odsłuchaniu pierwszego odcina czuję ,ze będą to jedne z lepszych rekolekcji w jakich uczestniczyłam.
Wszystkie wiadomości są na facebooku można tylko wpisać nazwę wydarzenia lub wejść na langusta na palmie .Myślę ,że ojciec nie pogniewa się za taką prywatę

Anonimowy pisze...

Wejść na langusta na palmie? Ale przecież na palmę weszła langusta. Nic nie rozumiem. Zeszła z palmy i weszła na księgomordzie? Kiedyś na rekolekcje chodziło się do kościoła. Trzeba było wyjść z domu, a nie wpisywać nazwę wydarzenia. Czy my jesteśmy w Pakistanie? W Australii? W Kazachstanie? Tak, rozumiem, ojciec Szustak głosi najlepsze rekolekcje na świecie. Głosić trzeba wszystkimi środkami. Ojciec Szustak jest jeden, a chętnych do posłuchania go wielu. A FB to nie Stadion Narodowy.

Ósemka pisze...

Rzecz w tym, że wszystko możliwe i niektórzy pewnie są. Albo mają grypę, albo nie mają najmniejszej ochoty iść do jakiegokolwiek kościoła ale sprawdza o co chodzi z tym nocnym złodziejem. Daj szansę.
Nie z sympatii do o.Szustaka, tylko z głębokiego przekonania co do wartości odsłuchiwania kazań i rekolekcji w internecie. Niekoniecznie langustowych, to już jak kto lubi i chce.
Generalnie - uprasza się o nie strzelanie z trepa w dłoń kładącą cokolwiek na stole. Zwłaszcza jak drobna i po dziewczęcemu delikatna. Kość można strzaskać.

Rita pisze...

Moja Mama spędziła ostatnio bardzo wiele miesięcy w Warszawskim szpitalu Bielańskim. Opowiadała mi, że kiedy się modliła na różańcu, bardzo często ktoś z personelu dołączał się do niej i odmawili wspólnie - od salowej poprzez pielęgniarzy i pielęgniarki do samego profesora! Była tym bardzo mile zaskoczona. Państwowy szpital...
I ja doświadczyłam mocy różańca - choćby tylko trzymanego w ręce. Nie ruszam się bez niego nigdzie.

o. Krzysztof pisze...

Anonimowy: na tym blogu reklama dobrych rzeczy jest zawsze mile widziana, a jeśli już dotyczy moich Braci to nawet wskazana :) Pozdrawiam adwentowo

Anonimowy pisze...

Bracia to my wszyscy chyba, i Siostry. Że Dominikanie bardziej też wiem i się nie dziwię. A jeśli po pierwszym odcinku wiadomo, że rekolekcje takie dobre, że jedne z najlepszych, to już zwłaszcza. Ojciec Szustak posłuchanie ma u mnie wielkie i szacun. Mimo wszystko jednak się martwię, że wspólnoty to teraz są głównie Mordoksięgi albo kręgi Gugla. Pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

Chciałam dobrze ,wydaję mi się ,że w tych czasach takie rozwiązania są potrzebne np:Ja nie mam rekolekcji adwentowych w parafii ani wielkopostnych też nie będę mieć ,może wezmę udział w jakichś w pobliskiej parafii ,lub w miarę możliwości ,choć to mało realne dojadę do Krakowa.
I dziękuję ojcze za pozdrowienia adwentowe aż cieplej się na sercu zrobiło;)i też pozdrawiam a i mam nadzieję na jakieś kolejne do odsłuchania rekolekcje bo te ostatnie dużo do myślenia dały.

Anonimowy pisze...

@Anonimowy z 12:46. Kręgi Google'a to jednak nie kręgi w zbożu. A tylko zmartwiła się Siostra Anonimowy z 16:53, w pierwszy dzień Adwentu. Ech, dzieci Boże.

Anonimowy pisze...

No tak jestem dzieckiem Bożym

Unknown pisze...

Ja kilka razy byłam na pielgrzymce na Jasną Górę. I podczas drogi każdego dnia stałym punktem jest modlitwa różańcowa z wieloma intencjami. Przez pierwsze dwa (może trzy lata) ten etap był niemal etapem pokutnym... trudnym - jak w cytowanym liście napisane - ta monotonia mnie zabijała. Jednakże kolejne pielgrzymki przeobrażały moje doświadczenie modlitwy różańcowej. 'Ten drewniany Różaniec' przestał ciążyć! Nawet mogę powiedzieć, że dodawał skrzydeł. Piękna modlitwa.

Anonimowy pisze...

Co do różańca ,to ja miałam tak samo i chyba to się nie zmieniło ,że różaniec zawsze był dla mnie ciężkim etapem.Jakoś od dzieciństwa nie lubiłam różańca ,jeszcze nie mogę się do niego przekonać .Jednakże podjęłam wyzwanie i trzymam go na ręce,może polubię tę modlitwę .

szpieg z krainy deszczowców pisze...

Ojcze, (mam nadzieję nie wyrzuci mnie za to) Napisał, że reklama dobrych rzeczy może być.
Nie zwracajcie uwagi teraz na to skąd(nie będę tu onetu reklamować)ale do tego warto zerknąć.Wywiad trochę długawy, ale myślę warto przeczytać.
http://tygodnik.onet.pl/32,0,78718,artykul.html

basiek pisze...

Bycie obok bliskiej i umierającej osoby to bardzo trudne doświadczenie. Zaledwie kilka lat temu kiedy mój tato leżał na intensywnej terapii te 10 dni czekania czy się obudzi i będzie żył czy odejdzie były okropne. Patrząc z boku na bliską nam i cierpiącą osobę to najpierw modliłyśmy się z mamą o cud by wyzdrowiał i wyszedł z tego potem z każdym następnym dniem traciłyśmy nadzieję i widząc jak się męczy to zaczęłyśmy się modlić o to by Matka Boża ulżyła mu w cierpieniu i zabrała go do siebie to była naprawdę
bardzo trudna modlitwa. Choć tato mój w tym okropnym roku po raz może siódmy miał skierowanie do szpitala to nie wiadomo dlaczego mama namówiła go by może wezwać księdza by się wyspowiadał czemu akuratnie tym razem ale tato się zgodził. Rano lekarz potem ksiądz potem przyjeżdża po niego karetka zabierają go i pod domem traci przytomność i niestety już jej nie odzyskał. Zmarł w święto Matki Bożej Bolesnej piętnaście minut przed północą kiedy ja z mamą odmawiałam w domu różaniec ,wierzę że to właśnie nasza Matka Boża zlitowała się nad tatą i zabrała go do siebie by mu ulżyć w cierpieniu. A modlitwa jakakolwiek myślę a szczególnie różaniec koi ten nasz ból i bycie blisko Pana Boga pomaga nam w tym cierpieniu. Sama od dłuższego już czasu nigdy nie rozstaję się z różańcem zawsze mam go w kieszeni rano często odmawiam koronkę a nie raz różaniec choć by dziesiątkę z różańcem czuję się pewniej i bezpieczniej to takie uczucie jak chodzenie małego dziecka za rękę z kimś dorosłym by czuć się bezpieczniej takie znaczenie ma dla mnie różaniec. Miłego dnia wszystkim życzę :)

Anonimowy pisze...

@szpieg: czytałam ten wywiad już tydzień temu. jak dla mnie jest na prawdę mocny i poruszający. dominikanom się troszeczkę tam dostaje. polecam bardzo bardzo ten tekst!

Aguś pisze...

Świetny wywiad.

scout pisze...

Zapraszam do zabawy (Liebster blog).:) Wyróżnienie dla blogera. ;)
Pytania na moim blogu. Trzeba odpowiedzieć na swoim i wytypować kolejne blogi.

Zapraszam!
http://www.scoutlife.blog.onet.pl

Anonimowy pisze...

I jeszcze okazuje się, że obstawili facebooka, a Benedykt XVII od 12 grudnia będzie na Twitterze. I co teraz???????

Anonimowy pisze...

Anonimowy@ co do langusty na palmie. Tak sobie mysle ze Ojciec Szustak te rekolekcje nagral dla takich jak ja. Jestem w Oklahomie i dla mnie ten 10 cz 15. Min sa takim polskim kosciolem ,ktorego tu nie ma. Polacy mieszkaja tez za granica. Calkiem mozliwe ze tez w Kazachstanie a na pewno w Australii. Niestety zadnych rorat ani relekcji adwentowych po anielsku tez tu teraz nie ma.

Anonimowy pisze...

Tak, wiem, @Anonimowy w Oklahomie. I buntować się przeciwko rekolekcjom nie wypada, zwłaszcza dobrym. Mimo wszystko się buntuję, że wszystko chcemy mieć nie wychodząc z domu, w komputerze i wcale nie dlatego, że mieszkamy w Kazachstanie. Porwie nas Ojciec Szustak, a na co dzień będzie przynudzający proboszcz. Mój nie przynudzał, ale powiedział kiedyś, że jak się zimą idzie z tacą przez kościół to strasznie czuć naftalinę - i że to Kościół trudniejszy do zniesienia, ale prawdziwszy. Zresztą, duch i tak wieje kędy chce, tyle. Adwent bez rorat - nie umiem sobie nawet wyobrazić. Pozdrawiam!

Anna K. pisze...

Dziękuję za linka. Wywiad bardzo ciekawy. Oby zdarzył się ten cud dla księdza Jana. Podoba mi się też jak ksiądz pisze o przyjaźni ze świętymi i swoich rozmowach z nimi.

Ujął mnie też tym, że dostrzega jak bardzo Kościół wyklucza niewinnych ludzi.

Pod koniec wywiadu ksiądz Jan pisze, że chciałby jeszcze, zanim umrze, zdążyć pomóc w stronę dobra w Kościele, coś naprawić. Wierzę, że to się uda i mam nadzieję na ten cud, że ksiądz będzie jeszcze długo żył.

Anonimowy pisze...

Nie porwie. Szkoda. Ten dzień, ta godzina, ta sekunda. Tyle. Niech Ojca Szustaka będzie mniej niż Szymona H. @Anonimowy w Oklahomie, idę na rekolekcje do parafii, jestem w tej dobrej sytuacji, że mogę.

Prześlij komentarz