Obiecałem sobie, że do wakacji będę unikał nowych zaangażowań. Ja swoje, a Pan Bóg swoje. Pięć serii rekolekcji na Wielki Post, kilka konferencji i poprowadzenie dni skupienia to efekt owej asertywności. Tęsknię za samotnością i spokojnym klasztornym rytmem, ale widocznie na samych tęsknotach na razie ma się skończyć.
Głoszenie wymusza na nas dominikanach konieczność studiowania, co też sprawia, że człowiek odkrywa wiele cennych rzeczy. Czasami owym "wykładowcą" staje się nieznany nawet nam człowiek. W ostatnim czasie wielokrotnie tego doświadczałem. Ludzie dzieląc się swoją wiarą wypowiadali słowa będące odpowiedzią na pytania, które sam wcześniej stawiałem Bogu. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że oni zupełnie nie mieli o tym pojęcia.
Druga rzecz, którą chciałbym się z Wami podzielić.
Nie wiem czy znacie takiego pana, który nazywał się Victor Frankl. W czasie drugiej wojny światowej przeżył obóz koncentracyjny. W oparciu o swoje obozowe doświadczenia zauważył, że osoby, które miały jakiekolwiek w sobie życie duchowe, poczucie, że istnieje głębszy sens i znaczenie tego co nas w życiu spotyka, przeżywały częściej obóz koncentracyjny, niż ludzie, którzy nie mieli w sobie żadnego życia duchowego.
Jako komentarz przytaczam fragment maila od znajomej terapeutki z dalekiej północy specjalizującej się w psychologii klinicznej (nie jest jej łatwo, ku swojemu nieszczęściu jest spokrewniona z "biało-czarną bandą". Jej brat jest zacnym dominikaninem na południu Polski)
To, co Frankl twierdził o życiu duchowym uważam za prawdziwe. Z mojego doświadczenia w pracy na psychiatrii przez 3 lata mogłam obserwować jak ludzie, którzy mają łaskę wiary mają też jeszcze jedną "alternatywę leczenia-wyzdrowienia". Wielu psychologów nazwałoby życie duchowe, wiarę, modlitwę, kolejnym rozbudowanym mechanizmem obronnym, ale to na pewno COŚ więcej.
15 komentarzy:
na początku był sens pisał św. Jan Ewangelista
Ech, gdybym mogła spotkać psycholog z takimi poglądami... Niestety, tych których zdarzało mi się słuchać czy poznać nie błyszczały czymś więcej niż banałami w stylu kolorowych czasopism.
Myślę że wcale nie jest tak łatwo się tą naszą wiarą dzielić, bo nie każdy chce słuchać albo ktoś czasem powie że "ci odbiło.. to niemożliwe to tylko zbieg okoliczności, nakręcasz się" i może dlatego łatwiej jest czasem powiedzieć komuś takiemu kto nas rozumie i wysłucha coś podpowie, czasem jest to osoba której ufamy /tutaj myślę o kapłanach/ ale i dobrze jest mówić nam nawet komuś znajomemu który w coś wierzy i podobnie myśli i nas rozumie. Chociaż nie raz słyszę że powinniśmy się dzielić swoja wiarą i z tym co nas spotyka w naszym życiu i wydaje się nam wtedy że to było działanie właśnie Pana Boga z tymi którzy nie wierzą w Bożą moc, może przez to coś małymi kroczkami do nich dotrze.Pozdrawiam :)
Powinniśmy, tylko czasem wychodzimy na idiotów. Ale powinniśmy. Wgarbowało mi się w pamięć że łaska nie jest po to żeby ją zatrzymywać dla siebie bo gnije. Mocne sformułowanie, ale coś w tym jest, nie po to dostajesz jakieś dobro żeby je w sobie dusić i cieszyć się jak skąpiec złotem tylko po to żeby je rozdać. Zresztą zasadniczo i tak coś pcha żeby gadać, kłopot tylko w tym żeby umieć robić to rozsądnie.
ale kto powiedział,że trzeba mówić o Bogu używając słowa "Bóg"?
Słyszałam kiedyś historię kobiety,która w czasie drugiej wojnie światowej opiekowała się dziećmi w domu jakiegoś niemieckiego generała. Była chrześcijanką,chciała opowiadać dzieciakom o Chrystusie,ale zabronili Jej mówić o Bogu,nie mogąc mówić o Nim po prostu była z tymi dziećmi,okazywała im miłość w codziennych prostych gestach.
I myślę,że tu jest sedno,często tak łatwo mówić o zasadach moralności,a przecież tu wystarczy 'tylko' kochać.
Jak doświadczasz jakiejś łaski dla siebie czy dla drugiej osoby o którą bardzo prosisz i modlisz się i czujesz że jest to działanie Pana Boga że to On przyszedł nam z pomocą to czasami chce się krzyczeć z radości i śmiejesz się sam do siebie spoglądasz w niebo mówisz dzięki Ci Boże i owszem zdarzyło mi się to żeby komuś o tym napisać i z tą wspaniałą nowiną się podzielić, komuś kto mnie doskonale rozumie i wie co czuję w tym właśnie momencie, komu mogę zaufać to był taki impuls chwili dlaczego sama nie wiem :)
szczególnie lubię zatrzymywać pytania bez odpowiedzi... a jeszcze bardziej lubię taki sposób gdy po wieczornej modlitwie z prośbą o odpowiedź następnego dnia spotykam człowieka, który właśnie dzieli się słowem i rozwiązuje jakąś duchowa zagwostkę, często nie mając pojęcia, że właśnie przychodzi od Boga... mega małe cudy :)
ale te małe cudy takie zwyczajne malutkie też bardzo cieszą:)
obóz koncentracyjny, oddział psychiatrii, oddziały opieki paliatywnej, nasze cztery kąty...zawsze wtedy jest z Tobą On, bo jeśli byłeś z nim do tej chwili to czemuż miałoby go zabraknąć? I krzycz z radości i śmiej się sam do siebie i nie wstydź się tej wiary i dziel się z nią i bądź nią silny i nie bój się, bo: " jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?"
p.s i cieszę się,że spotkałam na swej drodze terapeutki-psycholożki z północy spokrewnione z "biało-czarną bandą" ;)
i ja się cieszę, że są takie terapeutki i nie tylko na pólnocy, ja w środku czy centrum spotkałam Taką, przez całą moją terapie powtarzała mi módl się i pamiętaj dla Boga jesteś bardzo ważna....To był mini cud,że do niej trafiłam a poleciła ją Żydówka, historia jak z kiepskiej książki a prawdziwa....Szkoda,że w Warszawie prawie na raz taki wysyp dominikańskich rekolecji i O. Biskup, o. Szustak i o. Pałys ja nie dam rady.. litości nie można było tak jakoś na kilka postów rozłożyć ......
Frankl jest twórcą całej logoteorii i logoterapii, której kontynuatorem jest ks. prof. Popielski, z którym miałam zaszczyt i przyjemność mieć zajęcia (ks. Popielski i Frankl przyjaźnili się). Na tym fundamencie powstała teoria, o noetycznym wymiarze funkcjonowania człowieka - oprócz sfery biologicznej, psychicznej i społecznej, jest jeszcze nieodłączny element duchowy, który nadaje nową jakość funkcjonowaniu człowieka.
Frankl odkrył potrzebę poszukiwania sensu w ludzkim życiu tak naprawdę jeszcze przed obozem, a doświadczenia obozowe tylko utwierdziły go w założeniach, że zaczątek sensu, którego człowiek ma poszukiwać, tkwi w wartościach, a życie jest wartością samą w sobie. Frankl pisze dokładnie tak, że sens życia tkwi w realizacji jego istoty, a istotą życia jest życie podmiotowo-osobowe. Czyli inaczej mówiąc - moje życie jako osoby jest już wartością samą w sobie, nadającą sens mojemu istnieniu.
Zakręcone? Nie.... Banalne. Zrozumiałam po 10 latach studiów ;)
Doświadczenia obozowe tylko utwierdziły Frankla w założeniach, że coś tam, w obozie koncentracyjnym, na oddziale opieki paliatywnej, w wariatkowie krzycz z radości, bo Bóg jest z tobą. Może tak napiszę - wiary Wam zazdroszczę, ale umiejętności formułowania myśli już nie. Dziewczyny, czytajcie co piszecie!
@kaka....spróbuj tego:)
gajdy.pl
Jak mi źle to się zaczynam bawić sznurkiem.
Ale ten jest ładny i kolorowy.
Z podziękowaniem za krok 16.
http://www.stacja7.pl/article/247/Sztuka+chodzenia+po+wodzie/32
Idę pochodzić po wodzie. Może mi się życie duchowe opłucze i będzie jakiś efekt.
:)
@Pietruszka - dzięki za namiar, chyba znalazła się dzięki niemu wspólnota od dawna szukana.
Prześlij komentarz