niedziela, 16 czerwca 2013

Największa kara dla dziecka

Błogosławię ślub w pewnej części Polski. Przychodzę pół godziny wcześniej do kościoła chcąc się chwilę pomodlić i zebrać myśli.










Staję przy wyjściu czekając, aż skończy się trwająca właśnie msza święta.

Obok mnie kilkuletnie dziecko niespokojnie próbuje wyrwać się z ławki chcąc wyjść. Mama jest wyraźnie poirytowana i nachylając się stwierdza:
- Jak będziesz niegrzeczny to zostaniesz za karę na kolejnej mszy!

Pomijając aspekt "duchowy" religijnej formacji, warto zauważyć, że kolejną mszą była ta, którą ja miałem odprawiać.


31 komentarzy:

Mati pisze...

biedne dziecko. Ja wychodziłam z kościoła to zawsze się cieszyłam, że nie muszę jeszcze iść do nieba... Pozdr.

basiek pisze...

Faktycznie biedne to dziecko że ma taką mamę, jasne że są różne dzieci czasami małe i grzeczne a czasem większe i się niecierpliwią ale to pójście wspólne na mszę to powinno być takim wspólnym świętem spotkaniem z Panem Bogiem .Mniejszym mówi się często że idą do Bozi, wiem to z własnego doświadczenia chociaż sama nie mam własnych dzieci ale miałam swój chwilowy udział w wychowaniu dzieci w różnym wieku i myślę że zawsze można znaleźć sposób by to dziecko wytrzymało na tej mszy a jak prowadzi się je od maleńkości to one doskonale wiedzą gdzie przychodzą i do Kogo.a z czasem staje się to dla nich normalne że w niedzielę idzie się do kościoła a mówienie że msza to kara to okropne,Pozdrawiam

Bożena pisze...

Ojcze a co zrobić w kościele z trzyletnim dzieckiem, które słysząc jak zespół muzyczny gra na mszy chce iść przed sam ołtarz i tańczyć na chwałę Pana. Ja już czasami wymiękam jak jestem w kościele z naszą Majką, bo ona zaraz na głos komentuje że np. zabraniam jej chwalić Boga, karząc siedzieć w ławce. Jak dla mnie to niech sobie tańczy w tym kościele, nasi księża ja uwielbiają więc jeszcze czasami komentują jej zachowanie podczas kazań że np. wszyscy powinni się stać tacy jak ta mała dziewczynka ale mina starszych pań jest taka że najchętniej wzięła bym Majkę i wyszła z kościoła.

o. Krzysztof pisze...

Niech chwali Pana, byleby nie przeszkadzała księdzu w odprawianiu mszy :) Dobrze, aby Majce kościół kojarzył się z miejscem pełnym pokoju, gdzie wchodzi się wprawdzie do innej "rzeczywistości", ale jest tu Ktoś, kto sprawia, że czuję się bezpiecznie.

Anonimowy pisze...

Jasne że czasem dzieci są nieznośne ale by nie krzyczały często daje im się jakiegoś paluszka albo nawet cukierka to pomaga a maluszki to nawet flachę piją z herbatą i też pomaga dużo zależy od rodzica. Jak sobie chodzą nawet blisko ołtarza to niech sobie chodzą pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Karą dla dzieciaków będzie zabranianie im spontanicznej modlitwy.
A Msza świeta na którą przychodzą dorośli, rzeczywiście może być dla dzieci powodem wiercenia rodzicom dziury w brzuchu "kiedy się wreszcie skończy" Pamietam z dzieciństwa, kiedy babcia zabierała mnie na "nudne" Msze świete, nabożeństwa, kiedy widziała że ja już nie mogę usiedzieć, dawała mi cukierki (nie wiem, czy to było aż tak bardzo wychowawcze;) Jednego razu, podczas ciszy (adoracji) można było usłyszeć w całym kościele moje głośne prośby "daj mi cukierka, no... daj mi cukierka".
basiek
Dzieciom nie należy "boziować" zdarbniać wszystkiego. Wystarczy w sposób dla nich zrozumiały mówić prawdę.

m (wychowawczyni przedszkola) pisze...

Bożeno! Nie zabraniaj jej spontanicznej modlitwy! Tym bardziej, że jak piszesz Majka jest świadoma, tego co robi.

Sama pamiętam z majowego Weekendu Łaski, gdy O. Adam Szustak Op, też dawał nam za przykład dzieci tańczące na piętrze. Były radosne i swobodne,całych siebie wkładały w taniec, podczas gdy my, na początku sztywni uczestnicy, z trudem się rozkręcaliśmy.

A babciami nie warto się przejmować.
Do dziś pamiętam, jak mama opowiadała mi, że ponad 20 lat temu w mojej parafii starsze panie były zgorszone, naszą sąsiadką, studentką, która z plecakiem, po zajęciach weszła na chwilę się pomodlić w świątyni.
A dziś? Nieraz sama wchodzę z plecakiem do kościoła, gdy akurat przechodzę obok i mam taką potrzebę. Nikogo już to nie gorszy.

Co w tym złego, że dziecko podchodzi pod ołtarz? Tym bardziej, jeśli nie krzyczy i nie przeszkadza w odprawianiu i przeżywaniu Mszy?
Wszyscy powinniśmy się uczyć od dzieci otwartości, spontaniczności i prostolinijności.

pandarasta pisze...

co do problemu ,widzę go nawet w moim bliski otoczeniu ,gdy 8 letni chłopak nie umie usiedzieć w Kościele w spokoju ,nie chodzi do niego bo to wstyd dla rodziców .Ja się z tym nie zgadzam dzieci powinny chodzić do Kościoła nawet gdy są z "rodzaju" tych mniej grzecznych .Co do dzieci wielbiących Boga to czad ,chciałabym kiedyś to zobaczyć .Pan Bóg pewnie wielce się cieszy ,gdy dzieci tak oddają mu cześć .

basiek pisze...

Fajne są msze dla dzieci bo wtedy i kazanie może je czasami zainteresować bo często są to takie obrazowe kazania i dialog z dziećmi. Ostatnio na mszy był chrzest dwojga malutkich dzieci jedno grzeczne i cichutkie a drugiego nie wolno było dotykać co je mama ruszyła to ono w krzyk jak Ojciec je polewał wodą krzyk ale mama miała na niego sposób co chwile poiła je herbatką a ono tak słodko chwilami mruczało ale pomagało a jak już prawie skończyła się msza to Ojciec zażartował: dobrze że ta msza w końcu się skończyła bo to biedne dziecko chyba już 2 litry jakiegoś płynu wypiło i nie wiem co z nim będzie aż wszyscy się roześmiali ale sposób był dobry.

Anonimowy pisze...

A ja znam taki przypadek.W Wielki Piątek ,dwu-, może trzyletni synek koleżanki troszkę brykał z tyłu świątyni. Jakaś pani , zgromiła ich wzrokiem i syknęła : czy pani wie, że to najważniejszy dzień w kościele? Odp. Tak,dlatego, tu teraz jesteśmy.
Mój syn wtedy też z uciechą badał akustykę pustego konfesjonału..
Oswoił się i nie ucieka od niego ...(ma 20 lat więcej).
Szczecin nadal melduje, że nadal tęskni za Ojcem.

Mati pisze...

@m: hyhy ja kiedyś zrobię ranking najdziwniejszych rzeczy, które wniosłam do kościoła. Na razie prym wiodą łyżwy,ale raz chciałam wejść z mrożonką, ale zrezygnowałam, bo przez godzinę by się rozmroziło, a prosić księdza o pożyczenie zamrażarki to jednak byłby bezczel. ;)

basiek pisze...

Kiedyś przyjeżdżając do kraju na święta do domu po kilkumiesięcznej przerwie akuratnie dotarłam do mojego miasta w wigilię rano bo takie miałam połączenie i poszłam do naszego kościoła z bardzo wielką torbą podróżną i stanęłam w długiej kolejce do spowiedzi i tak sunęłam tą torbę do przodu bo kolejka się przesuwała może ktoś na mnie patrzył jak na wariata ale ja byłam tak umęczona podróżą i tym moim bagażem dużymi małym też że było mi obojętne co sobie inni pomyślą pamiętam to jak nic :) Dobrej nocy :)

Anonimowy pisze...

oj niech Ojciec wybaczy ale jak bylam mala to msza oj ciezko,czlowiek od razu weselal jak Baranku Bozy spiewali bo mogl sie gdzie ruszyc jak mama poszla do Komunii no i prawie koniec mszy! :D
Teraz jest inaczej ale chyba duzo zalezy od podejscia rodzicow, ktorzy zamiast duzo mowic
postawa zycia sprawiaja ze dziecko zaczyna awierzyc ze kosciol to zrodlo radosci i sily,
ze jest w nim co wyjatkowego.
pozdrawiammmmmmmmmmmmm

Anonimowy pisze...

do rodzicow
Kochani, trzeba dziecko brac do kosciola,
jak najbardzije,ale...
w ta akurat niedziele, bylam w kosciele,
malutki kosciolek,i byla para z dzieckiem, dumny tata dal maluchowi samochodzik w ktorym maluch jezdzil po calym kosciele :O
zagluszajac kazanie,Ewangelie, i wogole chyba cala msze,
lub mama z dzieckiem paraduje za przeproszeniem jak kwoka w ta i z powrotem po clym kosciele z malym dzieckiem,????
czemu???
sama mam kupe dzieci w rodzinie, male duze, spokojne niespokojne, i jak sie idzie do kosciola to nauczone sa ze stoja w ciszy, ze to nie jest plac zabaw, ze inni chca skorzystac tez z tego czasu w niedziele, czasem z powodu pracy nie maja innej mozliwosci byc na tyg na mszy!
kwestia wychowania, typu Robta co chceta

aga pisze...

do anonimowego wyżej
chłopiec z samochodzikiem- przesada
ale nie rozumiem,co ci przeszkadza matka spacerująca z dzieckiem po kościele? niestety, gdybyś znała odrobinę zasady psychologii i rozwoju dziecka to byś wiedziała,że małe dziecko NIE JEST w stanie wystać w ciszy całej godziny, jak to mówisz; dziecko w tym wieku potrzebuje ruchu,a ciągła zmiana miejsc jest naturalna w jego rozwoju, więc spacer po kościele "kwoki"- jak to określasz z dzieckiem nie jest niczym złym, ale jeżeli tobie przeszkadza i nie możesz się skupić, to idź pod sam ołtarz i nie rozglądaj się na boki ; poza tym dziecko nie rozumie, dlaczego ma stać bez ruchu i w ciszy, a zanim zrozumie, minie trochę czasu, i właśnie tu rola rodziców, w żadnym wypadku nie powinni rezygnować w przyprowadzania dzieci do kościoła

a poza tym Pan Jezus powiedział: pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie i pewnie milszy Mu jest widok rodziny z ruchliwymi dziećmi spacerującymi z po kościele niż pani gromiącej wzrokiem i zwracającej uwagę (nasuwa mi się to ewangelia o setniku i faryzeuszu)

uważam,że większym problemem niż ruchliwe dzieci czy podróżni z torbami są : dzwoniące w kościele komórki mimo tabliczek przed wejściem, a także ludzie roznegliżowani letnią porą, w strojach niemal plażowych, bo gorąco i wytrzymać nie można - uważam to za kompletny brak szacunku

Anonimowy pisze...

do agi - są Msze Św. dedykowane, że tak napiszę dzieciom i trwają ok. 45 min, a jak się decydujemy iść na Mszę Św. nie dla dzieci to należy moim zdaniem uszanować,że inni chcą się spokojnie czy godnie pomodlić a nie oglądać "występy" dziecka i jego najczęściej bezradnych Rodziców, nie róbmy z Mszy Św. placu zabaw dla dzieci w imię,że Pan Jezus powiedział....

Czterokółkowa pisze...

Anonimowy z 9.13: jeśli dziecko będzie się zmuszać na siłę żeby siedziało w ławce to potem będzie mu trudno uwierzyć, że Bóg je kocha takim jakie jest. Raczej będzie myślało, że przed Nim trzeba być sztucznym, nieprawdziwym. A ludzie patrzą na różne rzeczy, które odbiegają od ich rzeczywistości. I gdybym miała się przejmować ich zdaniem i tym że może im burzę właśnie rzeczywistość to bym przestała wychodzić z domu. Na szczęście burzenie rzeczywistości zazwyczaj przynosi radość obustronną:))

Czterokółkowa pisze...

A nawet jeśli nie, to zawsze mogę mieć nadzieję, że zburzyłam komuś jakiś stereotyp ;p

Anonimowy pisze...

czterokółkowa czy jeśli zkłócanie komuś modlitwy to łamanie stereotypów to nie dyskutuję a dziecko powinno znać granice gdzie i jak należy się zachować i że nie powinno się innym przeszkadzać czego nie należy mylić tresurą itp Uważam,że to mit ,że jak dziecko będzie robiło w Kościele co mu się żywnie podoba to będzie potem wierzyło w Boga i chodziło na Mszę. Polecam Msze Św. na Freta w Warszawie dla rodziców i dzieci o 11.00 Uczą jak się zachowywać na Mszy Św. i rodziców i dzieci. PS jesteś b. streotypowa buziory

aga pisze...

anonimowy: dziecko powinno znać granice, jak mówisz, ale te granice to jest cały proces wychowania,trwający wiele lat, powiedz 2-latkowi: masz siedzieć cicho i się nie ruszać 45 min, bo inni chcą się modlić; od razu widać, że nie masz dzieci; poza tym dostęp do Mszy św. na Freta i im podobnych ma naprawdę niewielki % populacji, więcej tolerancji a mniej egoizmu

Anonimowy pisze...

No właśnie, również więcej tolerancji dla tych, którzy niekoniecznie muszą zachwycać się czyimiś dziećmi i znosić je w miejscach, gdzie oczekuje się raczej ciszy i skupienia.

Unknown pisze...

Osobiście nie lubię mszy dla dzieci, głośno strasznie jest - dlatego na takie nie chodzę. Nie rozumiem ludzi idących na Mszę dla dzieci skoro chcą ciszy. Podziwiam rodziców,którzy idą z dziećmi na Eucharystie i biegają po tym kościele za dziećmi.. Ja zamierzam chodzić z dziećmi na Mszę jak juz zaczną rozumieć że należy stać spokojnie. :-)

Ps Ojcze,proszę o modlitwę w intencji rodzin,o jedność dla nich.

Anonimowy pisze...

Trudno wyczuć, kiedy maluch będzie Chwalił Pana...
A co z tzw. babciami (szacun), które rozpaczliwie ,ale i z pewną dumą, szukają dzwoniącej komórki w torebce i głośno ( bo często niedosłyszą) instruują dzwoniącego , by czekał, bo : ' W kościele jeszcze..,na mszy...No jeszcze odprawia..."

Anonimowy pisze...

ha ha... jak się okazuję, nie tylko dzieci mogą wyczekiwać szybkiego zakończenia Mszy świętej ;)

Anonimowy pisze...

do aga
Aga, jak pisalam wczesniej w mojej rodzinie jest kupa dzieci, czasem cala chmara sie wybieramy na msze, o roznych temperamentach, jestesmy domem wesolym, kochajacym i nie zadna zelazna dyscyplina,
ale jak jestesmy w kosciele to dzieci stoja spokojnie,
to jest mozliwe, i wszytsko zalezy od rodzica,
w kosciele ma prawo siasc gdzie chce,
a kobiety spacerujace z dziecmi po kosciele jak w parku to przegiecie,
nie wiem jaka psuchologie studiowalas,
ale mi se to kloci z logika to co napisalas,
polowa mojej rodziny to psychologowie,
niektorzy wykladaja na kulu,
warto sie zastanowic zanim sie cos napisze ;)

Anonimowy pisze...

refleksja na bazie Mateusza 22, 1-14 i Jezusowego "nie rzucajcie pereł przed wieprze". Człowiek bez stroju weselnego, objasnienie mówią, nie przyszedł z domu przygotowany albo nie odział się w domu weselnym. Czyli przyszedł i nie dał sobie pomóc (jestem ale nie uklęknę. nie przekaże pokoju bo nie jestem pacyfistą, nie pójde do spowiedzi po co ), albo przyszedł ale w ogóle to wybiera się gdzie indziej, jest , ale obwieszony spławikami, bo tu kazali , dobra idę, ale tak naprawdę to na ryby. Dobra pójdę dzieckiem się zajmę godzina jakoś minie. Jakby się ktoś miał szansę spotkać z kimś kto jest dla niego absolutnym geniuszem i wzorem to by się przygotował i drżał przed spotkaniem ( z architektem, artystą, prezesem wstaw sobie co chcesz) ale jak idzie do Kogoś kto stworzył świat łącznie z owym geniuszem, jego umysłem, dłońmi,torem przeszkód w życiu to idzie z balonikami w łapie i olewaczami uruchomionymi maksymalnie. Wszystkiego dobrego w tym pięknym dniu.

Anonimowy pisze...

CZASEM POTRZEBA ŁASKI- I ONA NA PEWNO BĘDZIE DANA
Pochodzę z rodziny wierzącej ale z moim młodszym kuzynem zawsze był problem jeśli chodzi o chodzenie do Kościoła. Jeszcze jako brzdąc rozrabiał. Później zaciągniecie kuzyna do kościoła było niezłą męczarnią. Pamiętam jak w wakacje przebywając u mnie (był po I klasie podstawówki) nie chciał iść w niedzielę na Msze. Zapytałam go jak chce iść do I Komunii Św.? A on na to: przecież Ks. od nas nie będzie wiedział, że ja tutaj nie poszedłem do kościoła. Cała rodzina obawiała się jak to będzie podczas uroczystości I komunii i czy Bartek wytrzyma, czy nie zrobi czegoś głupiego. Do kościoła przyjechał w ostatniej chwili ze stojącymi włosami, bo ciocia nie mogła go ściągnąć z łóżka. I myślę, że właśnie tego dnia wiele się zmieniło. Bartek całą Mszę siedział spokojnie, a we wrześniu zapisał się do ministrantów i choć nikt nie wierzył że wytrzyma chociaż miesiąc służąc przy ołtarzu to dziś kończy gimnazjum i jest przykładnym lektorem :)

p pisze...

Opowiem Wam historię z mojego dzieciństwa. Byłam grzecznym dzieckiem - w przedszkolu, na podwórku, w gościach, w kościele. Wszędzie. Kiedy miałam ok. 4 lat i stałam na pewnej Mszy obok Mamy, zaciekawił mnie śpiew, który dochodził z chóru, więc odwróciłam się i zaczęłam wzrokiem podążać w górę (najwyraźniej nie wiedziałam, którędy ci ludzie się dostali na taką wysokość) i to moje "kręcenie się" spotkało się z surową reakcją Mamy. Teraz jak o tym myślę, to nie było to nic wielkiego, bo Mama, trzymając mnie za rękę, po prostu stanowczo mnie odwróciła, abym stała przodem do ołtarza. Pamiętam moje poczucie winy z tamtego momentu z powodu zachowania, które było nieodpowiednie do miejsca i nie spodobało się Mamie, która wiedziała, jak trzeba się zachować w kościele.

Uważam, że akurat to zachowanie Mamy było niewłaściwe, ale rozumiem Jej intencję. Sama zdecydowanie nie popieram przyzwolenia rodziców na bieganie i hałasowanie ich dzieci po kościele jak po placu zabaw. Dziecko zwykle można czymś zająć na dłuższą chwilę.
Niektórzy rodzice spacerują - jak widać muszą - z maluchami za ławkami, bliżej wyjścia (tak jest np. na wieczornych Mszach na Freta) i, faktycznie, dopóki dzieci nie płaczą głośno, to jest to mało utrudniające innym udział we Mszy. Kiedy dziecko jest bardzo "rozkręcone", czasem trzeba wyjść z kościoła na chwilę, aby na zewnątrz je uspokoić i to też się dzieje (choć na Freta drzwi słychać przez całą Mszę - wchodzą spóźnialscy, wychodzą rodzice z dziećmi, czasem zaglądają turyści - dlatego już nie siadam z tyłu :)).
U jezuitów jest specjalne miejsce w kościele, wydzielone dla rodziców z małymi dziećmi i ci, podobno, chętnie z niego korzystają. Nie wiem czy to jest takie idealne rozwiązanie, ale chyba się sprawdza.

Pamiętajmy, że nawet na Mszach dla dzieci są z nimi ich rodzice i rodzice innych dzieci, którzy z pewnością chcieliby skorzystać z udziału we Mszy. Wybór takich Mszy wcale nie musi wiązać się z akceptacją nadmiernego hałasu i "nicniesłyszenia" i na odwrót - chodzenie z dziećmi na pozostałe Msze (nie dla dzieci) nie jest zakazane. Bywamy przecież w różnych sytuacjach, czasem ograniczeni czasowo, więc trafiamy na różne Msze.
A co do entuzjazmu małych dzieci w chodzeniu do kościoła - moi znajomi znaleźli sposób: pójście na Mszę jest to forma nagrody, że mogą pójść do Pana Jezusa, do którego modlą się codziennie w domu i o którym dużo słyszą od rodziców. Dzieci są bardzo małe i jeszcze dużo nie rozumieją, ale proszone o spokój, uczą się go zachowywać. Najważniejsze jest w tym przygotowanie dzieci na to, że idą do kościoła, miejsca szczególnego, o takich, a nie innych prawach, a po wyjściu z kościoła nawiązanie do tego, co się w nim działo. Ostatnio tak tłumaczyłam 4-latkowi, który podobno bywa mocno przeszkadzający i słuchał zarówno przed Mszą, jak i po, moich wyjaśnień. Można też dziecko oprowadzić po kościele w innym czasie, aby moglo poznać to miejsce.
Często sami rodzice nie umieją się odpowiednio zachować - podczas Białego Tygodnia chodzą po kościele, rozmawiają, załatwiają kwestię opłat, zdjęć...
I na koniec: wrażliwość na hałas jest u ludzi różna. Warto o tym pamiętać w "odruchu" empatii :) I warto mieć świadomość, że udział w Mszy z hałasującym dzieckiem w pobliżu może być lekcją cierpliwości i pokory (to piszę do siebie) :)

Anonimowy pisze...

"A babciami nie warto się przejmować."

To jest niestety podejście zdecydowanej większości rodziców, którzy przyprowadzają do kościołów swoje dzieci. I bardzo dużo (i to źle!) o was mówi.
Niech dziecko robi co chce (biega, krzyczy, bawi się zabawkami, je, pije), a resztę ludzi, którzy przyszli się pomodlić i chcą w spokoju uczestniczyć w mszy należy olać (wiadomo, ze źli są ci co chcą spokoju, dobrzy są rodzice, którzy pozwalają dziecku na wszystko).
To co się dzieje w kościołach jeśli chodzi o zachowanie dzieci woła o pomstę do nieba.
Często mam wrażenie, że rodzice jedyny cytat jaki znają z Biblii to ten o pozwoleniu dzieciom żeby przychodziły do Jezusa. Niestety - dla was - Jezus nie powiedział " pozwólcie dzieciom i niech robią co chcą, np. zamieniają kościół w plac zabaw".
Owoce takiego podejście do zachowania dzieci w kościele (a w szerszym wymiarze w ogóle do wychowania) widać już wszędzie dookoła nas. Wychowuje się pokolenie egoistów, którym wszyscy i wszędzie mają ustąpić, a od nich nie wymaga się niczego.

Amarylka

Anonimowy pisze...

p.s. piękna cerkiew na zdjęciu. proszę, podpisuj fotografie na których widać prawosławne miejsca i prawosławną tradycję. dziękuję.

Karolina Zarębska pisze...

Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.

Prześlij komentarz