niedziela, 3 listopada 2013

Oswoić się z Jego obecnością

Dwie myśli pochodzące ze świetnego artykułu o. Radka Brońka, warszawskiego dominikanina, na temat pobytu w kartuskiej pustelni. 






Duchowość "krok po kroku"

Nierzadko ktoś przychodzący do księdza liczy na to, że jedna rozmowa rozwiąże wszystkie problemy albo nauczy, jak żyć z Bogiem. Duchowość "krok po kroku" jest z gruntu inna. Ten kto prawdziwie kocha staje się cierpliwy.

Chciałoby się nieustannie zajmować pilnymi sprawami, bez których świat powinien się zawalić. Wszystko zaplanować, mieć pod kontrolą. W duchowości "krok po kroku", nie negując ludzkiego wysiłku, człowiek pozwala Panu Bogu, zatroszczyć się o siebie.

Życie kartuzów sprowadzone jest do tego, co najważniejsze: do prostego trwania dzień po dniu razem z Bogiem i oswojenia się z Jego obecnością.

W kartuzji wszystko zostaje sprowadzone do tego, co najważniejsze, a przez to najprostsze. Rezygnacja ze wszystkiego co zbędne, aby najważniejszy był On.


Dawkowanie przyjemności

Nam ich życie może wydawać się surowe i nieludzkie, ale kartuzom ta surowość i prostota jest niestraszna. Na ich tle tym mocniej rozbrzmiewają momenty przyjemności i radości.

Ojciec Radek wspomina, gdy wracając któregoś popołudnia ze wspólnego spaceru zobaczyli wiszącą na tablicy kartkę przypiętą przez brata kucharza: "Dziś wieczorem lody".

Zwykły moment przyjemności, staje się tam wykwitną ucztą.



Całość w listopadowym miesięczniku "W drodze".




20 komentarzy:

aga pisze...

żeby zrezygnować ze "wszystkiego, co zbędne, aby najważniejszy był On"
trzeba niestety - mieć: gdzie żyć i za co żyć, aby już niczym innym się nie martwić

często myślę, że kartuzi i nie tylko, inni mnisi również) mają łatwiej
codzienność jest naprawdę trudna, szczególnie wtedy, gdy od połowy miesiąca do pierwszego żyje się na kredyt

o. Krzysztof pisze...

Masz rację Aga zakon daje tutaj nam tutaj przestrzeń bezpieczeństwa. To powód do ogromnej wdzięczności.

Jolaśka pisze...

Aga,
skoro Twoim zdaniem zakonnikom jest tak łatwo to nic prostszego tylko wstąpić do zakonu, przecież żeńskie tez są. Nie zapominaj jednak o starej maksymie WSZĘDZIE DOBRZE GDZIE NAS NIE MA. Wszędzie i w zakonach i w życiu świeckim są żelazne zasady których się przestrzega czasem wydają sie proste a czasem zbyt ciężkie.
Nie chcę Cię krytykować ale skoro wystarcza Ci tylko do połowy miesiąca zacznij żyć z ołówkiem, zapisuj wszystkie wydatki a potem sprawdź ile na bzdurek wydajesz swój budżet. Zapewniam że z wielu wydatków można zrezygnować bo są czystym tworem marketingowym (koleżanki będą ci zazdrościć, musisz to mieć, wszyscy już to mają itp.) a nie potrzebą wynikającą z Twojej sytuacji. A już na pewno wszyscy mnisi są wolni od takich wydatków. Żyją skromnie i nie gromadzą rzeczy.
Pozdrawiam

aga pisze...

Jolaśka
do zakonu trzeba mieć powołanie
część drugą Twojej wypowiedzi pozostawię bez komentarza, nie jestem bowiem nastolatką szastającą kasą na lewo i prawo, a matką rodziny w stosownym wieku z jedną pensją, która liczy każdą złotówkę z ołówkiem w ręku

TaxiDriver pisze...

Aga: ja ci bardzo kibicuję i rozumiem co przeżywasz. Choć obecnie nie mogę narzekać, pamiętam czas kiedy było mi z żoną naprawdę ciężko. Ciekawe, ale właśnie te momenty wspominamy dzisiaj najlepiej - cieszyliśmy się z najdrobniejszych spraw.

Jolaśka pisze...

Aga, to nie było złośliwe, też jestem w stosownym wieku i widzę jak ludzie wydają pieniądze.
Kiedyś z mężem zostaliśmy bez pracy oboje i mieliśmy kilka kredytów do spłaty. Dało się jakoś przeżyć z bardzo skromnych oszczędności. Ile radości było jak na obiad było w końcu coś innego niż placki ziemniaczane :-)
Nie oceniam Cie i nie krytykuję. Jak masz do dyspozycji pensje to już coś masz. Spójrz wokół ilu ludzi nie ma pracy.... Ale lepiej widzieć że inni maja więcej. Cóż chyba takie czasy.
Nie wiem co Ci się dzieje próbuję podpowiedzieć rozwiązania jakie mi się sprawdziły a Ty plujesz jadem...

Anonimowy pisze...

Myśl za myśl. Z tego samego artykułu cytowany przez o.Radka Stanisław Vincenz "Bez samotności nie ma słobody prawdziwej. W natłoku ciągłym ani wielkiej miłości do człowieka, ani radości z ludzi nie ma. I człowiek sam nie tylko nie wie, czym jest, nie wie prawie, że jest"
Podpisuję się pod tym czterema łapami. Z niezmiennym marzeniem że kiedy się uda zamieszkać samotnie.
Jest też jeszcze jedna piękna myśl rozwijająca cytat ze Statutów " Nie wchodzimy do celi drugiego brata bez pozwolenia" ...

Nawet nie musimy ze sobą mieszkać. Kilka nieostrożnie rzuconych słów i już mamy wiązankę oskarżeń. Po co? Gdzie tu jad, Jolaśko, gdzie choć kropla? Cicho, ja już nic na ten temat, tylko żal z boku patrzeć.
A co do rozmów z księdzem, co to się człowiek spodziewa że mu jedna życie rozwiąże. Dobrze jest się spodziewać bo czasem tak się udaje. Życia może nie ale problem tak, czasem podana dłoń wystarczy żeby się wygramolić na brzeg. Nic na zawsze, potem już wolna wola albo uczysz się pływać albo chodzić nikt za nikogo życia nie przeżyje, ale jedna rozmowa to czasem dość żeby przeżyć do następnego dnia. A to już coś.

I jeszcze drobiazg. Ani Wy ani kartuzi nie żyją bez pomocy. Oprzeć się tylko i wyłącznie na Bogu - tak. Ale ani kartuzi ani Wy nie żyjecie bez pomocy mądrzejszych od siebie braci, spowiedników, ludzi którzy mogą poprowadzić. Wtedy kiedy trzeba. Bo bez tego się zwykle nie da. Bez tego można pobłądzić we mgle i spaść.
Jestem gdzie jestem bo ktoś mi pomógł wstać. Idę bo teraz już dam radę iść. Bo teraz tak będzie lepiej.
Bo nic bez przyczyny ojcze.

Anonimowy pisze...

Jolaśka,
Aga, w przeciwieństwie do Ciebie, w żadnym miejscu nie "pluła jadem", nie była agresywna, ani niemiła. Może skorzystaj z porady jakiegoś psychologa, bo masz tendencję do przerzucania na innych swoich frustracji.
Marry

Anonimowy pisze...

Co do rozmów z księżmi to zgadzam się, że czasem potrzebne ale głównie po to by przekierować człowieka do lepszego źródła- gdzie można znaleźć i ukojenie w problemach i rozwiązanie...
mówię o Piśmie Świętym... być może dlatego, że skończył się dziś trudny, pełen wątpliwości dzień, a na nowy mam odpowiedź w pierwszym czytaniu... nie zawsze tak jest, czasem trzeba czekać i tu właśnie cierpliwość potrzebna...bo jeśli problem jest błahy to przeminie w tym oczekiwaniu, a jeśli poważny to w końcu Bóg da co zamierzał

M pisze...

Niestety zgadzam się - gdy ma się bezpieczeństwo, można wszystko. Czy wtedy jednak bezpieczeństwo pochodzi od zawierzenia Bogu czy oparcia zakonu?
Łatwo jest mówić "zawierz", gdy jednak samemu ma się coś co kotwiczy nas dobrze w świecie materialnym.

Kasia Sz. pisze...

"Zwykły moment przyjemności staje się wykwintną ucztą" to a propos lodów. Mój Boże jak ja bym chciała celebrować sobie słodyczowe przyjemności. Od czasu do czasu pozwolić sobie na coś słodkiego, a nie często. Człowiek ma wtedy i przyjemność i taki błogosławiony stan umiaru, a nie tak jak ja.

Anonimowy pisze...

Oswoić się z Jego obecnością... a może zwyczajnie zacząć Ją zauważać.
Istnieją ludzie, których życie postawiło w takiej sytuacji że po ludzku-prawie nic nie mają (Afryka, Ameryka pd...) Żyją w prostocie trudu codzienności. I...wydają się być szczęśliwsi od osób które mają nieporównywalnie więcej. Możliwości również. Z tego miejsca potrafią cieszyć się z drobnych rzeczy i zdarzeń, na które cywilizowany europejski pies z kulawą łapą by nie spojrzał.

Ogołacanie się ze wszystkiego (bo o to tu chyba chodzi) próba oczyszczania (a przynajmniej stwarzanie warunków do tego) tak do końca...na tym świecie nie jest chyba możliwa.
Gorzej jeszcze, jak ktoś na włąsną rękę szuka sobie stale "uproszczeń" które mogłyby mu pomóc w przygotowaniu się na spotkanie z Bogiem. Może to prowadzić do niezdrowej skrajności.
W moim rozumieniu, właściwym podejściem będzie wysilanie się na zdobycie wolności co do całego życia. Sztuka życia prostego i czystego. Czy to będzie mieszkanie w szopie, czy w pałacu. Nie muszę pozbywac się większości rzeczy które posiadam. Wystarczy, że będę zawsze pamiętać o tym że one wszystkie są darem od Boga dla mnie, na ten czas i miejsce w którym żyję. Wystarczy, jak odetnę(albo raczej będę codziennie odcinać) przywiązanie do nich.
A z innymi sprawami to trudniej...Przywiązanie do osób, potrzeba rozwoju intelektualnego,potrzeba rozmowy z drugim człowiekiem itd...jak to oni (mnisi trapiści) praktykują?

pandarasta pisze...

To pierwsze zdanie jak ulał pasuję do mojej sytuacji,bo wiem,że pewnie rozmowa byłaby jednorazowa,dlatego nie chcę w ogóle rozmawiać.Może kiedyś się przełamię. Wiem jak cenny jest czas każdego kapłana dlatego nie chcę go zabierać

Anonimowy pisze...

Lekarza, kominiarza, fryzjerki też. Bo czas każdego jest cenny.

Anonimowy pisze...

pandarasta
Odwrotnie. Spotkanie nie jest tylko jednostronne (jedna osoba bierze a druga daje).
W sprawach ważnych, warto (nawet jak ktos ci probuje drzwi przed nosem zamknac)wlasnie byc upierdliwym. I nie odchodzic za szybko. Pukac dotad, az otworzy sie, i cos rozjasni. Ale szukac ludzi madrych, ktorzy moga cos wiedziec na temat w ktorym szukamy pomocy.
Najpierw wlasnie, potrzeba zabierac komus czas. Żeby pozniej moc go dawac innym.

pandarasta pisze...

@Anonimowy z 15 06 masz rację na pewno,tylko,że mnie paraliżuję strach

Anonimowy pisze...

Szukaj, módl się, znajdzie się mądry człowiek. W końcu.
Po miesiącach może ale się znajdzie.
Uwierz.
Nie ten anonimowy do którego mówisz, ale taki który bezczelnie szukając w końcu znalazł.
Uwierz, uwierz, uwierz, że są.
Że dobry człowiek wie, że jest po to żeby pomagać.
Nie zabierasz mu czasu, on ma na to ten czas żeby takim jak my pomagać.
Mądrych , dobrych ludzi szukaj. Są.
A Twoje życie to nie jest nic, takie nic, ani niby nic. to jest Twoja dusza i masz prawo i obowiązek o nie walczyć.

Anonimowy pisze...

Nie bój się :)
nawet, jesli nie znajdziesz jednego takiego z którym możnaby pogadać w razie kłopotów, to te jednorazówki mogą Ci wiele podpowiedzieć. W moim życiu, to głownie były i są takie rozmowy jednorazowe tylko...Ale dobrze poszukać sobie pomocy. Też ciągle szukam, i jak na razie... Bóg nigdy nie zostawił mnie samej. Pomimo że często tak własnie można się czuć. Bez nikogo. Ale to nie prawda. I to czegos uczy.
Mogę Cię wesprzeć moditwą. Ale Ty też pamiętaj o mnie.
Powodzenia
anonimowy z 15:06

Bożena pisze...

pandarasta
mnie też paraliżował kiedyś strach, sprawa trudna więc ciężko było się przed kimś otworzyć.Znajomi polecali mi kapłanów z którymi dało by się pogadać jednak we mnie żadna z proponowanych osób nie wzbudzała zaufania. I w tedy gdy miałam już potwornie dość Pan Bóg postawił na mojej drodze pewną osobę, która poświęciła mi może z 20 minut i w tym czasie zdążyła postawić mnie do pionu, dała nadzieję i jeszcze się na de mną pomodliła. Niby tylko jedna krótka rozmowa ale w moim życiu zmieniła bardzo wiele !!! Na co dzień nie mam kontaktu z tą osobą bo dzieli nas wiele kilometrów, jednak wiem że gdyby mi życie za bardzo dowaliło to zawsze mogę na nią liczyć, choć nigdy takie słowa na głos nie padły ! Tak więc walcz i szukaj i na pewno znajdzie się ktoś kto i Tobie pomorze.Czas każdego jest cenny-jednak jako wspólnota mamy się wspierać.I to że dzisiaj jakiś kapłan poświęci Ci godzinę czy dwie to nie znaczy że Ty w inny sposób mu nie pomożesz np zdzierając przed Bogiem za niego kolana by był Świętym Kapłanem.

Anonimowy pisze...

Słuszna odpłata za czas. Modlitwa.

(I to nie jest "zwracane miłosierdzie" to jest odwrócenie się i podziękowanie z uśmiechem. Tyle wolno.
Bo jak dobre miłosierdzie to wystarczy i na to żeby je dać innym i na to żeby podziękować temu od kogo się pomoc przyjęło. Prosta rzecz, wdzięczność.
Nie lubię tych lukrowanych domków ani pancernych glinianych gadów.
Bo przecież podkreślamy to co uważamy za ważne)

Prześlij komentarz