sobota, 15 lutego 2014

Móc działać, nie będąc nastawionym na przynoszenie zysków

Czego właściwie szukam spędzając samotnie tydzień w lesie? Czy trudno jest być z dala od ludzi, telefonu, informacji, rozmów, nieustannych decyzji? 










Czasami trzeba stanąć z boku, aby nabrać właściwej perspektywy. Móc na nowo nabrać nie tylko sił, ale i dystansu do wielu spraw. 

Modlę się o prawdziwą wolność zanurzoną w Nim. Aby móc działać, nie  będąc nastawionym na przynoszenie zysków. Nie musząc niczego stwierdzać, udowadniać, upierać się. 

Bycie kimś albo czymś rozprasza. 

Móc doświadczyć całego bogactwa chwil i nastrojów jednego dobrego miejsca. Uwolnić się od chęci hołdowania coraz większej ilości wrażeń, niepotrzebnych pragnień i potrzeb. 

Nie szukać niczego specjalnego, ani nie oczekiwać szczególnej satysfakcji. Być zadowolonym z tego co jest, odczuwając radość z rzeczy najzwyklejszych. 

Nauczyć się czerpać, smakować i zauważać wszystkie cienie, blaski i kolory tego samego miejsca. 

Żyć z wdzięcznością, w prostocie, ale bez zbędnego zastanawiania się nad nią. 

Odczuwać chłód i ciepło, być głodnym i spać, gubić się w lesie i po kilku godzinach znajdować, wstawać i układać się do snu. Robić sobie kawę i pić ją. Kroić na kosteczki paprykę z cebulą i dodawać do kuskusu. 

Modlić się, pracować, czytać. 

Po prostu być. 

***

Czego jeszcze uczy błogosławiona samotność? Choćby tego, że nieustająca walka o naszą uwagę i sztucznie podkręcone potrzeby zamiast spełnienia, pogłębiają jedynie poczucie osamotnienia. 

Nie zaspokaja nas bowiem ilość jedzenia czy posiadania, ale brak zachłanności. 


My zakonnicy, powinniśmy umieć utwierdzić we współczesnym człowieku wiarę w to, że Bóg jest źródłem i gwarantem naszej wolności, a nie siłą stojącą ponad nami po to, by ją ograniczać. 



32 komentarze:

Anonimowy pisze...

Zgadzam się w zupełności. To wszystko prawda i również uważam, że naprawdę można być szczęśliwym poprzez to wszystko o czym O. pisze. Jednak zastanawiam się, czy faktycznie wyłaczając telefon, odcinając się od ludzi nie czynimy tak jak ten, który był zamknięty w izbie i modlił się, a na zewnątrz umierał człowiek, na którego prośby On nie odpowiadał, bo sie modlił???

Ania pisze...

Ojcze, dzięki.

o. Krzysztof pisze...

Zależy od naszych granic wytrzymałości. Jezus zalecał uczniom, aby odchodzili na miejsce odosobnienia, choć przecież tak wielu czekało w tym czasie na ich słowa czy pomoc.

Anonimowy pisze...

To może właśnie najważniejsze, aby wsłuchać się w głos Boga? On wskaże kierunek. Jeśli podeśle takie osoby, to myślę, że trzeba iść. Tylko wiemy, jak trudno Nam rozpoznać wolę Boga jeśli właśnie nie ma tej chwili samotności na obcowanie z Nim.

Maksym pisze...

Myślę, że o takie chwile dobrej samotności można zadbać każdego dnia.

watcher pisze...

Ulubione zwierzaki dominikanów ;P

Anonimowy pisze...

A jeśli się tęskni za takim odosobnieniem mając rodzinę...
I łatwe do pojęcia i trudne...

Anonimowy pisze...

"Nie musząc niczego stwierdzać, udowadniać, upierać się." Tak to każdy by chciał...


Anonimowy pisze...

Od paru miesięcy o niczym innym nie marzę..A jak marzę , to myślę, że taka samotnia byłaby nieco egoistyczna - bo bliscy ....

Nitka pisze...

Anonimowy: dlaczego musi to być samotnia na całe życie? Może wystarczy choć kilka dni lub nawet godzin co jakiś czas? Ojca Krzysztofa zakon przecież też by nie wypuścił na dłużej niż tydzień ze względu na duszpasterskie zobowiązania. No chyba, że się mylę :)

eStillaMaris pisze...

"Modlę się o prawdziwą wolność zanurzoną w Nim. Aby móc działać, nie będąc nastawionym na przynoszenie zysków." To czasem trudne, szczególnie jak zaczyna się spełniać... :)
"Choćby tego, że nieustająca walka o naszą uwagę i sztucznie podkręcone potrzeby zamiast spełnienia, pogłębiają jedynie poczucie osamotnienia.
Nie zaspokaja nas bowiem ilość jedzenia czy posiadania, ale brak zachłanności." zdecydowanie tak!
Może recepta tkwi w odpowiednich proporcjach "samotności" z Bogiem i życiu "zewnętrznym" odpowiednich do stanu i pragnień Boga.

szpieg z krainy deszczowców pisze...

Móc działać, nie bedąc nastawionym na przynoszenie zysków brzmi prawie jak rozpalić wodę, klasnąć jedną dłonią, czy hełm odwrócić na drugą stronę.
Bo dobre nastawienie w naszym działaniu(czyli spodziewanie się pozytywnych efektów w tym co się robi) to jest nadzieja, taki motorek napędowy który rozpędza i sprawia że wszystko rozkwita, nabiera kolorów. Zapalnik do życia. I nie chodzi tu tylko o rzeczy materialne, ale zyski w innym sensie. Wyrazistość swojego powołania (jakiekolwiek by ono nie było), wolność o której ojciec pisze, to chyba nie jest jedynie trwanie, i oczekiwanie na „coś”, „kogoś”, To może być dążenie do uporządkowania, równowagi, dzięki której wiem co jest moją potrzebą w danym momencie, a co tylko zachcianką. To dążenie do takiej wolności, w której będzie można rozpoznać sprawy i sytuacje gdzie nie ma potrzeby się upierać, i te ważne których potrzeba bronić, mówić o nich głośno, czyli stać na straży nawet wbrew opinii większości. Takie rozpoznanie w którym zaczynam rozumieć kim jestem, i po co tu jestem. I to nie jest podążanie w kierunku rozproszenia, ale spójności – bycia sobą.
Radość znajdujemy dopiero wtedy, kiedy w rzeczach zwykłych odkrywamy niezwykłość. Zadowalanie się przeciętnością, to nie jest chyba dobra droga. Brak zachłanności, nie zaspokaja.
Pisze ojciec sporo o minimalizacji, prostocie w różnych jej aspektach. Od tego materialnego rozpoczynając. Teraz trochę o pragnieniach, potrzebach, szukaniu swojej tozsamożci...A może coś bardziej z perspektywy wnętrza głębiej? Jak może się przekładać ten „minimalizm” dążenie do prostoty, na życie duchowe? Czego sie pozbywać, minimalizować, a czego nie właśnie?
W sumie, te paradoksy które ojciec tu wyciąga to też mogą podsuwać dobre podpowiedzi.
Dzięki za podpowiedzi.

Anonimowy pisze...

"Uwolnić się od chęci hołdowania coraz większej ilości wrażeń, niepotrzebnych pragnień i potrzeb." - ot co, żyć w prostocie i nie biegać za czymś, bo "chce mi się" tego, czy tamtego...

Całe szczęście mam takie miejsce, do którego mogę wracać i uczyć się tam prostoty, modlitwy, łączenia duchowości, pracy i odpoczynku.
www.pustelnia.pl

DR pisze...

a czy to w ogóle jest możliwe ? tak być i nie być?
czy to nie jest chwilowa iluzja, poczucie jedności ze wszechświatem, które mija szybko i bezpowrotnie?
nie wiem ..dlatego pytam :)
chyba nie można uciec od siebie, od zgiełku świata, fizycznie być może tak, wystarczy wyłączyć telefon lub zaszyć się gdzieś na łonie przyrody
ale czy psychika nam na to pozwoli ? czy nie ściągnie nas szybko tam skąd chcieliśmy chociaż na moment uciec?
tekst jak zwykle pobudzający do refleksji no i świetne te pingwiny :))
pozdrawiam :)

aga pisze...

gdzie ty widzisz pingwiny?
toż to bracia dominikanie w kapturach na głowie
nawet podpis ojca adekwatny

:):):)

DR pisze...

@aga
faktycznie niedokładnie się przyjrzałam :))

Anonimowy pisze...

@Nitka: Jesli chodzi o tydzień lub kilka dni, to jak najbardziej. Musimy czasem odejść, po to, aby potem móc służyć. Musimy odejść na pustynie, żeby tam pobyć tylko w Jego obecności, abyśmy potem umieli Go dostrzegać w innych ludziach. Czy O. też to miał na myśli pisząc ten tekst, czy chodziło O. o całkowite odcięcie się od ludzi?

o. Krzysztof pisze...

Nitka ma rację. Całkowite odcięcie się od ludzi jest niemożliwe, tym bardziej dla dominikanina. Choć są osoby, ale do doprawdy drobiazgowo wyselekcjonowane jednostki, otoczone dodatkowo Bożą łaską, które zdecydowały się zostać rekluzami. To w Kościele wyjątkowy rodzaj pustelników.

o. Krzysztof pisze...

Choć nawet wielu współczesnych pustelników podkreśla współczucie odradzając absolutną samotność. Wydają się zgodni co do tego, że dobrym wyjściem byłoby pozostawać w samotności przez jakiś czas, a potem na jakiś czas wychodzić „do ludzi”. Niektóre współczesne nam wspólnoty żyją nawet ten sposób.

@Aga: gratuluję spostrzegawczości :)

Żyrólik pisze...

B. Duże dzięki za te słowa.
Dodam, ponad rok temu miałam takie piękne spotkanie z pewnym trapistą, który nim jest od ponad sześćdziesięciu lat i przez dłuższy czas był tez pustelnikiem, ale zakon go przywołał z powrotem na pomoc jakiemuś klasztorowi w potrzebie. Gdy przechodził niedaleko mnie przed msza św w sercu usłyszałam idź i popros o rozmowę, wcześniej tego ńie planowałam. On mi najpierw odmówił będąc pewnie słusznie zazdrosny o swój czas z Bogiem, a potem zgodził się i po wybraniu terminu kazał od tamtego dnia modlić się za to spotkanie. Ten Boży Mąż po wysłuchaniu wszystkich moich zawiklanych życiowych perypetii miał na koniec jedną radę: zarezerwować sobie jeden dzień w tygodniu na stałe tylko dla siebie, bez gonitwy, bez bycia dla innych. Szkoda, ze daje radę tylko pól dnia raz na ok 10 dni wyłączyć się, gdybym go w pełni wysłuchała to byłoby pewnie lepiej .
Dla świeckich, którym zapewne trudniej uciec od świata na osobne miejsce i wypocząć nieco dodam osobistą radość. Po 16 latach małżeństwa wynikło potrzeba bycia z mężem we dwoje ( zostawić dzieci, prace... na chwile dłuższą. Ktoś rzucił propozycje, by spędzić dłuższy weekend w Barcelonie... A dziś mój mąż zaproponował mi kilkudniowy pobyt w jakimś klasztorze na modlitwie. To dopiero radość !

eStillaMaris pisze...

Szczerze powiedziawszy, gdy jakiś czas temu przeczytałam o osobach, które zdecydowały się zostać rekluzami w średniowieczu, byłam zszokowana! ( od razu zaczęłam wyobrażać sobie siebie, czy bym potrafiła :)) Czy dziś też są takie osoby w klasztorach? Kto decyduje o tym, że ktoś zostaje rekluzą? Osoba sama prosi przełożonego o pozwolenie? pozdrawiam :)
Żyrólik - dziękuję za świadectwo! :)

o. Krzysztof pisze...

Jednym z najbardziej znanych polskich rekluzów był o. Piotr Roztworowski, ex. benedyktyn, a później kameduła. Zanim jednak to się stało wcześniej wspólnota musiała rozeznać czy może udzielić mu zgody na taki rodzaj życia. To powołanie dla naprawdę nielicznych osób, którzy wcześniej zostali zweryfikowani przez życie we wspólnocie. Piękne, ale ogromnie trudne.

o. Krzysztof pisze...

Już wyobrażam sobie miny przełożonych (akurat mam szczęście do mądrych :), którzy usłyszeliby, że chcę udać się na pustelnię na dłuższy czas. Na razie mój zakon, a bardziej wspólnota klasztorna, pozwala mi tak żyć przez tydzień (raz w roku). Inni bracia też mają taką możliwość.

eStillaMaris pisze...

Dziękuję za odpowieź! :)

Anonimowy pisze...

Na tym zdjęciu z dominikanami w kapturach :-) zwłaszcza jednego tak uskrzydliło, że pofrunął :-). Nie ma to jak latający dominikanin :-)))).

eStillaMaris pisze...

No wszyscy po kolei się ustawili, aby skakać w odmęty... ;)

Żyrólik pisze...

A W Szczecinie np tez jest ex karmelitanka pustelnica, od wielu lat, ikonopisarka.

eStillaMaris pisze...

Masz na myśli s.Miriam? :) ...no ale czy pustelnik, to to samo, co rekluza

Anonimowy pisze...

Broń Boże, by się Ojciec schował gdzieś zanim nie pojawi się w Szczecinie...
Potem , proszę bardzo...
W podpisie Stęskniona za samotnią

Kasia Sz. pisze...

Lubicie "Pieguski"?

Ewa Mnich pisze...

Skoro już nabrał ojciec właściwej perspektywy, to wysyłam kawałek do odsłuchania i obejrzenia o pewnym Tomaszu: https://www.youtube.com/watch?v=Av7WMq8fuhU :)

Anonimowy pisze...

Pieguski sa dobre!

Prześlij komentarz