czwartek, 28 lipca 2016

Uciekać od zapachu ego

Moment, kiedy będziesz wiedział, że trzeźwiejesz, nastąpi wówczas, kiedy nauczysz się dawać i dzielić się. Inaczej wciąż funkcjonuje się w nałogowy sposób.








Kiedy pracowałem z osobami uzależnionymi, największym zaskoczeniem było dla mnie odkrycie, że ich problemem wcale nie jest alkohol, ruletka, hazard, nieuporządkowana zmysłowość czy narkotyki. "Na czym więc polega prawdziwy problem z uzależnieniem?" – pytałem specjalistów i samych zainteresowanych. Jedna odpowiedź najmocniej zapadła mi w pamięć: "To próba takiego życia, aby wciąż otrzymywać od innych, samemu jednak się nie wysilać".

Dobra terapia ma przywrócić zdolność do wysiłku, odwrócić niezdrową uwagę człowieka od siebie samego i pozbawić go zarazem poczucia przesadnej ważności i wyjątkowości własnej osoby. 

Moment, kiedy będziesz wiedział, że już trzeźwiejesz i wracasz do życia, nastąpi wówczas, kiedy nauczysz się dawać i dzielić się. Inaczej wciąż funkcjonuje się w nałogowy sposób: mam brać, należy mi się, mogę wykorzystywać innych – moją wspólnotę, ośrodek, bliskich, którzy zapewniają mi wsparcie. 

Na tym polega skutek grzechu pierworodnego. Z teocentryków staliśmy się egocentrykami. Nie inaczej jest przecież w życiu duchowym. „Bo ja bym chciał się głębiej modlić. Bo ja bym chciał, aby on się zmienił. Bo ja bym chciał być bardziej cierpliwym. Bo ja bym chciał…”. Odwróć. „Boże, daj mi siłę, Ty pomóż”. 

Choć może wcale nie potrzeba mi zmiany, ale bardziej tego, abym spokorniał i skruszał?

***

Trzy lata temu jechałem ze współbratem i z sześćdziesięciorgiem studentów do Rzymu na spotkanie z papieżem. Każdy autostopem. Był koniec grudnia, temperatura poniżej 10 stopni na minusie. Wszystkich zabierano, ale nas na końcu. To mit, że w habitach podróżuje się łatwiej. Siedemnaście godzin postoju na stacji benzynowej, w obcym kraju, na dodatek w zimie, kapitalnie jednak uczy pokory, uwalniając od wszelkiej pretensjonalności, myślenia że cokolwiek nam się w życiu należy. Bo przecież nic nam się nie należy, wszystko, co mamy, jest niezasłużonym darem. Autostopowe podróże zawsze były dla mnie znakomitą szkoła życia, nie mówiąc już o doświadczaniu Opatrzności i ludzkiej dobroci. 

Życie w wolności od siebie samego jest jak czysta źródlana woda, bez zapachu i smaku – smakuje tak samo wszystkim. 

Zmarły japoński dominikanin, konwertyta z buddyzmu, o. Shigeto Oshida wyznał: „Był taki moment w moim długim, pełnym chorób życiu, kiedy stanąłem naprzeciw śmierci w głębokiej niepewności i ujrzałem zawartą w mojej apostolskiej działalności arogancję, którą brałem za czyste oddanie w wierze. Od tego czasu zacząłem uciekać od zapachu ego, gdziekolwiek go czuję”. 



19 komentarzy:

Adam pisze...

Czasami mam wrażenie, że ojciec ma wtyczkę w moim umyśle i odpowiada na moje pytania...

agi pisze...

ojcze, mądre i piękne słowa
dziękuję

Tomek pisze...

"Od tego czasu zacząłem uciekać od zapachu ego, gdziekolwiek go czuję”.

Być może buddyzm jest bliżej chrześcijaństwa, niż się wydaje wielu poprawnym katolikom, a także uczonym teologom? Być może wystarczy zejść z katedry, by zobaczyć rzeczywistość gołym okiem, porzucić togę, "uciec od zapachu ego"...?

Anonimowy pisze...

Dodam, że "gołym" należałoby czytać "bezbronnym", tzn. okiem pozbawionym egotycznego pancerza.

Anonimowy pisze...

"Egotyczny pancerz" zniekształca rzeczywistość. Kiedyś nawet odkryłem, że posiadanie samochodu jest takim pancerzem zniekształcającyn postrzeganie. Tak, ten autostop, to dobry trop!

Mareczek pisze...

Pomimo ze jestem agnostykiem, dla takich wlasnie wpisow odzwiedzam tego bloga.

szafirek pisze...

Spróbuj uciec od własnego cienia. Ego jest jak cień. Zawsze będzie. Mniejsze, większe. Dopóki żyjesz na tym świecie, będzie się snuć za Tobą "ja" "moje". A już szczególnie, kiedy nie będziesz chcieć przyznać się do tego, przed samym sobą. Że bierzesz arogancję, za czyste oddanie wierze. Jak ten japoński dominikanin. Ale on przejrzał i zaczął trzeźwieć. Może jednak, jest sposób na ucieczkę od zapachu ego...?
Od siebie samego, nie ucieknie się. Ale można stawać się bardziej wolnym, spuszczając zatęchłe powietrze wpatrywania się tylko w swoje własne sprawy.

Anonimowy pisze...

widzę to co widzę. nie widzę tego, czego nie widzę.
można próbować przywracać wzrok na różne sposoby. można kopniakiem.
w końcu ważne jest tylko, żeby podziałało. prawda?
dzięki.

ewa pisze...

Ojcze...dziękuję za św. Annę...matkę Maryi i babcię Jezusa :)
Dawno temu, gdy jeszcze byłam zdrowa na Ornaku w Tatrach...była piękna noc...z moją przyjaciółką postanowiłyśmy wybrać się do Jaskini Mylnej, bo stwierdziłyśmy ,co za różnica tu ciemno i tam ciemno...I nagle usłyszałyśmy męskie głosy: "Dziewczyny!!! a co wy tu robicie ?"JESTEŚMY, odpowiedziałyśmy jednocześnie, bez strachu, zgodnie z prawdą...i ta chwila do tej pory daje mi siłę, wiarę i miłość do ludzi...to była Opaczność Boża...zamokły nam latarki, chłopaki mieli sprawne...i tak się stało, że w nocy na szczycie góry człowiek spotyka człowieka

makroman pisze...

To trochę jak motto z camino "pielgrzymowi nic się nie należy, a wszystko powinien przyjmować z wdzięcznością"

o. Krzysztof pisze...

Nie znałem. Bardzo mądre.

Żyrólik pisze...

Życie w wolności od samego siebie... Tak jak Adam widzę jak Ojciec wyprzedza o równolegle mówi mi to samo co zaczyna dźwięczeć w moim sercu , od miesiąca noszę w sercu i wyobraźni obraz ikony Madonna w ciszy...i myślę o znaczeniu dla mnie na co dzień...

Anonimowy pisze...

Tak, istnieje coś takiego jak "arogancja wybranych", którzy zbyt szybko zapominają o tych, którzy nie mieli tyle szczęścia. Warto też zauważyć, że 8 błogosławieństw dotyczy właśnie tych zapomnianych, płaczących, zmarginalizowanych...

Anonimowy pisze...

takie rzeczy mówi się wprost. jest uczciwiej.
takie rzeczy mówi się konkretnie.
w tym pomogę, z tym sobie radź, z tym idź do lekarza.
można co prawda milczeć. milczący duszpasterz szkody nie narobi ale pomóc też nie pomoże.
ciekawe co by było, gdyby ojciec na drzwiach kogoś kogo zwykle prosi o radę zastał kartkę mówiącą, że dość tych głupich pytań, radźcie sobie, poszukajcie odpowiedzi w bibliotece; wspólnota, bracia, przyjaciele nie są od tego żeby wam pomagać, a to co myślicie, co się z wami dzieje nikogo nie obchodzi i dla nikogo nie ma znaczenia.

powieście sobie coś takiego w duszpasterstwie - wisi nam to, że możecie czegoś nie wiedzieć, potrzebować, o coś prosić. wisi nam do zwyczajnie wielkim kandelabrem.

Anonimowy pisze...

kto ocenia co jest dozwolonym proszeniem o pomoc a co nadużyciem?

dawno mi żaden tekst nie sprawił takiej przykrości i tak nie zaszkodził.

E pisze...

@Anonimowy 9 sierpnia Może cię rozumiem a może nie, nie wiem, ale sama kiedyś czułam się zaopuszczona duszpastersko. Było mi ciężko jedyny ksiądz, któremu ufałam, olał mnie wiedząc, że na ten moment żadnemu duchownemu nie jestem w stanie zaufać. Jednak teraz widzę, że może Bóg mnie prowadził i nie chciał po prostu, żebym Jego łaskę i mądrość uzależniła od tej konkretnej osoby. Choć bolało to, ale warto było przebaczyć temu księdzu. On też jest tylko człowiekiem, choć niektórych zachowań to nie tłumaczy.

Anonimowy pisze...

@E. Może i warto wybaczyć tylko na razie nie wychodzi.

E pisze...

@Anonimowy Rozumiem na wszystko potrzeba czasu, trzymaj się zatem +

Anonimowy pisze...

Dziękuję

Prześlij komentarz