Przebywam dziesięć dni zaszyty w lesie odcięty od telefonu i internetu. Taką już mam dziwną konstrukcję duchową, że aby móc sensownie być z innymi ludźmi, potrzebuję lasu, dużej dawki samotności i ciszy. Nie każdemu to służy, mi bardzo. Bez tego usycham.
Samotność nie jest tym samym, co osamotnienie. Ta pierwsza, zwłaszcza jako odskocznia, potrafi być kojąca i twórcza. Jako trwały stan jest możliwa do oswojenia. To nie od niej uciekamy, tylko od tego, co może w nas dojść do głosu – od poczucia osamotnienia i izolacji, które zazwyczaj są skutkiem bolesnych doświadczeń.
Samotność nie jest więc celem samym w sobie, służy ona jedynie temu, abym mógł na nowo usłyszeć Boga w swoim wnętrzu.
Samotność nie jest tym samym, co osamotnienie. Ta pierwsza, zwłaszcza jako odskocznia, potrafi być kojąca i twórcza. Jako trwały stan jest możliwa do oswojenia. To nie od niej uciekamy, tylko od tego, co może w nas dojść do głosu – od poczucia osamotnienia i izolacji, które zazwyczaj są skutkiem bolesnych doświadczeń.
Samotność nie jest więc celem samym w sobie, służy ona jedynie temu, abym mógł na nowo usłyszeć Boga w swoim wnętrzu.
Największą jedność odczuwam z innymi, nie tyle poprzez fizyczną obecność, choć i ona jest ważna, ile dzięki duchowej łączności w Bogu. Słowa w pewnym momencie się kończą lub po prostu nie wystarczają.
Takich doświadczeń nie sposób wyrazić, ponieważ rozgrywają się w krainach nietkniętych przez słowa.
Takich doświadczeń nie sposób wyrazić, ponieważ rozgrywają się w krainach nietkniętych przez słowa.
Zaprzyjaźniam się z kotem, który przychodzi żebrać o jedzenie. Wyszedł na drzewo i ze skupieniem patrzy na siedzącego na gałęzi ptaka, jakby chciał na niego zapolować. Wyostrzona czujność. W tym momencie kociak nie słyszy żadnych dźwięków i nawet kiedy go prowokacyjnie próbuję spłoszyć, nie zwraca na mnie uwagi. Jest tylko on i cel, na którym się całkowicie koncentruje. Reszta jest bez znaczenia.
Mój nauczyciel kontemplacji.
Mój nauczyciel kontemplacji.
Niczym czuwająca matka. Nie zbudzi jej dźwięk samochodów warczących obok domu, ale usłyszy przez sen delikatny płacz swojego dziecka. Duchowa czujność, połączona ze świadomością, co w danym momencie jest najważniejsze.
***
Późny wieczór. W milczeniu adoruję Najświętszy Sakrament. Płomienie dwóch świeczek delikatnie oświetlają niewielką monstrancję.
Modlitwa to powracanie do prawdziwej ciszy, nauczają kartuscy pustelnicy. Nie przez robienie czegokolwiek lecz przez zgodę na to, aby krok po kroku ustawała aktywność i ustępowała wobec prawdziwej i wewnętrznej ciszy, która zaczyna zajmować należne jej miejsce.
Jeśli raz usłyszymy taką ciszę, będziemy za nią tęsknić.
Należy tylko uwolnić się od przekonania, że sami z siebie możemy ją odtworzyć. Ona jest w nas, nawet kiedy jej nie słyszymy.
Przez głowę przetacza się masa myśli, wiele wydarzeń i pojawiających się osób, którym obiecałem modlitwę. Są także ci, wobec których mam poczucie klęski, nie umiem się od tego uwolnić. Mimo najszczerszych chęci nie potrafiłem pomóc, słowa były za małe lub kompletnie się odbijały. Zawsze pozostanie to dla mnie tajemnicą, dlaczego w jednym przypadku coś zadziała, a w innym niestety nie. Chociaż pozornie powinno. „Oczyść mnie z błędów przede mną ukrytych” – woła Psalmista.
Nie rozumiem, ale ufam, że Bóg to dotyka i obejmuje. Po swojemu. Nie muszę wszystkiego wiedzieć.
Oddaję to Jemu. Minuta po minucie, aż wszystko się oczyści i przyjdzie pokój. Choćby na moment.
Myślami wracam do sceny sprzed południa, do podarowanego mi nauczyciela kontemplacji. Kocia przytomność, skoncentrowanie na najważniejszym. Nic innego teraz nie jest ważne.
Myśli zaczynają układać się w logiczny ciąg.
Jaki czas jest najlepszy, aby móc spotkać Boga? Ten, który mam przed sobą. Jaka ikona jest najpiękniejsza? Ta, przed którą się właśnie modlę. Czym jest moje powołanie? To zadanie, które teraz przede mną stoi. Jakie miejsce odpowiednie, aby móc się zbawić? To, w którym właśnie się znajduję.
Przeszłość zabrał Bóg, przyszłość jeszcze nie nadeszła. Im bardziej więc jestem tu, tym bliżej Najwyższego.
fot. Paweł Biernat,
Archiwum Dominikańskiego Duszpasterstwa Powołań
Archiwum Dominikańskiego Duszpasterstwa Powołań
13 komentarzy:
Amen
Brak mi słów, co dzieje się z człowiekiem w ciszy i uważności.
Ja tylko na cztery dni, ale w niedzielę też jadę w takie miejsce :)
Posmakowałam tej ciszy i teraz bardzo tęsknię i serce boli, bo chciałabym się zaszyć na jakiś czas powiedzieć wyjeżdżam nie wiem na ile, nie wiem gdzie i tylko być z Nim. Rozplątać to co poplątane. Przykuły moją uwagę te słowa "Mimo najszczerszych chęci nie potrafiłem pomóc, słowa były za małe lub kompletnie się odbijały", ciekawi mnie ta zależność, że po człowieku widać to czy rozumie i przyjmuje sercem, to co mówimy czy nie, choć ja się dopiero tego uczę a ostatnio bardzo często mam ochotę by takie relacje uciąć, choć chyba nie w tym rzecz, bo może trzeba tylko trwać. Wiem świata nie zbawię, ale czasem mam wrażenie, że nic nie robię...
Ojcze
Bolą te myśli...bardzo,bardzo...tak mi się wydaje,że to jest moja PRAWDA...DZIĘKUJĘ
Dziękuję, Ojcze....
Dużo tajemnic, tajemnica łaski, tajemnica potrzebnych mi klęsk, bym nie była samowystarczalna ciągle od nowa, tajemnica dobrej samotności by słuchać lepiej Jego i innych i żeby życie się upraszczało...tajemnica bliskości duchowej nawet z daleka przez łączność w Bogu i to wszystko naraz jest jeszcze z nową wrażliwością, która nie bierze się z człowieka, ale z relacji z NIm i sprawia, że różne rzeczy bardziej bolą ... Tęsknić za ciszą w środku, by słyszeć...
W środku przypowieści o siewcy Łk 8 ..przy tych słowach Jezus wolał" kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha...a do uczniów: wam dano poznać tajemnice, a inni słuchając nie rozumieli ( nie dane) i jeszcze serce dobre, które słucha...
Bardzo poetycki tytuł - "Kraina nietknięta przez słowa". Podoba mi się. Nadawałby się na tytuł książki :)
Pięknie i jasno wyraził Ojciec to co się dało.
Żyć chwilą obecną -proste i trudne.
Poezja i prostota w idealnych proporcjach, a do tego za każdym razem kilka słów, które zapadają głęboko w serce. Właśnie dlatego tak lubię tu zaglądać..
Dzięki, Ojcze..
Kraków pozdrawia:)
Ojcze, jak ja lubię czytać takie właśnie Twoje wpisy, myślami przenoszę się w tą przestrzeń którą opisujesz, włącza się wyobraźnia i myślenie.
To bardzo piękne o czym piszesz i dzięki bardzo Ojcze ! :)
Nasze życie to ciągła gonitwa i taka cisza nie raz by się przydała, ja czasem próbuję się gdzieś tak wyrwać, biorę rower i jadę gdzieś, by choć chwilę potem pobyć w ciszy z dala od codziennego dnia i ludzi.
Czasem właśnie fajnie siedząc chwilę gdzieś na łące próbuję rozmawiać z Panem Bogiem w tej ciszy fajne to uczucie.
Dzięki za ten wpis Ojcze, czyta się jak poezję :) jednym tchem :)
Pozdrawiam wszystkich ! :)
Podoba mi się to co ojciec napisał: Jeśli raz usłyszymy taką ciszę, będziemy za nią tęsknić. Podpisuję się pod tym obiema rękami. Od razu zaznaczam, że tu nie chodzi o żadną próbę przypodobania się, po prostu mam bardzo podobne odczucia.
Pan Bóg ma w sobie jakąś niesamowitą głębie, która, gdy raz ją doświadczymy, posmakujemy, pozostawi wieczny niedosyt.
Pamiętam swoje pierwsze rekolekcje w milczeniu na pustelni: kiedy pierwszy raz świadomie wszedłem w samotność i ciszę: mimo iż początkowo było ciężko - pierwszy dzień to był bardziej taki detoks, od hałasu świata, to jednak ku swojemu zaskoczeniu - bardzo się odnalazłem w takiej rzeczywistości.
Na własne życzenie odcięty od telewizji, radia, komórki, z poleceniem zachowywania milczenia i skromności wzroku... Odkrywałem świat, gdzie można być sam na sam z Bogiem i czułem się tam prawdziwie wolny. Początkowe niedogodności związane z "brakiem hałasu" zastąpiło zaskoczenie, gdy okazało się, że Słowo, które czytam w Biblii, żyje. Wcześniej też tego doświadczałem, jednak tam, na tej pustelni, każdego dnia samotnie spędzając ok. 8-10h*, docierało Ono do mnie ze zdwojoną mocą... Pomimo, że zewnętrznie nie działo się "nic", to Pan działał niezwykle w sercu, przywracając mi taką niezwykłą świeżość. To doświadczenie, mimo upływu lat, wciąż pozostało świeże i wciąż, co jakiś czas, wyprowadza mnie na "pustynię".
Dla mnie niezwykłe jest to, że wielu ludzi wydaje nie raz fortuny, by "oderwać się od codzienności", przeżyć jakieś nowe doświadczenie, które ma ich ożywić... Tymczasem czasem wystarczy wyjechać gdzieś poza miasto, wejść w ciszę, pozwolić jej się ogarnąć i spotkać Boga, którego tak często codziennie zagłuszamy...
„Tylko w nieskończonej ciszy, można zacząć słyszeć. Tylko tam, gdzie nie ma słów, można zacząć widzieć.” To motto z filmu "Wielka Cisza", tak mi się jakoś narzuciło...
*) (rekolekcje odbywały się na Kalwarii Pacławskiej, każdy z nas miał przydzieloną jedną z kalwaryjskich kapliczek jako swoją pustelnię, do której wychodził każdego dnia z prowiantem, tekstami Pisma św. do medytacji. Oprócz tego codziennie Adoracja i kierownictwo duchowe.
Teraz, z perspektywy czasu, te rekolekcje powiedziałbym, że mimo iż były prowadzone przez Franciszkanów, to były bardzo w duchu kartuskim).
@Maciek Film "Wielka cisza"jest we mnie bardzo głęboko, chociaż oglądałam go dosyć dawno i bardzo żałuję ( taka jest moja wiedza) że nie ma klasztoru mniszek podobnego do klasztoru w La Grande Chartreuse...tak mi się wydaje,że byłoby to moje miejsce na Ziemi
Jest klasztor mniszek kamedułek w Złoczewie. Może pojechać do pustelni św. Romualda.
Wow. Drugi wpis ojca który mam okazję czytać. Zatkało mnie kompletnie. Jakby wyjął ojciec ze mnie myśli i emocje, ubrał w swoje słowa i wrzucił do internetu. Zupełnie inne okoliczności dokładnie tych samych doświadczeń i przemyśleń. Jestem pod ogromnym wrażeniem tej jedności ducha, która jest dla mnie kolejnym dowodem na istnienie Ducha, "który przenika głębokości Boga samego" i jednocześnie zanurza nas w Sobie. Niech będzie uwielbiony Zachwycający, Wprawiający-w-zachwyt, Niepojęty , Nieogarmiony, Niewysłowiony....
Prześlij komentarz