Jeśli podążasz za powołaniem do przyjaźni Bogiem, twój Mistrz na pewno pozwoli ci doświadczyć próby sieci. Skrępują cię więzy okoliczności albo czyjejś woli, które nie pozwolą ci dawać, służyć ani nawet rozwijać się tak, jak byś tego pragnął.
Św. Jan od Krzyża wspominał, że Bóg musi pracować w tajemnicy i w ciemności, ponieważ gdybyśmy mieli pełną świadomość, co się dzieje, staralibyśmy się albo przejąć kontrolę, albo cały ten proces zatrzymać.
Ojciec Hieronim Kiefer, nieżyjący już trapista z opactwa Sept-Fons, decydując się zamieszać w klasztorze, nie mógł się oprzeć tajemniczej sile przyciągania. Nawet nie był w stanie do końca zrozumieć tego, co się w nim dzieje. Wiele razy zwracał się do Boga z tym samym pytaniem: „A jeśli się mylę, czy zwrócisz mi życie?”.
Zaskoczony zauważył, że uciec jednak nie potrafi. Sieć została zarzucona.
Po wielu latach doświadczenie przyjaźni z Bogiem nazwał „próbą sieci”. Człowiek ma przekonanie, jakby Bóg go całkowicie pokonał, zgniatając sześciuset tonową prasą. Jest to doświadczenie tak przenikliwie silne, że wychodzi się z niego poturbowanym, na dodatek z bolesnym poczuciem, że od tej pory do niczego się nie nadaje.
Klasztor staje się pułapką, a odwrót jest już niemożliwy, gdyż wszędzie poza Nim jest tylko jeszcze większa pustka. Palący ogień stałby się zresztą nie do wytrzymania.
- Czy można powiedzieć, że prasa hydrauliczna zachowuje się przyjaźnie wobec arkusza metalu, który wytłacza? - retorycznie pyta cysterski mnich. - A jednak w taki właśnie sposób Bóg zachowuje się wobec swoich przyjaciół – jak prasa hydrauliczna o nacisku sześciuset ton. Ale niestety nie potrzeba aż tyle! Tym bardziej, że im większa siła, tym mniejsza precyzja. Pod prasę podłożono ośmiomilimetrowy arkusz metalu, maszyna uderzyła odrobinę za mocno, blacha wychodzi idealnie ukształtowana, ale ma już tylko siedem milimetrów. I oto mamy przedmiot, który do niczego się nie nadaje! Wszyscy miłośnicy modlitwy wiedzą od początku, że Bóg będzie pracował nad ich uświęceniem – spodziewają się jednak rzemiosła artystycznego, a nie przemysłu ciężkiego, jaki często na nich spada. Czy zatem Pan ma aż tak ogromną wiarę w odporność swoich przyjaciół?
Jeśli - czy to w klasztorze, czy też w świecie - podążasz za powołaniem do przyjaźni Bogiem, twój Mistrz na pewno pozwoli ci doświadczyć próby sieci. Skrępują cię więzy okoliczności albo czyjejś woli, które nie pozwolą ci dawać, służyć ani nawet rozwijać się tak, jak byś tego pragnął. Ponadto w ślad za ograniczającymi okolicznościami zewnętrznymi przyjdzie doświadczenie osobistej niemożności, odczuwanej w sferze uczuć i w sferze duszy. Nawet jeśli potrafisz przewidzieć, z której strony spadnie na ciebie ta sieć, i będziesz chciał umknąć przed nią w przeciwnym kierunku, porządek wydarzeń zmusi cię do stawienia się o wyznaczonej porze w miejscu fatalnego upadku. Dalej, abyś mógł uwolnić się z tej sieci, potrzebowałbyś niekończących się zmagań, których nie chciałbyś podejmować, tym bardziej że okazałyby się, jak się domyślasz, bezużyteczne. Wszystkie potencjalne drogi wyjścia z sytuacji jawią się więc jako równie okrutne. A ty niczego nie możesz uniknąć, niczego zmienić, niczego skrócić. Nie możesz nawet poruszyć małym palcem czy językiem. Twoje skargi na nic się zdadzą. Każdy sznurek sieci, każde oczko, każdy węzeł są nieuniknione. A jednak możesz być pewien, że Bóg tego chciał - wszystko to pochodzi od Niego, we wszystkim możesz rozpoznać Jego rękę.
Biedna zdobyczy!
Biedna zdobyczy!
Ale obiecaj sobie raz na zawsze, że nie poddasz się rozgoryczeniu.
Spośród różnych rodzajów sieci szczególnie docenisz tę, która skrępuje cię w taki sposób, że nie będziesz już mógł ani kochać, ani czynić dobra z własnego wyboru. Okoliczności będą od ciebie wymagać nieskończonych pokładów życzliwości względem ludzi, których sam z siebie nigdy byś nie pokochał, a nieprzekraczalne ściany odgrodzą cię od tych, których byś wybrał.
***
Człowiekowi złapanemu w sieć tylko jedna rzecz przynosi ulgę. Jest nią niedyskursywna modlitwa w ciszy, która otwiera na miłującą obecność Boga.
Tego rodzaju modlitwa ma jeden wyróżnik: niezależnie od tego, jak wiele w nią wkładamy, zawsze wydaje się to za mało. Nawet gdybyśmy poświęcali jej cały swój czas, nigdy nie przytłoczy swoim ciężarem.
Tylko taka modlitwa ma moc leczyć rany zadane przez powołanie do przyjaźni z Bogiem.
Tylko taka modlitwa ma moc leczyć rany zadane przez powołanie do przyjaźni z Bogiem.
Zapiski i myśli o. Hieronima pochodzą z książki „Możliwości i melodie”
W klasztorze, biedna zdobyczy, będziesz w stanie przetrwać tę próbę. W świecie - już niekoniecznie. W świecie możesz nie znaleźć nikogo, kto ci wyjaśni, że to próba. Albo - jeśli będziesz żyć w małżeństwie, w rodzinie - czasu i miejsca na jedyną rzecz, która przyniesie ci ulgę: niedyskursywną modlitwę w ciszy.
OdpowiedzUsuńDuchowość, duchowość, duchowość - ale przecież nie dominikańska. Już nie - jeszcze nie.
Nawet Ojciec nie wie ile dla mnie robi i jak bardzo Bóg zmienia mi myślenie tym blogiem... i ogólnie nie pojmuje za bardzo jakim cudem mnie Bog odnalazł (w najgorszym momencie) jak ja nawet nie wierzyłam w Niego... to jak bardzo go doświadczam od pierwszego spotkania po długim czasie nie uczęszczania do Kościoła, braku wiary (u Dominikanów w Krk-dosłownie przez przypadek weszłam do tego kościoła) przeraza mnie totalnie i w żaden sposób nie mogę sobie wytłumaczyć i pojąć tego co się dzieje. Nawet nie wiem jak mam opisać słowami to wszystko i co czuje i co chce przekazać bo się nie da! Tak bardzo mnie "przyciąga" do siebie, że ja nawet nie mogę powiedzieć NIE. Bez kitu, no przerasta mnie całkowicie, a życie wywraca do gory nogami. Ale to chyba dobrze prawda? Za każdym razem po przeczytaniu jakiegos Ojca wpis(a dawkuje je sobie po trochu bo za każdym razem ciary i niedowierzanie jak bardzo zgadzam się z tymi słowami) mam ochote poprostu porozmawiać z Ojcem, bo to co tu czytam tak bardzo do mnie trafia. Chyba tez dlatego że odczuwam tu zrozumienie... mam 17 lat a w tym wieku chyba nikt nie bierze cie na poważnie... w srodku ciągle pragnienie zamieniania choć kilku slow. Każdego dnia dziękuję Bogu że odnalazł mnie i to przez Was. Dominikaninow. Serio. Dzięki za wszystko!
OdpowiedzUsuńWeronika
W życiu często może być tak, że będziemy czuli się jak przejechani przez ciężki walec, lub złapani w jakąś pułapkę sieci, z której nie ma wyjścia. W poczuciu niezrozumienia, obecności ludzi którzy krępują nam ruchy - możemy poczuć się zdobyczą. Ale czy rzeczywiście tak jest, że Bóg chciałby nas poddawać takim próbom, zdobywać nas w ten sposób? Czy na tym miałaby polegać droga przyjaźni z Bogiem? A w duszy pragnienie przyjaźni z Bogiem tak wolnej i nie ograniczonej żadnymi sieciami...
OdpowiedzUsuń@Weronika
OdpowiedzUsuńPiękny jest Twój post i zazdroszczę Ci że masz dopiero 17 lat i już doświadczyłaś Tego przyciągania...wiem jak to działa chociaż mam dddddddddddddddddużo więcej lat niż Ty..ja tego "przyciągania" doświadczyłam niestety (jak na mój wiek)...za późno(po człowieczemu) ale cieszę się z tego,że tak się stało, mimo wszystko...lepiej później niż wcale...taka była wola Pana...i gdy widzę twarz mojego syna,który mnie odwozi po nocnych Mszach Św u Dominikanów do domu (to jest godz.1-2 w nocy)to...warto było poddać się temu przyciąganiu i uwierzyć w Nie !!!
serdeczności
EwA
Ojcze dziękuję.Właśnie dziś pytałam Boga na Eucharystii czy droga powołania,do której czuję się zaproszona jest Jego wolą. Dziękuję za ten wpis. Bóg na prawdę nas słyszy i odpowiada Chwała Panu.
OdpowiedzUsuńBiedna zdobyczy!
OdpowiedzUsuńJeżeli nie umiesz modlić się słowami,
OdpowiedzUsuńNie rozdzieraj szat
Ani głowy nie posypuj popiołem,
Ale módl się tak, jak umiesz,
Bez słów, jak drzewa, jak trawa, jak morze,
Które również zmawiają modlitwę bez słów.
Słowa są nieporadne, zawodne.
Nieokreślone i nieokreślające.
Są rozczarowaniem. Bolesną omylnością.
Módl się zatem bez słów,
Jak drzewa, jak trawa, jak morze ...
Roman Brandstaetter
"Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują." Mt 7,13-14.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń"Mistrz" powinien być pisany wielką literą.
OdpowiedzUsuńTaka korektorska uwaga ;)
"Niedyskursywna modlitwa w ciszy, która otwiera na miłującą obecność Boga" - podoba mi się brzmienie tego zdania, można je powtarzać jak mantrę, może to być wstęp do modlitwy bądź przypomnienie, że tak można.../pś
OdpowiedzUsuń@Anek: to prawda, dziękuję za czujność, zmieniłem.
OdpowiedzUsuńOjcze, jak Ojciec długo nic nie pisze to się zastanawiam czy u Ojca jest tak dobrze czy aż tak źle. Jakkolwiek by nie było zawsze czekam na nowy wpis. Jest on dla mnie zawsze światłem...Dotyka i przemienia. Czy ojciec nadal jeździ autostopem? Tak bym chciała Ojca kiedyś zabrać choćby po to aby razem pomilczeć tylko nie wiem czy przy mojej trójce dzieciaków byłoby to możliwe :-).
OdpowiedzUsuńNa nowy wpis również czekam z utęsknieniem. pozdrawiam Ojca ciepło, T.
OdpowiedzUsuń@Anonimowy: dziękuję za ten przemiły komentarz, proszę uściskać dzieci :)
OdpowiedzUsuńPróbowali odnaleźć swój spokój w szczęściu nawzajem
OdpowiedzUsuńNie mieli wspólnych marzeń, chociaż od zawsze byli razem
Jeden niedostępny, pochłonięty wciąż myśleniem
Drugi ślepy i głuchy, zajęty do przodu pędzeniem
Czasem ten pierwszy wyciągał dłoń bo się martwił
Ten drugi uwierzył, że sobie poradzi sam z tym
Okiełzna świat, rozum nie może mieć barier
Uwierzył, że sam da rade, sam będzie swoim światłem
Pierwszy tupał ze złości gdy nieodpowiedzialne dziecko
Wiedziało co jest słuszne i tak wybrało szaleństwo
Zalewał świat łzami, topił w rozpaczy
Ten drugi robił wciąż źle mimo wiedzy że go straci
Taka ludzka natura że możemy mieć dobry przykład
A i tak potrafimy tylko źle wybrać
Robimy mnóstwo błędów tracimy głowę dla zmysłów
Chcemy być coraz mocniejsi, myślimy że to droga mistrzów
Ten drugi też tak myślał czcił swoją wolność
Od kilku tysięcy lat ciągle mieszkają obok
Ten pierwszy wskazał mu drogę, pokazał sposób
Dał środki na to żeby mogli w końcu spotkać się kiedyś
Mówił do niego często i spokojnie słuchał
Wymagał tylko wierności i tylko jego kochał
Ten drugi kochał życie chciał być szczęśliwszy niż lepszy
Myślał o swym przyjacielu tylko gdy ponosił klęski
Mówił do niego ze łzami płynącymi z oczu
Prosił o spokój, by pokazał mu na kryzys sposób
Ten pierwszy wciąż pomagał, wciąż ufał
Wciąż dawał mu znaki i pomagał drogi szukać
Ten drugi gdy tylko wyschły łzy robił wszystko by oszukać
I dalej uciekał w swoje sny o chmurach
Chciałby iść prosto w drugą stronę prawdy, nie szukał spokoju
Lecz luzu i sławy, dziwnie działamy, nie słysząc słów przyjaciół
Mimo mocy rozumu, nie umiemy wciąż pokonać strachu
przed samotnością, dusi nas makrokosmos
Tracimy życia ostrość, psuje nam go pozorna wolność
Ten drugi dla blasku chwili stracił głowę, pierwszy pełen szczęścia
To związek w jedną stronę.
:-(
OdpowiedzUsuńWracam do tego tekstu po roku. Pamiętam, że wtedy mocno mnie uderzył, z wieloma sprawami się nie zgadzałam, które w moim życiu były świeże i bolesne. Teraz po roku widzę, że dobrą decyzję podjęłam, że walczyłam i walczę o wiarę( różne fazy się zdarzały przez ten czas) ale teraz widzę, że ma to mnie doprowadzić do miejsca w którym już nie będę się szamotać i tylko zbliżę swoje serce do Jego serca.
OdpowiedzUsuńIz 55, 6