środa, 12 sierpnia 2020

Bramy śmierci


Panie, Ty znasz naszą słabość, Ty wiesz, jak ciężką próbą są i życie, i śmierć.









Był sobie raz mąż Boży. Głosił słowo Boże wśród ludów pogańskich. Długo je głosił we własnym kraju, wędrując od miasta do miasta, od wioski do wioski, od zamku do zamku. Słuchając go, wielu się nawracała i w głębinach duszy odkrywało na nowo drogę Chrystusowej miłości, czasami zaniedbaną od tak dawna, że ledwie dostrzegali jej ślad pod gęstwiną cieni. Pewnego dnia pomyślał jednak o wszystkich ludziach rozsianych po świecie, którzy nie znają tej miłości, i popłynął do dalekich krajów. Wiedział, jakie niebezpieczeństwa grożą tym, którzy głoszą poganom nową wiarę. Nie lękał się jednak śmierci. Co więcej, żywił nadzieję, że męczeństwem da świadectwo wierze. Nie spotkała go jednak śmierć męczeńska. 

Poganie, wśród których się znalazł, nie nawracali się bynajmniej na dźwięk jego głosu, ale słuchali go cierpliwie. On sam zauważał, że w wielu kwestiach ich wiara była podobna do wiary Chrystusowej i wraz z apostołem Pawłem wielbił Boga za to, że złożył On w sercach wszystkich ludzi poznanie prawa naturalnego, które pozwala im pełnić Bożą wolę, zanim jeszcze Bóg im się objawi. 

Pewnego dnia poganie opowiedzieli mu o jednym ze swoich mędrców, którego pamięć czcili, i zaproponowali, że go zaprowadzą na jego grób. Był to kurhan, niczym nie przyozdobiony, który ledwie wyłaniał się nad powierzchnią czerwonawej pustyni, pod przytłaczającym niebem. Długo mu opowiadali o tym mędrcu, o jego wyrzeczeniu, sprawiedliwości, współczuciu, miłosierdziu. Wspominali różne jego cechy. Słuchając ich, chrześcijanin w głębi duszy ubolewał, że człowiek tak usposobiony do służenia prawdziwemu Bogu umarł, zanim zdążył Go poznać. Zastanawiał się więc, jaki los został przeznaczony na tamtym świecie temu sprawiedliwemu poganinowi. Ukląkł przed kurhanem i pomodlił się za jego duszę. 

I oto nagle grobowiec się otworzył, ziemia się rozstąpiła, całun opadł, odsłaniając w wielkiej światłości śmiertelne szczątki, które skrywał. Nienaruszona twarz wydawała się jeszcze żywa, z mięśniami i skórą, zaróżowionymi policzkami, czerwonymi wargami. Reszta była tylko prochem. Wobec tego znaku, którego sensu od dłuższej chwili dociekał, święty mąż zwrócił się do zmarłego i zaklinał go, by do niego przemówił:

- Na Boga, który przyjął ludzkie ciało, który został ukrzyżowany i który zmartwychwstał dla zbawienia wszystkich ludzi - przemawiał w uniesieniu - zaklinam ciebie, który tutaj spoczywasz, żebyś mi powiedział wobec wszystkich, czy jesteś zbawiony, czy potępiony. 

Usta poruszyły się i odparły:

- Nie jestem ani zbawiony, ani potępiony, nie czuję radości, ani udręki. Widzę tych, którzy są w radości Boga, i widzę tych, którzy cierpią ból oddzielenia od Niego, ale nie jestem ani z jednymi, ani z drugimi. 

Święty mąż pomyślał, że skoro Bóg pozwolił, by zmarły do niego przemówił, to może udoskonalić ten cud, aby ten sprawiedliwy mógł wejść do Jego światłości. Podjął zatem:

- Będę modlił się za ciebie do Chrystusa, który uczynił nas swoimi braćmi i dał nam życie w swojej miłości. Poproszę Go, żeby przywrócił cię na krótko do życia na tym świecie, abyś przyjął chrzest, obmył się ze swoich grzechów i miał życie bez końca na łonie Boga. 

Zmarły westchnął:

- To życie i ta radość są wszystkim, czego pragnę. Ale jeśli powrócę do życia na tym świecie, to będę musiał po raz drugi przejść przez bramy śmierci. Na nowo doświadczyć lęku, potu konania, zbliżającej się ciemności, mijającego czasu i uciekających chwil, nieznośnie zbliżających do straszliwego i nieuchronnego kresu? Nie, nie mam na to sił. Wolę raczej być potępiony niż raz jeszcze przeżyć śmierć! 

Mąż Boży poczuł, jak w sercu wzbierają mu się łzy i wilgocą oczy. Znowu poprosił:

- Panie, Ty znasz grozę śmierci. Przyszedłeś na ten świat, by nas od niej uwolnić. Zechciałeś dzielić ją razem z nami. Doświadczyłeś jej i prosiłeś swojego Ojca, by oddalił od Ciebie ten kielich, jeśli to możliwe. Ulituj się na tymi, którzy umierają, nie wiedząc, że Ty otwierasz przed nimi życie. 

Pochylił się nad zmarłym, jak gdyby we współczuciu przytulając się do niego, chciał rozgrzać go miłością Chrystusa, przekazać mu tę miłość, która jest życiem. Jedna z łez, które wypełniały mu oczy, spadła na cudownie zachowane czoło. Zmarły zadrżał:

- Oto zostałem ochrzczony! Oto obmyła mnie woda chrztu i jak śnieg wybielałem! Oto otwiera się łono Boga, aby mnie przyjąć, i wchodzę w wieczną radość!

Mąż Boży wyrecytował natomiast werset jednego z psalmów: "Ty wyprowadziłeś mnie z bram śmierci" (Ps 9, 14)

***

Panie, Ty nas wyrywasz z wrót śmierci, Ty nas ocalasz z jej wrót. Ty przyjmujesz tych, którzy Ci służyli, nie znając Ciebie, i zmarli, nie mając nadziei, że Ciebie znajdą. Ty znasz naszą słabość, Ty wiesz, jak ciężką próbą są i życie, i śmierć.

Opowieść pochodzi z książki M. Zinka: "Kuglarz Najświętszej Panienki. Średniowieczne legendy chrześcijańskie".

13 komentarzy:

Anonimowy pisze...

po przeczytaniu ogarnął mnie smutek... bo wynika z tej opowieści, że tylko chrześcijanie mogą zostać zbawieni...

proszę o modlitwę za mojego zięcia, który nie jest ochrzczony o tenże sakrament

o. Krzysztof pisze...

Drogi/a Anonimowy: zasada, iż Bóg chce zbawienia wszystkich ludzi, pozwala mieć nadzieję, że istnieje droga zbawienia dla osób zmarłych bez chrztu (por. KKK 1261 oraz dokument "Nadzieja zbawienia dla dzieci, które umierają bez chrztu" Międzynarodowa Komisja Teologiczna). Również w Modlitwie Eucharystycznej podczas Najświętszej Ofiary ksiądz modli się: "Pamiętaj Panie o tych, których wiarę jedynie Ty znałeś". Istnieje zatem jakiś rodzaj wiary nie znany nam ludziom, ale znany jedynie Bogu. Nie wolno nam tracić nadziei zarówno w nawrócenie człowieka, jak i w Boże Miłosierdzie.

Anonimowy pisze...

"nie wolno nam trącić nadziei zarówno w Nawrócenie człowieka, jak i Boże Milosierdzie".
Że niby co zrobi? Zmieni myślenie? A może ten ziec myślał, że ta osoba pokocha go takiego jakim jest? Że jest członkiem Jej rodziny, że Ja w duchu przyjmuje, a nie, znanego z księgi, i to często branego pod wątpliwość, czy żył w ogóle, człowieka sprzed 2000 lat.
Może i zmieni myślenie... Ja bym zmieniła...
A Boże Milosierdzie co zrobić ma?!
Jest taki kawał o człowieku, który w trakcie powodzi wchodzi na dach i się modli o pomoc. Przypływa Łódź - nie schodzi, modli się dalej. Przylatuje śmigłowiec - nie wchodzi na pokład. Coś jeszcze było, ale nie pamiętam. Facet w końcu tonie.
Nawiasem mówiąc, to my robimy Bogu kawał... I idiote, też.

Anonimowy pisze...

Bóg przysłał łódź, śmigłowiec
A kiedy nieuratowany Go spotkał powiedział - prosiłem i nie pomogłeś.
Idiotów robimy z siebie. Nie chcąc, bo kto by chciał.
A finał?
A to się niestety okaże

Żyrólik pisze...

z jednej strony takie pragnienie, by wiedzieć jak to będzie po śmierci jest nawet wyrazem wiary w życie Wieczne, a z drugiej strony to dobrze, że przed większością śmiertelników zakryte są szczegóły życia po śmierci welonem tajemnicy. Pan wie lepiej od nas dlaczego lepiej byśmy nie wiedzieli tak dokładnie. Czasem w prywatnych objawieniach ( św Katarzyna z Genui np ) odsłania nieco. Ale jako że Królestwo Boże wsród nas jest i robotnicy z ostatniej godziny z dzisiejszej Ewangelii miejmy nadzieję licznymi będą jakoż i dobry łotr, co to pierwszy w raju się znalazł to ufność w miłosierdzie Pana po pierwsze a z drugiej strony w świecie, gdzie coraz więcej ochrzczonych i nie ochrzczonych zatraca zmysł wiary i poczucie własnej grzeszności miejmy nadzieję , że Pan powoła współczesnych Jonaszów lub Savanarolów dla ratowania biednych grzeszników( Fatima ) , jako, że Matka Boża też potrzebuje współpracowników.

Anonimowy pisze...

Mamo Żyrólik, Pan Jezus powiedział Julianie z Norwich, że będzie dobrze.
I czasem, czasem po prostu chce się wierzyć, że będzie dobrze. I już
A jak, kim, przez, dzięki?
Ktoś przytuli, ktoś podniesie, ktoś pomoże modlitwą. Siatka pleciona z pracy Aniołow Stróżów. Plączę się może.
Trudno
Dobrej nocy Wszystkim

Anonimowy pisze...

Nic nie jest zakryte. Bóg nie ma przed nami tejemnic. Tylko, że czasem patrzymy na cos innego w tym momencie, czasem jest tak, że widzimy szczegół - niby, bo nasze oko i tak widzi więcej i mózg zapamiętuje (podświadomie), a czasem jest tak, że mamy przed sobą, patrzymy na odpowiedź, lecz zmieniamy jej znaczenie, interpretujemy.
Życie wieczne, to życie duszy. Raz rodzisz się w blondynce polskiego pochodzenia, innym razem w muzułmance, bo wcześniej jakoś miałaś dystans do takiej osoby. Kiedy indziej, przychodzisz na świat w ciele ośla, bo tak traktowałeś ludzi.
Żeby żyć, trzeba się rozwijać. Bóg raczej nie 'tworzy' kalek. Zakalców.
Marudzisz, że łazić Ci się nie chce? Że ktoś siedzi na dupie? Nie ma sprawy. Od urodzenia możesz siedzieć...
Tylko tego 'nie pamietamy'. Lecz w duszy jest lżej. A przy okazji pomożesz innym.
Nic nie jest tylko dla mnie.
Zadziwiające jest, jak dużo osób przyjmujących pomoc, można dostrzec przy jednej, która 'na pozor' potrzebuje pomocy.

Ceramik pisze...

Opowiadanie ciekawe... Oczywiście propagujące katolicki sposób myślenia... Ale w momencie tego „przytulenia” może wcale nie chodziło o chrzest, ale o prosty ludzki przekaz pochylenia się w tolerancji nad bliźnim. Nie wiem, czy Orygenes zdawał sobie do końca sprawę, kiedy konstruował swój paradygmat „extra Ecclesiam nulla salus”. Zaciążył długie wieki nad Kościołem, chyba nawet ciąży do dzisiaj. I choć dzisiaj próbuje się go częściowo odkręcić, dla niekatolików będzie zawsze świadectwem pewnej wyższości i co by nie było ...nietolerancji.
Błąd myślenia ciekawie pokazuje stary kawał o protestancie, który po dobrym życiu trafił do nieba. Spacerują ze św. Piotrem po niebie i po pewnym czasie przechodzą wzdłuż długiego, wysokiego płotu. Zza niego słychać łacińskie śpiewy. Protestant pyta apostoła, kto to śpiewa. Na to św. Piotr znacząco przykłada palec do ust i mówi:
- Ciii.... To katolicy. Ale oni myślą, że są tu sami!
;-)

M. pisze...

"Opowiadanie ciekawe... Oczywiście propagujące katolicki sposób myślenia". Ekhm - a jakiż to ma sposób myślenia propagować tekst umieszczony na katolickim blogu? To stwierdzenie odbieram jako komplement pod adresem autora :).

Anonimowy pisze...

Nie ma dla mnie życia bez Boga, bo bez Boga zdycham.Bez sakramentów, bez spowiedzi, bez przyjmowania komunii.
Ale w niebie, mam nadzieję że będą wszyscy.
Nie wiem jak będzie.
Fakt, że wszyscy jesteśmy jak plastelinki w ciemnej szafie, które myślą o tym jak duży jest pokój i czy jest tylko jeden. I czy to prawda,że za ścianami też coś jest.

Anonimowy pisze...

Myśl o plastelinkach nie jest moja, albo częściowo. Chyba. Nie wiem skąd ją mam. Ale nasze poznanie Boga i świata jest właśnie takie. Ułomne, słabe, niedostosowane.
Ale to, że modlitwa jest silną łączącą siecią. Znajdującą ludzi bez GPSu. To akurat wiem.
A modlimy się za cały świat. Za maluchy, za smutnych, za obcych których za mało kochamy, za tych których szukamy a nie powinniśmy. Za zabłąkanych i za pewnych że mają rację.
Czasem za siebie, a czasem za siebie nawzajem. Błądzimy czasem?
Jasne. To jest ludzka właściwość


ewa pisze...

"Aby robić cokolwiek musimy być przygotowani na to, że na początku będziemy robili to źle"
Humbert z Romans

M. pisze...

Ewo! potrzebowałam dziś tego zdania, ogromne dzięki !

Prześlij komentarz