czwartek, 9 marca 2023

Myślałem, że budowla wspiera się na naszych barkach

Carlo Carretto - list  z pustyni. 







Przez wiele lat myślałem, że jestem kimś w Kościele, wyobrażałem sobie nawet tę świętą budowlę jako świątynię podtrzymywaną przez wiele małych i dużych kolumn, a każdą kolumnę wspartą na barkach jednego chrześcijanina. Sądziłem, że także na moich barkach spoczywa choćby niewielka kolumna.

Przez ciągłe powtarzanie sobie, że Bóg potrzebuje ludzi i że Kościół potrzebuje bojowników uwierzyliśmy w to. Budowla wspiera się na naszych barkach.

Bóg po stworzeniu świata odpoczął. Chrystus po założeniu Kościoła wstąpił do nieba. Cały dalszy trud został powierzony nam. Nade wszystko my, członkowie Akcji Katolickiej, byliśmy prawdziwymi tragarzami dźwigającymi ciężar dnia powszedniego. Przy takim podejściu do zadań nie byłem już zdolny wykroić czasu na spędzenie wakacji, nawet we śnie czułem się bojownikiem. A pracy było tak wiele, że aby sprostać jej ogromowi nigdy nie było za dużo czasu. Przechodziło się zawsze z biegu od jednego do drugiego zadania, z jednego zebrania na drugie, jechało się z pośpiechem z jednego miasta do drugiego, modlitwę odmawiało się w pośpiechu, przemówienia wygłaszało się w szybkim tempie, serce biło szybko. Skoro wszystko zależało od nas i wszystko szło tak źle, był prawdziwy powód do niepokoju. 

Ale kto to dostrzegał? Życie wypełnione tego rodzaju działalnością wydawało się tak słuszne i prawdziwe. Już jako dzieciom wpajano nam, żebyśmy byli zawsze pierwsi we wszystkim dla chwały Chrystusa Króla. Później w latach młodzieńczych mówiło się nam: "Jesteście przewodnikami". Dorosłym zaś powtarzano: "Jesteś przywódcą, jesteś apostołem, jesteś misjonarzem".

Przez to ciągłe pragnienie, by stać się kimś, dusza się wypaczała, a słowa Jezusa: „Słudzy nieużyteczni jesteście, beze mnie nic nie możecie uczynić” czy: „Kto z was chce być pierwszym, niech będzie ostatnim” zdawały się przeznaczone dla innych ludzi. Dla innych czasów.

I spływały po skamieniałej duszy nie drążąc, nie przenikając i nie zmiękczając jej.

W każdym razem byłem tam klęcząc na piasku w grocie, która nabrała rozmiarów całego Kościoła. Czułem na swych barkach tę kolumienkę, podtrzymywaną przeze mnie bojownika.

Być może był to moment przejrzenia na oczy.

Cofnąłem się nagle do tyłu, jakbym chciał uwolnić się od tego ciężaru i cóż się stało? Wszystko pozostało na swoim miejscu nieporuszone. Nie pojawiły się ani rysy na sklepieniu, ani nie usłyszałem nawet skrzypnięcia.

Dopiero po 25 latach spostrzegłem, że na moich barkach nie spoczywa dosłownie nic, że kolumna była wymyśloną, sztuczną, stworzoną przez moją wyobraźnię, przez moją próżność.   

Chodziłem, biegałem, przemawiałem, organizowałem, pracowałem, sądząc, że coś podtrzymuję.

W rzeczywistości niczego nie podtrzymywałem.

Cały ciężar świata spoczywał na ukrzyżowanym Chrystusie, ja byłem niczym, dosłownie niczym.

Należało uwierzyć słowom Jezusa, który już przed dwoma tysiącami lat powiedział: „Tak mówicie i wy, gdy uczynicie wszystko co wam polecono. Słudzy nieużyteczni jesteśmy, wykonaliśmy to co powinniśmy wykonać”. 

***

Nie może istnieć świętość, jeśli Ty odejmiesz pomoc.
Na nic zda się mądrość, jeśli przestaniesz prowadzić,
Nic nie znaczy siła, jeśli przestaniesz podtrzymywać.

Opuszczeni przez Ciebie, upadamy i giniemy,
Nawiedzeni, dźwigamy się i powracamy do życia.

Chwiejemy się, lecz Ty nas umacniasz,
Słabniemy, lecz Ty napełniasz nas gorliwością.


Tekst: Carlo Carretto "Listy z pustyni"
Modlitwa: Tomasz Kempis

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

no ten tego, właśnie, tyle mogę

Anonimowy pisze...

W punkt, i w idealnym momencie. Podziękowania i pozdrowienia

janeczka144 pisze...

Rzeczywiście, tak jest. Dziękuję za pokazanie tego

Anonimowy pisze...

Przeczytałam po części, ale przypomina to mnie moje ostatnie rozmowy.
Jedna z Matką, gdzie się z nią pokłóciłam o to, że nie znam nawet najmłodszych osób z rodziny, bo mnie od nich odsuwani, a ona wysyła mi teraz zdjęcia ich, gdy są już starsi, że noszą okulary, a ja nawet nie wiedziałam kto to. O to, że muszę pamiętać o osobach z rodziny, pamiętać rodzinę, a zapominam to co mam zrobić tu i teraz. Rozmowa zakończona ucieczka, bo powiedziałam jej, że ma zejść mi z przed oczu.
A druga rozmowa była z Przyjacielem, o tym, że Kościół Katolicki to rodzina, do której nie należę, bo nie będę nigdy ani księdzem, ani zakonnica. Uslyszlam, że to organizacja, która ma hierarchię.
Na moje szczęście, nie wszystkich chcą przynieść do rodziny, a pracować u nich nie będę, więc dźwigać nie trzeba.
A z tym byciem niczym, to zgadzam się i nie. Zgadzam, bo nie WN każdego życiu biorę udział bezpośrednio, nawet nigdy się nie spotkamy, i nie zgadzam się, bo jako żywa jednostka mam wpływ na Caa@lutki Świat.

Blogolisulej pisze...

Dziękuję za te słowa, które aktualizują we mnie tę tak ważną i kluczową prawdę......... 😊😊

Prześlij komentarz