czwartek, 29 marca 2012

O pewnym serialu

Kilka dni temu miałem krótką, ale bardzo inspirującą rozmowę z młodą lekarką. Opowiadała, że po zmianie pracy i środowiska, wiele osób zadaje jej pytania dlaczego jest katoliczką? Przecież jest „taka normalna”. 







Nie nosi spódnicy z koca, jest ciekawa ludzi, śmieje się na głos, lubi przyjemności i nie obraża się na świat. Podobno nie pasuje do modelu "osoby wierzącej": zgorzkniałej, zalęknionej, wiecznie obrażonej, szukającej dookoła wrogów.

Ula powiedziała, że marzy jej się serial o chrześcijanach. Odcinki byłyby o ludziach, którym życie wymyka się spod kontroli i często sobie nie radzą. Wielu z nich ma wredne charaktery, niektórzy lubią świetnie zjeść, inni wypić, jedni wolą dobrą zabawę, inni preferują kameralną atmosferę. To co ich jednak wyróżnia, to fakt, że są zafascynowani Bogiem.

Jedna ze scen mogłaby tak wyglądać. Przy stoliku siedzi grupka młodych osób. Niektórzy popijają piwo, inni zaciągają się papierosem, zastanawiając się nad tym, jaki jest Stwórca? I czy w Jego słowniku istnieje słowo: "A nie mówiłem".

Ktoś mówi, że nudzi go msza inny, że odkrył kościół, w którym uwielbia się modlić. Kolejny człowiek zastanawia się głośno, dlaczego palenie marihuany miałoby nie być legalne i czy legalizacja przynosi więcej szkody czy korzyści?

Inna scena. Na parafię przychodzi ksiądz, zmęczony po kilku godzinach spowiedzi, nalewa dobrego piwa, stwierdzając, że ma dosyć ludzi i odkrył powołanie kartuskie. "A poza tym grzechy są przeraźliwie nudne" - wyznaje koledze (mam przyjaciela księdza, który doskonale zagrałby tę rolę).

Wspólnie więc zastanawiają się, dlaczego człowiek tak bardzo skoncentrowany bardziej na grzechach niż na Bogu? Z czego to wypływa? I gdzie w tym wszystkim Jezusowa wolność, o której pisał św. Paweł?

Nikt się nie gorszy, nie robi smutnej miny, nie ma czerwonych policzków kiedy słyszy słowo seks, a zamiast oceniania jest próba zrozumienia.

Dodatkowym łącznikiem bohaterów tych środowisk mogłoby być motto dwóch warszawskich raperów, Sokoła i Pona, że mimo poczucia własnej ograniczoności, są wciąż „zajarani życiem”.

Ula stwierdziła, że taki  film mogliby zrobić chyba tylko amerykanie. Sądzę, że ma rację. Polacy popadli by w patos, a na zachodzie Europy zrobiliby z nas skansen. Bo żeby opowiadać o chrześcijaństwie trzeba mieć doświadczenie miłości Boga.

Bez Niego to sama etyka lub kolejna filozofia życia.



80 komentarzy:

Agu pisze...

Ludzie postrzegają katolików jako jakieś monstrum. I tak na prawdę gdyby niektórzy na początku znajomości dowiedzieli się, że jestem chrześcijanką nie rozmawiali by ze mną więcej. Mają jakieś wyobrażenie, stereotypy 'katolów'. Ważne jest żeby dawać się poznać jako zwykły człowiek, a nie od razu startować ze swoimi ideami.

pozdrawiam

Anonimowy pisze...

No tak Polacy popadli by w patos. Amerykanie zrobiliby fajny film z happy endem w którym, Jezus wcale nie umiera na krzyżu - tylko idzie z Piłatem na piwo z głośnym śmiechem opowiadając pikantne żarty. :):):):):) Bądźmy COOL i dajmy sie poznawać jako zwykli, fajni ludzie. :):):):)
TAK ! TAK ! TAK !
JESTEM NA TAK !!!

o. Krzysztof pisze...

Można zrobić karykaturę wszystkiego.

Anonimowy pisze...

No właśnie :):):) Właśnie ojciec zrobił z Polaków i chrześcijan. Przepraszam miało być
YES ! YES ! YES !

Anonimowy pisze...

"Kultura technologicznie zorientowana podjeła wysiłek odwrotny: zapragneła włączyć mit w porządek technologiczny, mianowicie uczynić z mitu składnik poznania w tym sensie w jakim poznaniem jest nauka: jeła szukać szukać uzasadnienia dla mitu. Ów karykaturalny trud racjonalizacji stworzył karykatury mitu, które wypełniły nade wszystko religię chrześcijańską. Próby naprawy tej dekadencji, długo uchodzącej za znamię rozkwitu, są obecnie podejmowane. Są to próby restytucji mitu w jego godności pierwotnej. Nie wiadomo czy się powiodą" - zawsze mi się przypomina Kołakowski, kiedy słyszę, że chrześcijanie nie mają "luzu". I mam wrażenie, że ten brak luzu jest trochę wynikiem katolickiej biurokracji i doktrynerstwa - te poczciwe społeczne "urządzenia" pozwalają nam jakoś ogarnąć Boga (który jest przecież ogniem pochłaniającym) i zamknąć go w jakichś sensownych ramach. Niestety cierpi na tym godność i sens wiary, i dusimy się w ramach... Kiedy się dzisiaj ogląda tv albo czyta gazety to można odnieść wrażenie, że temat wiary pojawia się prawie wyłącznie w kontekście politycznym, albo w kontekście etyki seksulanej (bycie katolikiem oznacza głosowanie na taką a nie inną partię i unikanie prezerwatyw i pigułek). Myślę, że jest to duża pułapka dla katolików... Swoją drogą pamiętam jak Miłosz i Merton podejrzeawli w swoich listach papieża Jana XXIII o opętanie, kiedy w czasie soboru postawił pod obrady temat pigułki antykoncepcyjnej :)

TomWaits pisze...

@Anonimowy: Od jakiegoś czasu nasuwa mi się pytanie: Po co się tak męczysz czytając ten blog?

o. Krzysztof pisze...

Nie o luz i "fajowość" chodzi.

Agu pisze...

raczej chyba chodzi o szczerość, prawdę w tym kim się jest

nashim pisze...

ja tam w spódnicy z koca piwo wypiję i fajkę zakurzę,rozmawiając np. o istocie Trójcy Świętej, co więcej znam takich wielu- więc może wystarczłoby zrobić jakieś reality show?

Jolaśka pisze...

Taki zwykły serial o ludziach,
to trzeba wyjść z kokonu i się rozejrzeć każdy ma taki serial wokół siebie. Zmęczony ksiądz odprawiający Mszę św. byle jak, wierni w ławce: ktoś podsypia, jakiś młodziak bawi się nową komórką, komuś łzy zaszkliły się w oczach. I ksiądz chodzący po kolędzie, taki co to nie spodziewamy się po nim niczego szczególnego a powie kilka zdań i człowiekowi odmienia się życie... wystarczy wyjść z kokonu i spojrzeć czy trzeba to od razu zamykać w serial???

Paoop pisze...

Nie najważniejsze jest kto i jak nienormalnie jest prezentowany, jakie są opinie i z czego wynikają. Najważniejsze jest to, aby na codzień być człowiekiem relacji, nie być ofiarą – być zwycięzcą. Być nieuchwytnym w swojej drodze. I aby to wszystko nie było rzadkością, bo to właśnie jest normalność :)
Można być religijnym a zgubionym. Można także (pozornie) tracąc religijność żyć Ewangelią, miłością drugiego.

Belegalkarien pisze...

Jak to czytam, to wcale nie muszę oglądać serialu w telewizji, bo mam wrażenie, że właśnie sama w takim serialu gram...

Pracowałam dłuższy czas w katolickiej instytucji. Wydawać by się mogło, że mogę tam jedynie spotkać fanatyczną bandę sztywniaków z moherową broszką wpiętą w klapę. Nic podobnego! Dziś pięć zaprzyjaźnionych kobitek spotyka się regularnie na posiadówce, na której serwuje się nie tylko znakomite dania, ale i pyszną orzechówkę lub drinki z palemką. Piwem nie gardzimy, przy którym paplamy jeszcze więcej niż zwykle (okazuje się, że się da). O czym? O Panu Bogu i owszem, o księżach, o młodzieży wobec Kościoła, o cudach, świętości rodziny (dwie z nas to wzorowe żony i mamy, trzecią za chwilę wydajemy za mąż), sakramentach, etyce, wierze....i o milionie babskich spraw, przekrzykując się jedna przez drugą.

Ostatnie nasze spotkanie opóźniło 1,5 godziny, bo czekałyśmy na kumpelę, która wracała z rekolekcji. Można? Pewnie, że można. Normalni jesteśmy, my katolicy. Spódnicy z koca nie noszę, bardzo lubię jeść, jestem leniem z zamiłowania, nosze długie i kolorowe kolczyki, a w pracy dziewczyny znajdowały mnie, podążając za źródłem śmiechu...

Agu pisze...

Belegalkarien zazdroszczę Ci, że trafiłaś na takie środowisko. Mnie trafiają się ludzie, którzy często niewiele mają wspólnego z Kościołem, a nawet jeśli to ich wypowiedzi pozostawiają wiele do życzenia. Póki co trafiam na ludzi z którymi nie znalazłam wspólnego języka jeśli chodzi o tematy powiązane z chrześcijaństwem. Raczej się zdarzają tacy, którzy po prostu o tym nie mówią, albo tacy którzy jak już mówią - to nie dyskutują. Nie ma mowy o polemice, bo zaczynając tematy chociażby związane z aborcją, antykoncepcją, praktykowaniem pojawia się u nich jakaś agresja, złość. Tak silnie są przekonani o swoich racjach, że nawet nie dopuszczają myśli że można się z kimś powymieniać poglądami, doświadczeniem.

Aleks pisze...

Jestem właśnie po obejrzeniu film pt. "Bobasy" Jest to dokument pokazujący kilka pierwszych miesięcy życia czwórki dzieci urodzonych w różnych częściach świata i w różnych kulturach... Zadziwiające jak wiele zewnętrznych różnic przeplata się z ogromem tego co uniwersalne... Polecam film i chwilę refleksji nad pięknem, które wynika z tego, że każdy z nas jest inny... jako człowiek, jako katolik, jako kobieta, jako mężczyzna, jako mąż, żona czy dziecko...

Dor pisze...

@Agu:to może poszukaj wspólnoty?duszpasterstwa akademickiego?czegoś bliżej Kościoła.

szel_ pisze...

z innej beczki,nie w temacie, ale o inną możliwość trudno....wielkie dzięki Ojcze za rekolekcje u św. Maksymiliana :)

o. Krzysztof pisze...

Widzę, ze są tu agenci od franciszkanów :) Ja również dziękuję za ten czas +

seszelka pisze...

A ja bym z chęcią obejrzała taki serial. Choć zdaje mi się, że wszystcy możemy oglądać i co więcej - grać w nim na codzień!!!

Agu pisze...

Dor staram się o to chociaż obowiązki czasem na to nie pozwalają:) a pomijając duszpasterstwa to chodzi mi szczególnie o to na jakich ludzi trafiamy w środowisku pracy i szkoły:)

Nauczycielka wiejska pisze...

A ja mam taki serial w moim środowisku na co dzień, bo u nas w Galicji nadal ludek jakoś żyje Bogiem i z Bogiem:) W szkole sobie rozmawiamy z koleżankami o dobrych rekolekcjach, przydługich Mszach w Bazylice i krótszych u św. Jadwigi...a także o swoich codziennych zmaganiach się ze swoimi słabościami i brakiem cierpliwości do naszych dzieci...samo życie. Zapraszam na południe Polski - jest superowo i potrafimy wyżyć za marne pensje, bo jeden drugiemu pomaga. Nie potrzeba nam więcej seriali...sami w nim gramy haha

grzanka pisze...

ha! też jeszcze się nie dorobiłam spódnicy z koca. może dlatego usłyszałam już milion razy "co? idziesz do kościoła? w życiu bym nie pomyślał, że jesteś wierząca". Stereotyp katolika ma sie wspaniale w naszym społeczeństwie ;) ale niestety jest karmiony rzeczywistością. Bo często ci co najgłośniej o Bogu mówią są albo fanatyczni, albo smutni albo antyspołeczni. Myślę, że dla wielu taki serial byłby odkryciem. A ja mogę tylko dziękować Bogu, że dla mnie jest codziennoscią i że znam od groma wspaniałych, normalnych, szalonych chrześcijan :)

patka pisze...

Jejku genialne! Też chcę taki serial. Zagrałabym w nim bardzo niegrzeczną dziewczynę z fajką w ustach "zabująną" po uszy w Panu Bogu. Zawsze mi się marzyła taka rola.

patka pisze...

Skądinąd ciekawe, że tyle nas "normalnych" chrześcijan istnieje, a te stereotypy o smutnych, zgorzkniałych katolikach ne giną...ja nie wiem.

DR pisze...

@Agu- a może to nie przypadek, że trafiasz na takich ludzi, może Góra stwierdziła, że masz w sobie wystarczająco dużo siły i wiary, żeby mówić o Bogu, czy tez dawać świadectwo właśnie pośród tych najbardziej sceptycznych? Ale to taki lużny wniosek:)
Pozdrawiam serdecznie

Mikołaj pisze...

Osobiście czytam wpis przez pryzmat 5 lat spędzonych w Szkole Katolickiej (jeszcze rok mnie czeka). Tam stykam się z dwoma skrajnościami - albo ludzie, którzy przez tok nauki stali się ateistami, albo tacy, którzy stali się dewotami. Ciężko jest znaleźć osoby, które odnajdują w tym wszystkim "złoty środek". Ważne by nie popadać w skrajności bo to one prowadzą nas nad przepaść - i z jednej i z drugiej strony.

Pytanie, które mi się nasuwa - czy ludzie, którym chcemy pokazać Chrześcijaństwo oglądaliby taki serial? Ważne by odgrywać swoją rolę w życiu tak jak już wielu z Was wspomniało. Wtedy naprawdę możemy mieć wiernych widzów i pociągać innych do Boga.

Ja staram się (oprócz bycia "normalnym") prowadzić ludzi do... Dominikanów. Jakoś nie wiem jak to działa ale zaprosiłem jedną osobę na wspólny wyjazd do Gdańska na mszę, później pojawiła się druga i tak już na rekolekcje
o. Adamskiego OP jechałem z grupą 9 osób. Zwykle słyszę komentarz "jak tam pięknie i >normalnie<". Coś w tym jest. (Serdecznie dziękuję Dominikanom dzięki którym mogę powiedzieć, że wierzę w Kościół :)).

Serdeczności :)

Agu pisze...

@DR a może i jest w tym trochę racji? Chociaż nie nazwałabym się silną w tych sprawach to często mi się przypominają słowa Św. Pawła 'moc w słabości się doskonali'

dziękuję za dobre słowo:)

@patka, bo dobro się nie sprzedaje, a takie stereotypy owszem

Belegalkarien pisze...

@Agu: Nie wiem czy jest czego zazdrościć. Trafiłam na wspaniałych ludzi, nie środowisko.

Miałam szczęście trafić na fajnych ludzi w pracy, na uczelni (też katolickiej, lubelskiej), podczas pracy w duszpasterstwie. Ludzi, którzy umieli znaleźć ten złoty środek między ateizmem a fanatyzmem. Ale to też lata wspólnego działania, docierania się, rozmów, pracy nad sobą. Razem się bawimy, tańczymy, modlimy, grillujemy, chodzimy na piwo, adorujemy Najświętszy Sakrament, chodzimy na pielgrzymki, świętujemy śluby, chrzcimy dzieci, gadamy o seksie, plotkujemy....

Z doświadczenia wiem, że to ludzie, nie środowisko, mają znaczenie. Bo wbrew pozorom, najtrudniej być katolikiem w katolickim miejscu...

Dobroci wszystkim!

Hanka pisze...

@Mikołaj - co do Dominikanów, zgadzam się :)
Zgadzam się też w 100% Ojcze z tym, co napisałeś w poście :)
Od siebie chciałam tylko dodać kawałek rapera Łony "Rozmowa z Bogiem".
http://youtu.be/OMXpf2UvYoQ
Polecam! Sporo treści w prostych słowach; niekonwencjonalnie i niestereotypowo o ludziach i Bogu ;D Pozdrawiam z Poznania!

cicicada pisze...

to ja powiem krótko, dobrze, że są jeszcze tacy normalni chrześcijanie:)
a media zawsze będą kreować obraz moherowych beretów, bo to się sprzedaje, a jak tu już ktoś zauważył - normalność niekoniecznie

Mati pisze...

starzałam się ze śmiechu. A teraz chichocząc przeczytam komentarze...

Dorota pisze...

co jest takiego w spódnicy z koca, że noszą je tylko katoliczki i polonistki ;D

Mati pisze...

... no to przestałam się śmiać. Doświadczenie mi podpowiada, że to raczej ateiści w oparach fajek i przy piwie namiętnie dyskutują o Bogu (choć raczej nie mówią o nim per "Pan". :)) Na imprezach u katolików takich dyskusji nie widziałam. Jakby ich to kompletnie nie "grzało". Nie mam pojęcia czemu. Może wszyscy ustawowo myślą to samo, więc dyskusja nie ma sensu? A może ateiści dyskutują bo to dla nich duchowa czynność zastępcza? Spadam, bo tu smutno.

Dorota pisze...

wg mnie o Bogu można dyskutować również w takich mniej "świętych" miejscach i chyba nie ma w tym nic złego... sama tego doświadczyłam wielokrotnie... wydaje mi się, że skoro Bóg powinien wypełniać całe nasze życie, to i pojawienie się Go w takich właśnie okolicznościach nie jest żadnym nadużyciem...

Zuza pisze...

@Mati: W takim razie na kiepskie katolickie imprezy chodzisz...albo bardzo dobre...zależy jak się patrzy:)

Z drugiej strony, jak się czymś żyje, to czasem przychodzi moment, żeby się na chwilę od tego "oderwać" - ileż można gadać, np. o pracy, w której spędzasz 8 godzin, a czasem więcej. Tak samo może jest z tymi katolikami, których spotykasz. Na co dzień żyją Panem Bogiem tak mocno, że spotykając się, nie muszą Go już "przegadywać", więc gadają o czymś innym.

I myślę, że w tym wpisie nie chodzi o to, żebyśmy teraz usiedli i zaczęli przy piwie gadać o Bogu. To pewne metaforyczne ujęcie, jak dla mnie, tego, że katolicy są zwyczajnymi ludźmi, a nie podpiętymi pod stereotyp, sztywnymi moherami w spódnicach z koca. I chociaż komentarze poszły w tym kierunku, to trzeba by trochę zajrzeć głębiej. Na ulicy naprawdę nie różnimy się niczym od setek mijanych osób.

Niewątpliwie panuje taki stereotyp katolika w spódnicy z koca do kostek, najlepiej jeszcze w golfie, umartwionego, zgorzkniałego, biczującego się dniem i nocą w ramach pokuty.... O ludzie! I też nie mam pojęcia skąd to się bierze. Może z mediów, które chętniej pokażą zlot pewnego radia czy manifestacje spod prezydenckiego pałacu niż relację z Song of Songs?

Zastanawiam się tylko, co Cię tak ubawiło? I Ty twierdzisz, że tu smutno? Eeeeeeee....... Podziel się, też się chętnie potarzam:)

Serdeczności!

Anonimowy pisze...

@Zuza, mów za siebie. Ja się różnię. A propos zwyczajnych ludzi, to dopiero się jawią streotypy!
Zwyczajny człowiek nie jest sztywny, nie nosi golfa, drinki z palemką pije z kumpelami, a pod kocem śpi chyba, albo psu go oddał na podściółkę, w każdym razie nie przerobił go na spódnicę. Spódnice z koca zresztą są skazane na wymarcie - z tych poliestrowych tygrysów żaden sztywny moher (czyli sztywna moherzyca)spódnicy sobie nie zrobi, a nawet jak, to w niej przecież do kościoła nie pójdzie.
Tak mocno na co dzień żyją Panem Bogiem, więc gadają o czymś innym. Napisałbym, że ciekawe w takim razie o czym, a zwłaszcza po co "przegadują" cokolwiek, gdyby nie to, że niekoniecznie i nie bardzo mnie to interesuje. Chociaż żeby całkiem nie interesowało to też nie powiem.
@TomWaits - a nad czym tu się zastanawiać? Może Anonimowego ten blog wcale nie męczy? Może go kręci? Poza tym, ten pierwszy Anonimowy to który właściwie i po czym to można poznać (ale uwaga na stereotypy!)?

Anka pisze...

Przede wszystkim co to znaczy "normalny"????? Jak ktoś się mnie spyta po co czytam,tego bloga jak mi się nie podoba - odpowiadam - czytam bardzo sporadycznie. Myślę, że autor miał dobre intencje - chodziło mu o towarzyskość, otwartość etc...ale są to cechy osobowości, niezależnie od religii.Żeby nie popadać w dewocję? Tylko żeby nie popaść w drugą skrajność. W życiu i w znajomościach chodzi chyba o coś więcej niż to jak kto się ubiera, czy śmieje się głośno, czy cicho itd...
Mam np. kolegę,którego matka jest katoliczką, ojciec Żydem, on jest niewierzący. Pisze fajne opowiadania, ostatnio wydał książkę i jest bardzo nienormalny. Kilkanaście lat temu miał problem z alkoholem, prawie zapił się na śmierć - wpadł w śpiączkę. Idę na pivo - to teraz dla nas żart - chodzi nam o bezmyślne, odmóżdżające spędzanie czasu. Większość ludzi nie wyobraża sobie inaczej spędzania wolnego czasu, jak w barze przy piwie - to jest tez stereotyp.Jak nie pijesz, nie palisz - jesteś nienormalny i jeszcze przez Ojca niefortunnie powielony. I na pewno szkodliwy stereotyp bardzo. Ojciec podobno zajmuje się uzależnieniami. Naprawdę na ten temat można pisać, a potrzeby są wielkie, bo profilaktyki w mediach praktycznie nie ma. Wydaje mi się, że ojca więcej stać niż ślizganie się po miałkich tematach w stylu paplaniny przy fajkach i piwie. I naprawdę nie jestem żadnym starym moherem ale naszła mnie straszna przekora po przeczytaniu tego by się przeleć po lumpeksach i kupić sobie spódnice z koca. Ale proszę się mną nie przejmować. Jestem nienormalna :(

o. Krzysztof pisze...

Z listu do Diogeneta: "Chrześcijanie nie różnią się od innych ludzi ani miejscem zamieszkania, ani językiem, ani strojem. [...] Jednym słowem: czym jest dusza w ciele, tym są w świecie chrześcijanie"

asiaa pisze...

Wszystko to stereotypy i tyle... Nie ma co się przejmować. A poza tym czy katoliczka w spódnicy kocowej to coś gorszego? I czy my którzy czegoś takiego nie nosimy jesteśmy lepsi, bardziej otwarci i cool? I czy musimy udowadniać, że jako wierzący jesteśmy normalni - po co?

Mountain pisze...

Jeśli mamy być świadkami, to myślę, że warto zadbać także o wygląd zewnętrzny.

wróbelka pisze...

Chrześcijanie różnią się. Jeśli Bóg jest w ich życiu najważniejszy to muszą wyniknąć z tego konsekwencje. Choćby poświęcanie czasu na modlitwę i praktyki religijne, nie bawię się w piątek, zachowuję post. Nie lubię na co dzień paplać bez sensu. Zaostawiam wokół siebie przestrzeń dla Boga, podtrzymuję relacje ale nie marnuję czasu na jałowe rozmowy i spotkania. Czas jest krótki... Tą różnicę łatwo wychwytują inni. Praca i dyscyplina duchowa (mam na myśli np. umiarkowanie, przekraczanie siebie) czyni dużą różnicę. Jest to inna normalność, taka pod prąd. Nie jest łatwo być normalnym w mniejszości, czyli nie lepszym, ale jednak przekonanym co do swoich wyborów.

Anonimowy pisze...

@Mountain - zgadzam się. Zdecydowanie. Ponieważ idą znów ciepłe dni, tak sobie myślę, że może dałoby to taki skutek, że panowie nie przychodziliby na Mszę Świętą (na przykład akademicką na przykład u dominikanów) w plastikowych klapkach i szortach przed kolano, a panie w spódniczkach, które wyglądają jak pasy przepuklinowe.

Mountain pisze...

@Anonimowy - przykro mi, że świat jest dla Ciebie tak bardzo zły, a wypowiedzi komentatorów traktujesz cynicznie. Myślę, że to w jaki sposób mówimy o innych, najwięcej świadczy o nas samych.

Anonimowy pisze...

@Mountain. Niech Ci nie będzie przykro, bo uważam, że świat nie jest tak bardzo zły i nie uważam, że jest tak bardzo zły. Zgadzam się z Tobą. Zdecydowanie. Te plastikowe klapki (na bose stopy) i te spódniczki takie krótkie, widziane nie raz w kościele w środku miasta, rażą mnie i jeżeli już coś miałbym traktować cynicznie to właśnie je. Nie Twoją wypowiedź. W związku z nią dopowiem. Moim zdaniem sposób, w jaki mówimy - w ogóle, nie tylko o innych - rzeczywiście świadczy, chociaż nie tylko o nas samych.

Anonimowy pisze...

A wygląd złachanej szkapy można mieć? Tak pytam, bo jakby ktoś to chciał uznać za dowód braku szacunku, to zawczasu zaprotestuję.
Niedzielne odprasowanie tez mi zawsze wychodzi jakoś tak ubogo i niezręcznie i w tym tłumie na wysoki połysk zrobionym dziwnie mi zwykle jest.
A spódnicy z koca nie mam. I chętnie przyjmę wyjaśnienie co to właściwie jest? Pamięć tekstylna milczy.

Anonimowy pisze...

Protest przeciwko klapkom, szortom i spódniczkom podpisuję rzecz jasna. Obiema łapami. I dużym kapeluszom. I siadaniem w czasie Adoracji dokładnie na linii - ten co tuż za mną - ołtarz. Jeśli jest wokół miejsca skolko ugodno i naprawdę tylko cztery literki przesunąć i już .

Anonimowy pisze...

Byle nie mieć klapków na bosych stopach, bo jak Anonimowy zobaczy, to złaje cynicznie za brak szacunku. Złachaną szkapę jak poznać i rozpoznać, bo w temacie tylko nasza mi przychodzi do głowy i Łysek z pokładu Idy?

basia pisze...

Zauważyłam, że księża na ogól akceptują i klapki i krótkie spódniczki. Wiedzą, że nie szata jest ważna. Że serce się liczy. Tylko stare dewotki się oburzają. Podejrzewam, że Anonimowy należy do tej kategorii - najżałosniejszej z możliwych.

Anonimowy pisze...

Basiu dla Jezusa nikt nie był nienormalny ani żałosny, nawet dewotka.
Tadeusz Nowak "chce być pomylony"
Chcę być pomylony, pomyleni mają w głowie słoneczko
Chcę być pomylony, pomyleni wiedzą gdzie jest Bóg
Pomyleni chodzą pełni snu
Pomyleni mają inne ptaki, inne ryby
Chcę być pomylony, pomyleni nie boją się ludzi
Chcę być pomylony, pomyleni nie dają się głaskać
Pomyleni to są świeccy święci
Pomyleni błogosławią chleb
Pomyleni chodzą, zanurzeni w wodzie
Pomyleni nie płaczą nad sobą
Pomyleni żyją poza sobą
Chcę być pomylony, pomyleni wyplatają kosze
Chcę być pomylony, pomyleni wyplatają sieci
Pomyleni drążą w drewnie czółna
Pomyleni ujeżdżają wody
Zastawiają sieci, wyciągają ryby, napełniają rybą kosze
Pomyleni niosą chleb ze wzgórz
Chcę być pomylony, pomyleni dzielą chleb i rybę
Chcę być pomylony, pomyleni zbierają okruchy
Pomyleni przychodzą do Boga
Pomyleni odchodzą od Boga
Chcę być pomylony, pomyleni tkają sobą niewidzialne sukno
Chcę być pomylony, pomyleni zaściełają suknem wszystkie ścieżki
Najciszej prowadzą na suknem
Zostawiają nas na suknie ścieżek
Chcę być pomylony, pomyleni wiodą suknem Boga
Chcę być pomylony, pomyleni ukrzyżowali siebie
Pomyleni zostawiają nas wokół
Pomyleni odchodzą samotni

Joanna Książek pisze...

Wchodząc tu w ciągu paru godzin powstało tyle komentarzy, a większość od Anonimowego..
Od filmu do tego jak należy się ubierać do KOŚCIOŁA.
Anonimowy, może w końcu zacznij w kościele szukać tego co trzeba, idziesz do BOGA, a nie popatrzyć jaką kto ma spódnice, czy ma kapelusz, czy spodnie krótkie czy długie, czy klapki czy półbuty.
Będę chodzić do domu OJCA jak mi się podoba. Idę do niego, nie pasuje nie patrz. Zajmij się ADORACJĄ, a nie oglądaniem kto jakie ubranie ma!

Mati pisze...

@Zuza - ja ci w końcu odpowiem, tylko niech mnie przestanie boleć głowa :(

Edith pisze...

Mikołaj- świetnie rozumiem, o czym piszesz. Sama kończyłam "katolicki" ogólniak. Szukaj dobrych, niezakłamanych miejsc (dobrze, że masz Dominikanów), zabieraj tam znajomych. Szukaj żywego Kościoła, który jest wpatrzony w Boga. Wiem, co piszesz, bo mi kiedyś zdarzyło się za bardzo skupić wzrok na patologii- na to szkoda czasu. Serio.
Agu- piszesz, żeby "nie od razu startować ze swoimi ideami". Zgoda. Ale idei nie można też ukrywać. Dobrze, jeśli w pracy nawet niewierzący znajomi wiedzą, że jesteśmy wierzący. W razie pytań czy kryzysu będą mieli szansę poszukać wsparcia. Dobrze czasem nawet drobną sugestią, takim małym uśmieszkiem, dać wyraz swojej nadziei pokładanej w Bogu. Czasami bywa, że dzięki takim drobnym, pogodnym gestom pomaga się komuś niezdecydowanemu zrobić krok w stronę Ojca.

Zuza pisze...

Anonimowy z 30 marca 2012 01:08 : A można jaśniej? Bo nie rozumiem Twojej wypowiedzi. Tzn. nie wiem czy się ze mną zgadzasz czy mi zaprzeczasz. Wprawdzie zaczynasz od zdania, jakobym mówiła tylko za siebie, ale potem mam wrażenie, że Twój komentarz jest tylko parafrazą bądź cytatem mojego, i nic więcej z tego nie wynika.

Będę wdzięczna za wyjaśnienie.

Pozdrawiam!

Zuza pisze...

@Mati: Czekam niecierpliwie! :)
Aspiryny życzę! :)

Serdeczności!

Mati pisze...

Co mnie tak rozbawiło? Wizja macho w stylu Marlboro Man, który gasi lampkę w konfesjonale, rzuca stułę, otwiera lodówkę (zapala w niej światło!), wyciąga browara, dodaje życiową sentencję, a na dole leci napis reklamowy "Zimny Lech to nie grzech" :))

Poza tym też absurdalność tych scen, właśnie dlatego, że się ich nie spotyka. Jak byłam na wakacjach i jedna rodzina przyjechała z synem klerykiem, to biedak zanim zasiadł z góralami do wódki musiał zdjąć sutannę, bo mu w niej podobno pić wódki nie wolno.

Rzeczywiście nie mam zbyt dużego doświadczenia w katolickich imprezach :). Ale jeśli idę na party do feministek- aborcjonistek a tam mi każą wyciągnąć z półki Pismo Święte, czytać na głos scenę zwiastowania, a potem przez godzinę trwa dyskusja o tym czy Matka Boża mogła powiedzieć Bogu "nie" skoro już wcześniej została niepokalanie poczęta, to wbija mnie w fotel. A jeśli zaraz potem idę na imprezę dla zaangażowanych katolików ( naprawdę fajowej, żeby nie było), ale gdzie nikt takich dyskusji nie podejmuje, to się zastanawiam DLACZEGO?

Twoje rozwiązanie też brałam pod uwagę, że oni się tym Bogiem nasycają gdzie indziej, a na imprezach mają fajrant. Może to jest jakiś mix przyczyn - będę wdzięczna jeśli ktoś tę zagadkę rozwiąże.

Albo inny przykład: elegancki bar na 25 piętrze hotelu w znanym mieście, początek lata, na niebie gwiazdy, jest ekstra. Tylko że po trzecim drinku ktoś MUSI zapytać: "eee a myślicie że to życie tak się po prostu skończy?" I musi się zacząć dyskusja.

A co w sytuacji może powiedzieć katolik? "podziękujmy naszemu Panu za dar życia", a potem zamówić kolejny Sex on the Beach? No przecież nie.

PS. Wzięłam ibuprom. :)
PS 2. Też proszę o wyjaśnienie kwestii spódnicy z koca. A jeśli to jest wełniana miniówa w zieloną kratkę z frędzlami a la koc?

Anonimowy pisze...

@basia - księża akceptują i klapki i krótkie spódniczki z prozaicznego powodu - jak wszyscy faceci lubią sobie popatrzeć. Na szczęście są miejsca, gdzie nawet zwiedzając, w nieodpowiednim stroju nie można wejść. I nie ma to nic wspólnego ze zgorszeniem starych dewotek. A akurat o szacunku do kogoś, czegoś, ubiór jednak świadczy. "Stroje" Adama i Ewy mimo, że dobre były w raju, jakoś się jednak nie przyjęły.

Anonimowy (Henryk) pisze...

@Zuza. Jasne, że można jaśniej. [ODTĄD WYRAŻAM SWOJE ZDANIE] Różnię się, niekoniecznie nawet jak ten wróbelek, który ma jedną nóżkę bardziej. Wszyscy się różnimy. Więc nie chodziło o to, że mówisz za siebie. Raczej...Oj, nie wezwaniem to było przecież. "Tak się mówi". Czasami. Jak ktoś stwierdza w imieniu ogółu, zespołu, grupy, że "my to" albo "my tamtego nie". Komentarz był może parafrazą, może cytatem - na pewno miał charakter polemiczny. Co z niego dla kogo wynikało nie wiem, mnie chodziło o to, że nie rozumiem, dlaczego przyjmowanie etanolu w formie drinka z parasolką w towarzystwie kumpeli ma być dowodem "zwyczajności" albo tego, że nie jest się sztywnym moherem podpiętym pod stereotyp.
@Asiek. Klapki podczas Mszy Świętej naprawdę wydają mi się ważne. Spódnice też - i zdecydowanie bardziej te, których kto nie ma, niż te, które kto ma. Bo widzisz, do domu OJCA [JA TAK UWAŻAM] nie wchodzi się, jak się komu podoba. Nie robi się "wejścia smoka", nie trzaska się drzwiami, wyłącza się komórkę, mężczyźni zdejmują nakrycie głowy, po wejściu się przyklęka. Do stołu [JA TAK UWAŻAM] nie siada się w kostiumie kąpielowym, nawet latem nie nosi się jasnego garnituru po 16:00 (czy 18:00?) jeśli idzie się na jakąś oficjalną okazję, jak pracuje się w banku i jest się kobietą to zgodnie z obowiązującym dress codem nosi się pończochy nawet latem, a jeśli jest się mężczyzną marynarkę, a jak nie, można za to wylecieć z roboty. Więc do Stołu Eucharystycznego tym bardziej w tych klapkach nie uchodzi [TAKIE JEST MOJE ZDANIE - I GO NIE ZMIENIĘ]. A bliźniemu ołtarza zasłaniać całym sobą albo swoim kapeluszem naprawdę nie trzeba. Bo jak trzeba albo inaczej się nie da to inna sprawa. A że niektórym jest wszystko jedno, co komu zasłonią swoim czym, albo czy kogoś zgorszą włochatym śródstopiem, to wiem. Widzę. Nie przyglądając się - ot, nagle mam w kadrze i tyle. Trudno, może kontestują. Jak się da, a ja nie wytrzymuję, staję gdzie indziej. I niechby nawet kontestowali - byleby nie mówili, że to nic, że zasłaniają, bo Bóg jest wszędzie.

Belegalkarien pisze...

@Mati: Z kolejnym Sex on the Beach to czemu nie? Może na imprezach, na których bywam, to akurat nie takie drinki się serwuje, bo zwykle jest Skorpion i Błękitna Laguna, ale mniej więcej dziękczynne toasty wznosimy: za nas, za spotkanie,, za sukcesy, za porażki, za życie, czyli właściwie za wszystko to, co pochodzi od Pana, jakby nie brać...:).

Ja nie wiem czy trzeba tę zagadkę rozwiązywać. Przytoczony przez Ojca scenariusz, może nie jest nagminny, ale się zdarza. I jak się okazuje nie tak rzadko. Nie każdy ma okazję doświadczyć, ale ja akurat jestem częstym aktorem takiego przedstawienia, więc mówię jak jest.

PS.1. Na bolącą łepetynę panadol też czasem pomaga :)
PS.2. Były kiedyś szalenie modne takie długie spódnice w dużą kratę, z grubego materiału ciętego "ze skosa" (przyjmowały kształt trapezu). Wzór na nich wyglądał jakby rzeczywiście ktoś dorwał domowy koc i przerobił go na kieckę. Wszystkie oazowiczki w tym chodziły....Na szczęście ja jestem z KSMu:)
PS.3. Zuza to ja:), tylko zalogowałam się u siebie i automatycznie wyskakuje nick blogowy:)

Serdeczności na weekend!

Belegalkarien pisze...

A nie można było od razu, że to Anonimowy Henryk? I od razu wiadomo kto się wypowiada. Mimo, że dalej człowiek pozostaje anonimowy personalnie, to nick naprawdę ułatwia dyskusje...

Pozdrawiam!

Belegalkarien pisze...

@Anonimowy Henryk: Bo wiele osób, kiedy słyszy:katolik, to załączają się obrazki właśnie takie, jakie często widzimy w telewizji przy rożnych okazjach. To na pewno osoba sztywna, ciągle szepcząca pod nosem modlitwę, nie pijąca, nie przeklinająca, z którą o niczym innym, jak tylko o kościele, porozmawiać nie można. Często spotykam się z takim patrzeniem na katolików, i wiele nowo poznanych osób, kiedy dowiaduje się, ze jestem wierząca i to bardzo, a do tego praktykująca i to regularnie, zaangażowana w jakieś ruchy, akcje, to dziwi się: jak to możliwe, przecież ty pijesz alkohol, dużo się śmiejesz, ubierasz się tak kolorowo, malujesz się.....ba, umiesz przeklinać! No pewnie, że znam kilka niecenzuralnych słów, jakby nie brać wpisanych w język polski. Jak się wkurzę, to czasami powiem słowo czy dwa za dużo. A wiele osób to dziwi w takim sensie, że nie pasuje im to do wizerunku katolika-fanatyka.

Jasne, że nie chodzi o to, żeby się czymś chwalić, bo akurat tym ostatnim to nie bardzo. Ale chciałam pokazać taki kontrast pomiędzy tym jak jest (na swoim przykładzie), a tym jakie wyobrażenie osoby wierzącej ma wiele osób. Celem było przejaskrawienie różnicy, aczkolwiek wszystko, co napisałam, ściemą nie jest.

A że się różnimy, to dobrze, bo "gdyby każdy miał to samo, nikt nikomu nie byłby potrzebny" :)

Pozdrawiam!

Anonimowy (Henryk) pisze...

@Belegalkarien, przecież mnie interpunkcja zdradza!
Przejaskrawienie różnicy jako cel - o, jakże jest mi on bliski!
@Basia - pozdrowienia.
Gdyby ktoś jeszcze z Komentatorów domniemywał, że przynależę do grona najżałośniejszych dewotek, to nie tylko nie wykluczam, ale wręcz sam zgłosiłem akces do ich grona po tym, jak pierwszy raz zobaczyłem na Freta te klapki na bosych stopach, ale moje podanie o przyjęcie nadal czeka na rozpatrzenie.

basia pisze...

Dziękuję anonimowy Henryku za pozdrowienia. serdecznie odwzajemniam :)).
Może następnym razem, gdy zobaczysz laskę w mini i w klapkach w kościele pomyślisz tak:
ona teraz dziękuje Bogu za to, że ma takie piękne nogi. Może to jedyne najpiękniejsze co ją do tej pory ( w jej mniemaniu) spotkało. Może te nogi zauważy jakiś fajny katolik i sie nimi zachwyci, i będzie chciał ją bliżej poznać. I znajdzie też jakieś inne piękno w jej sercu, ktore zna już Bóg. I będzie chciał z nia być i cieszyc sie nią. A za jakis czas będą mieli ślub i ona w pięknej długiej sukni i w pełnych butach przed ołtarzem będzie...
Pan Jezus prosił, żebyśmy nie kamienowali nikogo. I pamiętacie "groby pobielane"?

Mati pisze...

@ Zuza vel Bel: a On się nie obrazi, jak mu będziesz dziękczynne drinki Błękitną Laguną zasuwać? :)) Bo to chyba łączenie sacrum z profanum, czyli clou całej sprawy.

PS. Mi się katoliczki kojarzyły raczej z długą spódnicą w gumkę i "tauką" na rzemyczku. A skórzane krzyżyki? To był hit!

Ania pisze...

Najbardziej mnie wkurza u katolików ta cała paplanina jak tu:
Basia najpierw obraża nazywając kogoś najżałośniejszym z możliwych, a następnie prosi by nie kamieniować.
Wiarę poznaje się po czynach. Znam wielu katolików, którzy pięknie piszą o miłości, nauczają drugich do momentu gdy się ich o coś poprosi. nawet komentować się tego nie chce.

Anonimowy pisze...

Basiu,
do jednej tylko Twoje myśli się odnosząc: wydaje mi się mało prawdopodobne żeby patrzący na odsłonięte, czy obciśnięte i uwypuklone kobiece kształty pomyślał przede wszystkim - chwała Bogu za to piękno. Śmiem sądzić że mogą mu myśli odruchowo polecieć innym skrótem. Troska o strój noszony do kościoła jest nie tylko spowodowana szacunkiem wobec Boga ale troską o innych.
Jeśli, jak mówicie mi starej dewotce, idziemy do kościoła szukać Boga, to nie odciągajmy uwagi innych komunikatem - zobacz jaka jestem piękna.Nie ten czas, nie to miejsce .
Pomysł szukania męża wśród ludzi spotykanych w kościele popieram całym sercem. Byle nie tych w koloratkach.
Anonimowa od szkap, kapeluszy itd.

Mati pisze...

@ Anominomy: twoją myśl najbardziej twórczo rozwinęli talibowie każąc kobietom zakładać burki, dzięki czemu mężczyźni mogą skupiać myśli już tylko na miłosierdziu Allaha. Ale co jeśli komuś na widok apetycznego blondyna zatopionego w modlitwie myśli odruchowo też polecą innym skrótem?

Anonimowy pisze...

@Mati
A czy byłoby w porządku gdyby ten zatopiony w modlitwie brunet/kwestia gustu/ rozpiął koszulę na trzy guziki? Mając przyzwoicie, czyli bez przesady ale pięknie, rzeźbioną klatę? Bo o odpowiedniku czegoś takiego mówię.
Nie ten czas. Nie to miejsce. I nie uchodzi, i rozprasza.

Ida pisze...

@ Mati, i dla porządku, jeśli Henryk może być Henrykiem, to ja od dziś jestem Ida.
To jak z tym blondynem/brunetem/łysym ?
Po czym poznać zeszkapienie, kiedyś, komuś jeśli w praniu wyjdzie czyli np. spotkamy się na Freta.

Kazik pisze...

Może takie rozwiązanie byłoby dobre. Ktoś, kto boi sie być rozproszony przez innych uczestników mszy, powinien przyjść wcześniej i zająć miejsce w pierwszej ławce. Ja bym tak zrobił.

grzanka pisze...

A ja uważam, że nie ma co swirować. cóż złego w klapkach?! może jak ktoś tak przychodzi ubrany do kościoła nie robi tego po to by prowokować, kusić kogokolwiek nagimi stopami ;D tylko może po prostu był cały dzień na plaży i w drodze do domu zaszedł podziękować za to Bogu? Czy nagie ciało Jezusa na krzyzu, owiniete tylko skapa przepaską na biodrach (czasami całkiem nieźle umięśnione wg artystów) albo lejące materiały wspaniale podkręslające zaookraglone kształy swietych dziewic (cały czas mówię o rzeźbach i obrazach - dla ścisłości) też was rozpraszają... ? Może przestańmy traktować ludzkie ciało jako coś co kusi, omamia, jest złe i grzeszne? Ciało jest dobre. Nagie stopy też. Odsłoniete ramiona też. I długie opalone nogi też. A jeśli do tego stopnia nie radzicie sobie z seksualnością, że widząc kogoś w szortach myslicie tylko o jednym - to ciężkie musicie miec zycie :P

Szczerze mówiąc jestem w kościele dosyć często, mieskzam nad samym morzem, więc w lecie widze tam różnie ubranych ludzi i naprawdę baaaardzo sporadycznie ktoś jest ubrany niestosownie... Więc dysktujemy o marginesie w granicach błedu statystycznego mówiąc o laskach w mini ledwo zakrywającej tyłek , dekoltem do pepka i facetach z gołym torsem. Ja takich ludzi nie widuje, a nawet jesli to mnie nie rozpraszają :P

Ida pisze...

Choruję, od lat nie mogę siadać w ścisku, daleko od wyjścia, blisko ołtarza. Trudno i darmo nie mogę i już itd.
Jest coś takiego jak przyzwoitość. Stroju, zachowania, mowy. Kościół to kościół. Bóg to Bóg. Piknik na działce to piknik na działce.
A trudną rzeczą jest wytłumaczyć komuś ze czegoś po prostu robić nie wypada. Jak wytłumaczyć że nie wolno pluć w twarz komuś kto odpowie że to tylko trochę wilgoci, w deszczu spada więcej?

Anonimowy pisze...

No i po co te wzniosłe gadki o tym, że najważniejsze jest przeżywanie duchowe, a nie to co na zewnątrz, skoro jedna chce pokazać nogi, bo może ktoś się nimi zachwyci, a dalej nawet suknia ślubna (ho, ho kościół jako biuro matrymonialne?), druga też ma ochotę prezentować opalone nogi, ramiona, stopy (to może lepiej do Playboya?). No i pomyłka, taki widok, przynajmniej mnie wcale nie prowokuje, ani nie rozprasza, a tylko zastanawia, co taka hmmm osoba ma w głowie skoro w takim akurat stroju przychodzi do kościoła. Bo, że chce na siebie zwrócić uwagę to oczywiste. Tylko po co? No chociaż teraz po paru wypowiedziach trochę mi się rozjaśniło.

grzanka pisze...

oh rzeczywiście Anonimowy - chyba jutro zamiast do koscioła pójdę na casting do playboya. Natchnałeś mnie.

heh.

Dor pisze...

Nie wiem,jak mi się to udało,ale doczytałam do końca,zmęczyłam się...Mam ochotę zacytować Franciszka Salezego:"Głoście ewangelię zawsze,w razie potrzeby używajcie słów".

Zuza pisze...

@Mati: No wiadomo, że to tak nie dosłownie, bo wszystko ma swoje granice. Nutka ironii skryła się w moim komentarzu.

Ale z pewnością się nie obrazi, jeśli grupka przyjaciół, nawet przy Błękitnej Lagunie, siedzi i gada sobie, m.in. o Nim. Że się spotykają w Wielki Piątek na adoracji, a potem razem z koszyczkiem od lat w sobotni poranek, żeby w Niedzielę Wielką skoro świt w procesji rezurekcyjnej za Nim podążać. A dnia następnego tak przy lanym, poleją to i owo. Z radością, że znowu po 3 miesiącach udało się całą ekipę w jednym miejscu i w jednym czasie zebrać. Myślę, że się nie obrazi :)

A tałki to jak od franciszkanów raczej, bo rzemykowe krzyżyki to były trendy:). W ogóle rzemyki na rękach, na nadgarstkach - im więcej tym lepiej. Nosiłam, wiem:). A do tych długich spódnic zwykłe luźne T-shirty, żadnych dopasowanych bluzek podkreślających figurę. I sandałki-apostołki...:) Przepis na wzorową oazowiczkę lat 90-tych:)

Anonimowy Henryk pisze...

@Basia: kiedy widzisz, chodziło mi o klapki plastikowe męskie. Dla mnie równoznaczne z nieodpowiedniością stroju do okazji. Powinienem był pomyśleć, że dobrze, że człowiek ten ma nogi? Na których w dodatku poszedł do kościoła, zamiast w miasto? Pomyślałem, zapewniam Cię. Od razu. Nie kamienuję, śmiem twierdzić. Tylko na ten ślub, który tak pięknie opisałaś, założę skarpetki, gdybym nawet miał być w tym odosobniony. Ale nie białe frote do mokasynów. I nie do sandałów.

nieanonimowy też Henryk pisze...

@Mati, przeczytaj może jeszcze raz, co Anonimowy Henryk napisał o siadaniu do stołu w stroju kąpielowym zanim wyciągniesz braci talibów w charakterze argumentu? Chyba zresztą postępowi bracia Francuzi już się z tym przeżytkiem rozprawili. Jeszcze trochę, a talibowie zaczną wpuszczać do meczetów kobiety w bikini jak zrozumieją swój błąd, w przerwach zdzierając jarmułki z żydowskich głów, maseczki z ust dżinistów i szafranowe kiecki z buddystów. Pozdro!

Spokojna... pisze...

Anonimowy Henryk napisał: "Co z niego dla kogo wynikało nie wiem, mnie chodziło o to, że nie rozumiem, dlaczego przyjmowanie etanolu w formie drinka z parasolką w towarzystwie kumpeli ma być dowodem "zwyczajności" albo tego, że nie jest się sztywnym moherem podpiętym pod stereotyp." Chciałabym dodać, że ja tez nie rozumiem. Każdy z nas jest "wyposażony" w inny pakiet wrażliwości, ma inne zainteresowania, co innego sprawia mu przyjemność. Nie piję, nie hcodze na imprezy, nie przeklinam, ale też nie jestem dewotką. Nie popadajmy tez ze skrajności w skrajność. Wydaję mi się, że ten wpis miała na celu przełamanie pewnego stereotypu katolika, który wiecznie sie smuci etc. Zgadzam się z tym w zupełności, bo sama staram się dbać o swój wygląd, korzystać z dóbr tego świata. Chodzi o to, aby nie być niewolnikiem tych wszystkich rzeczy i przyjemności, żeby nie tracic nigdy z oczu tego dokąd zmierzamy, że ta największa przyjemność czeka nas po śmierci.

Mati pisze...

@Zuza: to były "rzymianki"! Megahit! Chociaż w tamtych czasach w życiu bym nie pomyślała że te ciuchy mają chronić kobiecą cześć i cnotę. Myślałam, że to taki hippie-style.:) A co do reszty Państwa Anonimowych: ja tam mam bujną wyobraźnię i taki blondyn wcale nie musi rozpinać koszuli coby myśli mknęły skosem. Za to biorąc pod uwagę rozmiar waszych obaw co do rozpraszających klapek, to na pływalni miejskiej musiałaby być co rano od ósmej orgia...

Anonimowy pisze...

Obawy? Raczej poczucie dobrego smaku. A mowa była o stroju odpowiednim do miejsca i sytuacji, więc argument o pływalni niezbyt trafiony.

Ja tylko zadaję pytania. pisze...

Tak na marginesie jako ciekawostka:
@Hanka - odnośnie Łony i jego kawałka
http://www.youtube.com/watch?v=wmrK5RwuhWg
16:52

Prześlij komentarz