środa, 29 sierpnia 2012

O pasji Dominika i innym patrzeniu

Istnieje rodzaj doświadczenia miłości Boga, który jest niebezpieczny. Przejawia się on w tęsknocie i ciągłym niezaspokojeniu. To poczucie nieustannego braku przy jednoczesnej świadomości, że dopóki żyjemy nikt i nic nie wypełni nas nigdy do końca.







Spoglądamy na zbierające się szare deszczowe chmury. Musimy uciec przed deszczem, jak najszybciej.
- Czego wam życzyć? – mówi Jacek, dominikański współbrat, który wywozi nas za Kraków - Dojedźcie  bezpiecznie i nie dajcie się dzisiaj zmoczyć.

Zatrzymuje się pierwszy samochód z trójką kobiet jadących na modlitewne spotkanie.
- Gdzie jedziecie?
- Na Bielsko.
Dziewczyna przy kierownicy z uwagą nam się przygląda. Zapada kłopotliwe milczenie.
- Musicie mieć wielką wiarę, chcąc dojechać autostopem tak daleko...

Maciej nie wytrzymuje wybuchając głośnym śmiechem.

- Tylko my chcemy dojechać do Włoch! - wyduszam, nie dodając już, że w założeniu ma być to zaledwie pierwszy etap wyprawy.

Pasażerki siedzą w samochodzie kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Jeśli nie robicie sobie z nas żartów, pomodlimy się za was.

***

Mistycy, niezależnie od duchowej szkoły czy wyznawanej przez siebie doktryny, zgodni są co do tego, że wszystko, co nas otacza, jest takie, jakie być powinno. Wszystko. Kiedyś tą trasą wracaliśmy z Albanii do Krakowa, było wówczas po północy. Od tego czasu minął rok. Teraz jest po dziewiątej, ze względu na niedzielę, na drogach panuje mniejszy ruch. Mam wrażenie jakbyśmy  zaczynali podróż od końca, mając coś jeszcze doświadczyć i o czymś się dowiedzieć.

***

Istnieje rodzaj doświadczenia miłości Boga, który jest niebezpieczny. Gdy tak się stanie człowiek zaczyna żyć z poczuciem ogromnej tęsknoty. Nic i nikt poza Nim, nie jest już w stanie go zaspokoić. Wracasz do miejsca, które jest twoim domem, ale już serce bije inaczej. Nawet gdy rozmawiasz z ludźmi, którzy są ci bliscy, to wiesz, że tak naprawdę nie należycie do siebie.

Obiecałem napisać o tej wyprawie, ale jest mi ogromnie trudno, bo nie wiem jak to wszystko ułożyć słowa. Literki na klawiaturze są rozsypane i nie potrafię ich sensownie połączyć, a jeśli nawet próbuję, wychodzą zdania, ale nie takie, jakie chciałbym.

To była jedna z najważniejszych podróży w moim życiu. I wcale nie dlatego, że przejechaliśmy prawie sześć tysięcy kilometrów wyłącznie autostopem, i wcale nie z powodu ludzi, których spotkaliśmy, a którzy zapraszali nas do swoich domów na obiady, kolacje, noclegi. Nawet pobyt w drewnianym domku otoczonym górami, z basenem i sauną oraz kolacyjno-śniadaniowym zestawem nie był tu najistotniejszy. Były też inne historie, nocleg w górskim klasztorze wykutym z kamienia, przepiękne spotkania z ludźmi. 

Doświadczaliśmy Jego cudów i tego, że Ewangelia działa, ale tylko wówczas gdy człowiek zechce zaryzykować, aby zacząć żyć nią na serio. Bóg nie lubi półśrodków, one zamykają mu przestrzeń do działania.

To wszystko rzeczy cenne i ważne, jednak jest także inny wymiar tej podróży. Właśnie on sprawia, że potrzebuję teraz czasu, aby wiele rzeczy sobie uporządkować i przerobić z Chrystusem. Jeśli Bóg działa przez ludzi i wydarzenia (a jestem przekonany, że to najlepszy sposób by rozeznawać Jego wolę), to pojawiła się szansa, że spełni się moje zakonne pragnienie, związane z pewnym projektem. Stara zasada: jeśli coś jest z Boga, to przebije się nawet przez zakonne struktury. Więcej napisać nie mogę, ale proszę o modlitwę, choćby najkrótszą. Tak jak każdy z was potrafi.

Jeszcze na koniec jedna myśl. Mam przeświadczenie, że gdy coś stawało nam na przeszkodzie, to potem okazywało się, że było to Boże prowadzenie. Choćby wówczas, gdy na pustej drodze po wielu godzinach czekania psuje się samochód, którym możemy dojechać w interesującym nas kierunku. A także wówczas, gdy GPS pewnego zacnego kierowcy z Olkusza błędnie wskazał benzynową stację, na której właśnie staliśmy. I właśnie dzięki takim "pomyłkom" mogliśmy się spotkać, a ja mogłem planowo dojechać do Szczyrku, aby pobłogosławić małżeństwo Daniela i Olgi.

Kiedyś mocno się zaskoczymy, gdy nasze trudności zobaczymy oczami Boga. Przykład choćby dzisiejszego świętego pokazuje, że nawet gdy coś wydaje się przekleństwem i zupełną klęską, dla Boga ma ogromną wartość i może być właśnie najlepszą drogą do upragnionego celu.







16 komentarzy:

O. pisze...

Tak sobie myślę, że gdyby móc za każdym razem, gdy coś jest nie po naszej myśli, spojrzeć na to widząc od razu całą naszą przyszłość, z Bożej perspektywy, to tylko moglibyśmy ze zrozumieniem pokiwać głową: faktycznie, to było dobre.

Ale trochę dłuższą relacją z podróży podzieli się Ojciec, prawda?

nashim pisze...

to gdzie Wy dokładnie byliście?

środek pisze...

O Francję Ojcowie też zahaczyli raczej :) Te francuskie domy z kamienia...

Z modlitwą.

nul(ka) pisze...

Ojciec sobie spokojnie układa.we własnym środku, w ciszy.
+

S. pisze...

ja chyba już się domyślam o jaki projekt chodzi :) ale oczywiście będę milczał jak grób i wspierał w modlitwie :)

miło było wreszcie poznać Ojca osobiście w Krakowie :)

basiek pisze...

Ciekawe te przeżycia o których Ojciec pisze to poczekamy gdy sobie to Ojciec wszystko poukłada i co nieco napisze a o modlitwie za Ojca to będę pamiętała.
Pozdrawiam wszystkich:)

eizo pisze...

wszystko jest takie, jakie być powinno

Bartek pisze...

domki z kamienia to na pewno Francja :)

Anonimowy pisze...

Mam pytanie odnosnie tego zdania "Istnieje rodzaj doświadczenia miłości Boga, który jest niebezpieczny."
Niebezpieczny czyli zły,groźny,taki którego należy unikać albo do którego starać sie nie dopuszczać czy moze jest to miłość która jest w stopniu wyższym? Zastanawiam sie nad tym bo sam miewam takie momenty,takie okresy... Co autor miał na myśli?

Pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

chyba chodzi o moment w którym czuje się, że to życie na ziemi jest "niskie" i odczuwa się silny, niezaspokojony głód nieba...Boga
a niebezpieczeństwo chyba kryje się w naszym zdrowiu psychicznym, mentalnym...można popaść w ciemność
tak mi się zdaje...

TaxiDriver pisze...

Niebezpieczeństwo może wiązać się z tym, że człowiek ma poczucie ogromnego niezaspokojenia i tęskni, aby być już w niebie. Pisał o tym św. Paweł.

Anonimowy pisze...

wtedy ma sie czasem ochote umrzec, zeby tylko znow doswiadczyc Boga w taki sposob. Trudno sie pozniej odnalezc w zyciu przyziemnym i wiele rzeczy traci sens.

Anonimowy pisze...

a propos jeszcze zdrowia psychicznego, o ktorym ktos pisze w komentarzu wyzej, to rzeczywiscie ma sie wrazenie zycia w matrixie. Jedna noga tu, druga jakby tam...Nie wiem jak to pogodzic. Do tej pory myslalam, ze "takie" rzeczy tylko dla zakonnic...Pan Bog jest totalnie w nas zakochany. To jest niesamowite.

Anonimowy pisze...

@TaxiDriver, w ktorym miejscu dokladnie sw Pawel o tym pisze ?

TaxiDriver pisze...

„Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść i być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, a pozostawać w ciele to bardziej dla was konieczne” (Flp 1,23). Piszący z więzienia Apostoł jeszcze doda: „śmierć jest dla mnie zyskiem” (Flp 1,21).

Anonimowy pisze...

Pocieszające, że wystarczy umrzeć i wszystko będzie dobrze
O ile będzie dobrze, oczywiście
Chyba, że się będzie błądzić bez końca, wystukując obcasami echa z dobrych intencji
Oby było dobrze.
Niezadługo

Prześlij komentarz