wtorek, 9 kwietnia 2013

Jakim księdzem był Pan Jezus?

Dwie zaskakujące wypowiedzi.









Dyskusja w najnowszym miesięczniku "ZNAK":

Joanna Barcik: Ostatnio potrzebowaliśmy kolejnej karteczki, mój mąż się po nią udał i był na tyle nierozsądny, że na pytanie, czy chodzimy do parafii, opowiedział, że nie, gdyż mamy małe dziecko, więc chodzimy tam, gdzie są msze dla dzieci. I usłyszał od księdza: "A Pan Jezus mówi w Ewangelii, żeby się modlić u siebie w parafii".

Paweł Kozacki OP: Jeden z moich podopiecznych z duszpasterstwa odwiedzał swojego kolegę w seminarium. Spotkał go rektor i mówi: "Ooo! Widzę, że rośnie nowe powołanie". A ten chłopak odparł, że raczej o tym nie myśli, a jeśli już, to wstąpiłby do dominikanów. Na co ksiądz mówi: "Pan Jezus nie był jakimś zakonnikiem, był zwykłym księdzem diecezjalnym".


45 komentarzy:

DR pisze...

dzięki Bogu są też księża diametralnie różni od tych wyżej przytoczonych
zadał Ojciec bardzo trudne pytanie-jakim księdzem byłby Pan Jezus?
często zastanawiałam się czy gdybym spotkała na swojej drodze Jezusa potrafiłabym go rozpoznać, skoro nie od razu poznała go Maria Magdalena, czy uczniowie podążający do Emaus. Myślę, że Jezus byłby dobrym księdzem, takim który nie buduje dystansu, jest ciepły i serdeczny, lubiący ludzi i rozumiejący ich problemy. Wskazujący drogę do Boga nie poprzez nakazy, zakazy, grożenia palcem i fochy, ale poprzez swoja postawę, którą wszyscy chcieli by naśladować, bo jakoś tak głupio byłoby postępować inaczej.
I powiem szczerze, że jakoś ten obraz pasuje mi do papieża Franciszka:)
pozdrawiam wtorkowo

DR pisze...

zapomniałam jeszcze dodać,Jezus jako ksiądz że miałby miły głos, żadne tam falsety, raczej ciepły baryton:))

Anonimowy pisze...

Pytanie jest nie jakim księdzem byłby, ale jakim księdzem był Pan Jezus. Najwyższym Kapłanem :) Królem, Prorokiem, Mesjaszem.
Jego "parafia" wykracza poza schematy duchowno-świeckie.
Ponad barytony i falsety, mówi językiem zrozumiałym dla wszystkich. Ponad różnymi ludzkimi pomysłami, i próbami wciśnięcia do jakiegoś schematu(W niedzielę Miłosierdzia Bożego w jednym z kościołów za granicą można było usłyszeć od polskiego księdza, że Pan Jezus doskonale znał język polski :D ) No, to świetnie, bo innych nie znał aż tak dobrze(poza aramejskim i hebrajskim oczywiscie ;) więc dobrze że się nauczył, bo młoda Faustyna Kowalska nie zrozumiałaby innego języka, i co? nie byłoby swięta Miłosierdzia Bożego ;) Nieraz jak się słyszy takie teksty, to nie wiadomo czy smiać się, czy raczej płakać...Lepiej juz chyba smiać się. I to głośno, i pisać- może usłyszą, i też zaczną śmiać sie z tego.

Anonimowy pisze...

każda myszka swój ogonek chwali ;D

Anonimowy pisze...

Anonimowy nie oglądałeś Rancza!!!
Przecież wiadomo, że Jezus był Polakiem. W końcu jest Matka Boska Częstochowska. To jak matka Polka... ;)

Anna K. pisze...

Pan Jezus NIE BYŁ żadnym księdzem.

Jeżeli mówimy o Jezusie, który chodził po ziemi, to nie był absolutnie księdzem, tylko stuprocentowo świeckim człowiekiem, co najwyżej, nauczycielem nauczającym o Bogu.

Mówił za to mniej lub bardziej otwarcie, że jest synem Bożym, mesjaszem itp., ale to jest zupełnie inna sprawa i wcale nie jest tożsama z Jego byciem osobą duchowną, którą nigdy nie był.

Można więc zastanawiać się jedynie nad tym jakim BYŁBY (ewentualnie) księdzem, gdyby zechciał taką drogę życiową sobie obrać w swoim ziemskim życiu. Ale wiemy, że nie zechciał i nie obrał takiej drogi.

Tu skłaniam się do pierwszej wypowiedzi w tym wątku, jest mi bliskie to, co pisze DR.

Dla mnie, najlepiej Jezusa charakteryzuje to, co mówili o Nim uczniowie po jego śmierci krzyżowej i zmartwychwstaniu, kiedy zaczęli o Nim przemawiać do ludzi, a było to coś w stylu: "Był dobrym człowiekiem, przeszedł przez życie dobrze czyniąc". Moim zdaniem, jedną z najpiękniejszych rzeczy, którą zrobił Jezus jest to, że będąc Bogiem urodził się jako człowiek i pokazał jak być człowiekiem. Pokazał jak można starać się być dobrym i być dobrym, przy różnych cierpieniach i ograniczeniach i niezrozumieniu i obiektywnych kłopotach itp., jakie niesie życie każdego z nas. Uczył cierpliwości i wiary w człowieka i takiej prawdziwej dobroci, która każe dać drugiej osobie drugą szansę. Uczył też stawiania granic. Nie wszystko da się zmienić, ale granice można i trzeba postawić. Nie mamy wpływu na innych, ale możemy powiedzieć od siebie stanowczo: "tak nie wolno, nie jest to godne istoty ludzkiej, którą jesteś, nie rób tak". I ta osoba albo usłucha albo nie, ale to zostało powiedziane i pracuje. Jezus pokazywał całe spectrum ludzkich emocji (tzw. pozytywnych i negatywnych) i nie wstydził się ich. Pokazywał też swoją godność, nawet u Kajfasza. Rozumiał też Piłata i nie miał mu niczego za złe i On jeden zrozumiał, że Piłatowi nie zabrakło miłości, nie zabrakło odwagi, tylko może zabrakło mu konsekwencji czy czegoś, ale na pewno nie miłości. Potrafił w każdym zobaczyć to, co dobre, nawet jak gdzieś ukryte. Potrafił nazwać czy i komu dzieje się krzywda i nigdy nie był po stronie przepisów, jeżeli krzywdziły człowieka. Potrafił śmiać się i płakać z przyjaciółmi, doceniać też jasne strony życia i nie czuć się winnym z tego powodu, że doświadcza się radości z przyjaciółmi. Co ważniejsze, nie jeździł w złotej lektyce za 400.000,00 czegoś tam. Był zawsze blisko ludzi, dzielił z nimi ich życie, więc nie można było mu zarzucić, że nie rozumie ich. Od świtu do nocy pracował z ludźmi, uzdrawiał, wyrzucał złe duchy, rozmawiał z nimi, pocieszał itp. Wiedział, że do nich jest posłany i czuł się za nich odpowiedzialny, aż do oddania życia.

Dużo by jeszcze można mówić o Jezusie.

To wszystko jest w tekście. Księża oraz świeccy mogą to przeczytać i mają na tacy jaki był Jezus, kiedy chodził po ziemi. Jeżeli księża twierdzą, że dostali powołanie, aby w szczególny sposób naśladować Jezusa, to mają napisane otwartym tekstem, jak to robić.

Anna K. pisze...

Mam prośbę do wszystkich "anonimowych". Ciężko się czyta dyskusje z Wami, bo anonimowi piszą różne rzeczy, każdy co innego i nie wiadomo czy pisze coś ten sam anonimowy, co przed chwilą czy inny, a dodatkowo anonimowi (co widać w innych wątkach) czasem odnoszą się do swoich własnych wcześniejszych wypowiedzi, na przykład tak: "trochę za mocno mi się napisało, przepraszam", a nie wiadomo co mu się za mocno napisało, bo nie wiadomo która z wcześniejszych wypowiedzi jest jego, a która innego anonimowego.

Nie mówiąc już o tym, że anonimowość bardzo źle się kojarzy, i że od dawna funkcjonuje w Polsce powiedzenie, któremu nie można odmówić słuszności: "z anonimami się nie dyskutuje".

Dlatego mam prośbę: wymyślcie sobie jakieś nicki i piszcie konsekwentnie pod tymi nickami.

Robi się to tak:
1. pisze się posta,
2. z listy rozwijalnej "Wybierz profil" wybiera się opcję "Nazwa i adres URL",
3. w polu "Nazwa" wpisuje się swój nick,
4. klika się na opcję "Dalej",
5. wpisuje się kod aktywacyjny, potem "Opublikuj" i post zostaje opublikowany.

Myślę, że dobrym pomysłem byłoby nawet, gdyby o. Krzysztof zamieścił na blogu taką krótką instrukcję jak publikować posty używając nicka.

Ja też nie wiedziałam na początku jak publikować posty z nickiem i publikowałam je jako "anonimowy", podpisując jednakże każdą swoją wypowiedź jako: "Anna K.", żeby każdy wiedział kto to napisał.

Dopiero nieoceniona Kasia Sz. napisała mi w jednym z postów krótką instrukcję (bo spytałam w jednym z postów jak pisać z nickiem) i od tego czasu już piszę z nickiem.

Mam prośbę, Wy też piszcie z nickiem, a nie jako anonimowi. Wtedy o wiele łatwiej będzie się nam wszystkim rozmawiało i czytało posty itp., a rozmowa na blogu będzie miała większy posmak kontaktu z drugim człowiekiem.

Anonimowy pisze...

Pan Jezus nie był księdzem? ;) jak to Aniu K. Przecież On jest pierwszym Kapłanem.
Skoro tak masz podane na tacy co robić żeby naśladować Chrystusa(do czego powołany jest każdy) to czemu tego nie robisz? ( z Twoich różnych wypowiedzi wynika, że nie robisz, ale mogę się mylić)
Jestem anonimowym z 10:19, i nie spełnię Twojej prośby. Uszanuj to proszę. Może zastanowię się, jeśli zaczniesz pisać krótsze komentarze;)
Jezus jest Królem, Kapłanem, i Prorokiem. I wszyscy jesteśmy powołani do tej służby- królewskiej, kapłańskiej, i prorockiej (głoszenie Ewangelii) choć różnymi drogami, ale w tym samym kierunku.

Kasia Sz. pisze...

Ania K. - chciałam podać Ci link do jednego tekstu o.Pydy. O czwartym przykazaniu. Kiedyś napisałaś, że bywa, iż rzeczy z dzieciństwa wloką się za człowiekiem. Cytowałaś zdanie, którego już nie przytoczę z pamięci o wchodzeniu ryb na drzewo. Coś tak.

Dlaczego daję ten link? Bo za chwilę blogi autorów, którzy długo nie piszą mogą zniknąć wraz z zawartością, a ten tekst może być ważny dla wielu z nas i można sobie go skopiować:

http://dominikanie.pl/blogi/janusz_pyda_op/y,Kwiecie%F1+2009,archiwum.html

Jest sprzed czterech lat. Tak mi przyszło do głowy, żeby dać link do tego tekstu. Pozdrawiam.

aga pisze...

Jezus był pierwszym Kapłanem, a kapłan to nic innego, jak ksiądz, sam ustanowił sakrament kapłaństwa na ostatniej wieczerzy i stanowił apostołów kapłanami, czytaj: księżmi, a poza tym nie polemizowałabym tu z ojcem, bo ona wie, co pisze - to wyjaśnienia dla Anny

a poza tym Pan Jezus nie był wcale taki słodki, jak piszesz Anno K. jak trzeba było, to i zagrzmiał- choćby w świątyni powywracał stoły kupców i powiedział im co nie co; to nie o to chodzi,że Jezus pocieszał zasmuconych itp. On uzdrawiał z grzechu tych, którzy tego chcieli, tzn.tych, którzy widzieli swój grzech (czego nie można powiedzieć o faryzeuszach, dlatego wciąż na nich grzmiał)

Anonimowy pisze...

Pan Jezus był po prostu człowiekiem.
Człowiekiem, kochającym wszystkich ludzi.

Miśka

Żyła :) pisze...

Prowokacyjne pytanie. hehe :)

Anonimowy pisze...

Oczywiście nie wiem, jakim kapłanem był Jezus. Ale wyobrażam sobie to tak:
- patrzącym w oczy
- zainteresowanym drugim człowiekiem
- próbującym zrozumieć drugiego człowieka
- zadającym pytania
- odpowiadającym na pytania
- szukającym przyjaźni z ludźmi
- stałym w poglądach, postawach - spokojnie wypowiadającym swoje zdanie
- rozmodlonym
- nie zwracającym uwagi na pochodzenie człowieka, karteczki do spowiedzi, pozycję społeczną
- odwiedzającym przyjaciół
- zapraszającym do siebie
- siedzącym przy ognisku
- pociągającym swą charyzmą, miłością - takim, za którym chce się iść
- w rozmowie sprawiającym, że człowiek czuł się ważny
- dbającym o wspólnotę
- cieszącym się życiem

Ten ze zdjęcia spełnia kilka kryteriów :)

Ghost Dog pisze...

Czy wy nie widzicie, że to żart? Przecież Jezus nie był księdzem! Jak mówiła moja babcia: "na litość Boską" :)

Kasia Sz. pisze...

Nie znam za dobrze Ewangelii, ale z fragmentów Jezus wydawał mi się dość stanowczy. Nawet szorstki.

Rozbawiło mnie zdanie "anonimowego", że Jezus "zapraszał do siebie". Teraz tak niewiele osób zaprasza szczerze do siebie. W ogóle jest mało ludzkiej życzliwości.

Jezus był szorstki, ale w cudach skuteczny. Ale skuteczny dwa tysiące lat temu.

Anonimowy pisze...

Nam umkło Ghost. Ale już będziemy czujniejsi.

Anonimowy pisze...

Odwrotnie. Pan Jezus nie był zwykłym księdzem diecezjalnym, był jakimś tam zakonnikiem. Przecież nie nosił koloratki...

Ghost Dog pisze...

i nie mówił: "niech będzie pochwalony Jezus Chrystus"

salvador pisze...

przewrotne to :)

Anonimowy pisze...

a jak nosił białą tunikę(to taki pierwowzór habitu;) i kaptur, to może był dominikaninem ;D ? I różaniec pewnie odmawiał...o ogniu nie wspomnę... ;)

Anna K. pisze...

No, ja właśnie pisałam, że Jezus "pokazywał całe spectrum emocji, pozytywnych i negatywnych. Potrafił stawiać granice", i tym podobne rzeczy.

Wcale mój obraz Jezusa, o którym pisałam powyżej, nie jest przesłodzony.

Dziękuję Kasi Sz. za artykuł o. Pydy. Poczytałam i polecam, jeśli ktoś zechce sięgnąć do tematyki dzieciństwa i w jaki sposób różne "zranienia" mogą wlec się za człowiekiem itp.

Ogólnie, uważam, że niekiedy konieczna jest terapia psychologiczna, a nie tylko "na głowę" zrozumienie rodziców i wybaczenie.

Bywa, że konieczne jest znów powrócić do tych stanów, które się wyparło i doświadczyć tych konkretnych emocji, które czuliśmy jako dzieci, a które były zbyt przerażające, żeby potem je sobie przypominać, więc się je gdzieś "zamroziło", wepchnęło w podświadomość i potem nie jest się ich (z definicji) świadomym, a one rządzą dorosłym już człowiekiem. Trzeba na nowo stać się tym dzieckiem, przejść przez to, opłakać, a dopiero następnym krokiem jest zrozumieć rodziców i wybaczyć im, kiedy te uczucia już wyparowały i pozostała po tym tylko (na zawsze) taka "pamiątka" w postaci pewnej struktury naszego reagowania, która będzie w nas do śmierci i będzie odzywała się w słabszych momentach, ale będziemy już umieli ją rozpoznać i coś z tym zrobić.

Mówię to z pierwszej ręki, mam za sobą wiele lat terapii psychologicznej. Po 4 latach moja pani psycholog powiedziała, że terapia zakończona, ale ja i tak jeszcze znalazłam drugą i chodziłam do niej kolejny rok (1 raz w miesiącu, bo na częstsze wizyty nie było mnie stać). Teraz od czasu do czasu potrafię też z doskoku przyjść, tak z raz na rok, na takie spotkanie, jak potrzebuję, ale wybieram już bezpłatne poradnie, bo nie mam pieniędzy na wizyty jeszcze bardziej niż wcześniej. To był w ogóle cud, że mi na nie kiedyś starczało (nie płaciłam jeszcze wtedy pełnego ZUSu co miesiąc, który opiewa na 1000,00 zł, więc to był ten cud.). Polecam ogólnie, jak ktoś zmaga się z trudnościami albo nie wie o co chodzi, że coś dziwnego czuje albo powtarza pewne schematy w związkach albo nie umie wejść w związek itp. Ważne jest też zrozumieć siebie, swoje dzieciństwo itp. w kontekście wychowywania własnych dzieci, żeby nie powielać złych rzeczy itp.

Ja już nie mam problemów z wybaczeniem rodzicom i umiem odróżnić co było w ich gestii, a co robili nieświadomie itp. Mam z nimi OK relacje, dobrze, że żyją i są razem.

To tak a propos artykułu.

To zdanie, które kiedyś napisałam, nie pamiętam czy odnosiło się do rodziny czy bardziej do szkoły. Przypisywane jest Albertowi Einsteinowi i brzmi mniej więcej tak: "Jeżeli ciągle ocenia się rybę po jej zdolności wspinania się na drzewa, to nic dziwnego, że całe życie czuje się głupsza, gorsza i mniej wartościowa od innych".

In merito - słusznie ktoś powiedział, że to żart, że Jezus był księdzem. W jego realiach być księdzem, to być rabinem. Mógł wstąpić do szkoły rabinackiej itp., ale nie chciał i to jest faktem.

Czy ja naśladuję Jezusa? Na tym blogu na pewno tak. :) Przypominam to, jaki był Jezus z Ewangelii. Wstawiam się za ludźmi krzywdzonymi przez współczesnych faryzeuszy. Robię to stanowczo i z godnością i staram się naśladować w tym Jezusa. Nie atakuję rozmówców ad personam.

Za to w wielu miejscach rozmówcy atakują mnie ad personam. Niekiedy tak chamsko, że dziwię się, że o. Krzysztof nie reaguje. Ale mówię sobie, że Jezusa też nikt za bardzo nie bronił, a robił swoje, więc staram się Go w tym naśladować. Przynajmniej staram się to robić.

Czy w realu staram się naśladować Jezusa? Też. Pewnie raz lepiej, raz gorzej, ale staram się. Nie mam jednak zamiaru o tym tutaj pisać.
Tyle ode mnie.

Anna K. pisze...

PS. Nie piszę postów dłuższych niż limit znaków. Nie mogę więc pisać "za długich" postów. Zarzut ten uważam za absurdalny.

A jak komuś się nie podobają się moje posty, to niech nie czyta, nie ma obowiązku.

Bożena pisze...

do Kasia Sz.

bardzo dziękuje za ten link....

Anonimowy pisze...

Tak? ;) a już można było pomyśleć, że jest obowiązek. Nie czytam dokładnie wszystkich Twoich wpisów Aniu. Na niektóre czasem odpowiem. Wchodzę tu, ponieważ można czasem coś ciekawego przeczytać, skonfrontowac ze swoim życiem, i po komentarzach widać, że wchodza tu niekiedy ludzie, którzy szczerze szukają Boga.
I mają odwagę dzielić się swoim doświadczeniem, bez przesadnego ekshibicjonizmu i pretensji do całego świata, że jest jak jest. Napisze Ci czasem ostrzej, nie po to żeby Cię atakować, i wyżywać się tu(nie wiadomo po co) na Tobie. Ale żeby Ci zakomunikować takim stylem, że możesz się mylić w wielu kwestiach. Nie wszystko w życiu będzie tak, jak sobie próbujesz ustawić (kto, jak, co, ma pisać, i jak się podpisywać) I nie wszystko musi wyglądać tak, jak Ty myślisz że wygląda (Twoje tu naśladowanie Chrystusa) i Twoją pewnością do tego, jaki On na prawdę jest. Jeśli tu piszesz to musisz liczyć sie z tym, że ktoś Ci odpowie, czasem nie tak jakbyś sobie to wyobrażała. Z tą obroną Ciebie przed "wrednymi chamami" atakującymi Ciebie, to dobre było. (może w końcu i mnie, chamowi jednemu, ktoś zwróci uwagę i powie prosto w twarz, że jednak chamem nie jestem. Tylko czasem po chamsku piszę) Dobrze, odwrócić czasem kolejność. Poprzestawiać sobie(specjalnie) i pomyśleć...a może coś w tym jest. Może ja się mylę. Może od dawna błądze po chaszczach, myśląc że autostradą do nieba zasuwam. Życze Ci Anno K. dobrych przemysleń. Obyś zechciała zastanowić sie czasem nad tym, co inni Ci odpisują. A nie tylko skupiała sie na opisywaniu swoich poglądów. Pozdrawiam.

Anna K. pisze...

Anonimowy, poczytaj sobie, na przykład, teksty kierowane do mnie (niekoniecznie Twoje, choć teksty Anonimowych celują w dowalaniu mi, ale też te podpisane) pod innymi felietonami o. Krzysztofa na tym blogu, np. te z Wielkiego Tygodnia, o ile ich o. Krzysztof nie usunął, a będziesz wiedziała o czym mówię.

To ostatnie, co piszę do Anonimowego, bo odtąd "z anonimami nie będę dyskutować".

Anonimowy pisze...

Aniu, ja nie ma zamiaru analizowania tu Twoich wpisów, i wpisów innych kierowanych tu do Ciebie. Nie musisz ze mną dyskutować.
pozdrawiam i życzę Ci dobrych przemysleń.
dobrego dnia

Anonimowy pisze...

Znowu Anna K i jej wywody i pretensje po co to czy Ty Aniu K nie potrafisz tak normalnie jak inni coś napisać bez zbędnych emocji bez żalów do kogokolwiek posłuchać co inni myślą, zgadzam się z anonimowym który Ci napisał że nie musi być wszystko tak jak tylko Ty tego sobie życzysz czasem bywa i w życiu i gdzie indziej całkiem inaczej i trzeba to wszystko przyjmować z pokorą.

Marta pisze...

ludziska peace and love :) dzisiaj rocznica śmierci Kaczmarskiego, rano mnie obudziło w radio
http://www.youtube.com/watch?v=-_uZ4S7YAzs

Kasia Sz. pisze...

Nie wiem jak Ojcu idzie gotowanie w klasztorze. Ja bardzo lubię naleśniki, bo słodkie. Lubię te z serem i jabłkami. Wychodzą mi gumowe, ale mam je zawsze ładnie podane. Na białym, dużym talerzu, posypane nieznacznie cukrem pudrem.

Bardzo dobra wychodzi mi za to zupa jarzynowa podbita koncentratem pomidorowym i śmietaną.

Mam także prosty przepis na sos pomidorowy z oregano do makaronu. Należy kilka dojrzałych pomidorów zalać wrzątkiem i obrać ze skórki. Następnie pokroić w kostkę. Odłożyć.

Potem posiekać cebulkę, wrzucić na rozgrzany olej, trochę podusić i dodać pomidory. Nadal dusić, ale niedługo, bo pomidory dość szybko się rozgotowują. Przyprawić szczyptą cukru, solą i pieprzem do smaku. Dodać suszone oregano. Po troszeczku, bo za duża ilość powoduje, że sos może być gorzki.

Na koniec ugotować makaron najlepiej kokardki i wymieszać z sosem.

Ja uwielbiam słodycze. Aktualnie u mnie na topie są "Michałki" o smaku kokosowym "Wawelu". Czasem kupię sobie ze cztery i zjem :-) .

Znam także czekoladki mało znanej firmy, ale produkującej dobrą czekoladę deserową do wyrobów. Czekoladki nazywają się "adwokatki" i "koszałki". Te pierwsze mają nadzienie żółto-czekoladowe, drugie są z nadzieniem ciemnym, lekko chropowatym, z mocnym posmakiem alkoholu. Dobre :-)))). Można je kupić w Krakowie na początku ul. Długiej, na przeciwko "Wydawnictwa Literackiego".

Dobre są także pierniki w czekoladzie deserowej na "Starym Kleparzu". Kupuje się je na wagę na jednym ze stanowisk. Są duże, o różnych kształtach. Serduszko albo precel.

Warte polecenie są także maleńkie trufle firmy "Vobro". W białej i ciemnej czekoladzie. Trufla jest mała, ale przemyślna :-)))). Te w białej czekoladzie mają delikatny posmak alkoholu, który intensywnieje w ustach, są polane niezwykle cienką warstwą, ba poświatą białej czekolady, a na niej widnieją ładne, cieniutkie, esy-floresy w kolorze brown :-). Trufelki także można kupić na "Starym Kleparzu".

Lubię również kruche krówki. Znalazłam takie dorodne. Kruche, mleczne, sycące. Dobre do ciemnej kawy jeśli ktoś taką lubi.

Raz kupiłam czekoladę ciemną z chili. Pysk mi wykręciło, ale zjadłam. Taka jedna kostka z dodatkiem skórki pomarańczy działa bardzo rozgrzewająco.

Ale nie ma to jak mleczna czekolada z całymi orzechami laskowymi. Leży sobie na przykład człowiek pod kocem. Zimą. Za oknem cukrowy śnieg i my odłamujący kawałki przysmaku. Jak idzie wiosna to trzeba się powstrzymać, bo człowiek więcej ciała odkrywa.

Pomarzyłam sobie :-)))).

Anonimowy pisze...

Ble, ble, ble, ble, ble, ble, bleeee, ble, ble, ble, bllllllllllleeeeeeeeeee, ble, ble bleeeee, ble, ble, ble, ble, ble ble, ble ble ble ble bleeeeee ble, bllllllllleeeeeeeee, ble, ble, ble

Ósemka pisze...

@ Anonimowy 13:46
nie. nie liż ekranu. to tak nie działa.

Anonimowy pisze...

@Ósemka, no coś Ty, naprawdę??? Tyle słodyczy powyżej, że nie można było się oprzeć....... ale to raczej był odruch wymiotny. A po za tym, nie Twój ekran, nie Twoje zmartwienie.

aga pisze...

ad. zimy asio u dominikanów

Sekretarka oznajmia:
- panie dyrektorze, wiosna przyszła
- dobrze, niech wejdzie

Marta pisze...

@Kasia Sz. kokosowych michałków nie jadłam :))))
@Anonimowy i tak Cię lubię :)
http://www.youtube.com/watch?v=pHyu1yH1kgs

Ósemka pisze...

@ Anonimowy 13:46
Może po prostu spróbuj zrozumieć o co Kasi chodziło. Mnie czasem ponosi jak komuś złośliwie a nie mając racji przywalą.
@ Anna K.
Dostało Ci się wtedy brzydko, i za tamto szkoda że nie padło przepraszam.
ALE
szkoda że nie widzisz nic niestosownego w tym co wtedy pisałaś. Ze względu na czas.
Choćby tylko ze względu na czas.

Komentarze uzupełniające na ogół padają tuż pod tym co zostało niedopowiedziane.
Też tak mam że czasem myśl się rodzi w pełni dopiero w trzech odsłonach. Powiem bezczelnie, może akurat to mam po Tatusiu.

Kasia Sz. pisze...

O rany, o nic mi nie chodziło, tylko o to co można SKOSZTOWAĆ do kawy. W niewielkiej ilości. I co WYBRAĆ. Oraz gdzie kupić.

Boże, nie wiedziałam, że ludzie mogą tak reagować. Szkoda gadać.


Gośka pisze...

Bardzo świetnie Kasiu Sz. napisałaś.
Zaraz jutro kupię sobie jakąś pyszność czekoladową do kawy :)))
I nie przejmuj się Anonimowym z 13:46 - o jakie smutne musi wieść życie.

Mati pisze...

Może cierpi bo ma cukrzycę... ;)

Anonimowy pisze...

Cuda na blogu... Gosiu jasnowidząca, zajmij się raczej swoim wesołym życiem, a ocenianiem mojego zajmie się ktoś inny.

antyweb pisze...

Anonimowy przemawia przez ciebie zgorzknienie.

Anonimowy pisze...

"Gdzie miłość wzajemna i dobroć, tam znajdziesz Boga żywego"
dobrego dnia tym co dzielić się nim nie umieją :)

Anonimowy pisze...

Co niektórzy tak się zachowują tak jak niektórzy politycy niby wierzący modlący się a jak by mogli to by jeden drugiemu oczy wydrapał....okropni są co niektórzy ludzie na tym świecie niestety.

Kasia Sz. pisze...

Chciałam dodać, że jedne z czekoladek przeze mnie opisywanych nie nazywają się "koszałki", ale "kapucynki". Jak na religijny blog przystało :-) .

Poza tym polecam zakupić - jeśli ktoś może - bukiecik żonkili albo tulipanów. Ma się wiosnę na parapecie :-). Jak ja :-).

Zuza pisze...

Przytoczone przez Ojca przykłady tylko pokazują, a raczej utwierdzają mnie w przekonaniu, że nie trzeba, nie wolno właściwie, wierzyć kaznodziei przy ambonie w sposób bezgraniczny i bezkrytyczny. Trzeba mieć w tym wszystkim - w wierze, w poszukiwaniu Pana Boga, w Jego działaniu - swój rozum. Bo ksiądz to TYLKO człowiek i pomylić się może. Również wtedy, gdy z Ewangelią na ustach, interpretuje Jej fragmenty, próbując nam Ją objaśnić. Po prostu może być w błędzie, nawet jeśli ma za sobą 6 lat formacji seminaryjnej, studia na Pontificia Universitas Gregoriana, doktorat, habilitację i profesurę. Może się mylić, bo jest TYLKO człowiekiem, a żaden człowiek nie jest w stanie ogarnąć Pana Boga.

Kiepski PR robi sobie w ten sposób. A tego PR potrzebuje w dzisiejszych czasach, niestety. I to księża przede wszystkim są wystawieni na pierwszy strzał, i to właśnie oni powinni być tymi frontmanami, którzy będą żywym zaproszeniem na Niwę Pańską. W końcu są Jego posłańcami i przedstawicielami. I niech mi ktoś mówi, co chce, i niech znów na ten temat rozgorzeje dyskusja, ale w takich czasach przyszło nam żyć. A dowodem jest tego sam Papież Franciszek, który robi znakomity PR Kościołowi. Jeśli czytam pod jakimś kolejnym newsem o kolejnym "wyczynie" papieża (skromność na tle wielu hierarchów Kościoła rzeczywiście jest wyczynem), takie zdanie: "Jak tak dalej pójdzie i papież się nie zmieni w swoim postępowaniu, to ja chyba zacznę wierzyć i chodzić do kościoła." Słowa słowa, ale to czyny są świadectwem. Ale coś mi się wydaje, że podniesie się bunt... :)

W ogóle jakoś tak mamy, my Katolicy, że posiadamy patent na prawdę. Tylko my będziemy zbawieni i wiemy jak to zrobić, choć na ulicach, w sąsiedztwach i w rodzinach tego nie widać. Tylko my jesteśmy cacy, a inni są be. A przecież Kościół jest dla wszystkich. I dla tych niewierzących i nieznających Boga, i dla tych, którzy szukają. I dla tych, co pobłądzili, odeszli, bo zdradzili, i dla tych, co wiernie od początku do końca. I dla tych ubogich, i dla tych bogatych, choć prędzej wielbłąd przez ucho igielne, ale Jezus mówi, że "prędzej", co nie znaczy, że nie wejdzie wcale, po prostu wielbłąd jest bardziej gibki w tym przełażeniu niż bogaty w wyzbyciu się majątku, ale nic straconego. I ten chudy i ten gruby, i ten mały i ten duży, i ten pomalowany, i ten dziwnie ubrany, i w pełni sprawny i ten chory - każdy z nas może mieć swoje miejsce w Królestwie Niebieskim. Bo Jezus rozmawiał z jawnogrzesznicami, jadł z celnikami, wybaczył łotrowi...

Więc nie rozumiem, dlaczego muszę się modlić w swojej parafii, żeby moja modlitwa była bardziej wartościowa, a księża diecezjalni, to ci lepsi... Tak w ogóle, dwa razy dziennie też nie musimy się modlić - bo Chrystus powtarza: Módlcie się i nie ustawajcie w modlitwie... Ale ja przecież też mogę się mylić. Tym bardziej, że na Mszę świętą chodzę do sąsiedniej parafii, a nie swojej...

Anonimowy pisze...

Oczywiście nie wiem, jakim kapłanem był Jezus. Ale wyobrażam sobie to tak:
- patrzącym w oczy
- zainteresowanym drugim człowiekiem
- próbującym zrozumieć drugiego człowieka
- zadającym pytania
- odpowiadającym na pytania
- szukającym przyjaźni z ludźmi
- stałym w poglądach, postawach - spokojnie wypowiadającym swoje zdanie
- rozmodlonym
- nie zwracającym uwagi na pochodzenie człowieka, karteczki do spowiedzi, pozycję społeczną
- odwiedzającym przyjaciół
- zapraszającym do siebie
- siedzącym przy ognisku
- pociągającym swą charyzmą, miłością - takim, za którym chce się iść
- w rozmowie sprawiającym, że człowiek czuł się ważny
- dbającym o wspólnotę
- cieszącym się życiem

Ten ze zdjęcia spełnia kilka kryteriów :)

Teraz to pozostaje nic tylko modlić się do tego zdjęcia. Sens Kościoła nie leży w księżach tylko w Jezusie. Dojrzała wiara polega na uczestnictwie we Mszy dla Jezusa. To bieganie po ulubionych kościołach (w dużych miastach); Wywyższanie jednych księży kosztem innych - ( jeden ma taką naturę inny inną )to nieporozumienie. Ksiądz to nie modelka na wybiegu, a wierni to nie fanklub. Wspólnotę trzeba tworzyć tam gdzie się jest. Nawet z proboszczem, którego się nie lubi a może nawet nie cierpi. Na tym sztuka polega :)

Prześlij komentarz