niedziela, 23 czerwca 2013

Pomiędzy nonszalancją, a roztropnością

Każda podróż, w której człowiek zdaje się na Opatrzność wymaga nie tylko wiary, ale i roztropności.









Trwają przygotowania do dwóch edycji autostopowych rekolekcji. Pierwsza odbędzie się w Cieszynie, a druga w Łodzi (będzie miała charakter ekumeniczny).

Kilka dni temu rozmawiałem z organizatorami "edycji łódzkiej" na temat tego gdzie jest granica pomiędzy nonszalancją płynącą z wiary graniczącej z fideizmem, a zdrowym rozsądkiem i uznaniem swoich ludzkich ograniczeń?

Trzeba było podjąć pewną trudną decyzję i znaleźć światło. Po kilku rozmowach doszliśmy do wspólnych wniosków i sprawia się wyjaśniła. Jednak pytanie będzie wracało. Czy wyjazd autostopowy do Turcji lub Jerozolimy (przez Syrię) jest wyrazem bezgraniczengo zaufania Bogu, czy może niepotrzebnym wystawianiem Go na próbę? Czy kilkuosobowa pielgrzymka bez jedzenia i pieniędzy jest czymś rozsądnym i świetną szkołą wdzięczności za najdrobniejsze rzeczy czy może jednak prowokowaniem losu?

To dylematy każdego, kto zdecyduje się na podróż "bez zabezpieczeń".

Wczoraj w weekendowym dodatku „Plus minus” do „Rzeczpospolitej” znalazłem ciekawy wywiad Roberta Mazurka z Romanem Ziębą, który dzieli się swoim doświadczeniem pielgrzymowania po świecie.

Roman Zięba: Spotkałem po drodze schizofrenika, nieprawdopodobnego faceta, wiele mnie nauczył. Znajdowaliśmy jakiś zbiornik wody, a on zanurzał medalik św. Benedykta i pił stamtąd wodę. „Maciek, ty naprawdę będziesz to pił?!”. „No tak”. „Po prostu zanurzasz medalik i pijesz?”. „Tak”. Myślałem, że oszaleję. Idziemy, patrzę – kałuża. „Maciek, stąd też będziesz pił?”. Popatrzył na mnie jak na wariata: „A ty byś się napił wody z kałuży?”

Robert Mazurek: I kto tu był bardziej odklejony?


Pokazał mi, że popadam ze skrajności w skrajność. On doskonale wiedział, gdzie jest granica między zawierzeniem, a roztropnością. Najtrudniejsze dla mnie, faceta od obliczania ryzyka, programowania sukcesu i strategii było otwarcie się na niepewność.

***

I jeszcze jeden fragment, a wywiad polecam przeczytać w całości.
Jest z nami Irek – znany mistrz walk MMA, kapitalny facet, wielgachny, cały w tatuażach, można się przestraszyć. Teraz pożegnał nas przed pielgrzymką i sam pojechał pociągiem. Po jakimś czasie dostaję sms: „Wchodzę do przedziału,  a tam jakaś awantura. Więc wstałem i powiedziałem: Proszę o ciszę, bo będę się modlił na różańcu. I zapanowały pokój i harmonia”.


9 komentarzy:

gosia pisze...

Szczerze przyznam, że chociaż jestem pełna podziwu dla autostopowiczów, ideę dalekiej podróży autostopem bez pieniędzy i jedzenia uważam za rodzaj bardzo niebezpiecznej zabawy. Jest to dla mnie udawanie, że nic nie mamy, nic sami nie możemy i teraz Pan Bóg po prostu musi się o nas zatroszczyć - tak jak byśmy chcieli. Pobrzmiewa w tym jednak jakiś fałsz. Przepraszam, jeśli kogoś uraziłam.

o. Krzysztof pisze...

Gosiu, co więc z pielgrzymami podróżującymi bez pieniędzy do celu (często idących na nogach) prosząc ludzi o jedzenie i spanie w zamian za modlitwę? O takim sposobie podróży opowiada także Roman Zięba. To tradycja znana w Kościele od wieków.

pandarasta pisze...

zachęcające do włączenia się do rekolekcji ,ale raczej nie dam rady ,przezwyciężyć swoich ograniczeń ,może za rok

Aga pisze...

Ojcze, ale jak rozeznawać tę granicę? Chocby w przypadku rekolekcji. Czy sama podróż już nie jest wystawianiem Pana Boga na jakąś próbę? Ja cały czas biję się z takimi myślami, właśnie w kontekście rekolekcji,w ktorych chcę wziąć w tym roku udział. I zastanawiam się - planować coś czy jechać bez planu? Brać pieniądze czy nie? Itd, itp. I jak rozpoznać, co jest zgodne z wolą Bożą a co jest Jego sprawdzaniem? Ja wiem, że nie ma twardej reguły, ale jak wyznaczać tę granicę?

aga pisze...

do Agi
przepraszam,ze odpowiadam,bo pytasz ojca
ale nasunęło mi się,więc chcę się podzielić: myślę,że nie ma jednoznacznej odpowiedzi na Twoje pytania
moim zdaniem: mniej pytać i rozważać, zdać się na Ducha Świętego i wczuć się w wewnętrzny głos, a niezbędnikiem, który trzeba zabrać, to MODLITWA

gosia pisze...

Ojcze, myślę, że jeśli ktoś pielgrzymuje z jakąś intencją i jest naprawdę ubogi - to jest zupełnie inna sytuacja. To jest prawda jego życia. To jest nawet często heroizm. Ale oczywiście intencje i prawdę zna tylko sam Pan Bóg.

Mati pisze...

Jeszcze jest taki wątek, o którym już kiedyś pisałam: jak mam kartę płatniczą to biorę ją ze sobą w drogę. Jeśli stać mnie na obiad to nie proszę o niego.

Taką jazdę "na żebrach" uprawiali moi znajomi na studiach i zapewne wciąż stosuje wielu woodstockowiczów. I nie wiem, czy to dobry pomysł.

Zaznaczam, że opcja "modlitwa za jedzenie" jest jednak czymś innym i zakłada element sprawiedliwej wymiany społecznej.

Pozdrawiam wszystkich.

TaxiDriver pisze...

Zależy czy ma być to podróż czy pielgrzymka?

Krystian pisze...

"Zawsze pomogą pielgrzymowi, turyście nie bardzo. Pielgrzym ma modlitwę w oczach, a turysta kartę w portfelu i choćby byli tak samo ubrani, to ludzie wyczuwają różnicę."

Przeczytałem cały wywiad, również polecam!

Myślę, że cytat rzuca trochę światła na wątpliwość co do granicy pomiędzy nonszalancją, a roztropnością.

"Wiadomo, pielgrzym."
:)

Pozdrawiam.

Prześlij komentarz