Spędziłem
tydzień u mniszek, żyjących pustelniczą duchowością kartuską. Jedzenie i
mieszkanie w samotności. Żadnych rozmów i odwiedzin, a jedyne słowa to
te które wypowiadane były podczas wspólnej mszy świętej oraz na jutrzni i
nieszporach.
Piękny, minimalistyczno-ascetyczny kościółek, w którym znajduje się zaledwie kilka ikon i surowy ołtarz wykonany z kamienia. Żadnych zbędnych dodatków, które mogłyby rozpraszać, odwracając uwagę od tego co najważniejsze.
Na początku nadmiar ciszy sprawia, że można się poczuć zdezorientowanym. Człowiek zaczyna się zachowywać jakby był na detoksie. Trzeba przecież coś zrobić użytecznego, sprawdzić wiadomości, włączyć telefon, odpisać na smsy, odebrać zaległe połączenia, oddzwonić, napisać obiecane artykuły, przygotować najbliższą konferencje, adwentowe rekolekcje...
Powtarzałem sobie: "Wytrzymać".
Kiedy jednak uda się przetrwać, zaczyna się inny rodzaj postrzegania. Gdy znika nadmiar słów, niepotrzebnych gestów, sztucznie wynegerowanych potrzeb, gdy nie trzeba borykać się ze stosem wymieszanych i niepowiązanych ze sobą informacji i opinii to wówczas zaczynasz zauważać coś dziwnego. Nie trzeba być na bieżąco, lepiej żyć życiem, które zostało dane. Ono jest ważne. Bez zbędnych pouczeń, wyjaśnień, tłumaczeń, zastanawiania się co „myślą wszyscy”.
Tylko w samotności można być w pełni sobą. W kontakcie z ludźmi zawsze odgrywamy jakieś role.
Móc żyć, choć przez kilka dni, tak jak chce Bóg – życiem samotnym i wolnym, niezwiązanym, nic nie zyskując i nie tracąc, niczego nie musząc wyjaśniać.
Samotność pomaga odkryć coś jeszcze. Wbrew temu co uczą nas w szkołach, najgłębszym poziomem porozumienia wcale nie jest komunikacja, lecz komunia. A ona zawsze jest poza mową i pojmowaniem.
Piękny, minimalistyczno-ascetyczny kościółek, w którym znajduje się zaledwie kilka ikon i surowy ołtarz wykonany z kamienia. Żadnych zbędnych dodatków, które mogłyby rozpraszać, odwracając uwagę od tego co najważniejsze.
Na początku nadmiar ciszy sprawia, że można się poczuć zdezorientowanym. Człowiek zaczyna się zachowywać jakby był na detoksie. Trzeba przecież coś zrobić użytecznego, sprawdzić wiadomości, włączyć telefon, odpisać na smsy, odebrać zaległe połączenia, oddzwonić, napisać obiecane artykuły, przygotować najbliższą konferencje, adwentowe rekolekcje...
Powtarzałem sobie: "Wytrzymać".
Kiedy jednak uda się przetrwać, zaczyna się inny rodzaj postrzegania. Gdy znika nadmiar słów, niepotrzebnych gestów, sztucznie wynegerowanych potrzeb, gdy nie trzeba borykać się ze stosem wymieszanych i niepowiązanych ze sobą informacji i opinii to wówczas zaczynasz zauważać coś dziwnego. Nie trzeba być na bieżąco, lepiej żyć życiem, które zostało dane. Ono jest ważne. Bez zbędnych pouczeń, wyjaśnień, tłumaczeń, zastanawiania się co „myślą wszyscy”.
Tylko w samotności można być w pełni sobą. W kontakcie z ludźmi zawsze odgrywamy jakieś role.
Móc żyć, choć przez kilka dni, tak jak chce Bóg – życiem samotnym i wolnym, niezwiązanym, nic nie zyskując i nie tracąc, niczego nie musząc wyjaśniać.
Samotność pomaga odkryć coś jeszcze. Wbrew temu co uczą nas w szkołach, najgłębszym poziomem porozumienia wcale nie jest komunikacja, lecz komunia. A ona zawsze jest poza mową i pojmowaniem.
fot. Barbara Nowak
30 komentarzy:
Czy wie może Ojciec czy Betlejemki przyjmują kobiety świeckie?
Chyba nie odkryję nic nowego stwierdzając, że mowa jest srebrem wobec milczenia.
Zasłyszane: może nie bez powodu mamy dwoje uszu, a tylko jedne usta?
Na marginesie, osobie powyżej polecam dowiadywać się bezpośrednio :)
Często nie chcemy zamilknąć i poznać swoje JA. Może boimy się poznać o sobie prawdy...
Rzeczywiście żyjemy w istnym zgiełku ludzi, telefonów, maili. Od pewnego już czasu zauważam że coraz bardziej brakuje mi czasu, jak by ten dzień się skracał, im człowiek staje się starszy :).
Dobre było by chyba dla każdego móc tak chociaż na krótki czas się wyciszyć z nikim nie rozmawiać tylko oddać ten czas na własne rozmyślenia, modlitwę i taką zwyczajną rozmowę z Panem Bogiem. W takim normalnym zwyczajnym życiu jak moje to ciężko jest tak się odciąć od ludzi, telefonów, internetu trzeba by się było rzeczywiście gdzieś zaszyć na jakimś pustkowiu, chociaż dla mnie czasami takim cichym miejscem jest kościół, jak jest cicho i mało ludzi tak czasami lubię tą ciszę można się skupić chociaż na chwilę. Ale czy wytrzymałabym przykładowo cały tydzień tak jak Ojciec pisze nie wiem. W przyszłym roku mam pojechać z grupą na takie trzydniowe rekolekcje trochę rozmyślań, modlitwy, skupienia, trochę bycia samemu w czterech ścianach, myślę że to będzie ciekawe nowe dla mnie doświadczenie. Pozdrawiam :)
z każdego wpisu ojca jakaś myśl zawsze trafia do mnie najgłębiej, później ją przesyłam innym
tym razem jest to:
"Tylko w samotności można być w pełni sobą. W kontakcie z ludźmi zawsze odgrywamy jakieś role."
dziękuję
dobrego dnia pod patronatem św. Barbary
... ale tylko w relacji z bliźnim można być w pełni człowiekiem
dziękuję. tak bardzo się cieszę, że są takie miejsca w sieci.
Wogóle, co to znaczy być w pełni sobą? Bo z tego co Ojciec tu napisał można zrozumieć że normalnie to tylko samotnicy, pustelnicy, i ewentualnie osoby które raz od wielkiego dzwonu zaserwują sobie kilka dni pustyni są - w tych krótkich epizodach - sobą.
A przed Bogiem, w ciszy, też można być z maską na goliźnie...czyli zwyczajnie udawać coś. Albo myślec że się trwa przed Bogiem, a trwa się przed samym sobą.
...tylko w relacji z bliźnim człowiekiem można sie stawać?...
I co to w ogóle znaczy "stawać się" człowiekiem...
dziś na eucharystii wrócił do mnie ten wpis
tylko, gdy jesteśmy sobą przed Bogiem i odrzucamy wszelkie maski, przestajemy grać - On nas słucha i działa
To musi być niezwykłe doświadczenie :) Choć poświęcić tak całe życie - to jest tylko dla wybranych. A wnętrze kościółka niesamowite! Tego mi brakuje - prostoty. U mnie w parafii inwestują w piękne mozaiki i rzeźby, zamiast skupić się na istocie tego miejsca. Z resztą i tak ok.4 miesięcy msze sprawowane są w dolnym kościele, bo górny jest za duży żeby go ogrzać... jaka w tym logika? Liczy się Żywy Bóg którego możemy spotkać podczas Eucharystii, a nie pomniki nad ołtarzem...
Naprawdę Bóg chce dla nas samotności?!
seszelka: są różne powołania
Anonimowy z 3 grudnia 2013 22:40:
Przyjmują świeckie kobiety. Wiem dokładnie, bo od jakiegoś czasu próbuję się wybrać do Betlejemitek. Niestety jest jeden problem: dłuższy urlop mogę mieć tylko w sierpniu, a w sierpniu Betlejemitki nie przyjmują nikogo.
Pierwsze kontakty z ciszą mogą faktycznie być trudne. Ale jak się już człowiek z nią oswoi, przestanie się jej bać, polubi, to w końcu zaczyna za nią tęsknić. Dlatego co roku spędzam trochę czasu w milczeniu i w ciszy. W ciszy zresztą najgłośniej słychać Boga.
Pozdrawiam Ojca serdecznie,
Monika
Jeszcze raz dziękuję za ten blog ! :-)
Tak, pięknie tam jest... Cisza i liturgia w tym miejscu - bezcenne
A jak osoby świeckie mogą się tam zgłosić ?
http://www.kbroszko.dominikanie.pl/myriah.htm
tu można znaleźć więcej o siostrach betlejemkach
niedawno miałam okazję poznać jedną z sióstr (leżała w szpitalu, ja odwiedzałam przyjaciółkę)
http://english.bethleem.org/monasteres/pologne.php
dziękuję aga :) !
Nie ma czegoś takiego jak powołanie do samotności!!!!
Chcesz powiedzieć że żyjącym z wyboru w samotności, pustelniczym jednostkom się po prostu coś ubzdurało? Albo że Bóg chciał inaczej a one tak na przekór? Że tak naprawdę wszystkie bez wyjątku jesteśmy stworzone do małżeństwa albo wspólnoty zakonnej? Mężczyzn zostawiam w spokoju. Niech mówią za siebie. Ale jak już chcesz koniecznie to powiedz to Mateuszowi, że się chyba przesłyszał może za daleko siedział: "...a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni." (Mt 19,12)
Co nie znaczy że każdemu samotność na dobre wychodzi ale to inny temat.
Jak się wrzeszczy to z bólu. Zwykle. Jeśli to nie jest Twoje powołanie, to jeszcze nie znaczy że takiego nie ma.
Tak mi się przynajmniej wydaje.
I że to nie jest samotność bo ona jest z Bogiem. Bo bez Boga to wszystko jest bez sensu. Nie ma życia to nie ma i powołania. I że jeśli nawet w izolacji fizycznej od ludzi to w modlitwie za nich a to przecież wiąże.
Chyba że masz na myśli jakieś "ja i nikt i nikogo". Ale to by było mało ludzkie. Izolatka psychiczna totalna to nie powołanie.
Trzymaj się.
+
W każdym stanie - także w małżeństwie spotkasz się z takimi momentami, sytuacjami, że będziesz samotna
Po to aby Twoja uwaga skierowała się na Jezusa i by On wypełnił Twoją samotność sobą. Być może już teraz masz takie momenty i ich nie lubisz. Wtedy właśnie "wpuść" w nie Jezusa: "przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni jesteście, a ja was pokrzepię"
Czy można wyłączyć weryfikację obrazkową ?
Także bym chciałam, bo mam nie w pełni sprawną klawiaturę. Wylałam kiedyś na nią wodę i nie mogę używać cyfr. Kopiuję a jakby Ojciec wyłączył tę weryfikację obrazkową to mogłabym posty pisać normalnie bez tych cyfr.
W ogóle się nie rozumiemy. Nie chodzi mi o samotność pustelniczą, monastyczną, nie kwestionuje żadnego ludzkiego powołania. Natomiast uważam, że nikt z nas nie został stworzony do samotności. Tyle. I wszystko jedno czy mowa jest o małżeństwie, życiu zakonnym, czy życiu w samotności ale w "samotności" to nie znaczy samotnie, nie mylmy tego!!! Wiadomo, że jesteśmy ludźmi i zawsze będziemy samotni, taka jest nasza natura - tylko Bóg może nas wypełnić, wypełnić w nas to, czego nigdy nie wypełni żadna ludzka relacja.
seszelka, to pomyśl, gdzie i co piszesz - sądzisz, że ojciec pisze o takiej samotności o której Ty piszesz, że nikt do niej nie jest powołany - a może to nie samotność, tylko coś innego ?
Anonimowy, sorry, ale nasze myśli biegną po zupełnie innych torach i nie widzie sensu prowadzenia dalszej dyskusji bo do niczego ona nie doprowadzi.
Dokładnie.
Dla mnie samotność, taka przymusowa w rodzinie, jest ciężka do zniesienia. Jest jakby okropna i wydaje się nie mieć sensu ale tak nie jest. Samotność dla mnie to tylko jedna z form jakie mnie doświadczają jest ona jakby najbardziej widoczna i ponura ale ma sens. jest wiele różnych samotności. Wiem to i rozumiem. Bóg nadaje sens samotności.
Prześlij komentarz