Jako dziecko zazdrościłem mu zaradności, poczucia wolności i... egzotycznych owoców w pobliżu. Dzisiaj zaskakuje mnie czymś innym.
To były czasy, kiedy zielonego banana nadesłanego w paczce od sąsiada pracującego w Ameryce, mama dzieliła na sześć równych części, aby każdy mógł skosztować.
Choć była to lektura obowiązkowa w szkole, nie przeczytałem jej dokładne. Przejrzałem jedynie kilkanaście stron i zapoznałem się ze streszczeniem. Przymusowe książki zawsze kojarzyły mi się z nudą.
Choć była to lektura obowiązkowa w szkole, nie przeczytałem jej dokładne. Przejrzałem jedynie kilkanaście stron i zapoznałem się ze streszczeniem. Przymusowe książki zawsze kojarzyły mi się z nudą.
Teraz odkryłem Robinsona Cruzoe na nowo. Krótkie fragmenty czytam ostatnio w tramwaju, a potem mam przerwę by je w sobie ułożyć. Trafność wielu spostrzeżeń doprawdy zaskakuje.
Bóg miał jednak co do mnie swe zamiary i okazał dowodnie na mym przykładzie, jak to ludzie nie zdają sobie sprawy, iż nieraz jedynym ich wyzwoleniem i środkiem ratunku jest to właśnie, czego się boją najbardziej i co uważają za ostatnie nieszczęście. Mógłbym złożyć na to liczne dowody z przeżyć własnych.
11 komentarzy:
Wielkie wow:) Chyba też nie czytałam tej lektury zbyt uważnie, albo nie byłam wtedy wrażliwa na takie treści.
Odkrywanie na nowo starych rzeczy - znam to. Bo patrze przez pryzmat nowego doświadczenia, nabytej wiedzy.
A jeśli chodzi o tekst - paradoksalnie, to co, mogłoby nas zabić - leczy. Patrz: szczepionka. To tak jak z antidotum na jad węża. Surowicę na ukąszenie konkretnego gatunku sporządza się z jadu konkretnego gatunku. Takie ciekawe życiowe (Boże) paradoksy...
dziękuję za ten cytat
bardzo bym chciała wierzyć, że jest tak jak w tym cytacie jak i w to że ze zła Bóg wyprowadza dobro...........wszystko by było biało czarne i takie proste........tylko co z cierpieniem? niestety nie umie wielu spraw rzeczy zdarzeń zachowań zaakceptować nie mówiąc o tym, że zrozumieć.......
i tak sie błąkam.......
tak, dzięki za cytat.
I ja ostatnio pomyślałam o Robinsonie ;-) . Przy sprzątaniu ogrodu znosiłam stare drewniane kołki... i przypomniała mi się scena jak on nosił kamienie na budowę swojego schronienia. ;-)
Jola F: żyjesz więc jak Robinson :)
no prawie ;-) ogród- wyspa ;-) coś w tym jest ;-)
jeśli mowa o książkach-może mi ktoś polecić coś teraz,na przedwiośnie? (robinson już był kilka razy:))
Na przed-wiośnie, wiosnę, i po-wiośnie, Myśliwski Wiesław może byłby dobry. To zależy zresztą, czego poszukujesz.
Ojcze Krzysztofie, to teraz chyba te "dowody" za jakiś czas mogłyby się pojawić? Napisane, mógłbym...
Nic tak nie motywuje i nie buduje, jak przykład. I dzielenie się doświadczeniem. Ale nie wszystko przecież, da się tu napisać. I nie wszystko tak można. Cóż...
Też sobie czasem odkurzam dobre znaleziska.
Anonimowy z 19 marca 19:53 nie tylko polecam, ale też wkleję kilka. Źródło- internet. Uśmiechu życzę wszystkim
Też sobie czasem odkurzam dobre znaleziska.
Anonimowy z 19 marca 19:53 nie tylko polecam, ale też wkleję kilka. Źródło- internet. Uśmiechu życzę wszystkim
Pierwsze koncerty Haendla w Londynie nie cieszyły się powodzeniem, co bardzo niepokoiło przyjaciół kompozytora. Haendel ich uspokajał:
- Nie martwcie się! W pustej sali muzyka brzmi lepiej.
Pewien młody i bardzo pewny siebie tenor powiedział kiedyś Caruso:
- Wczoraj w operze mój głos zabrzmiał we wszystkich zakątkach teatru!
- Tak - odpowiedział Caruso - widziałem, jak publiczność ustępowała mu miejsca.
Pewien młody człowiek chciał zostać uczniem Beethovena. Gdy odegrał przed mistrzem wybrany utwór fortepianowy, ten orzekł:
- Musi pan jeszcze długo grać na fortepianie, zanim pan zauważy, że nic nie umie.
Pewna dama zapytała Liszta:
- Czy to prawda, mistrzu, że pianistą trzeba się urodzić?
- Naturalnie! Nie urodziwszy się, nie można zostać pianistą.
Na wykłady Humboldta przychodziło czasami po 1000 osób. Salebyły zapchane i można tam było spotkać ludzi o najróżnorodniejszym poziomie wykształcenia. Jeden z dziennikarzy tak to opisał: "Sala nie mieściła słuchaczy, a słuchaczom nie mieścił się w głowie wykład."
Pewnego razu do gabinetu Mikołaja Beketowa wbiegł służący i zawołał:
- Mikołaju Mikołajewiczu! W pana bibliotece są złodzieje!
Uczony oderwał się od obliczeń i spokojnie zapytał:
- A co czytają?
Otto Hahna zapytano kiedyś, co myśli o metafizyce.
- Metafizyka - odpowiedział śmiejąc się uczony - to poszukiwanie czarnego kota w ciemnym pokoju, w którym w ogóle nie ma kotów.
Beethoven wstąpiłkiedyś do restauracji i usiadł przy stoliku zamyślony, nie zwracając uwagi na kelnera, który podchodził kilka razy, żeby przyjąć zamówienie. Po godzinie kompozytor woła kelnera i pyta:
- Ile płacę?
- Pan dotychczas jeszcze niczego nie zamówił, właśnie chciałbym się spytać, czym mogę służyć?
- A przynieś pan, co chcesz, i daj mi święty spokój.
Brahms bywał bardzo złośliwy. Będąc kiedyś na przyjęciu, cały wieczór docinał wszystkim obecnym. Żegnając się z panią domu, powiedział:
- Do widzenia, droga pani! Jeżeli zapomniałem kogoś z obecnych tu obrazić, to proszę o wybaczenie.
Jascha Heifetz, zapytywany przez pewną damę o przebieg swojej kariery, powiedział:
- Pierwszy koncert dałem, mając sześć lat, i od tego czasu ćwiczyłem po osiemgodzin dziennie.
- A przedtem? Przedtem pan tylko bąki zbijał? - dopytywała się dama.
Wystawa obrazów Leona Chwistka nie cieszyła się powodzeniem i rzadko kto ją zwiedzał. Pewnego razu podszedł do artysty jeden z jego znajomych i powiedział:
- Byłem wczoraj na pana wystawie...
- Aaa, to pan był! - zawołał uradowany artysta.
Jan Cybis przybyłdo Paryża i zapytał w hotelu, w którym chciał się zatrzymać, w jakiej cenie są pokoje.
- Na pierwszym piętrze 50 franków, na drugim 35, a na trzecim 20.
- Dziękuję. Ten hotel jest dla mnie za niski.
Pewnego razu przyjechał do Stanisława Wyspiańskiego bogaty bankier z prośbą, by ten namalował jego portret. Artysta obejrzał bankiera i powiedział:
- Nie widzę powodu.
jeszcze to :)
Do restauracji wchodzi Kamil Witkowski, siada przy stoliku i woła:
- Kelner! Kolacja!
Podchodzi kelner i podaje mu menu. Witkowski przegląda przez chwilę kartę dań,po czym rzuca ją na podłogę i krzyczy:
- Psiakrew! Przyszedłem tu jeść, a nie czytać!
Zapytano pewnego razu Augusta Rodina o to, jak powstaje rzeźba, która jest dziełem sztuki.
- Bardzo prosto - odpowiedział rzeźbiarz. - Trzeba wziąć kawał marmuru i odrąbać wszystko, co w nim niepotrzebne.
Walter Hiebermiał zamiar podyktować coś sekretarce, ale ta była akurat zajęta.
- Co pani pisze? - spytał Hieber.
- To dla pana, profesorze.
- Ach, tak. To w takim razie kiedy indziej. Nie będę przeszkadzał sam sobie.
Pewnego razu,kiedy Balzac jak zwykle przyszedł do wydawcy po zaliczkę, zatrzymał go wdrzwiach sekretarz i powiedział:
- Bardzo mi przykro, panie Balzac, ale pan wydawca dzisiaj nie przyjmuje.
- To nic - odpowiedział Balzac - najważniejsze, żeby dawał.
Tristan Bernard jadł kiedyś obiad na Riwierze w jednej z najdroższych restauracji. Kiedy kelner przyniósł mu rachunek, Bernard zapłacił i kazał wezwać właściciela restauracji.Ten zjawił się natychmiast. Bernard zapytał:
- Pan jest właścicielem tej restauracji?
- Tak, ja.
- W takim razie niech pan mnie mocno uściska, bo już nigdy mnie pan tu nie zobaczy.
Pewien dramaturg zaprosił André Gide'a na premierę swojej sztuki. Po drugim akcie André Gide zwrócił się do autora sztuki:
- Teraz na dworze musi być ulewa.
- Dlaczego pan tak myśli? - zapytał autor.
- Bo wszyscy zostają, żeby zobaczyć trzeci akt - odpowiedział André Gide.
Amerykańskiego malarza, Jamesa Whistlera, zapytano kiedyś, czy to prawda, że zna osobiście angielskiego króla.
- Skąd wam to przyszło do głowy? - zdziwił się malarz.
- Sam król o tym mówił...
- Król się tylko tak chwali - odpowiedział Whistler.
Do Edgara Degasa zwrócił się pewien człowiek:
- Proszę mi wybaczyć, ale pańska twarz wydaje mi się znajoma. Musiałem ją widzieć już w innym miejscu.
- Niemożliwe - odpowiedział Degas - swoją twarz noszę zawsze na tym samym miejscu.
W obecności Picassa rozmawiano o współczesnej młodzieży.
- To prawda - powiedział Picasso - że współczesna młodzież jest okropna, ale najgorsze jest to, że my już do niej nie należymy.
Prześlij komentarz