piątek, 23 maja 2014

To moment kiedy chciałbyś już umrzeć

Kraków 2009, dokładnie pięć lat temu. Kto nie przeżył czym jest radość, która aż wylewa się z człowieka i z niczym na tym świecie równać się nie może, nie zrozumie.









Wraz z dwunastoma współbraćmi leżałem na posadzce i nie mogłem pohamować płaczu. Trzęsłem się wbijając głowę w ziemię, a jednocześnie było mi tak ogromnie wstyd, nie chciałem aby w tym stanie mnie ktokolwiek widział.

Jakby nagle, w jednej sekundzie, człowiek wszedł w zupełnie inną rzeczywistość, która jest nie do opanowania, która kompletnie przekracza, a jest jednocześnie tak fascynująca, że chciałoby się aby się już nigdy nie skończyła. Jakby nagle Bóg pokazał w jednej sekundzie, że te wszystkie trudy, blizny, wyrządzone krzywdy i nieuleczone rany, są tak naprawdę bez znaczenia, bo On w tym wszystkim jest. Zawsze był.

Sprawy, które wydawały się sukcesami nagle okazały się blade, a to o czym wolałbym zapomnieć okazało się dla Niego największą wartością. Jakby Jezus zaczął dotykać tych ran, wydobywając z nich sens. Jakby właśnie Jego miłość zaczęła lepić te blizny, aby już nie krwawiły.

To co było uciążliwym krzyżem, niespodziewanie nabrało światła w obliczu innej perspektywy. W ciągu jednego momentu wszystko zaczęło się prostować i układać, a ty nagle z całą mocą i świadomością widzisz, że twoje życie ma sens. Zawsze miało. Że jesteś chciany, kochany i przeznaczony do takiego szczęścia, którego nawet wyrazić nie można. Co więcej, nigdy nie było inaczej. 
To dziwny moment, bo człowiek chciałby już umrzeć, aby tylko ten stan zatrzymać.

A potem wszystko błyskawicznie odeszło i przyszedł naturalny pokój. Żadnych zbędnych emocji, tanich wzruszeń, zaschnięte na policzkach łzy.

Poza ślubami wieczystymi nigdy wcześniej, ani później nic takiego mi się nie przydarzyło. Także teraz, kiedy o tym piszę trudno jest to ubrać w słowa.



Od lat noszę w sobie przeświadczenie ogromnej chropowatości wszystkiego co piszę i mówię, są chwile kiedy najlepszym rozwiązaniem wydaje się zamilknąć i pozostać tylko z Nim. Nie łudzę się, że kiedyś będzie inaczej. Niezależnie od tego jak człowiek by się nie starał, to może ogarnąć jedynie cząstkę z tej tajemnicy, która tak mocno do siebie przyciąga.  Ta przeraźliwa pustka i tęsknota, tutaj na ziemi nigdy nie zostanie zaspokojona. To życie z nieustannym poczuciem braku. 

***

Później pytano mnie wielokrotnie. Czy kiedykolwiek żałowałem decyzji lub konsekwencji wynikających z wieczystych ślubów lub święceń? Z ręką na sercu. Nigdy. Ani jednego dnia.

Płaczę niezwykle rzadko i nigdy publicznie. 




12 komentarzy:

wastki i my. pisze...

Panu Bogu dzięki za Was. Niech dalej prowadzi. On wie najlepiej jak. Pozdrawiamy!

Żyrólik pisze...

Wybór .Łaska. Łzy szczęścia. Pokój nieprzyrodzony. Wdzięczność. Dar niezasłużony. Pomost łaski co spływa na innych ( na mnie też, dziękkuję) potem dar rozróżniania. I niech te drzwi serca będą otwarte zawsze., bo jednak kto stoi niech baczy , by nie upadł.
Dzięki Ojcze, db żeś jest.

Anonimowy pisze...

Piękna opowieść- zachęta dla następnych powołań:)

Kasia Sz. pisze...

Pamiętam Ojca kazanie prymicyjne. W niedzielę po święceniach. Mówił je Ojciec wespół chyba z o. Pawłem Zyburą. Jeśli mnie pamięć nie myli. To już 5 lat jak Ojciec jest księdzem.

Anonimowy pisze...

Piszę z Krakowa, gdzie jutro dominikanie mają święcenia kapłańskie :-)
Zwłaszcza jeśli ktoś jeszcze nie zaczął w ich intencji, to módlcie się!!

szpieg z krainy deszczowców pisze...

Żeby ojciec nigdy nie zapomniał że kapłaństwo to przede wszystkim... służba. Niech Bóg pomaga w szarosciach codziennosci, dostrzegac Jego nieskończoną ilosć barw. Niech bedzie dla innych jak promień swiatła w ciemnosciach, znak Bożej dobroci.
Wszystkiego dobrego, i tego co do Dobra prowadzi.
+

Anonimowy pisze...

Można doczytać, do czego Pan Jezus powołuje swoich uczniów: po pierwsze - żeby Mu towarzyszyli.
Ojcze Krzysztofie, nie tylko dziś dziękujemy Panu Bogu za Was Pasterzy. Niedawno na kazaniu było, że oddychamy Ewangelią w taki sposób, jak nam głosicie.

Anonimowy pisze...

+

Anonimowy pisze...

Pamiętam to dokładnie, bo 2009 to mój ulubiony rocznik. Wyświęcono wtedy kilku ojców, z którymi do dziś bardzo mi po drodze jeśli chodzi o Boga i wiarę.

"Panie Boże, daj mi żyć tak, aby patrząc na mnie myślano, iż niemożliwe jest aby Bóg nie istniał".
to modlitwa z Ojca obrazka prymicyjnego. I powiem śmiało, że Bóg wysłuchuje Ojca prośby.

Serdeczności i dużo błogosławieństw +,
Monika OPs

Anna K. pisze...

Ode mnie też wszystkiego najlepszego dla Ojca! :)
Podpisuję się pod wpisem Moniki i innych osób tu piszących, które cieszą się i dziękują Bogu, że mogli Ojca spotkać na swojej drodze, w różny sposób.

Bardzo dziękuję Ojcu za pomoc w trudnych chwilach i za wszystko.

Pozdrawiam i pamiętam w modlitwie!
Anna K.

Anonimowy pisze...

Czcigodny Ojcze, moje najszczersze życzenia z okazji 5 rocznicy święceń (małego jubileuszu). Życzę z całego serca radości z posługi kapłańskiej i życia zakonnego. Niech Jezus opiekuje się Ojcem na każdy dzień i uzdalnia do codziennego trwania przed Nim w radości i pokoju serca:)
pozdrawiam serdecznie
sekretMnich-a

Czarownica pisze...

Na dziś, jutro i kolejny rok: nieustającego światła i spokoju serca, ojcze Krzysztofie!

Prześlij komentarz