Z czasem nowe rzeczy tracą swoją atrakcyjność, przestają cieszyć i wciąż kończymy tam, gdzie zaczęliśmy.
Wyobraźmy sobie, że załatwiamy sprawy na mieście w gorący, wilgotny, letni dzień. Po kilku godzinach pocenia się wracamy do klimatyzowanego domu. Gdy zostajemy otuleni zimnym, suchym powietrzem, wywołuje to w nas spektakularne wrażenie. Na początku czujemy się ożywieni, orzeźwieni, prawie zachwyceni. Wraz z upływem czasu silna przyjemność jednak maleje i ustępuje uczuciu zwykłego komfortu. Nie jest nam gorąco, nie kleimy się i nie jesteśmy zmęczeni, nie jest nam także chłodno i czujemy się pobudzeni. Tak naprawdę nie czujemy wiele. Przyzwyczailiśmy się do klimatyzacji do tego stopnia, że nawet jej nie zauważamy. To znaczy, nie zauważamy jej do momentu, gdy trochę później wyjdziemy na zewnątrz. Teraz upał uderza nas jak podmuch z otwartego piekarnika i doceniamy klimatyzację.
W 1973 roku 13% Amerykanów twierdziło, że klimatyzacja w ich samochodach to konieczność. Dzisiaj uważa tak 41%. Podobno klimat na Ziemi się ociepla, ale nie zmienił się tak bardzo w ciągu 30 lat. Co się zmieniło?
Nasz standard komfortu.
Dwadzieścia pięć lat temu ekonomista Tibor Scitovsky stwierdził: Istoty ludzkie chcą doświadczać przyjemności. A kiedy konsumują, naprawdę doświadczają przyjemności – tak długo, jak to, co robią, jest nowością.
Przyzwyczailiśmy się do sytuacji, a później zaczynamy uważać ją za oczywistą. Barry Schwartz badający to zagadnienie wspomina:
Mój pierwszy komputer miał 8 kilobajtów pamięci, programy instalowały się za pomocą kasety magnetofonowej (jeden prosty program instalował się pięć minut) i nie był on w ogóle przyjazny dla użytkownika. Uwielbiałem go i wszystko, co mi umożliwiał. W ubiegłym roku pozbyłem się komputera o prędkości i pojemności kilka tysięcy razy większej, ponieważ był zbyt słaby, by sprostać moim potrzebom. To, co robię za pomocą komputera, nie zmieniło się tak bardzo w ciągu lat. Ale to, czego od niego oczekuję – tak. Kiedy zainstalowałem telewizję kablową, byłem zachwycony odbiorem i podniecony, mając dzięki niej tyle wyborów (o wiele mniej niż dzisiaj). Teraz marudzę, jeśli kablówka zanika, i narzekam na niedostatek ciekawych programów. Kiedy stało się możliwe, żeby przez cały rok kupować całą gamę owoców i warzyw, myślałem, że odnalazłem raj. Teraz uznaję ten całoroczny dar za rzecz oczywistą i wkurzam się, jeśli nektarynki z Izraela albo z Peru, które kupuję w lutym, nie są słodkie i soczyste. Przyzwyczaiłem się do każdego z tych źródeł przyjemności i tym samym przestały być one źródłami przyjemności.
Inną sprawą jest fakt, że większość rzeczy, które pomagają nam szybko poczuć się lepiej, na dłuższą metę sprawia, że czujemy się dużo gorzej. Z czasem nowe rzeczy tracą swoją atrakcyjność, przestają cieszyć i wciąż kończymy tam, gdzie zaczęliśmy.
Nie warto szukać czegoś najlepszego, lepiej zgodzić się na wystarczająco dobre. A po decyzji już do niej nie wracać, odcinając się od innych możliwości.
Nie bez powodu najbardziej radosnymi i wolnymi ludźmi są dzieci, które Jezus stawia nam za wzór. Zachwycają się wciąż na nowo tym światem. W takich momentach nie myślą o sobie, co daje im wolność od siebie samych. Mistyka nie jest ucieczką, ale światłem pozwalającym zobaczyć z innej perspektywy codzienny świat.
Prostota i nieustanne zdumienie to cechy charakterystyczne dla ludzi oświeconych. Bożą obecnością.
Korzystałem z książki B. Schwartza "Paradoks wyboru"
7 komentarzy:
Piękne zdjęcie i piękne treści :)
Od jakiegoś czasu uwolniłam się z chęci posiadania. Wcześniej szwendałam się po targach staroci, wybierałam cacka, ikea też była moim sobotnim przystankiem - "wygodne przedmioty". Teraz lubię mieć przy sobie mały nożyk, którym kiedyś mój śp ojciec obierał jabłko, tworząc ze skórki najdłuższa. serpentynkę.Świat z perspektywy dziecka, które z zachwytem i w skupieniu patrzy na długość skórki. Dajmy takie wspomnienia naszym dzieciom,żeby zobaczyły świat z innej perspektywy.
To ja dodam przykład od siebie: jako dziecko dosłownie polowałam na ulubione piosenki - żeby je zgrać z radia, możliwie w całości i bez głosu prezentera. A kiedy puścili taki, czy inny ulubiony utwór w TV, biegło się z drugiego pokoju, rzucając natychmiast wszystko, żeby posłuchać. I to były prawdziwe emocje. Dziś... dziś jest internet i można puszczać muzykę w kółko. Nie przeszkadza mi to, ale - owszem - przyzwyczaiłam się. Inny przykład? Telefonowanie do znajomych z innych miast - minuty przeliczane na impulsy pod budką telefoniczną, emocje - żeby kogoś usłyszeć, żeby zastać w domu... Dziś myślę, że telefony komórkowe są super, ale też, że staliśmy się zbyt roszczeniowi względem innych i że popadamy w histerię lub irytację, gdy ktoś nie odbiera lub nie odpisuje. Chcemy mieć wszystko na zawołanie - również drugiego człowieka i jego czas. I dopiero, gdy to my stajemy się tym drugim, który nie ma siły i ochoty podnosić słuchawki, zaczynamy rozumieć, że coś tu jest nie tak...
a czy pamiętacie słuchowiska radiowe? :) ale te dawniejsze.
Z córką oglądam stary film odcinkowy dla dzieci: "Magiczne Drzewo". Prosty, krótki, wymowny - a po zakończeniu fajnie jest o nim porozmawiać. Daje mojemu dziecku więcej niż godziny kolorowych, wesołych, śmiesznych bajek, ale bez wyrazu, bez przekazu. Warto w konsumpcyjnym świecie szukać takich rodzynków:)
Oj, pamiętam dzwonienie z budki na kartę:).
Poranki na trawie, świt i mokre od rosy stopy.
Dom taki normalny z Panem Bogiem. W domu zawsze ciepło przyjmowani ludzie. Zawsze swoi, albo jak swoi. Bliscy.
Taką godność innym potrafi dać tylko ktoś kto nosi ją w sobie.
I chleb na stole ze śmietaną z cukrem. Mleko. placki na blacie pieczone, z odciskiem fajerek.
Bo się w sobotę dowiedziałam ojcze.
Jeden klaps w życiu bo sie zapomnieliśmy i poszliśmy na cały dzień precz bez mówienia.
Szlachetność jakaś taka królewska, kiedyś myślałam skąd to, potem że od Boga.
Sprzątając znalazłam różaniec. Czyj, duży taki. No przecież, tercjarski. ???
Teraz po tylu latach.
Język jest polski. Obraz zrzutem z mózgu, z ekranu. Jest tak jak jest. Nie udziwniane. Po prostu czasem ani siły ani chęci żeby na potrzeby czyjeś prostować i rozprasowywać. Bo jest właśnie tak.
Bo tak się myśli, jak się pisze, jak się oddycha w jakim rytmie serce bije. Tak jest.
A jeśli komuś trudno to ominąć rzecz słuszna. Bo za dużo tego, niepotrzebnie, za dużo o sobie komu to na co potrzebne. Nawet jeśli ktoś lubi, dziękuję Marysiu, to trzeba przestrzeń szanować i nie zagracać. Prawda?
I , że zgrzytnie, prawda, to chyba dobrze jak zgrzyta. Bo to chyba powinno zaboleć, jak sie słyszy komuś powiedziane, z najlepszym umotywowaniem, jakoś tak wyglądasz że cieżko na ciebie patrzeć, może lepiej stąd idź. Nie, jasne że to nie aż tak było napisane. Ale to jest w tle. Masz jakieś plusy, ale świat mi bez ciebie piękniejszy.
To nic. Czasem jak sie pomodlą to jakby ktoś w serce kopnął. Wejście Ducha jak wejście smoka. Jak ratunkowe pogotowie. Da się wytrzymać. Wszystko sie da wytrzymać dopóki ma się ojców. Matkę. Są Aniołowie. I jest pięknie. Przecież nie jest źle. Jest dobrze. Jest Bóg. Jest dobrze.
Prześlij komentarz